Teresa Cwielong w 2008 roku - gdy tornado znienacka uderzyło w tę część powiatu strzeleckiego - była sołtyską wioski. Akurat piła kawę z siostrą w sąsiednich Nogowczycach, gdy zadzwonił telefon. Usłyszała głos koleżanki Teresy Wróbel, która relacjonowała dziwną sytuację. - To były ułamki sekund. Trudno było uwierzyć w to, co widzieliśmy - opowiada po latach Teresa Wróbel. - W okamgnieniu zniknęła połowa wsi...
Dom sołtyski się nie zawalił, choć też ucierpiał. Mimo to od razu zajęła się organizowaniem pomocy dla innych.
- Natychmiast znalazło się tylu ludzi dobrej woli chętnych do pomocy. Nie wiem, skąd przyszli, nie sposób ich wszystkich ogarnąć pamięcią - przyznaje Teresa Cwielong. - Restauracje oferowały posiłki, firmy budowlane - materiał, ręce do pracy. Wioskę monitorowały służby, by z gruzowisk nikt nie wynosił ocalałych przedmiotów. Ale najważniejsze, że nikt nie zginął!
Trzy tygodnie po porodzie
Lucyna Stranczik miała w domu trzytygodniowego syna, a także swoje starsze dzieci 15- i 11-letnie oraz dwoje dzieci siostry. Nie tak dawno wróciła ze szpitala. Niemowlę spało w łóżeczku. Dom pani Lucyny znalazł się na drodze tornada. Szkło z powybijanych szyb powpadało do łóżeczka. Starsze dzieci miały na ciele rany pocięte przez odłamki szyb. Na szczęście najmłodszemu nic się nie stało.
- Wyciągałam go ze szkła, przeżył cudem - wspomina ze łzami w oczach pani Lucyna. - Moja córka, choć już dorosła, do dziś ma traumę po tamtym wydarzeniu. Sama nie mogę oglądać zdjęć sprzed lat, a przez długi czas nie byłam w stanie słuchać pracy piły spalinowej. Kojarzyło mi się to ze sprzątaniem po trąbie powietrznej.
Dzień wcześniej rodzina pani Lucyny zakończyła żniwa.
- Mój tata wracał z pola z krowami. Zwierzęta poszły w inną stronę niż je pędził, jakby czuły niebezpieczeństwo. Okazało się, że ojciec poszedł inną drogą. Nie wiadomo, gdzie zastała go trąba. Został uderzony czymś w głowę. Trafił do szpitala, ale po kilku godzinach stamtąd wyszedł na własne żądanie. Tak bardzo martwił się o gospodarstwo. Nie da się opisać, co tornado wyprawiało z ciężkimi maszynami, przyczepami. Niektóre przeleciały do sąsiada, inne znaczenie dalej. Moc wiatru była niesamowita. Zebrane zboże zmieszało się ze szkłem, gruzem, zamokło. To była wielka tragedia - opowiada pani Lucyna. - Na szczęście w tym wszystkim przyjechali z innych wiosek rolnicy i pomogli. Tej ofiarności nie można zapomnieć.
Z trojgiem dzieci pani Lucyna przez dwa tygodnie mieszkała u teściów, aż udało się zabezpieczyć dach jej domu i wstawić okna. Później z całą rodziną mieszkali w jednym pokoju.
- Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co przeżyliśmy - dodaje mieszkanka Balcarzowic.
Złota trąba?
Po latach na tornado patrzy się z innej perspektywy. W Balcarzowicach, Sieroniowicach czy Błotnicy Strzeleckiej widać nowe domy wybudowane właśnie po niszczycielskiej nawałnicy.
- Mówią o tym złota trąba. Mamy nowe domy, obejścia. To prawda - przyznaje Irena Ruprich. - Ja bym jednak wolała mój stary dom. Nowe budowane były w pośpiechu. Każdy chciał jak najprędzej wrócić do normalności. Firmy pobrały dużo zleceń i nie wszystko dziś działa jak należy. A tu coś przecieka, a tu zalanie, a tu awaria. O nerwach, które nas to kosztowało, lepiej nie wspominać. Trochę burzy i człowiek od razu drętwieje. A ile osób wskutek przeżyć po tornadzie miało zawał czy nabawiło się innej choroby i zmarło? Nikt nie wie... Nikomu nie życzę tego, co przeszliśmy...
- Wtedy nikt nie miał pewności, jak potoczą się dalsze losy. Nie było wiadomo, czy przyjdzie jakaś pomoc. I trzeba przyznać, że ówczesny premier Donald Tusk dotrzymał słowa. Tak jak obiecał w czasie wizyty u nas we wsi, że wszystkie szkody zostaną pokryte, tak się stało - przypomina Teresa Cwielong. - Nieraz rozmawiamy z mieszkańcami na ten temat. Teraz pewnie połowy z tego nikt by nie dostał, ponieważ tornada zdarzają się częściej i nie budzą już tyle emocji. Trzeba polegać na prywatnym ubezpieczeniu. Nasze wsie jako pierwsze zostały poszkodowane. To był szok dla całej Polski. Tamte zniszczenia poruszyły serca wielu ludzi. Z całego kraju napływały pomoc i słowa wsparcia, za co dziś jeszcze raz dziękujemy.
- Matka Natura jest nieprzewidywalna - stwierdza Teresa Wróbel. - W kilka sekund ludzie potracili dorobek życia. Czy właśnie tego inni im zazdroszczą po latach?
- Dziś dostajemy alerty na telefony, informacje o burzach, wiatrach, suszach, upałach... A czy rzeczywiście jesteśmy w stanie się przed tym obronić? - zastanawiają się mieszkanki Balcarzowic. - 15 sierpnia 2008 roku ludzie spokojnie popijali kawę w świąteczny dzień. Tornado przyszło znienacka. Czy teraz po 14 latach bylibyśmy w stanie się przed nim obronić?
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze