Siatkarz
- Fakt, dość nietypowa sytuacja, ale w sumie jestem już do tego przyzwyczajony, bo już jakiś czas tak funkcjonuje. Zresztą to nie pierwszy raz, że gram na kilku frontach, nie jest to dla mnie nic nowego - przyznaje skromnie 31-letni przyjmujący.
I przypomina, że gdy był młodszy to zdarzało mu się bronić barw klubu z Kędzierzyna-Koźla w PlusLidze i Lidze Mistrzów oraz w drużynie U23. Potem, gdy utworzono Zaksę Strzelce Opolskie, też łączył grę na zapleczu elity czy jeszcze poziom niżej, a przy tym również pomagał „pierwszemu zespołowi”.
W tym sezonie sytuacja jest tym bardziej nietypowa, bo trudno znaleźć inny klub, który mierzy się z takimi kłopotami kadrowymi jak od paru miesięcy Grupa Azoty ZAKSA. A ostatnio wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Wszak poza trójką graczy z jego pozycji, którzy od dawna są wyłączeni z gry czyli: Jakubem Szymańskim, Aleksandrem Śliwką i Wojciechem Żalińskim, to zdarzało się, że sztab szkoleniowy nie mógł skorzystać także z innych graczy odpowiadających za przyjęcie jak Korneliusz Banach, Bartosz Bednorz czy Daniel Chitigoi. Awaryjnie do gry został wezwany właśnie on oraz… trener przygotowania motorycznego Justin Ziółkowski.
- Zawsze jestem gotowy oddać serce temu klubowi, więc nie jest to dla mnie coś nadzwyczajnego - podkreśla Krzysztof Zapłacki. - Z punktu widzenia kogoś, kto śledzi te rozgrywki, to może być coś coś niespotykanego, bo pewnie w jakimś tam stopniu jest, ale ja do tego tak nie podchodzę. Gram na kilku frontach i wszędzie staram się dać z siebie wszystko.
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. I wcale nie trzeba znać się jakoś szczególnie na siatkówce czy nawet sporcie, by wiedzieć, iż pomiędzy trzecim szczeblem rozgrywkowym w danym kraju, a najwyższym, nie mówiąc już o Lidze Mistrzów, jest przepaść, której nie oddaje po prostu zwykłe wyliczenie, że to różnica dwóch lub trzech poziomów.
- Umiejętności zawodników, szybkość gry, dynamika, siła... wszystko to jest nie do porównania. Trzeba się dużo bardziej napocić nawet gierce treningowej z pierwszym zespołem, żeby zdobyć jakiś punkt, aniżeli na parkietach drugoligowych - obrazuje.
On jednak wyraźnie sobie radzi. Z wcześniejszych lat może się pochwalić medalami PlusLigi i zdobyciem Pucharu Polski. W listopadzie dołożył swoje trzy grosze do triumfu w Superpucharze naszego kraju. Na początku grudnia uznano go MVP meczu z Cuprum Lubin, a na początku lutetgo przeciwko Resovii Rzeszów zdobył 10 punktów i zakończył spotkanie z drugim wynikiem w swoim zespole pod tym względem.
- Staram się dawać z siebie po prostu wszystko - tłumaczy w swoim stylu Krzysztof Zapłacki. - Znam chłopaków nie od dziś. Bardzo się lubimy i szanujemy. Kierujący grą musi gdzieś tę piłkę dystrybuować tak, żeby szła nie tylko do jednego zawodnika, bo wiadomo, że w takiej sytuacji ciężko jest uciągnąć grę w ataku. Może też rywale mniej mnie pilnują w tym bloku i pewnie rozgrywający chce to wykorzystać. W meczu z Resovią przyniosło to efekty, bo parę piłek miałem super rozrzuconych. Pokończyłem trochę akcji i pomogłem zespołowi.
- W przyjęciu już wcześniej sobie radził w PlusLidze, ale też gdzieś Marcin Janusz nabrał większego zaufania do niego i dostał zdecydowanie więcej piłek niż w poprzednich meczach - ocenia Dawid Krupa, jego trener z Zaksy Strzelce Opolskie. - Dlatego mógł się też wykazać w tym elemencie, bo nie ukrywam, że u nas jest on pierwszą opcją w ataku. To jest zawodnik, który potrafi kończyć piłki, tylko trzeba mu po prostu zaufać i myślę, że w tym meczu to zafunkcjonowało.
Urzędnik
Szacunek Zapłackiemu należy się tym większy, iż na co dzień łączy grę z regularną pracą w Urzędzie Miasta w Kędzierzynie Koźlu, gdzie zajmuję się sprzedażą gruntów niezabudowanych, sprzedaję działki gminne i miejskie. Organizuję przetargi i jest w odpowiedniej komisji. Już samo to dla niejednej osoby byłoby „czarną magią”.
- Nie jest lekko, ale jakoś daje radę - przyznaje. - To nie jest praca fizyczna, a umysłowa. Tyle, że każdego dnia trzeba spędzić te osiem godzin w pracy. Mam więc mało czasu pomiędzy jej końcem, a początkiem treningu. Bo zazwyczaj wychodzę o godz. 15, potem szybki powrót do domu, coś zjem, chwilę pobawię się z dzieckiem, spędzę trochę czasu z żoną i zazwyczaj około godz. 17 ruszam na trening. W hali jestem 2-3 godziny, wracam i jest już praktycznie noc. I trzeba iść spać, żeby odpocząć, bo kolejny dzień już „za pasem”. Ale ja nie narzekam. Zawsze staram się szukać pozytywów, a nie negatywów. Jestem twardego chowu - dodaje z uśmiechem.
Na szczęście, ma wsparcie także wśród współpracowników. Jakby nie było, nie każdemu jest dane pracować z zawodnikiem swojej ukochanej drużyny, a takich w Urzędzie Miasta w Kędzierzynie-Koźlu rzecz jasna nie brakuje. Nie tylko jednak przecież dlatego. Trudno więc się dziwić, że od czasu do czasu dostaje kalendarze czy koszulki klubowe do podpisania... przez chłopaków z Grupy Azoty ZAKSA.
- Gdy przychodzę rano do pracy następnego dnia po meczu, to siadamy przy małej kawce, szybko zdaję relację, bo przecież każdy ogląda Zaksę. Czuje pełne wsparcie z ich strony i to jest wspaniałe, że nikt nie zazdrości, a raczej wszyscy mnie w tym wspierają - cieszy się.
Pewnego rodzaju udogodnieniem może być też fakt, iż jego szefową jest w tym przypadku Sabina Nowosielska, obecnie prezydent miasta, a w przeszłości prezes klubu z Kędzierzyna-Koźla. Szczególnej taryfy ulgowej z tego powodu jednak nie ma. I musi choćby brać urlop wypoczynkowy, gdy wyjeżdża z kędzierzynianami na mecz Ligi Mistrzów, jak choćby ostatnio do tureckiej Ankary.
- Nie chcę być nie fair w stosunku do kolegów i koleżanek z pracy. Staram się wypełniać swoje obowiązki służbowe równie sumiennie jak te siatkarskie - nie kryje. - Wiadomo, że gdzieś tam w pewnych sytuacjach jest delikatne przymknięcie oka, ponieważ pani prezydent jest chyba naszym największym kibicem, jest prawie na każdym meczu i wspiera nas - podkreśla Krzysztof Zapłacki.
Trener
Gra w dwóch zespołach i to na paru frontach oraz praca w urzędzie to jednak nie koniec jego obowiązków. Jest bowiem również trenerem młodzieży, prowadząc zespoły juniorów i kadetów w Strzelcach Opolskich. A niedawno jego podopieczni z AS Kronospan Strzelce Opolskie w tej starszej kategorii wiekowej zajęli trzecie miejsce w województwie i mogli je reprezentować w turniejach ćwierćfinałowych o mistrzostwo Polski. W Poznaniu w walce o awans do grona 16 najlepszych ekip w kraju wygrali jeden mecz i przegrali dwa (w tym z młodzieżą Skry Bełchatów).
- W związku z ostatnim natłokiem obowiązków w prowadzeniu tych drużyn pomagają mi inni trenerzy klubu, ale cały czas jesteśmy w kontakcie, chodzę na treningi - tłumaczy. - Uwielbiam pracę z młodzieżą, mam zrobione odpowiednie papiery. To też mnie kręci, tak że pod każdym względem staram się siatkarsko rozwijać.
Co ciekawe, Krzysztof Zapłacki nie pochodzi z Opolszczyzny, a z Wielkopolski. Urodził się w Lesznie, a do nas trafił blisko 12 lat temu z Kaniasiatki Gostyń. Od tego czasu opuszczał Kędzierzyn-Koźle tylko wtedy, gdy był wypożyczany do Ślepska Suwałki i Krispolu Września. Trudno więc nie zadać pytania, czy nie kusiłoby sprawdzenie się w klubach prezentujących poziom między ekipami w których obecnie występuje.
- Nigdy nie mówię nigdy, ale na tę chwilę nie... i raczej nic się nie zmieni. Osiedliłem się tutaj razem z żoną i córeczką. Ja mam tu pracę, ona ma. Dobrze nam się tu żyje - ucina, podkreślając, iż jest tym bardziej wdzięczny swojej drugiej połówce za to, jak go wspiera w dążeniu do marzeń. - Owszem wiedziała, że wychodzi za mąż za siatkarza, ale chyba nie mogła się domyślać, iż ten będzie pracował na trzy, a nawet cztery etaty - dodaje z przymrużeniem oka.
Głowa rodziny
- Tego to nie zakładaliśmy, ale ona jest bardzo wyrozumiała - uśmiecha się Zapłacki. - Wspaniale zajmuje się naszym dzieckiem, bo jak mówiłem, nie ma mnie zbyt często w domu. Niemniej, co dla mnie ważne, mam pełne wsparcie wśród mojej rodziny. Przede wszystkim dziękuje im, bo bez nich nie mógłbym tego robić i być aktualnie w tym miejscu, w którym w jestem. Pomagają też nam bardzo rodzice, co też ułatwia sytuacje, tak że jakoś dajemy radę - przyznaje nie kryjąc, iż dzięki temu jest mu też łatwiej na nowo spełniać swój siatkarski sen.
- Wiadomo, że po to się trenuje, poświęca się tej dyscyplinie, żeby przeżywać takie chwile, jakie teraz przeżywam - dodaje. - Dla mnie to jest kapitalna sprawa, móc nie tylko pomagać chłopakom, ale i grać, bo też sporo tych szans dostaje, by przebywać na boisku wśród najlepszych zawodników na świecie, przy najlepszej publiczności. Myślę, że to jest spełnienie marzeń z dzieciństwa i każdego adepta siatkówki - podkreśla.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze