- Jak zmieniał się wizerunek kobiety przez te 20 lat, odkąd jest pani wójtem?
– Bardzo dużo się zmieniło, zwłaszcza to, że odpowiedzialność za dom, za rodzinę dzielimy już w ze swoim partnerem. Wcześniej obowiązywał podział obowiązków domowych i pełnienie jakiejkolwiek funkcji publicznej było dla kobiet trudniejsze, bo to na kobiecie spoczywało więcej obowiązków związanych np. z wychowaniem dzieci. I nie mówię o sobie, bo kiedy zostałam wójtem, moje dzieci były już dorosłe. Teraz mężczyźni uczestniczą w życiu domowym, w opiece nad dzieckiem, potrafią gotować, sprzątają i jeśli kobieta podejmuje się pełnienia funkcji publicznej, to podział obowiązków w domu znacznie jej to ułatwia. Kobiety mogą już piastować funkcje publiczne, nie rezygnując z posiadania rodziny.
- Jest pani jedyną kobietą na stanowisku wójta w powiecie.
– Wciąż na tym stanowisku przeważają mężczyźni, mimo, że kobiety są silniejsze psychicznie, bardziej odporne na stres i doskonale potrafią się sprawdzić w tej roli. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Na szczęście, to zaczyna się zmieniać.
- 20 lat temu, kiedy obejmowała pani stanowisko, miała wrażenie, że przebija szklany sufit?
– Oczywiście. Nawet w czasie kampanii wyborczej słyszałam od kilku panów, że po co się pcham na ten stołek, że moje miejsce jest w kuchni, przy garach itp. Myślę, że to byli panowie, którzy sami ze sobą nie potrafili sobie poradzić i w ten sposób odreagowywali frustrację.
- Jako kobiecie było pani trudniej przekonać do siebie wyborców?
– Mieszkam w swojej gminie całe życie i nie patrzyłam na to w ten sposób, że muszę kogoś do siebie przekonywać, dlatego że jestem kobietą. Wydawało mi się, że ci, którzy będą chcieli mnie wybrać, to mnie wybiorą, bo znają mnie od zawsze i wiedzą, co sobą reprezentuję. Zresztą moje hasło wyborcze podkreślało właśnie kobiecość, bo brzmiało "Postaw na gospodarność, daj szansę kobiecie". I powiem szczerze, że poza kilkoma uwagami, spotkało się to z pozytywnym odbiorem przez mieszkańców. Już wtedy społeczeństwo nie było tak konserwatywne, jak to sobie dziś wyobrażamy, tylko już rozumiało, że kobieta też może coś dać światu.
- A jakie wartości kobieta może wnieść do samorządu? Podkreśliła pani gospodarność...
– Moi kontrkandydaci oburzali się wówczas, że podważam ich gospodarność, ale mnie nie chodziło o podważanie wartości mężczyzn, tylko podkreślenie, jakie atuty mają kobiety.
- To jakie to są atuty?
– Właśnie ta odporność na stres, która jest zupełnie inna niż u mężczyzn. Myślę, że koledzy bardziej się wszystkim przejmują, chociaż, czy my, kobiety, się nie przejmujemy? Nie wiem. Ale przynajmniej tego nie pokazujemy.
- Wspomniała pani, że dzieci były już dorosłe, kiedy obejmowała pani stanowisko. Czyli funkcja wójta w pani przypadku nie wiązała się z typowymi dla kobiet wyrzeczeniami?
– Nie, i właśnie na to chciałabym zwrócić uwagę, że przy tego rodzaju pracy bardzo ważne jest wsparcie rodziny. Wielokrotnie musimy liczyć na wyrozumiałość i wsparcie partnera i dzieci. Przy wsparciu rodziny można pokonać wszystkie trudności, jakie niesie taka funkcja. Bardzo ważna jest też załoga, z którą się pracuje. Od tego, jak my jako szefowie funkcjonujemy, zależy funkcjonowanie całego zespołu. A zespół, który jest wspierany przez szefa, rewanżuje się tym samym, kiedy z kolei ten ma jakieś osobiste trudności w swoim życiu.
- Całe życie jest pani aktywna zawodowo?
– Zaczęłam pracę późno, miałam 26 lat, ponieważ zaraz po skończeniu szkoły, a z wykształcenia jestem fizjoterapeutką, urodziły się dzieci. Uważam, że kobiety powinny samodzielnie decydować, jaką drogę życiową wybiorą, czy chcą pracować, czy poświęcić się rodzinie. Kobiety, które są aktywne zawodowo, też potrafią poradzić sobie z życiem rodzinnym. W tej chwili dominuje trend, że kobiety powinny pracować i być samodzielne, choć już przebijają się głosy, że kobieta powinna zajmować się domem, a mężczyzna zarabiać na utrzymanie rodziny. Mnie się taki model nie podoba. Ja wolę być aktywna zawodowo. To jednak tylko moje zdanie, każdy wybiera taki model życia, jaki chce prowadzić.
- Jako młodej kobiecie z dwójką dzieci trudniej było pani wchodzić na rynek pracy?
– Kiedy zaczynam pracę, był 1981 rok, to były zupełnie inne czasy. Szło się do pracy, robiło się to, co do ciebie należało i koniec. Nie wymagało się od pracowników kreatywności. Wtedy nie było mi trudno, przedszkole, do którego prowadziłam dzieci, było zaraz obok urzędu, w pracy robiłam, co do mnie należało.Nie mogłam o niczym decydować, nie mogłam wpływać na rozwój mojej ukochanej gminy. Więc, jak tylko pojawiła się możliwość kandydowania w wyborach bezpośrednich na wójta, kiedy już było wiadomo, że będą wybierali mieszkańcy - wcześniej wybierała rada - postanowiłam spróbować. Wcześniej nie było nawet szans, żebym ja, urzędniczka mogła zostać wójtem. Byłam zaangażowana w życie gminy, miałam różne pomysły, których nie mogłam zrealizować.
- Impulsem do kandydowania było to, żeby mieć wpływ na to, jak wygląda najbliższe otoczenie?
– Tak. Dzieci - już wówczas dorosłe i mąż wsparli mnie w tej decyzji, powiedzieli, że powinnam spróbować. Nie powiem, że się nie bałam. Miałam czterech kontrkandydatów, więc z duszą na ramieniu szłam do tych wyborów. Napięcie psychiczne było ogromne, zwłaszcza, że obawiałam się, iż po wszystkim stracę pracę, bo jednym z kandydatów był mój szef. Ktoś może uważać, że nie powinno się stawać przeciwko swojemu szefowi, ale to nie te czasy. Od 20 lat jestem wójtem, to chyba dowód na to, że społeczeństwo mi zaufało i się nie zawiodło, ponieważ byłam wybierana na kolejne kadencje. Chyba jednak dobrze, że wtedy się zdecydowałam. Bardzo wspierał mnie wtedy mój mąż. Mówił, żebym się nie martwiła, że jak nie będę miała pracy, to pobędę trochę w domu, a potem coś sobie znajdę, miałam jego pełne wsparcie. A moje początki jako wójta to był czas ogromnych inwestycji, ryzykownych decyzji, zaciągania kredytów na rozwój gminy. Wracając do domu, mówiąc kolokwialnie, padałam na twarz. Dlatego wyrozumiały partner jest tak ważny.
- Zmieniła panią ta funkcja?
– Zmieniła mnie psychicznie, na pewno, czuję się silniejsza. Zmieniłam się też pod tym względem, że obejmując to stanowisko byłam bardzo otwarta na ludzi, uważałam, że wszyscy są dobrzy, miała nieograniczone zaufanie. Teraz nie jestem już tak otwarta, nie ufam też ludziom bezgranicznie.
- Nabrała pani stereotypowych męskich cech?
– Nigdy nie podchodziłam do swojej pracy w męski sposób, nie staram się forsować swojego zdania. Oczywiście, mam swoją koncepcję, kiedy przychodzę do swoich współpracowników, ale zawsze ich słucham, i często zdarza się, że to oni mają rację, wtedy potrafię ustąpić. Bardzo też doceniam młodych ludzi, oni mają już inne spojrzenie i warto ich słuchać. Zwłaszcza, że trzeba mieć komu przekazać pałeczkę, bo to już moja ostatnia kadencja, po jej zakończeniu idę na emeryturę.
- Kiedy obserwuje pani córkę, widzi pani, że kobiety z waszego pokolenia miały trudniej, czy może to właśnie teraz przed kobietą stoi więcej wyzwań?
– Nie wiem, czy teraz kobiety mają trudniej, jest po prostu inaczej. Wcześniej miałyśmy mniej udogodnień, kiedy wchodziłam w dorosłość, nie było pralek automatycznych, miałam Franię, potem wirówkę do kompletu i to już było znaczne udogodnienie. Wszystko robiło się ręcznie, nie było robotów kuchennych. Ale też umiałyśmy sobie z tym wszystkim poradzić. Teraz wszystko jest bardziej zautomatyzowane i to znacznie ułatwia życie, ale praca zawodowa wymaga obecnie ogromnego zaangażowania. Ta praca, do której ja chodziłam, była inna, nie musiałam być kreatywna, nie musiałam się rozwijać, a teraz od tych kobiet wymaga się o wiele więcej, wciąż trzeba się rozwijać i szkolić, wciąż coś się zmienia. Wtedy miałyśmy trudniej w domu, ale może trochę łatwiej w pracy. Teraz na odwrót.
- To, że jest pani kobietą, utrudniało pani pracę na stanowisku wójta?
– Przeciwnie. To, że byłam kobietą nieraz mi ją ułatwiało. Najczęściej miałam kontakt z mężczyznami i miałam wrażenie, że rozmowa ze mną przebiegła inaczej, niż gdyby na moim miejscu był mężczyzna.
- Miała pani kiedyś momenty zwątpienia?
– Takie momenty chyba zawsze są w każdej pracy, ale u mnie na szczęście trwały bardzo krótko, np. jedno popołudnie. Najbardziej stresujące są momenty, kiedy zawiedzie cię osoba, o której myślałeś, że możesz na nią liczyć. Te wszystkie inwestycje, problemy, trudności, które mamy do pokonania, to są rzeczy, z którymi można sobie poradzić, które są do przewidzenia.
- Jako wójt zwraca pani większą uwagę na prokobiece inwestycje, np. żłobki, przedszkola?
– Ważne było dla mnie stworzenie dobrych warunków dla dzieci i to, żebyśmy mieli w przedszkolach tyle miejsc, żeby dzieci mogły od 3 roku życia do nich chodzić, bo one się wtedy zupełnie inaczej rozwijają. Zawsze dążyłam, żeby warunki dla edukacji naszych dzieci były jak najlepsze i dlatego mamy duże przedszkola i szkoły, które rozwijają horyzonty naszych dzieci. Edukacja to jest przyszłość.
- Będzie pani odchodzić ze stanowiska z poczuciem satysfakcji?
– Tak, bo muszę przyznać, że wiele zmieniło się w gminie na lepsze. Miałabym jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale wiek już nie ten. Mam plany, których już nie zrealizuję, ale zostawię przynajmniej podwaliny dla osoby, która będzie wójtować po mnie. Myślę też, że tak całkiem nie wyłączę się z życia społecznego i działania na rzecz gminy. Za swój mały sukces uważam też to, że przez te 20 lat nie spotkałam się z hejtem w przestrzeni publicznej. Uważam to za dowód na to, że to społeczeństwo mojej gminy chyba mnie akceptuje.
Czego, z okazji naszego święta, życzy Pani mieszkankom powiatu?
– Wszystkim kobietom powiatu strzeleckiego życzę, aby zawsze spełniały swoje marzenia, te duże, ale również te małe. Żeby zawsze dążyły do tego, aby robić to, co lubią, bez względu na to, czy jest to praca zawodowa, czy życie prywatne. Po prostu żeby były dobre dla siebie.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze