Pan Józef z Jemielnicy znalazł sporo pieniędzy w torebce ciastek
Józef Hajduk mieszka w Jemielnicy. Na naszych łamach niekiedy publikujemy jego ciekawe zdjęcia, ponieważ jest fotografem-hobbystą. Często można go spotkać z aparatem w plenerze. - Mam też zwyczaj w niedzielę robić rundkę 20 km rowerem przed obiadem i potem po obiedzie - opowiada. - Piątego czerwca w Łaziskach odbywał się odpust. Już rano widziałem rozstawione budy, więc gdy popołudniu pojechałem w stronę leśniczówki Jaźwin oglądać kwitnące irysy, po drodze kupiłem 30 dag makronów - odpustowych ciastek. Kilka zjadłem po drodze, resztę zostawiłem na później.
Po powrocie do domu pan Józef przełożył ciastka do pudełka, bo w papierowej torebce szybciej wysychają.
- Niby wszystkie wypadły z torebki, ale coś nadal w niej było... - opowiada. - Oprócz słodkości wysypały się jeszcze banknoty 100 zł, 50 zł, cztery razy po 20 zł, 10 zł i dwuzłotówka. W sumie 242 zł. Oniemiałem - przyznaje.
Za ciastka jemielniczanin zapłacił niecałe 14 zł. Zakup mógł mu się zwrócić siedemnastokrotnie, ale...
- Nie dawało mi to spokoju. Chciałem oddać te pieniądze, ale nie wiedziałem komu - przyznaje pan Józef.
Łańcuszek szczęścia
Po kilku dniach zadzwonił do naszej redakcji, by nagłośnić sprawę w gazecie. W międzyczasie zatelefonował też do Radia Doxa, gdzie na żywo w czasie audycji „Nasz Śląsk” opowiedział, co go spotkało.
- Wiadomość na antenie usłyszał kościelny z Łazisk, zadzwonił do sołtyski, ona do innej pani, która - jak się okazało - znała numer do sprzedawcy ciastek. W międzyczasie ustaliła też mój numer telefonu komórkowego i dała mi znać - relacjonuje pan Józef. - Dzięki temu mogłem skontaktować się ze sprzedawcą o imieniu Łukasz.
Co ciekawe, sprzedawca nie od razu odebrał telefon od pana Józefa. Nie reagował też na SMS-y. Dopiero po dwóch dniach oddzwonił. Podał swój numer konta, na które uczciwy klient miał przelać pieniądze.
- Od razu pojechałem do banku i zleciłem przelew. Potrąciłem tylko kilka złotych kosztu przekazu - mówi pan Józef.
Sprzedawca nie zaproponował panu Józefowi znaleźnego, np. kwoty za ciastka.
- Nie oczekiwałem tego - mówi skromnie jemielniczanin. - Dla mnie najważniejsze to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Nie mógłbym zatrzymać tych pieniędzy, dlatego zadałem sobie trud, by znaleźć ich właściciela. Tak zostałem wychowany - przyznaje.
Ta historia pozwala ciągle wierzyć w ludzką uczciwość. Wszystkim sprzedawcom życzymy tak przyzwoitych klientów jak pan Józef!
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze