Jak przebiegają kwalifikacje do turnieju takiego jak Mistrzostwa Polski?
- Mistrzostwa Polski Kobiet w szachach to najwyższy poziom turnieju na arenie krajowej. Sam awans na taką imprezę nie jest prosty, bo bierze w niej udział zaledwie dziesięć zawodniczek. Jest kilka warunków, które trzeba spełnić, żeby się na takie mistrzostwa dostać. Automatyczny awans uzyskują trzy najlepsze szachistki z poprzedniego turnieju, kolejny sposób to wysokie miejsce w rankingu krajowym albo kwalifikacje. Ja akurat dostałam się na Mistrzostwa z listy rezerwowej, to znaczy, że nie byłam brana pod uwagę w pierwszej kolejności. Miałam sporo szczęścia, że ostatecznie wzięłam udział w tym turnieju. Dowiedziałam się zresztą o tym, że zagram, dużo później od pozostałych dziewczyn.
Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas turnieju? Wydaje się, że im bliżej końcowych rozstrzygnięć, tym napięcie rosło?
- Cały turniej to był dla mnie ogromny stres i niesamowite obciążenie psychiczne. Jak to w życiu - były momenty lepsze i gorsze. Nie byłam do końca pewna, czy aby na pewno podołam fizycznie i mentalnie tak dużej imprezie. Na szczęście udało mi się nad tymi emocjami zapanować. Nie jest to żadna tajemnica, że turniej dla mnie przebiegał świetnie i przez większość czasu byłam przeszczęśliwa. Ale bardzo często towarzyszył mi również stres.
Jakie miałaś oczekiwania przed pierwszym meczem turnieju? Miałaś z tyłu głowy takie myśli, że to wszystko może się zakończyć właśnie w taki sposób?
- Nadzieje są zawsze (śmiech). Na każdy turniej staram się przyjechać z pozytywnym nastawieniem i przeświadczeniem, że zrobię wszystko najlepiej jak mogę. Nie chcę się ograniczać i stawiać sobie pośrednich celów, przykładowo: chcę być w pierwszej piątce. Lubię wierzyć, że mogę wygrać i taka myśl towarzyszyła mi także teraz. Starałam się nie myśleć za bardzo o wynikach, choć podeszłam do wszystkich meczów bardzo ambitnie, nie chcąc czuć się gorsza. Chciałam zobaczyć co się stanie, jak to wszystko się potoczy. Najważniejsze z tego wszystkiego było jednak dla mnie to, żeby cieszyć się grą.
Gdybyś miała wybrać kluczowy moment turnieju, co by to było?
- Na pewno kluczowy był przedostatni pojedynek (Michalina Rudzińska po wygraniu tej partii zapewniła sobie złoty medal - przyp. red.). Ale wydarzeniem, o którym się w zasadzie nie mówi, a który dał mi bardzo wiele, był moment, w którym przegrałam partię i musiałam uznać wyższość rywalki. To był jedyny mecz, którego nie udało mi się wygrać, w czwartej rundzie. To była najważniejsza psychicznie chwila, po której musiałam się pozbierać, szybko wrócić do gry. Mówiąc krótko - po której nie mogłam się załamać. To było bardzo trudne do przepracowania, żeby nie dopuścić do siebie złych, negatywnych myśli.
Co zatem zrobiłaś po tej przegranej czwartej rundzie? Jaka jest Twoja reakcja na porażkę?
- Po gorszej partii w moim wykonaniu daję sobie taką godzinkę czasu, gdy mogę o tym myśleć, trochę się podłamać. Wiadomo, że wtedy człowiek ma w sobie różne emocje, bo są to złość, smutek, żal. Potem stawiam kreskę i staram się totalnie odciąć, odstawić to w przeszłość. Czasem idę na spacer, czasem wystarczy porozmawiać z kimś bliskim. Na turnieju potrzebowałam takiego momentu dla siebie. Powiedziałam sobie wtedy: Nic się nie stało, gram dalej i na pewno się nie poddam. Jest to trudne, ale staram się to robić, bo na każdym turnieju może przyjść taki moment i trzeba sobie po prostu umieć z nim poradzić.
Przychodzi potem przedostatnia partia, którą wygrywasz. Zostajesz Mistrzynią Polski. Co się dzieje w Twojej głowie w tym momencie?
- To jest chwila nie do opisania. Moment, na który czekasz całe swoje życie, od początku swojej kariery sportowej. Ja wtedy, mówiąc szczerze, byłam po prostu bliska omdlenia. Nie pamiętam też zbyt wiele, bo emocje były totalnie poza skalą. Wokół było tyle ludzi, przyjechała też moja mama, oczywiście trener. To jest po prostu nie do opisania. Ogromne szczęście, wielka ulga, wielkie zmęczenie - nie wiadomo do końca, co się dzieje. Jestem pewna, że te chwile zostaną ze mną do końca życia.
Od razu po tej przedostatniej partii, gdy było już wiadomo, że wygrałaś cały turniej, media i Twojego Facebooka zalała fala gratulacji. Czułaś mocne wsparcie podczas turnieju?
- Z pewnością, to było dla mnie bardzo ważne. Już po mistrzostwach odpisałam na kilkadziesiąt wiadomości. Poczułam się oblegana z każdej strony, a to dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Nagle interesują się media, ludzie. Jest to dla mnie całkowicie coś innego niż do tej pory. Ale całkiem miło jest być czasem w centrum uwagi.
Złotego medalu pogratulował Tobie również Jan-Krzysztof Duda, najlepszy aktualnie szachista w Polsce. Mieliście kiedyś okazję poznać się osobiście?
- Do tej pory nie rozmawialiśmy nigdy osobiście, ale znamy się z widzenia. Spotykamy się od czasu do czasu na różnych turniejach. Ten post i gratulacje z jego strony były na pewno czymś niespodziewanym, ale szalenie miłym.
Czy coś się zmieniło w Twoim życiu codziennym po turnieju? Ludzie podchodzą do Ciebie na ulicy, proszę o zdjęcie, autograf?
- Zdecydowanie. Zmieniło się sporo. Emocje już nieco opadły, bo od turnieju minęło już trochę czasu. Mimo to, jest to zupełnie inna rzeczywistość. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że moje życie całkowicie się zmieniło przez ten tydzień. Najbardziej ta świadomość bycia mistrzynią Polski we mnie uderzyła trzy dni po turnieju. Pojechałam wtedy na zawody do Puław, takie szybkie, dwudniowe granie. Gdy weszłam na salę, od razu zalała mnie fala ludzi, wszyscy gratulowali, pytali o wrażenia, emocje. Ktoś poprosił nawet o autograf, kilka osób o zdjęcie. W moim mieście też ludzie cały czas gratulują, piszą, dzwonią. To całkowicie nowa sytuacja w moim życiu, w której nie wiem na ten moment czy już się odnajduję. Muszę się do tych nowych rzeczy przyzwyczaić.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze