Niezwykła historia bezcennej figurki
O znalezieniu figurki parafian poinformował podczas odprawianych przez siebie mszy świętych proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Jemielnicy, ksiądz Henryk Pichen. Rzeźbę odnaleziono w nietypowych okolicznościach.
- Podczas sprzątania kościoła, ktoś zauważył starą reklamówkę z Kika przy krzyżu, pod chórem - relacjonuje słowa księdza mieszkanka Jemielnicy. - W środku była figurka, a proboszcz od razu skojarzył, że to ta ukradziona.
Ta „figurka” to mierząca około 40 centymetrów, polichromowana rzeźba gotycka, której powstanie datuje się na 1450 rok. Przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem i wykonana została z niezwykłym kunsztem i precyzją. Do momentu kradzieży był to jeden z najcenniejszych zabytków znajdujących się w pocysterskim zespole klasztornym w Jemielnicy. Rzeźba zniknęła z kościoła parafialnego w niewyjaśnionych okolicznościach w 1971 roku. Na co dzień wystawiona była w łatwo dostępnym miejscu, w szklanej gablotce na ołtarzu św. Antoniego (pierwszy po prawej od wejścia do świątyni).
W tamtych latach wiele osób wyjeżdżało na stałe do Niemiec, pozostawiając nieraz za sobą cały swój majątek. Jedną z takich osób był ks. Bruno Wollik, który od 1966 roku pełnił funkcję proboszcza parafii Jemielnica. Wielu parafian po dziś dzień to właśnie z nim kojarzyło kradzież figurki, o czym również wspomniał ks. Henryk Pichen.
Parafianie z Jemielnicy zarzucili proboszczowi kradzież bezcennej figury
Ludzie przez lata mówili, że były proboszcz ukradł figurkę, by zabrać ją z parafii na pamiątkę lub sprzedać. Nawet w wydanej w 2014 roku książce „Jemielnica. Dzieje wsi i parafii” autorstwa lokalnych historyków - Piotra Michalika i Piotra Smykały - możemy przeczytać, że kradzież figury Matki Boskiej z Dzieciątkiem przypisywano duszpasterzowi, który - w następstwie tych oskarżeń - poprosił biskupa o zwolnienie z obowiązków proboszcza.
Jak piszą historycy, władza ludowa szukała pretekstu do odwołania księdza z parafii, bo zbytnio angażował się w pracę duszpasterską. Oskarżano go także o zniszczenie malowidła w ogrodzie poklasztornym. Kradzież została oczywiście zgłoszona, jednak w 1972 roku prokuratura umorzyła śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy. Mniej więcej w tym też czasie w jemielnickiej świątyni zamontowano kraty, które miały na celu zabezpieczenie pozostałych cennych okazów znajdujących się w kościele.
Po wielu latach, w szklanej gablocie na ołtarzu św. Antoniego umieszczono podobiznę zaginionej rzeźby. Parafianie chcieliby, by w jej miejscu znalazła się oryginalna, zabytkowa figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem, to jednak nie jest takie proste.
- Pod koniec lat 70-tych XX wieku prowadzone były wpisy do rejestru i inwentaryzacje zabytków. Figurki już wówczas w kościele nie było, dlatego nie znalazła się w rejestrze - tłumaczy Elżbieta Molak, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Opolu.
W tej chwili rzeźba znajduje się w rejestrze zabytków skradzionych, dlatego nie można jej ot tak, po prostu wystawić na ołtarzu. Do Urzędu Ochrony Zabytków musi teraz wpłynąć wniosek o wpis do rejestru zabytków i objęcie eksponatu ścisłą ochroną konserwatorską. Wtedy też przeprowadzone zostaną szczegółowe oględziny rzeźby, które pozwolą potwierdzić jej autentyczność.
W swoich archiwach WUOZ posiada fotografię Madonny z Dzieciątkiem wykonaną w 1964 r.
- Na podstawie porównania zdjęcia figurki z 1964 roku z tym przesłanym nam przez księdza proboszcza można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że są to figurki tożsame - mówi Elżbieta Molak. - Jest to bardzo niecodzienna sytuacja, że w taki sposób odnajdują się zabytki. Figurka bardzo wzbogaci katalog zabytków pocysterskiego kompleksu w Jemielnicy.
Po półwieczu sumienie tuszyło złodzieja?
Trudno się nie zgodzić z niezwykłymi okolicznościami ujawnienia rzeźby. Jak opowiedział jeden z mieszkańców Jemielnicy, wspomniana reklamówka przez kilka dni po prostu leżała przy krzyżu i nikt się nią szczególnie nie interesował. W tym czasie w kościele odbywały się próby dzieci pierwszokomunijnych i przez świątynię przewinęło się wiele ludzi. Osoby sprzątające kościół myślały, że któryś z parafian zostawił torbę przypadkiem, gdy przyszedł się pomodlić i pewnie niebawem po nią wróci. Dopiero jeden z mężczyzn pomagających w parafii i posługujących przy mszach świętych, po kilku dniach, zajrzał do środka i zgłosił znalezisko proboszczowi.
- Ksiądz powiedział, że nie docieka i nawet nie chce wiedzieć, kto przyniósł figurkę do kościoła, ale dziękuje tej osobie - opowiada parafianka z Jemielnicy. - Chce też oczyścić dobre imię swojego poprzednika, któremu do śmierci ciążyło to, że ludzie wydali na niego wyrok Ksiądz Wollik przez całe lata o tym pamiętał, przed śmiercią ciężko chorował, a w jednym z listów napisał, że to nie on ukradł tę figurkę i nie miał nic wspólnego ze zniknięciem rzeźby.
Duszpasterz zmarł 29 sierpnia 2003 roku w Niemczech. Niestety, nie przyszło mu dożyć zwrócenia zabytku.
Zagadkowe okoliczności zaginięcia, a potem odnalezienia bezcennej figury są żywo komentowane w Jemielnicy. Ludzie spekulują, że złodziej jest stąd, ze wsi. Ukradł Madonnę z motywów, które niesłusznie przypisywano ks. Wollikowi. Z jakichś powodów nie wyjechał jednak do Niemiec, albo przestraszył się, że podczas kontroli granicznej (a w tych latach były drobiazgowe) celnicy znajdą figurkę i za przemyt dzieła sztuki trafi na długie lata do więzienia. Madonna została więc w Polsce, a po latach złodziej, tknięty wyrzutami sumienia i być może będąc już nad grobem, postanowił zwrócić figurkę w taki sposób, żeby nie padły na niego żadne podejrzenia.
Jakie będą dalsze losy XV-wiecznej figurki? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam jeszcze poczekać. Za jakiś czas okaże się, czy wróci ona na swoje dawne miejsce w murach kościoła parafialnego w Jemielnicy, czy też zabezpieczona zostanie w Muzeum Diecezjalnym w Opolu, by nie powtórzyły się przykre wydarzenia z lat 70-tych ubiegłego stulecia.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze