Żywność w powiecie strzeleckim coraz droższa
W grudniu 2021 roku w jednej z piekarni na terenie Strzelec Opolskich za chleb żytni razowy o wadze 0,6 kg trzeba było zapłacić 4,60 zł. Ten sam bochenek chleba w styczniu 2022 roku kosztował 5,40 zł. Ceny nie zmieniono w lutym, ale w marcu wzrosła do 6,30 zł, a obecnie wynosi 6,50 zł.
- Sprzedawczyni powiedziała, że niedługo i tak chleb podrożeje - mówi pani Bogusława, która regularnie kupuje w piekarni. - Podobno ma kosztować 7 zł albo i więcej.
W ciągu zaledwie kilku miesięcy cena bochenka chleba zmieniła się na dużo wyższą. Mamy na to dowody w postaci paragonów. Wiele osób z niepokojem zagląda do portfela po każdych zakupach. W głowie się nie mieści, że żywności w domach nie przybywa, za to dramatycznie ubywa pieniędzy, które na nią wydajemy.
- Najbardziej podrożały olej rzepakowy, masło i kurczak - analizuje pani Gabriela. - Jeszcze w zeszłym roku dziwiłam się, że za olej trzeba płacić kilka złotych drożej, a w tym roku to już dwa razy więcej niż było.
- Ser gouda i jaja, które lubię jeść na śniadanie, są dużo droższe niż jeszcze na początku roku - skarży się pani Krystyna. - Jestem emerytką. To prawda, że dostałam podwyżkę emerytury, ale ona wcale nie wyrównuje wydatków na żywność. Poza tym, wszystko inne też jest droższe, prąd, gaz... Mieszkam w bloku, więc jakoś sobie radzę, ale współczuję ludziom, którzy muszą kupować węgiel, żeby ogrzać dom. Na żywność to pewnie już im nie wystarczy - martwi się.
- Ceny spożywki to bardzo niemiły dla mnie temat - mówi pan Marian. - W kwietniu w jednym markecie była promocja na masło. Za trzy kostki w sumie płaciło się 16,50 zł zamiast 19,50 zł. W maju w tym samym sklepie też była promocja, ale nie można było kupować samego masła. Trzeba było wydać najpierw 29 zł na inne produkty, żeby wskoczył rabat na masło. Regularna cena za kostkę zamiast 6,50 zł - po dwóch miesiącach wyniosła już 7,30 zł. Dokąd to wszystko zmierza? Nie jemy z żoną wystawnie, ale chleb z masłem, kawałkiem wędliny czy pomidora na śniadanie to u nas normalny posiłek. Czy będziemy musieli nawet taką skromną przyjemność ograniczać? - zastanawia się.
Cenowy szok w sklepach. Ile jest wart "koszyk cenowy"?
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w kwietniu 2022 roku ceny towarów i usług konsumpcyjnych - w porównaniu z analogicznym miesiącem 2021 roku - wzrosły odpowiednio o 13,1 proc. (ceny towarów) i 10,1 proc. (ceny usług).
W kwietniu tego roku odnotowano też wyższe ceny w odniesieniu do marca tego roku. Jak podaje GUS, w ciągu miesiąca ceny żywności wzrosły o 4,4 proc., mieszkania o 1,8 proc., odzieży i obuwia o 3 proc. oraz rekreacji i kultury o 2 proc.
Obrazową analizę rynku żywności prowadzi portal internetowy dlahandlu.pl. Znajdziemy na nim „Koszyk cenowy”. Jest to projekt, który służy monitorowaniu cen kilkudziesięciu produktów w różnych regionach kraju i w kilku kategoriach sklepów (delikatesach, dyskontach, supermarketach, hipermarketach - łącznie w ponad 20 różnych sieciach handlowych). Co miesiąc porównywane są ceny 50 najpopularniejszych produktów w najpopularniejszych gramaturach.
W jednym z najtańszych branych pod uwagę marketów, w lutym 2022 roku za bułkę kajzerkę trzeba było zapłacić 0,27 zł, w kwietniu 2022 - 0,32 zł. Olej kujawski w grudniu 2021 kosztował tam 8,22 zł, a w kwietniu tego roku 10,85 zł. Skoki o 0,20 zł na produkcie, w zestawieniu cen z lutego i kwietnia, odnotowały m.in. serek wiejski czy śmietana 18 proc. W tym okresie o prawie dwa złote podrożały paczki kiełbasy podwawelskiej czy szynki wiejskiej 450 g, o złotówkę wzrosła cena margaryny, o kilkadziesiąt groszy - mąki pszennej, opakowania 10 jaj, pakowanej próżniowo polędwicy sopockiej, kurczaka, śledziowych matjasów w oleju...
Zdrożały też inne potrzebne w domu produkty, które zwykle kupujemy razem z żywnością, takie jak papier toaletowy, ręczniki papierowe, chusteczki do nosa, a także płyn do naczyń czy proszek do prania.
Dlaczego jest tak drogo?
Z analiz obserwatorów rynku wynika, że tak duże jak obecnie podwyżki w sklepach odnotowano w 2011 roku. Wielu ekspertów podkreśla, że na ceny wpływają rosnące koszty energii i transportu, a wysokie ceny żywności mają dodatkowo związek ze wzrostem cen surowców i opakowań. Do tego dochodzi wysoka inflacja, niektórzy mówią o „inflacji wojennej”, powiązanej z wojną w Ukrainie.
Czy rzeczywiście jest tak, że dopóki nie skończy się wojna u sąsiadów, będziemy skazani na rosnące ceny? Kiedy inflacja wyhamuje? Kiedy w sklepach będzie taniej? Te pytania zadaliśmy ekspertce w dziedzinie ekonomii, prof. Marcie Maciejasz, dyrektor Instytutu Ekonomii i Finansów Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Opolskiego.
- Sytuacja geopolityczna na pewno ma duże znaczenie dla sytuacji ekonomicznej na świecie, w Europie czy w Polsce. Warto jednak przeanalizować mechanizmy rynkowe, które pozwolą nam zrozumieć, że nie do końca możemy zrzucać całą winę za drożyznę na toczącą się za granicami wojnę - przyznaje prof. Marta Maciejasz.
- Polityka gospodarcza kraju opiera się na dwóch filarach: polityce monetarnej i polityce fiskalnej. Monetarna jest domeną banku centralnego. W Polsce tę funkcję pełni Narodowy Bank Polski. Może on podwyższać cenę pieniądza, czyli podnosić stopy procentowe. To oznacza między innymi, że przedsiębiorstwa, które zaciągnęły kredyty, będą musiały zapłacić za nie więcej niż w chwili ich pobierania. W konsekwencji poniosą wyższe koszty odsetkowe, które będą chciały przerzucić na konsumentów - tj. podniosą ceny swoich towarów. To jest jedno ze źródeł wzrostu cen, ale też trzeba podkreślić, że działania banku centralnego polegające na podnoszeniu stóp procentowych, z ekonomicznego punktu widzenia, są zasadne i zwykle stosowane w okresie dynamicznej inflacji. Chodzi o to, by ludzie ograniczyli zaciąganie zobowiązań i zaczęli oszczędzać, by nieco ograniczyli tzw. życie ponad stan w dobie kryzysu. Inna rzecz, że w parze z tym działaniem powinno iść korzystniejsze oprocentowanie lokat w bankach, by zachęcić do odkładania pieniędzy. Niestety, u nas tego brakuje.
Politykę fiskalną z kolei prowadzi rząd. Jej elementem są między innymi rozmaite świadczenia dla obywateli.
- Mogą to być świadczenia 500+, trzynasta, czternasta emerytura, tarcza antyinflacyjna, a więc dofinansowania z budżetu państwa do rachunków obywateli za prąd, gaz itp. Te pieniądze ludzie otrzymują od państwa, a z punktu widzenia rynkowego oznacza to, że nie zostały one wypracowane przez tego, kto je dostał. W ekonomii nazywamy to świadczeniami nieekwiwalentnymi - wyjaśnia prof. Maciejasz.
- W chwili, gdy ludzie otrzymują pieniądze, stać ich na to, by kupować. Rośnie popyt na towary, więcej kupujemy, ale jednocześnie producenci nie dają rady nagle więcej wyprodukować, mają określone moce przerobowe. W związku z tym, że towary szybko schodzą z półek, producenci podnoszą ich ceny. To również normalne zjawisko w ekonomii. Producenci, widząc że jest zapotrzebowanie na ich produkty, chcą na nich zarobić. Mamy więc kolejne źródło pędzącej inflacji. Z ekonomicznego punktu widzenia, gdyby władza (obojętnie jaka) chciała wyhamować inflację, musiałaby zastopować wydawanie różnych nieekwiwalentnych świadczeń, czyli np. dodatkowych emerytur. Zdaję sobie sprawę, że z kolei z politycznego punktu widzenia jest to działanie bardzo niepopularne. Jednak jako ekonomista powiem, że dla nas wszystkich w dłuższej perspektywie byłoby korzystne. Zaprzestanie „rozdawania pieniędzy” to konieczny warunek, by wyhamować inflację. Tylko wtedy, gdy polityka monetarna i fiskalna będą szły w parze (a więc gdy wraz z podniesieniem stóp procentowych nastąpi wyhamowanie danin), może dojść do ustabilizowania rynku - uważa ekspertka.
Jak podkreśla prof. Maciejasz, zwiększona inflacja notowana była już wcześniej, zanim na Ukrainie wybuchła wojna, nie można więc bezpośrednio łączyć tych zjawisk.
- Wojna to czynnik pośredni. Przez nią w naszym kraju przybyło ok. 3 mln ludzi, uchodźców. Te osoby też chcą się wyżywić, więc kupują produkty w sklepach. Popyt na żywność rośnie, dlatego - jak wspomniałam - jej ceny też rosną. To normalny mechanizm. Tym bardziej jest potrzebna harmonijna polityka gospodarcza - monetarna i fiskalna. Rosnące ceny będą wkrótce powodowały wzmożone oczekiwania wyższych płac przez pracowników. Grozi nam więc spirala cen i płac. Dla dobra nas wszystkich, państwo powinno ograniczyć wydatki, by ustabilizować budżet państwa. Tylko w ten sposób sytuacja może się uspokoić - ocenia ekspertka.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze