Uroczystościom beatyfikacyjnym - liturgię sprawowano po łacinie z czytaniami po polsku i po niemiecku - przewodniczył kardynał Marcello Semeraro, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. On właśnie oficjalnie ogłosił, że elżbietanki mogą być odtąd nazywane błogosławionymi, a ich wspomnienie liturgiczne będzie obchodzone 11 maja.
W procesji siostry elżbietanki przyniosły do ołtarza dary - 10 świec symbolizujących nowe błogosławione oraz kielich mszalny z 1945 roku. Służył on do sprawowania mszy w kaplicy Domu św. Elżbiety w Nysie, został sprofanowany przez żołnierzy Armii Czerwonej.
Kard. Marcello Semeraro powiedział w homilii, że beatyfikowane siostry były żywym uobecnieniem mądrych panien z ewangelicznej przypowieści, które wyszły na spotkanie Pana z zapalonymi lampami.
- W zamian za ich wierność i wytrwanie aż do przelewu krwi Bóg dał im wieniec chwały, z czego my sami dzisiaj się radujemy i co świętujemy. Całe życie tych sióstr było prawdziwym darem z siebie w służbie chorym, maluczkim, ubogim, najbardziej potrzebującym. Ich bezinteresowna miłość była heroiczna do tego stopnia, że nie zdecydowały się na ucieczkę przed zbliżającą się na przełomie lat 1944-45 Armią Czerwoną. I to pomimo wieści o jej brutalności i okrucieństwach popełnianych wcześniej przez żołnierzy na mieszkańcach Prus Wschodnich.
Przykład dla wszystkich
Przypomniał też, że siostry Paschalis Jahn i jej towarzyszki poprzez swoje męczeństwo chciały bronić dziewictwa i czystości.
- Przykład nowych błogosławionych przypomina wszystkim, a zwłaszcza młodzieży, jakiej miłości szuka serce człowieka - mówił. - Wpatrując się w przykład tych dzielnych i szczerych kobiet, każdy może odkryć, że jest powołany do prawdziwej, troskliwej i bezinteresownej miłości. Prosimy Pana za ich wstawiennictwem, aby światu nigdy więcej nie zabrakło szacunku dla kobiecości, równości w godności mężczyzny i kobiety oraz ochrony macierzyństwa.
Podczas wrocławskich uroczystości przypominano, iż męczeństwo elżbietanek sprzed 77 lat ma szczególną wymowę w perspektywie trwającej wojny w Ukrainie. Wrocławski arcybiskup Józef Kupny w liście do diecezjan napisał wprost, żeby w twarzach siostry Marii Paschalis i jej dziewięciu towarzyszek dostrzec twarze kobiet i dzieci gwałconych i zabijanych na Ukrainie.
Dla mieszkańców Śląska tamte wydarzenia są przypomnieniem tego, jak - szczególnie w regionie, który wówczas był częścią Niemiec - zachowywali się sowieccy żołnierze. Przez kilkadziesiąt powojennych lat oficjalnie nazywano ich wyzwolicielami. Tylko w domowym przekazie historii i pamięci przechowywano wspomnienia pokazujące, że było to nader często wyzwalanie mężczyzn z życia, a kobiet z czci. Świadomość, że znajdują się na „wot etoj priakliataj Giermanii” u wielu z czerwonoarmistów wyłączała moralne hamulce.
- Możemy przyjąć, że tych dziesięć sióstr to są właściwie reprezentantki ponad stu elżbietanek, które zostały podczas przejścia frontu w różny sposób i w różnych miejscach zamordowane - mówi siostra Margarita Cebula z Nysy, postulatorka w procesach założycielek Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety bł. Marii Luizy Merkert i Franciszki Werner (proces trwa) i autorka - w 1995 roku - pierwszego artykułu o męczeńskiej śmierci elżbietanek. (Wiele z nich doświadczyło przed śmiercią przemocy seksualnej - przyp. red.). - Siostry w tych dramatycznych okolicznościach starały się heroicznie bronić, by zachować własną godność i ślubowaną Bogu czystość. Na podstawie relacji sióstr, jak i osób świeckich o trudnych czasach 1945 roku (siostry ginęły także po 8 maja, czyli po formalnym zakończeniu wojny, dotyczy to m.in. siostry Paschalis), Zarząd Generalny zgromadzenia w Rzymie zadecydował w 2009 roku, że wybierze dziesięć sióstr, o których jest tych materiałów najwięcej i których męczeństwo najłatwiej będzie wykazać - dodaje s. Margarita.
Proces beatyfikacyjny siostry Paschalis Jahn i 9 towarzyszek rozpoczął się w archidiecezji wrocławskiej (na jej terenie w 1945 pracowały i zginęły siostry, diecezji opolskiej jeszcze nie było) 25 listopada 2011 roku, a zakończył się w listopadzie 2015 r. Positio, czyli zbiór dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia beatyfikacji, przygotował o. Zdzisław Kijas. Pracowali nad nim w Rzymie najpierw historycy, potem teologowie. Niemal dokładnie rok temu, 19 czerwca 2021 papież oficjalnie uznał męczeństwo siostry Paschalis Jahn i jej 9 towarzyszek.
- Można by się dziwić, że proces zakończył się tak szybko - zauważa siostra Margarita Cebula. - Pomogło to, iż część dokumentacji dotyczącej kandydatek na ołtarze była już zarchiwizowana wcześniej. No i w przypadku śmierci męczeńskiej w pierwszym etapie procesu - czyli przy beatyfikacji - nie potrzeba cudu, który dokonał się za ich wstawiennictwem. Siostra Paschalis była najmłodszą spośród nowo beatyfikowanych - dodaje siostra Margarita. - Złożyła śluby czasowe, wieczystych już nie zdążyła. Ona właśnie została w dochodzeniu kanonicznym wymieniona jako pierwsza.
Cud nie był wymagany
Siostra Paschalis Jahn, lat 29, została zamordowana 11 maja w Sobotínie w Czechach. Urodziła się 7 kwietnia 1916 r. w Górnej Wsi, była nieślubnym dzieckiem. Do elżbietanek wstąpiła w 1937 r. Skierowana została do szkoły pielęgniarskiej. Pierwsze śluby zakonne złożyła 19 października 1939 r. Pracowała m.in. w Kluczborku, w Głubczycach i w Nysie, gdzie posługiwała jako kucharka starszym i chorym siostrom.
22 marca 1945 r. w przeddzień zajęcia Nysy przez Armię Czerwoną przełożona Domu św. Elżbiety podjęła decyzję o ewakuacji młodszych sióstr. Siostry Paschalis i Fides trafiły do miejscowości Sobotín. Zajęły się pomocą w pielęgnacji chorych i starszych osób.
Wojska sowieckie wkroczyły do Sobotína 7 maja 1945 r. Jedenastego maja s. Paschalis, broniąc się przed gwałtem, uciekła do pomieszczenia, gdzie były inne osoby i nie pozwalała się wyprowadzić. Uklękła i trzymając krzyżyk od różańca, powiedziała: „Noszę świętą suknię i nigdzie z tobą nie pójdę. Chrystus jest moim Oblubieńcem”. Wszystkich obecnych poprosiła o wybaczenie, a Jezusa o siłę przy umieraniu. Została zabita strzałem prosto w serce.
Siostra Sabina Thienel, lat 35, zamordowana 1 marca 1945 r. w Lubaniu. Urodziła się 24 września 1909 r. w Rudziczce k. Prudnika. Na chrzcie otrzymała imię Anna. Do elżbietanek wstąpiła w wieku 24 lat w 1933 r. Była dyplomowaną pielęgniarką. We Wrocławiu zajmowała się głównie osobami starszymi i potrzebującymi. Także w pracą duszpasterską, katechizacją, wypiekaniem hostii itp.
Przed frontem siostry z Wrocławia ewakuowano pod koniec 1944 r. do Lubania. Siostra mogła stamtąd wyjechać. Została ze względu na osoby, które miała pod opieką.
Wojska radzieckie wkroczyły do miasta 28 lutego 1945. Do klasztoru wtargnęła ponadstuosobowa grupa żołnierzy, którzy chcieli urządzić sobie tam kwaterę. Splądrowali obiekt i pierwszego dnia zgwałcili pierwszą siostrę. Siostrze Sabinie udało się jeszcze obronić. Inne siostry mówiły potem, że uprosiła sobie łaskę zachowania czystości. Następnego dnia ofiarą żołnierzy padły 3 kolejne siostry. Siostra Sabina była w innym pomieszczeniu. Na zewnątrz budynku wzmogła się strzelanina i nagle, nie wiadomo skąd do pokoju wpadł pocisk i ugodził Sabinę śmiertelnie.
Siostra Edelburgis Kubitzki, lat 40, zamordowana 20 lutego 1945 r. w Żarach. Urodziła się 9 lutego 1905 r. w Dąbrówce Dolnej koło Namysłowa. Do elżbietanek wstąpiła w 1929. W klasztorze zrobiła kursy pielęgniarskie. Od 1932 r. pracowała w stacji ambulatoryjnej prowadzonej przez siostry w Żarach.
Rosjanie wkroczyli do miasta 13 lutego 1945. Następnego dnia - była Środa Popielcowa, siostry zostały wypędzone z domu i z innymi kobietami zagonione do gospody. Nocą żołnierze wyciągali kolejne kobiety na zewnątrz i gwałcili. Następnego dnia ukryły się na plebanii, a siostry przebrały się w świeckie ubrania, ale i tu zostały znalezione i zaatakowane.
Siostra Edelburgis kilka razy została ofiarą gwałtu. „W żadnych okolicznościach już tego nie zniosę, choć może mnie to kosztować życie” - zwierzyła się ks. Maxowi Schubertowi. 20 lutego na plebanię wtargnęła grupa pijanych żołnierzy. Siostra broniła się przed gwałtem, mimo bicia i gróźb śmierci, podkreślając że należy do Boga. Striełok oddał do niej z bliska kilkanaście strzałów. Ksiądz zdążył przed śmiercią udzielić jej sakramentu chorych.
Siostra Melusja Rybka, lat 39, zamordowana 24 marca 1945 r. w Nysie. Urodziła się 11 lipca 1905 r. w Pawłowie k Raciborza. Wstąpiła do zakonu w 1927 r., a śluby wieczyste złożyła w 1934 r. Od 1929 r. przebywała w Domu św. Jerzego w Nysie, gdzie funkcjonowała szkoła dla dziewcząt. Pracowała w piekarni, w ogrodzie i w gospodarstwie.
24 marca, w sobotę przed Niedzielą Palmową, w pierwszym dniu obecności Rosjan w Nysie, do Domu św. Jerzego wtargnął żołnierz sowiecki i zaatakował Marię Jüttner, młodą dziewczynę zatrudnioną w domu elżbietanek. Siostra Melusja, broniąc jej przed gwałtem, stanęła między napastnikiem a ofiarą. Sołdat wciągnął ja do pokoju, skąd słychać było odgłosy szamotania, a w końcu strzały. Siostra zabita została strzałem w tył głowy. Zbrodniarz, uciekając, podpalił budynek. Ogień zatrzymał się przed pokojem, gdzie leżała Melusja.
Siostra Adelheidis Töpfer, lat 57, zamordowana 24 marca 1945 r.
w Nysie. Urodziła się w Nysie 13 września 1887. W wieku 12 lat została sierotą i trafiła do Domu św. Notburgi, pensjonatu prowadzonego przez elżbietanki. Do zgromadzenia wstąpiła w 1908 r. Była nauczycielką. Przez wiele lat kierowała szkołą w Koźlu. W 1943 r. przeniesiona została do Nysy i po raz kolejny zamieszkała w Domu św. Notburgi. Zajęła się opieką nad starcami i chorymi ewakuowanymi z innych części Śląska.
Gdy zbliżali się Rosjanie, miała możliwość ucieczki, ale dobrowolnie pozostała z tymi, którymi się opiekowała. 24 marca do pomieszczenia, w którym przebywała siostra Adelheidis wraz z podopiecznymi i z siostrą Sylwestrą, wtargnął radziecki oficer i pokazując zakrwawioną rękę zapytał, kto stąd do niego strzelał. Gdy usłyszał, że nikt i że w domu nie ma broni, wyciągnął pistolet i zastrzelił obie siostry.
Siostra Sapientia Heymann (lat 70) i Felicitas Ellmerer (lat 56) urodzone poza Śląskiem, w Nysie oddały swe życie i znalazły tam miejsce spoczynku. Siostra Sapientia zginęła, stając w obronie młodszej siostry, która broniła się przed żołnierzem i głośno prosiła o ratunek. Siostra Felicitas została zastrzelona przez sołdata, któremu nie dała się zgwałcić. Nim padł strzał, zdążyła krzyknąć „Niech żyje Chrystus Król!”. Napastnik dobił ją kopiąc po głowie i klatce piersiowej.
W sobotę beatyfikowano także siostry: Rosarię Schilling (ofiara wielogodzinnego zbiorowego gwałtu), Adelę Schramm (nie opuściła swoich podopiecznych, została zamordowana) i Acutinę Goldberg (zastrzelona w obronie młodych dziewcząt, które broniła przed gwałtem).
Świeca musi spłonąć
Z perspektywy biografii nowych błogosławionych warto spojrzeć raz jeszcze na symbolikę darów przyniesionych do ołtarza w czasie beatyfikacji. Obok czerwonego ornatu było to 10 świec oraz sprofanowany przez sowieckich żołnierzy kielich z jednego z nyskich domów elżbietanek.
- Każda z tych świec symbolizuje jedną męczenniczkę, to jest bardzo mocny znak, bo świeca, by być sobą i realizować to, do czego została stworzona, nie wystarczy, że jest. Ona musi płonąć. Wtedy daje światło i ciepło, niestety za cenę swojego życia - mówi ks. Rafał Kowalski, rzecznik archidiecezji wrocławskiej.
- W latach 90. ówczesna przełożona domu sióstr emerytek przy ul. Słowiańskiej w Nysie przyniosła mi mocno zgięty, niemal przełamany kielich - opowiada siostra Margarita. - Starsze siostry pamiętają, że był on używany podczas Eucharystii. Kiedy Rosjanie opanowali klasztor przy Słowiańskiej, siostry zostały wypędzone na noc do ogrodu, a rano skierowane do różnych prac. M.in. ładowały na ciężarówki rosyjskie zboże i mąkę z nyskiego młyna, z Carolinum wywożono zbiory biblioteczne. Fizycznie najsprawniejsze usuwały z ulic ludzkie ciała i padlinę zabitych koni. W pokoju przełożonej zamieszkał komendant, a w jednym z pomieszczeń blisko wejścia trzymał konia. Dwie siostry zginęły w refektarzu domu, broniąc się przed gwałtem. Jedna stanęła w obronie młodszej siostry, druga w obronie przełożonej. Żołnierze próbowali w zakrystii podpalić bieliznę osobistą i pościelową sióstr. Kiedy się im to nie udało, ze złości najpierw zabrali kielich, by z niego pić przy posiłku, a ostatecznie strzelali do niego. Część kul przebiła kielich na wylot, część strzałów oddali z wnętrza naczynia na zewnątrz. Wyprostowałam kielich i postawiłam go w moim biurze procesowym pod krzyżem. Podczas peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w naszej kaplicy 26 lipca 1995 roku o. Henryk Kałuża werbista w czasie czuwania dokonał uroczystej intronizacji tego kielicha męczeństwa wobec obecnych sióstr. Został on ustawiony obok obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, by przyjęła Ona dar sióstr, które poniosły męczeńską śmierć. Później trafił on do pokoju pamięci, gdzie eksponowane są pamiątki po matce Marii Luizie Merkert.
Pisząc ten tekst korzystałem z książki o. prof. Zdzisława Kijasa „Dziesięć panien mądrych. Męczenniczki elżbietańskie” oraz z serwisu Katolickiej Agencji Informacyjnej
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze