Zbliża się nieuchronny koniec Walcowni. Czy ktoś zdąży odwrócić jej losy?
Pod koniec maja wieść o tym, że spółka Alchemia zdecydowała się zlikwidować Walcownię Rur "Andrzej" w Zawadzkiem, była dla załogi jak grom z jasnego nieba. Jako powód właściciel podał brak opłacalności produkcji oraz zbyt wysoki koszt prac modernizacyjnych, które pozwoliłyby utrzymać produkcję.
W zmianie decyzji nie pomógł zorganizowany protest, a wszyscy pracownicy zakładu - blisko 450 osób - otrzymali wypowiedzenia. Natomiast w lipcu wśród pracowników i związkowców tliła się jeszcze nadzieja, że dojdą do skutku rozmowy z potencjalnym inwestorem, który przejmie "Andrzeja". Wiele mówiło m.in o inwestorze z Ukrainy, jednak i to ucichło.
Przypomnijmy także, że z początkiem sierpnia Grupa Boryszew - właściciel spółki Alchemia - wskazała, ile kosztować będzie zamknięcie fabryki w Zawadzkiem. Informacja pojawiła się w komunikacie giełdowym, w którym czytamy, iż "(…) w ramach procesu przygotowywania skonsolidowanego sprawozdania finansowego Grupy Kapitałowej za I półrocze 2024 roku, spółka zależna Alchemia SA. z siedzibą w Warszawie wstępnie oszacowała koszty związane z procesem likwidacji Oddziału Walcownia Rur Andrzej w Zawadzkiem w kwocie 25 mln złotych. Powyższa kwota obciąży wynik skonsolidowany za I półrocze 2024 roku”.
Ponadto, Alchemia wystawiła zakład na sprzedaż. Termin składania ofert minął 13 września br. Nadal więc istnieje cień nadziei, że WRA przetrwa, bo chociaż produkcja została już zakończona, ale zakład nie został całkowicie zamknięty. Dodatkowo nie ma również decyzji o rozmontowaniu czy sprzedaży mieszczących się tam urządzeń.
- Zakład nadal jest więc w pewnej gotowości - zauważa Dariusz Brzęczek przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność” Śląska Opolskiego oraz lider zakładowej komisji związku w walcowni. - To daje skrawek nadziei, że nie zostały zakończone rozmowy między zainteresowanymi stronami i znajdzie się nowy inwestor, który mógłby rozpocząć produkcję rur w ciągu kilku dni.
Mimo, że część załogi już zakończyła pracę w Walcowni, to większość ma zatrudnienie do końca września. Wtedy też ma nastąpić likwidacja zakładu. Choć jak wskazuje przedstawiciel pracowników, dla kilkunastu osób umowy zostały przedłużone na okres paru miesięcy.
- Bogactwem każdej firmy są ludzie - dodaje Brzęczek. - Nie wiem, czy po zamknięciu zakładu ktoś będzie zainteresowany tą załogą. Dla pracowników nie jest to łatwa sytuacja. Nie wiadomo, czy znają pracodawcę, który zatrudni ich na warunkach pasujących każdej ze stron. Natomiast cichą nadzieją jest też to, że zostaje grupa około 20 ludzi, w tym głównie elektryków i ślusarzy, którzy będą się zajmować utrzymaniem i zabezpieczeniem zakładu przed zniszczeniem. To wskazuje, że Walcownia nie zostanie do końca zlikwidowana, skoro ci pracownicy mają przedłużony okres wypowiedzenia.
Czym spowodowana jest decyzja o przedłużeniu umów dla niektórych osób oraz czy znaleźli się chętni do zakupu zakładu, zapytaliśmy rzeczniczkę prasową Grupy Boryszew - Annę Janochę. Jednak do momentu zamknięcia tego wydania gazety nie otrzymaliśmy od niej odpowiedzi.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze