- Jakby pani podsumowała te dwadzieścia lat bycia wójtem w gminie Izbicko?
- Na pewno mogę powiedzieć, że w tym czasie dużo się wydarzyło. Sama gmina również bardzo się zmieniła, gdyż mieliśmy dostęp do różnych funduszy zewnętrznych, głównie były to środki unijne. Co więcej, udało nam się przeprowadzić jedną inwestycję, jeszcze zanim Polska weszła do Unii Europejskiej. Były to środki przedakcesyjne, z programu SAPARD (unijny program finansowego wsparcia dla krajów oczekujących na członkostwo w UE – przyp. red.), przeprowadziliśmy wtedy częściową modernizację ujęcia wody. Od 2004 roku większość zadań wykonaliśmy w oparciu o środki unijne.
Na przestrzeni lat z powodzeniem z nich korzystaliśmy, były to zarówno duże kwoty, jak i te mniejsze, pozyskane poprzez stowarzyszenia, jak na przykład Stowarzyszenie Góra Świętej Anny, czy Euroregion Pradziad. Zawsze staraliśmy się, żeby do każdego zadania pozyskać dodatkowo środki zewnętrzne i skorzystać z innych, niż te nasze, gminne. Budżet naszej gminy zazwyczaj był mały, ponieważ sama gmina nie jest zbyt duża. Na jej terenie nie ma ponadto dużych przedsiębiorstw, przemysłu. Dopiero od kilku lat odbywa się tu w okolicy eksploatacja złoży wapienia, z czego również mamy dość spory dochód, rzędu około miliona złotych rocznie.
- Jedną z inwestycji była budowa kanalizacji.
- W czasie tego mojego wójtowania wydarzyło się naprawdę sporo. Zaczynaliśmy od modernizacji ujęć wody, na początku mieliśmy siedem ujęć, aktualnie są dwa. 75 procent gminy jest obecnie skanalizowane, pozyskaliśmy już pieniądze rządowe na budowę kanalizacji sanitarnej w Suchodańcu. Gmina będzie skanalizowana na tyle, na ile pozwolą nam przepisy. Niestety, nie wszystkie wioski w gminie kwalifikują się do tego. Wszystko zależy od liczby mieszkańców na kilometr sieci kanalizacyjnej. Jeśli na danym terenie uzyska się wskaźnik powyżej 120 mieszkańców na kilometr sieci, taka inwestycja jest możliwa do zrealizowania. Trochę inaczej sytuacja wygląda na terenie parku krajobrazowego lub strefy chronionego krajobrazu – tam wskaźnik wynosi 90 osób na kilometr sieci. Tak było w przypadku Krośnicy, Boryczy i Utraty, gdyż te miejscowości znajdują się w otulinie Parku Krajobrazowego Lasy Stobrawsko-Turawskie. To było dla nas bardzo ważne, żeby jak największą część gminy skanalizować. Przy okazji remontu w Ligocie Czamborowej i Otmicach wymieniona została całkowicie sieć wodociągowa, która również wymagała już modernizacji.
- Inwestycje dotyczyły również oświaty.
- Udało nam się wybudować salę sportową w Krośnicy, odnawialiśmy także szkoły. Mamy teraz w Izbicku piękne, nowe przedszkole, niedawno kończyliśmy też remont w podstawówce. Następne placówki w kolejce do generalnego remontu to Otmice i Krośnica, czekamy obecnie, aż pojawią się na te cele pieniądze.
Ważna decyzja podjęta przez ówczesną Radę Gminy dotyczyła sprzedaży prywatnemu właścicielowi pałacu w Izbicku, który był w tamtym czasie dość mocno zaniedbany. Mieliśmy to szczęście, że sprzedaliśmy go osobie, która się nim bardzo dobrze zajęła. Nieraz bowiem słyszało się historie, gdy ktoś kupował takie budynki i one popadały w jeszcze większą ruinę. Obecny właściciel stanął na wysokości zadania, wyremontował pałac i od kilku lat służy on nie tylko gminie, ale również gości różne imprezy okolicznościowe, konferencje, zjazdy. Właściwie przyjeżdżają tutaj ludzie z całego świata. Najbardziej cieszy nas to, że ten obiekt przestał straszyć, zarówno sam pałac, jak i pobliski park. Mamy teraz niedaleko nas taki zabytek, nie obciążając jednocześnie jego kosztami gminy. Wówczas mieliśmy wiele pomysłów, co z tym pałacem zrobić. Jednym z nich było to, by wyremontowała go gmina i przeniosła tam potem niektóre swoje jednostki. Myślę, że na tamte czasy staliśmy przed innymi wyzwaniami, które były bardziej potrzebne naszym mieszkańcom, były po prostu ważniejsze sprawy do załatwienia. Jakość wody, kanalizacja, boiska sportowe, tereny rekreacyjne, place zabaw. Naszym zamysłem było także poprawienie wizerunku wsi i stworzenie czegoś dla gminy, co promowałoby ją na zewnątrz.
Szkoła w Krośnicy była jedyną, gdzie nie było sali gimnastycznej. W sołectwach mamy place zabaw, miejsca, gdzie mieszkańcy mogą się spotkać. W Utracie takie miejsce mamy w planach, jest już na to kilka pomysłów. Powstał także Orlik przy szkole w Izbicku, są obiekty sportowe zarówno w Krośnicy, jak i w Izbicku, w pełni profesjonalne.
- Czy bycie wójtem to ciągłe bycie na świeczniku, cały czas trzeba się mierzyć z ocenami innych?
- Przez te dwadzieścia lat spotkałam na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi, którzy wspierali mnie w tych wszystkich przedsięwzięciach. Nie ukrywam, że niejednokrotnie były to bardzo duże inwestycje, trzeba było razem z radnymi podjąć decyzję, czy wziąć dodatkowo kredyt na jakieś zadanie, gdyż z własnych środków nie bylibyśmy w stanie tego sfinansować. Ci ludzie przez cały czas mnie wspierali i dalej to robią. Mam tutaj na myśli radnych, sołtysów.
Choć oczywiście nie wszystko było tak cukierkowe, pojawiły się także osoby, które nieustannie krytykowały nasze przedsięwzięcia i starały się robić wszystko na przekór. Na szczęście, więcej było tych, którzy pomagali i wspomagali, dlatego też udało nam się zrealizować tyle zadań.
Dużym osiągnięciem dla nas jest także teren przy pałacu i boisku sportowym. Jest to ogromny teren rekreacyjny, który również miał wielu przeciwników w momencie, gdy chcieliśmy go zbudować. Spotykałam się wtedy z takimi głosami, że może lepiej byłoby te pieniądze wydać na drogi, chodniki. Uważałam jednak, że takie miejsce na terenie gminy i miejscowości centralnej się przyda. Tym bardziej, że nieco wcześniej pozyskaliśmy ten teren z ówczesnej Agencji Nieruchomości Rolnych. Przymierzaliśmy się już wiele lat, żeby coś podobnego zrobić i wreszcie się udało. Myślę że przekonało to tych, którzy wtedy byli przeciwni, gdyż jest to naprawdę fajny teren, mogący służyć różnym grupom. Naprawdę wielu ludzi z tego teraz korzysta, jest naprawdę ładny.
Przy okazji odnowiliśmy także Aleję Lipową, te okazy, które można było zostawić to zostawiliśmy, zaś część trzeba było wyciąć i nasadzić nowe.
- Czy są jakieś aspekty pani pracy, które czynią ją łatwiejszą, przyjemniejszą?
- Myślę, że takim ważnym elementem w mojej pracy jest zespół, z którym pracuję na co dzień. Czy to w urzędzie, czy w jednostkach organizacyjnych. To taka grupa osób, do której mogę mieć naprawdę ogromne zaufanie. Ci ludzie pracują tak, jak sobie kiedyś wymarzyłam i jak zawsze chciałam, żeby pracowali. Urząd powinien być przyjazny dla mieszkańca, petenta, który do nas przychodzi. Ci wszyscy ludzie, z którymi teraz współpracuję, są dokładnie tacy, jak chciałam. Osoba, która przychodzi do urzędu jest traktowana tak, jak powinna być traktowana przez urzędnika, zawsze z pomocą, z uśmiechem. Tak to powinno wyglądać.
Dzięki temu zespołowi, do którego mam stuprocentowe zaufanie, te wszystkie rzeczy, których się podejmowaliśmy, udało się zrealizować. Najgorzej pracować z takim zespołem, gdzie trzeba się oglądać za siebie i wszystko dokładnie sprawdzać. Wtedy jest o wiele trudniej. Przez te dwadzieścia lat zbudowaliśmy taki zespół, jaki zawsze chciałam mieć. Planów mam jeszcze naprawdę dużo, a powoli myślę już także o emeryturze. Te wszystkie zadania i plany dzięki temu zespołowi będą dalej realizowane.
- Czy na przestrzeni lat bardzo zmienił się sposób pracy? Czy technologia w jakiś sposób ją ułatwiła?
- Na pewno. Weszły systemy informatyczne, komputery, telefony. Dwadzieścia lat temu, gdy zaczynałam, komputer stał tylko w moim gabinecie i w księgowości. Natomiast w tej chwili nie jest możliwe, by jakieś stanowiska w urzędzie funkcjonowały bez komputera i specjalnych programów przystosowanych do poszczególnych stanowisk. Niemniej jednak papierologia obecna w urzędzie nie zniknęła, a wręcz wydawałoby się, że mimo technologii, systemu informatycznego, powinno być inaczej. Okazuje się, że to nie do końca tak wygląda. Ciągle przybywa tych dokumentów, myślę że to poniekąd jest związane z ciągle zmieniającymi się przepisami. Poza tym każdy uważa, że w tej chwili papier, który jest wydrukowany i potwierdzony, to jest gwarancja tego, co się ustalało. Myślę, że jeszcze trochę czasu minie, zanim dojdzie do pełnej informatyzacji urzędów. Na razie cały czas udoskonalamy jednak swoją pracę. W całej pracy urzędnika samorządowego na tym najniższym szczeblu, czyli w mieście, w gminie, gdzie mamy największy kontakt z petentem, nie jest najważniejsze to, czy przyjmiemy dokument na papierze czy elektronicznie, ale to, jak ten człowiek zostanie przyjęty. Czy ktoś go odeśle z kwitkiem, czy go przyjmie z uśmiechem i chęcią pomocy. Niejednokrotnie wiele osób, które zderzają się z administracją, biurem czy urzędem, nie są do końca obeznane z przepisami i potem, gdy jeszcze trafią na takiego urzędnika, który nie jest chętny do pomocy, to dopiero czują się zagubione, a to nie o to chodzi. Mieszkaniec, który przychodzi do urzędu, powinien otrzymać wszelką pomoc. Poza tym praca urzędników nie kończy się o godzinie zamknięcia urzędów. W zasadzie służbowe telefony są dostępne dla mieszkańców także poza godzinami pracy. Czasami zdarza się tak, że urzędnicy są zatrzymywani na ulicy czy w sklepie. I chcę to też podkreślić, że nigdy nie są oni dla tych ludzi niemili, udzielają im informacji, nawet na tej przysłowiowej ulicy. Mieszkańcy to doceniają i często podkreślają, gdy rozmawiamy. Właśnie tak to powinno wyglądać, po to jesteśmy urzędnikami. Powinniśmy być dostępni dla mieszkańców, choć oczywiście w granicach rozsądku (śmiech). Czasem się zdarzy, że ktoś zadzwoni bardzo późno, bo widział jak gdzieś w wiosce błąka się pies. To oczywiście jest ważne, ale czasem są sytuacje, z którymi można poczekać do rana.
- Czy w urzędzie pracują jeszcze osoby, które zaczynały dwadzieścia lat temu, na równi z panią?
- Ja w zasadzie zaczęłam swoją pracę w urzędzie 42 lata temu i pracuję tutaj całe swoje życie. Jest jeszcze kilka osób, które pamiętają moje początki jako wójta. Wiele osób odeszło już na emeryturę, w zasadzie większość. Ale są jeszcze tacy urzędnicy, którzy tu pracują dłużej niż te dwadzieścia lat, ale też takie, które zaczynały równo ze mną lub niedługo później.
- Czym się pani wcześniej zajmowała?
- Wcześniej pracowałam w Biurze Rady jako obsługa, prowadziłam ewidencję działalności gospodarczej, wydawałam zgody na sprzedaż alkoholu i byłam pełnomocnikiem do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych. Było to dość szerokie spektrum. Przez te wszystkie lata mojej pracy w urzędzie można powiedzieć, że pracowałam na prawie wszystkich stanowiskach oprócz księgowości. Działo się tak, ponieważ wtedy urząd inaczej funkcjonował. Często zastępowaliśmy się nawzajem. Urząd po objęciu funkcji wójta nie był już dla mnie obcy, choć jednak rodzaj pracy jest zupełnie inny.
Poza tym, gdy usiadłam pierwszy raz za biurkiem, to pomyślałam sobie, że to jest chyba jakiś sen i że pewnie się zaraz obudzę. A tu mija właśnie dwadzieścia lat, a ten mój sen trwa dalej. Powoli już przymierzam się do przejścia na emeryturę, choć powiem szczerze, że bardzo lubię swoją pracę. Ciągle stawia przede mną nowe wyzwania, ciągle dzieje się coś nowego, pojawiają się nowe pomysły, co można ulepszyć, jak pomóc mieszkańcom, co zrobić dla gminy i w zasadzie nie mamy żadnych przeszkód, żeby to wszystko realizować. Poza tą jedną, którą są pieniądze. Gdyby nie to, można by zrealizować wszystko.
- Co jest obecnie priorytetem dla gminy?
- Teraz postawiliśmy w Izbicku na budownictwo jednorodzinne. Nasza gmina jest pośrodku, między Opolem a Strzelcami Opolskimi. Dojazd do pracy, czy to w jedną, czy to w drugą stronę, jest bardzo łatwy drogą krajową. Mieliśmy sporo działek budowlanych, które się już wyprzedały, teraz musimy uzbroić nowe. Bardzo dużo ludzi się u nas buduje. My również dążyliśmy do tego, by młodzi ludzie, którzy przychodzą do nas mieszkać, mieli odpowiednie warunki. Jeśli mają dzieci, to żeby te dzieci mogły być u nas, w naszych placówkach. Mamy w gminie żłobek, mamy nowe ogromne przedszkole, przy szkołach w Krośnicy i Otmicach po dwa oddziały przedszkolne. Przedszkola są pełne, co nas bardzo cieszy. Nasze szkoły także bardzo się starają. Klasy nie są przepełnione, uczniowie mają naprawdę dobre warunki do nauki i rozwoju. Nie możemy również zapominać o tym, że w tych budynkach życie toczy się także po lekcjach. Odbywają się zajęcia sportowe, dzieci grają w tenisa, tańczą w zespołach, jest mnóstwo działań podejmowanych w szkolnych murach, czy to przez szkoły, czy przez sołectwa. W szkołach mamy swoje stołówki, posiłki są zatem przygotowywane na miejscu, to też jest niezmiernie ważne. Dopóki udźwigniemy ten oświatowy ciężar, będziemy robić wszystko, co możliwe, by pozostawić wszystkie placówki.
- Czego pani życzyć w okazji tego pięknego jubileuszu? Albo czego pani sama sobie życzy?
- Życzę sobie, żeby to, co sobie zaplanowaliśmy, zostało zrealizowane. W tej chwili nie mamy do dyspozycji żadnych funduszy unijnych, z których moglibyśmy skorzystać. Obecnie mamy dość mocno obciążony budżet. Chciałabym, żebyśmy zrealizowali te zadania, które założyliśmy na ten rok. A potem jak pojawią się nowe środki, będziemy planować dalej.
I życzę sobie jeszcze, żeby nasz urząd był zawsze przyjazny dla mieszkańców i każdy z nich, kto potrzebuje pomocy, zawsze ją u nas otrzymał.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze