Protest przeciwko likwidacji Walcowni Rur Andrzej w Zawadzkiem odbył się we wtorek 4 czerwca w centrum miasta. Ponad pół tysiąca oflagowanych uczestników akcji głośno manifestowało niezadowolenie z planów, które spadły na nich przed dwoma tygodniami jak grom z jasnego nieba. Firma Alchemia, właściciel zakładu, uznała bowiem, że bardziej opłaca się jej go zlikwidować, niż inwestować w modernizację umożliwiającą dalsze konkurowanie na rynku.
- Praktycznie wszystko się działo z godziny na godzinę, ludzie po ogłoszeniu decyzji przez spółkę chodzili jak błędne owce. Nie możemy tego tak zostawić. Większość załogi jest przed emeryturą - tłumaczy pani Elżbieta pracownica WRA - Walcownia jest największym podatnikiem w gminie, nie ma takiego drugiego. Nie będziemy tu mieć nic, zero inwestycji. To jest tragedia mieszkających tu ludzi. Wszystko upadnie.
Związkowcy z "Solidarności" oraz samorządowcy obecni na proteście krytykowali władze Alchemii za tę decyzję. Padły argumenty, że walcownia w Zawadzkiem to wyspecjalizowany zakład w przemyśle hutniczym - jedyny taki w Polsce. Wskazywali, że jego zamknięcie w obliczu konfliktu za wschodnią granicą jest ruchem - delikatnie mówiąc - nietrafionym.
- Była to dla nas nagła i niespodziewana decyzja -wskazuje Dariusz Brzęczek, lider "S" w woj. opolskim. - Można powiedzieć też, że bardzo pochopna. Świadczy, o tym w tej chwili to, że produkcja jest obecnie na dobrym poziomie, czyli prawie 2 tys. zamówień, a tysiąc w obiegu, więc miesiąc produkcji jest w zanadrzu.
- Pracodawca przez tyle lat nie doinwestował zakładu. Można sądzić, że z samego początku rozpoczął proces jeden, który miał właśnie zakończyć się taką likwidacją - mówił Andrzej Karol, przewodniczący Krajowej Rady Hutnictwa NSZZ Solidarność. - Mamienie pracowników tym, że zostali tutaj na sam koniec inwestorzy, przekazywane im informacje, żeby się pojawiali, to już było za późno. Chociaż uważamy nadal, że jako producent takiego gatunku produktu, jaki jest, to rzadkość w naszym kraju, powinien nadal być produkowany, nadal istnieć. I to jest rola również państwa.
- Faktem jest, że to zakład, który jako jedyny w Polsce produkuje rury o dwóch średnicach. Najbliższe tego typu zakłady są na Białorusi, na terenie Rosji jak i w Czechach. Co będzie dalej? Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Natomiast mogę powiedzieć, że struktury samorządu na każdym szczeblu robią, co mogą - wspominał Michał Rytel burmistrz Zawadzkiego.
Od przedstawicieli władz samorządowych uczestnicy protestu usłyszeli, że mogą liczyć na ich wsparcie w kwestii przekwalifikowania się, tworzenia własnej działalności bądź poszukiwania zatrudnienia w innym miejscu.
- Doprowadziliśmy do szybkiej analizy z przedsiębiorcami i się okazuje, że na terenie powiatu strzeleckiego i okolic, czyli do 50 kilometrów, mamy około 220 miejsc pracy dzisiaj aktywnych - zaznaczał starosta Waldemar Gaida. - Chcę zapewnić, że sami nie zostaniecie. Samorządy wspólnie, ten gminny, powiatowy i wojewódzki, będą szukały rozwiązań, żeby przede wszystkim dać pracownikom szansę na zatrudnienie.
Chcemy pracować u siebie
Sporo protestujących osób podkreślało jednak, że chcą pracować tam, gdzie do tej pory. Nie chce zmieniać branży czy lokalizacji swojego zatrudnienia. Ponadto mają ciągle nadzieję, że decyzja zostanie zmieniona.
- Wierzę w to, że się uda nie zlikwidować zakładu. Nie chcę nigdzie indziej pracować. I nie wyobrażamy sobie, że może być inaczej. Do emerytury pozostały mi dwa lata. Kto mnie zatrudni w tym wieku? - pyta pani Elżbieta Derda, pracownica WRA. - W zakładzie pracuje również mój mąż. On też ma dwa lata do emerytury. Mam koleżanki, które tu pracują z całymi rodzinami. To po pięć, a nieraz siedem osób. Co oni mają zrobić, zostają bez niczego, bez perspektyw.
- Najgorzej mają ci co posiadają po dwa kredyty, pracują tu rodzinami, a pracodawca z dnia na dzień zamyka zakład. Tutaj rozgrywają się ludzkie tragedie - mówi jeden z pracowników.
- Pozostało nam nie wiele do emerytury. Ja mam 8 miesięcy kolega podobnie. Teraz to nikt nas nie będzie chciał zatrudnić - dopowiada kolejny uczestnik protestu - Zapewne zostanie nam państwówka do odczekania tego czasu, bo w takim wieku , jesteśmy nieopłacalni dla pracodawcy.
- Na chwilę obecną nie będę szukać pracy, nawet nie chcę tego. Mam do końca nadzieję, że Walcownia nadal będzie istnieć i znajdzie się ktoś kto będzie chciał przejąć zakład i nas. Bo z tym pracodawcą to nie tędy droga - twierdzi pracownik WRA.
Wsparcie z całego kraju
Nie zabrakło także okazanego wsparcia od pracowników oraz przedstawicieli, zarówno z branży hutniczej i innych. Przyjechali oni do Zawadzkiego z całej Polski.
- Jeśli chodzi o przemysł stalowy to nie jest najlepsza sytuacja u nas w kraju, dlatego wspieramy kolegów z Walcowni Rur w Zawadzkiem - Grzegorz Antkiewicz przewodniczący komisji międzyzakładowej w NZZ Solidarność Huta Warszawa. - Jesteśmy razem w Krajowej Sekcji Hutnictwa, razem współpracujemy. Przyjechaliśmy pomóc, by uratować ten zakład. Kto wie czy nie będą następne zwolnienia, bo w hutnictwie jest co raz gorzej i obawiamy się że każdy może podzielić ten sam los.
- Przede wszystkim przyjechaliśmy wspierać . Takie sytuacje nie powinny mieć zdarzenia, że zakład zamyka się z dnia na dzień a prawie 450 ludzi traci pracę. Liczymy, że da się coś zaradzić. - mówi nam pan Tomasz z WSK Kalisz.
- Póki jest szansa, można rozmawiać wspierać, to będziemy to robić i pomagać. Trzeba zwrócić uwagę wszystkim, na ile tylko się uda, żeby takie działania nie miały prawa bytu. Abyśmy nie musieli się spotykać w takiej nie ciekawej sytuacji - dopowiada kolejny związkowiec z Wielkopolski. - Niestety coraz więcej słychać o masowych zwolnieniach miejmy nadzieję żeby się to nie rozpędziło i nie stało codziennością.
- Solidaryzujemy się z celami tego protestu. Uważamy że Walcownia powinna zostać przejęta przez państwo Polskie. Tym bardziej, że jest to bardzo dobry interes w koniunkturze światowej . Będziemy wspierać protesty na różnych poziomach aż odpowiednie jednostki pójdą po rozum do głowy i szybko to się rozwiąże - zaznaczał Marcin Janasik z Fundacji Przebudzenie.
Hutnictwo w Polsce zagrożone
Zauważyć można, że sytuacja hutnictwa w kraju, z roku na rok, jest coraz trudniejsza. W dużej mierze wynika to z europejskich wymogów, jakie narzuca na nas Unia. Choć warto zaznaczyć, ze prosperity w tej dziedzinie osiągają Chiny, Indie czy Stany Zjednoczone.
- Bez stali nie ma nowoczesnej gospodarki. Jest to towar i produkt niezastąpiony. Na tę chwilę nic innego nie wymyślono - wskazuje Andrzej Karol. - Jeśli mamy takie założenia i wiemy, że do tej produkcji na chwilę obecną emituje się CO2. dwie tony na jedną tonę produkcji stali to jest to efekt że nadal będziemy ją potrzebować. Rozumiem redukować ale nie róbmy tego na zasadzie likwidacji zakładów. Koszty które są potrzebne na wprowadzenie nowych technologii są tak olbrzymie, że bez wsparcia krajów UE, to żaden państwowy lub prywatny zakład nie wytrzyma tej presji. Za to inni dookoła poza Europą korzystają z tej sytuacji, nie przejmują się emisją. Musimy wybrać drogę. Albo rozsądek, albo likwidacja przemysłu. Albo cofamy się w swoim rozwoju, albo zwalniamy własnych europejskich pracowników.
Komentarze