Wierni tłumnie zebrali się na odpuście ku czci św. Anny, który odbył się w niedzielę, 24 lipca. Odpustowej sumie w grocie lurdzkiej przewodniczył abp Stanisław Budzik, metropolita lubelski.
Jedną z tradycji związanych z odpustem ku czci św. Anny jest przenoszenie w procesji - ten jeden raz w roku - figurki św. Anny z bazyliki do groty. W tym roku feretron z figurą nieśli muzycy z orkiestry parafii Góra św. Anny (obchodzi ona w tym roku 60 lat istnienia). Honorową straż przy figurze pełnili w czasie liturgii strażacy z Wysokiej.
Jeśli wierzyć legendzie, figurę św. Anny przywiózł na Górę Chełmską wracający z wojennej wyprawy hiszpański książę. Posążek miał być wojennym łupem, a konie, które zaparły się w tym miejscu i nie chciały jechać dalej - znakiem od Boga, że książę ma tutaj zbudować kościół. Pobrzmiewają w tej historii podobne legendy o początkach Jasnej Góry (tam miały się zaprzeć w ziemie konie Władysława Opolczyka wiozącego obraz Czarnej Madonny) i innych sanktuariów.
W rzeczywistości figura św. Anny na Górę Chełmską trafiła na początku XVII wieku i nie z odległej Hiszpanii, tylko z pobliskiego Ujazdu. W uroczystej procesji kazał ją przynieść - spełniając testament zmarłej małżonki - Mikołaj von Kochtitzky, radca kamery cesarskiej i starosta w Nysie. Jak pisze o. Chryzogon Reisch, autor wydanej na początku XX wieku „Historii Góry św. Anny na Górnym Śląsku”, prawdopodobnie rodzina wymodliła u Boga przed tą figurą jakieś ważne dla siebie dary. Przeniesienie musiało mieć miejsce pomiędzy rokiem 1611 (żyła jeszcze ofiarodawczyni figury Marianna von Maltiz) a 1630 (wtedy zmarł pan von Kochtitzky).
Figura szybko zasłynęła wieloma łaskami i cudami, które udawało się przed nią wyprosić. W 1682 r. Katarzyna Gorelowa z Niezdrowic - od trzech lat niewidoma - ślubowała pielgrzymkę do cudownej figury. Kazała się zaprowadzić do kościoła i przeleżała całą mszę krzyżem przed ołtarzem, błagając św. Annę o zmiłowanie. Gdy podniosła się z ziemi, okazało się, że widzi wyraźnie figurkę św. Anny, kościół i ludzi znajdujących się w świątyni. Wdzięczna za dobrodziejstwa opowiedziała o tym cudzie 4 lipca 1683 r.
Podobnych opisów, wyjętych z klasztornych kronik, jest u Reischa dużo. Zresztą świadectwa o łaskach otrzymanych za wstawiennictwem św. Anny nie pochodzą wyłącznie z odległych czasów. Potwierdzają to kalwaryjskie kroniki. Najwięcej jest w nich podziękowań za szczęśliwe przyjście na świat długo oczekiwanego potomstwa.
- W 1991 r. przybyła na Górę św. Anny Loretta N. z miejscowości Panna Maria w Teksasie - notuje w książce „Dziękuję Bogu, że mogłem tam być” o. Jozafat Gohly, były kustosz sanktuarium i były gwardian klasztoru na Górze św. Anny. - Kiedy dowiedziała się, że wielu modlących się otrzymuje w tym miejscu cudowne łaski, prosiła o kolejnego wnuka. Pomyślała o 30-letniej córce, która pragnęła mieć kolejne dziecko, ale każda ciąża kończyła się śmiercią dziecka przed urodzeniem. „Teraz zostawiam Ci to św. Anno - prosiła - Ty byłaś babcią i ja jestem babcią. Wiesz, jak to miło mieć wnuki. Spróbuj pomóc mojej córce...”.
Niedługo potem Loretta mogła tulić nowo narodzonego Caseya. Złożyła to świadectwo podczas kolejnej pielgrzymki na Górę św. Anny w 2003 r. Teksańczycy zabrali wtedy kopię wizerunku św. Anny Samotrzeciej i umieścili ją w bocznym ołtarzu kościoła w teksańskiej Pannie Marii.
Franciszkanie na Górze św. Anny znaleźli się nieco później niż figura patronki. Do ich sprowadzenia przyczynił się pośrednio w czasie szwedzkiego „potopu” hetman Stefan Czarniecki. Kiedy Szwedzi szykowali się do zdobycia Krakowa, kazał zburzyć budynki przylegające z zewnątrz do murów miasta, w tym klasztor. Zakonników przeniesiono do Gliwic, gdzie w miejscu przeznaczonym dla dwudziestu mnichów mieszkało ich siedemdziesięciu. Chętnie więc przystali na prośbę właściciela Góry św. Anny hrabiego Melchiora Ferdynanda Gaszyna, który chciał, by objęli opieką duszpasterską sanktuarium św. Anny. Fundator obiecał zbudować dla nich klasztor i wziął na siebie utrzymanie braci. Klucze do nowego, drewnianego klasztoru na Górze św. Anny dostali 6 sierpnia 1656 r. Pierwszym przełożonym został Franciszek Rychłowski.
Figura św. Anny jest o blisko dwa stulecia starsza od klasztoru. Badacze określają jej wiek na ostatnią ćwiartkę XV wieku (ok. 1480). Mniej pewne jest to, skąd się wzięła na Śląsku. Być może - jak się utrzymuje - przywieźli ją z Konstantynopola do Francji krzyżowcy, a z klasztoru położonego blisko Lyonu saski książę Jerzy sprowadził ją do Saksonii. Przez niego wizerunek miał trafić na Śląsk, do rodziny Maltiz. Ale tak naprawdę, to nie wiadomo, gdzie szukać początków figury ani informacji, kto ją wyrzeźbił. Być może powstała gdzieś znacznie bliżej Góry św. Anny. Średniowieczny artysta wykonał ją z lipowego drewna, charakterystycznego dla tutejszej okolicy.
Dzieciątko większe od matki
Znana wszystkim wiernym na Śląsku figura nie jest masywna. Mierzy zaledwie 66 cm, z czego 12 przypada na jesionowy cokół. Nie przypadkiem nazywa się ją Samotrzecią, bo też jedną rzeźbę tworzą trzy postaci. Święta Anna stoi. Jest ubrana w zieloną suknię, czerwony płaszcz i ma na głowie białą chustę. Na jej lewej ręce spoczywa dziewczęca postać Matki Bożej, na prawej - Dzieciątko Jezus - nagie i wbrew prawdopodobieństwu, ale zgodnie z logiką teologiczną większe od Madonny.
- To Chrystus jest powodem kultu Maryi i św. Anny - pisze o. Jozafat Gohly. - On jest pierwszy i najważniejszy w całej kompozycji. Zarówno św. Anna, jak i Maryja prowadzą do Chrystusa.
Maryja w tej figurze podaje Chrystusowi złote jabłko. To nawiązanie do sceny z Księgi Rodzaju. Jak przez jabłko Ewy podane Adamowi przyszły na świat grzech i śmierć, tak przez jabłko „nowej Ewy”, Maryi podane Jezusowi, nowemu Adamowi przychodzą na świat łaska i życie.
Ale tego większość wiernych na co dzień nie widzi. Eksponowana w ołtarzu bazyliki figura ubierana jest w zdobne „sukienki” w kolorach liturgicznych. Figurka optycznie powiększa swoją objętość i jest lepiej widoczna. Ale szata postaci zasłania. Wystają z niej tylko trzy głowy.
- Żadna ze znanych 78 śląskich figur św. Anny Samotrzeciej nie może się poszczycić tak wirtuozowsko-rzeźbiarskim opracowaniem twarzy - pisał o gotyckiej rzeźbie św. Anny ks. prof. Piotr Maniurka, historyk sztuki i dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Opolu. - Ostro rzeźbione gałki oczne, nos i usta nadają Annie wyrazu osoby poważnej i zadumanej, mimo lekkiego uśmiechu. Wszystkie cechy jej twarzy wyrażają psychologię człowieka doświadczonego przez życie. Św. Anna trzymająca na rękach Jezusa i Maryję jest jak gdyby dla nich tronem.
Zgodnie z XVII-wiecznym dokumentem w głowie figurki św. Anny znajdują się jej relikwie. Nie da się ich wyjąć bez jej zniszczenia. Ojcowie franciszkanie mają też inny relikwiarz świętej, ofiarowany franciszkanom przez biskupa Ołomuńca. Przybywający na Górę św. Anny pątnicy czczą te relikwie przez ucałowanie.
Franciszkanie kilkakrotnie musieli - w trudnych historycznie czasach - opuszczać Górę św. Anny. 19 czerwca 1941 r. naziści zostawili im na wyjazd z Góry św. Anny 48 godzin. W nocy o. Feliks Koss, by figura św. Anny nie dostała się w niewłaściwe ręce, zakradł się do kościoła i zamienił oryginał na kopię wyrzeźbioną przez brata Leonarda Bannerta. Do powrotu ojców - z polecenia kardynała Bertrama - parafią na Górze św. Anny opiekuje się kapłan diecezjalny, ks. Franciszek Dusza. Franciszkanie wracają po przejściu frontu, a figura razem nimi.
Kult św. Anny żywy jest na Śląsku nie tylko na Górze Chełmskiej. Odpust ku czci świętej był obchodzony w niedzielę w Oleśnie, w Czarnowąsach i w wielu innych miejscach. To o tyle zaskakujące, że o Matce Matki Bożej i Babce Pana Jezusa nie znajdziemy informacji w Piśmie Świętym.
Jesteśmy zdani na apokryfy. Historię życia św. Anny i jej męża, św. Joachima, można też obejrzeć na malowidłach w bazylice. Otwiera tę opowieść spotkanie małżonków przy Bramie Złotej świątyni w Jerozolimie. Anna mówi mężowi, że jest matką. To było dla tego małżeństwa wydarzenie kluczowe. Joachim poszedł na pustynię i przez 40 dni prosił o upragnione dziecko. Determinacji dziadków Jezusa trudno się dziwić. Kiedy Anna wychodziła za mąż za Joachima, miała 24 lata. Dużo jak na ówczesne semickie zwyczaje. Na dziecko czekali kolejne 20 lat. I nie było to łatwe czekanie, bo w myśleniu narodu wybranego brak potomstwa był karą Bożą i formą napiętnowania i dla kobiety, i dla mężczyzny. Mówiąc językiem współczesnym, to było coś o wiele gorszego niż obciach. Jeśli wierzyć apokryfowi, Joachim musiał przywołać całą miłość do żony, by jej nie opuścić. Ale Anna rodzi Maryję (pokazuje to kolejny fresk w bazylice), wreszcie rodzice prowadzą ją do świątyni i oddają tam na służbę. Wszystko to zbliża ją do Boga i do Bożego Narodzenia.
Kult świętej Anny ożył razem z nasileniem się kultu Matki Bożej. Do czego przyczynił się papież Sykstus IV, zresztą franciszkanin, ogłaszając w 1477 r. święto Niepokalanego Poczęcia (przypomina ono, że Matka Boża była wolna od grzechu pierworodnego). Mniej więcej w tym samym czasie na Górze św. Anny powstał pierwszy kościół ufundowany przez właścicieli Poręby, rodzinę Strzałów, poświęcony początkowo św. Jerzemu. Niemniej rok 1480 uważa się za początek annogórskiego sanktuarium. Jego 500-lecie w 1980 r. przyciągnęło tu prymasa Wyszyńskiego i największe w historii - jeśli nie liczyć pielgrzymki Jana Pawła II - tłumy. Uroczystościom przewodniczy przybyły z Rzymu kard. Władysław Rubin. A kościół św. Anny zostaje przez papieża Jana Pawła II podniesiony do godności bazyliki mniejszej.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze