Dlaczego zrezygnował pan z bycia konsultantem?
- Konsultanci nie mają żadnej władzy wykonawczej. Robi się z nas biurokratów, ale nie słucha. Wyczerpała mnie już ta wieloletnia walka o poprawę sytuacji pediatrii na Opolszczyźnie.
Po dwóch latach pandemii wielu lekarzy jest na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego.
- Ale o tym mało kto wie, bo nasze codzienne problemy przykrywane są informacjami o ilościach inwestycji, zakupionego sprzętu... Trzeba to było zrobić i nie ma się czym chwalić, bo gdy nastała epidemia, na światło dzienne wyszły wieloletnie zaniedbania w tym względzie. Jak najszybciej musimy zacząć od ludzi. Naszą bolączką jest kadra. Już sześć lat temu sygnalizowałem ówczesnej wicewojewodzie Wioletcie Porowskiej, że grozi nam zapaść pediatrii - małym palcem nie skinęła, by coś naprawić. Pisałem stosy pism do NFZ na temat złej sytuacji. Otrzymywałem odpowiedzi, że: zdajemy sobie sprawę, nawet wam współczujemy, ale... Tymczasem przez epidemię ledwo przeżyliśmy ten sezon. Nasz szpital przyjmował pacjentów z czterech powiatów i jeszcze z województwa śląskiego. Jeśli powtórzy się podobny czas, to ja daję temu systemowi dwa, trzy lata, ponieważ lekarze nie dadzą rady pracować po 12 godzin dziennie - z powodu wieku, swoich własnych chorób, zbytniego obciążenia pracą i stresem wynikającym z panującego bezładu organizacyjnego.
W przestrzeni medialnej pojawiają się informacje, wypowiadane także przez lekarskie autorytety, że trzeba zacząć traktować Covid-19 jak grypę, że najgorsze za nami...
- Są też takie głosy, że jeżeli zaczniemy lekceważyć koronawirusa, to jesienią da on nam tak popalić, że będziemy umierać na ulicy.
Młodzi lekarze nie chcą robić specjalizacji w dziedzinie pediatrii, bo jest mało intratna, dlatego pediatria się starzeje... Na to chyba nie ma mocnych?
- Zgodnie z danymi Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu, podział wiekowy lekarzy pediatrów na terenie woj. opolskiego wygląda następująco: 30-40 lat - 24 lekarzy, 41-50 lat - 9 lekarzy, 51-60 lat - 42 lekarzy, 60 i więcej - 56 lekarzy. Jak łatwo policzyć, w ciągu siedmiu lat 4/5 osiągnie wiek emerytalny, a 56 zbliży się do 70. Zniknie ¾ kadry pediatrycznej. Zostanie może kilka poradni, do których kolejka będzie stała tydzień i wszyscy będą walić do szpitali, w których też będą braki kadrowe... i w końcu tego nie udźwigniemy. To wszystko jeszcze się trzyma, bo bazuje na ludziach, którzy mają ogromne poczucie obowiązku i misji.
Jaką więc pan ma receptę na uzdrowienie sytuacji?
- U nas w kraju wszystko się zgadza, ale na papierze. Wszędzie bałagan, gra na zwłokę i przetrwanie. Moim zdaniem najlepszym mechanizmem naprawy jest porządek. Na przykład: mamy oddział neurologii dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym na ul. Wodociągowej w Opolu, ma on oddział neurologiczny dla dzieci, ale nie przyjmuje maluchów poniżej 3. roku życia. Takich pacjentów musi przyjąć Uniwersytecki Szpital Kliniczny. Dlaczego nie ten o profilu neurologiczno-psychiatrycznym? Bo ciężko tu stworzyć kuchnię mleczną?! Inny przykład: pojechałem na kontrolę do jednego ze szpitali. Okazało się, że oddział dziecięcy pracuje bez dyżurnego pediatry, oddziału wieczorami pilnuje chirurg... Napisałem opinię, że oddział nie spełnia wymogów. Ale dla NFZ łóżka są ważne. Niczego nie zmieniono. Występujące absurdy można mnożyć. Potrzebna jest rewolucja. Trzeba pożegnać się z małymi oddziałami, przyjmującymi po 400 osób rocznie. Stworzyć silne ośrodki w szpitalach, gdzie funkcjonują SOR-y, z atrakcyjnymi miejscami pracy, przyciągającymi dobrych lekarzy. Lekarz nie może się martwić tym, czy będzie miał gdzie odesłać pacjenta, jeśli wystąpią jakieś powikłania, musi mieć możliwość konsultacji, dostęp do diagnostyki i czas na doszkalanie się.
Przez wojnę na Ukrainie w ciągu kilku tygodni wpadło do polskiego sytemu opieki zdrowotnej prawie 2 mln nowych ubezpieczonych! Nie obawia się pan, że to dobije ten, i tak niewydolny, system?
- Znów widzę chaos i piętrzące się trudności. Po pierwsze komunikacyjne. Polscy lekarze otrzymali ulotki ze słowniczkiem polsko-ukraińskim, które mają nam pomóc w porozumiewaniu się. Chyba powinno być odwrotnie... Uciekający przed wojną żyją w stresie, mieszkają w dużych grupach, spada ich odporność, wielu przyjechało do nas, przerywając leczenie na Ukrainie, wielu ma schorzenia przewlekłe. Trudnością dla nas będzie odtworzenie przebiegu leczenia - kto przetłumaczy dokumentację choroby? Często jej po prostu nie będzie, bo została na Ukrainie...
Może pomogą ukraińscy medycy, którzy też uciekają przed wojną?
- Tak, ale nie można wybierać, tak jak proponują rządzący, ścieżki na skróty. Nie da się zrobić w szpitalach czy przychodniach komórki „ukraińskiej” - gdzie ukraiński lekarz będzie przyjmował ukraińskich pacjentów. A co z odpowiedzialnością zawodową, ewentualnymi roszczeniami. Zrobimy jakąś wyrwę w systemie. Nie jestem też za szybką nostryfikacją dyplomów. Asymilacja fachowców ze wschodu powinna przebiegać zgodnie z procedurami obowiązującymi w całej Europie. Najpierw nauczmy tych lekarzy języka polskiego, bo jest to niezbędne do zagwarantowania bezpieczeństwa pacjentom. Należy dać uprawnienia i środki Izbie Lekarskiej, by mogła to robić.
Przed wybuchem wojny Ukraina miała jeden z najniższych w Europie wskaźników wyszczepienia przeciwko Covid-19, słabe jest wyszczepienie dzieci na polio, gruźlicę, odrę, krztusiec...
- Te choroby pojawią się u nas. Rząd przygotował rozporządzenie w sprawie szczepień dla ukraińskich dzieci, przewidujące, że w ciągu trzech miesięcy od przyjazdu podlegają one obowiązkowym szczepieniom, takim jak dzieci polskie. Jest jednak pewien haczyk - te dzieci muszą się do nas zgłosić! Jaki jest przewidziany środek przymusu, jeśli nie przyjdą do przychodni? Żaden.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze