Z Portugalii
Zacznę od prywaty, a jakże! Jestem z nim związany od dziecka. Pod jego czujnym okiem przyjąłem sakramenty: chrzest, pierwsza spowiedź i Komunia św., bierzmowanie i w końcu sprawowałem po raz pierwszy Eucharystię. Będzie mi patronem i bohaterem do końca życia. Myślę o Portugalczyku, choć wiążemy go z Padwą – Antonim. Tym, co mi w nim zaimponowało, to dyskurs prowadzony z heretykiem na temat realnej obecności Jezusa w hostii. Dowód w sprawie miał być jakby dualistyczny. Bo niby niepodważalny i w ogóle, ale rozstrzygającym miało być zachowanie… osła. Postanowiono, że w czasie procesji teoforycznej bydlątko miałoby oddać cześć konsekrowanej hostii (bo nawet ono wie, że w hostii kryje się Syn Boży). Heretyk, zajmujący się życiowo handlem, uciekł się do podstępu, aby zapewnić sobie zwycięstwo – w odpowiednim momencie postawił przed wygłodniałym zwierzakiem worek owsa. Pomysł handlarza spalił na panewce – osiołek okazał się mądrzejszy niż jego pobratymcy i zgiął ośle kolana przed niesioną w monstrancji hostią.
Antoni znany jest też z patronatu nad zapominalskimi, którzy gdzieś posiali swoją własność. Nigdy się na nim nie zawiodłem. Co więcej, nawet się przekonałem, że Antonik jest pamiętliwy i cierpliwie czeka na krok z naszej strony – czy dopełnimy danego zobowiązania. Pozdrawiam koleżanki ze szkoły, które przypomniały mi o powziętej obietnicy, a przez co sromotnie się zawstydziłem. Od kilku lat zaczynam patrzeć na niego także jako na tego, który powinien się zaopiekować nie zagubionymi portfelami, czy kluczami, ale ludźmi. Takimi, którzy już dawno oddalili się nie tylko od Boga i Jego Kościoła, ale i od swojej rodziny, najbliższych.
Wychowawca
O ks. Janie usłyszałem i dowiedziałem się nieco więcej dopiero w seminarium. Co prawda wcześniej był mi znany, ale myślałem o nim niezbyt pochlebnie: pewnie sztywniak jak inni święci. Kiedyś napisałem na łamach Strzelca o systemie wychowawczym ks. Bosko. Jest to rzecz, którą ten włoski ksiądz mnie ujął. Bo, uwaga, nie był tylko teoretykiem, ale praktykiem. Pracując z dziećmi i młodzieżą, która nie zawsze jest przecież łatwa, zauważam aktualność jego wskazań.
Pozwólcie więc, że przypomnę jego zasady:
- 1) wychowanie dzieci na uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan;
- 2) wzmacnianie zaufania do siebie i innych;
- 3) pomoc dziecku w zrozumieniu, że jest kochane;
- 4) zastosowanie w edukacji i wychowaniu zabawy i radości;
- 5) zachęcenie do życia w łasce, aż do osiągnięcia świętości.
Księże Janie, dopomóż mi i moim kolegom i koleżankom być takim nauczycielem, a wszystkim rodzicom – takim wychowawcą.
Zbój
Zmienimy teraz klimat. Bo święci to przecież nie tylko duchowni! Poznałem go na jakichś roratach z Gościa Niedzielnego, gdy byłem jeszcze chłopcem. Spotkałem go również we wrocławskiej Maciejówce, duszpasterstwie akademickim, z którym związałem się w swoich akademickich czasach. Pier Giorgio Frassati to włoski młodzieniec żyjący w pierwszej ćwierci zeszłego stulecia w Turynie. Pochodził z bardzo bogatego domu, niczego mu nie brakowało. I, co rzadkie w takich sferach, potrafił się dzielić.
Święty kojarzy nam się z człowiekiem bardzo ułożonym, grzecznym, będącym zawsze nienagannie ubranym i troskliwie ułożoną fryzurą, niczym ulizaną przez sumiennie podchodzącą do obowiązku krową. Ale nie, Frassati był inny. Z kolegami założył Towarzystwo Ciemnych Typów (nazwa nawiązująca do włoskiego określenia mafiosów), nie po to, by zapoznawać młodych z prawami wendetty, ale formacji. Świetnie jego charakter oddaje jedno z popularniejszych zdjęć – młodzieniec stojący na jakimś szczycie, uśmiechnięty od ucha do ucha, a w zębach fajka.
Dziedzic
Na koniec - Joachim Badeni. Pochodził z bardzo, bogatego domu, jego ojczym był nawet premierem w Austro-Węgrzech. Jednak największa hekatomba ludzkości odebrało wszystko, co miał. Choć był typem lowelasa, to w końcu ugiął się i poszedł za wezwaniem. Z wojska (walczył pod Narwikiem i w Maroku) trafił do dominikanów. Przez lata duszpasterzował w środowiskach akademickich, którym oddawał się całym sercem.
Ujął mnie prostotą mówienia o Panu Bogu. Znam wielu ludzi, którzy tak naopowiadają o Przedwiecznym, że po kilku zdaniach nie wiem, o czym mówią. A on, tak po prostu, tak zwyczajnie… Może to cecha ludzi żyjących najbliżej Boga? Przypominają mi się lekcje fizyki – jak czegoś nie rozumiałem, to deklamowałem definicje; jak coś ogarniałem, to mówiłem łopatologicznie, jak krowie na rowie. Mówić najprościej jak się da, by jak najwięcej ludzi zrozumiało i też tak chciało.
Święci… Są pośród nas. Wspomniałem tu o trzech znanych na całym świecie, czwartym w Polsce. A ilu jest takich, o których wie tylko rodzina? Sąsiedzi? Myślę o ks. Janie Wronce, moim odległym krewnym, o ks. Joachimie Woźnym, który wszczepił mnie przez chrzest w Ciało Chrystusa, mojej babci Władysławie i jeszcze kilku osobach. Jestem przekonany, że mogą być w niebie. A Ty, Czytelniku? Rozejrzyj się, spójrz w lustro. Zobaczysz w nim przynajmniej kandydata na świętego.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze