Do redakcji „Strzelca Opolskiego” zgłosiła się matka 1,5-rocznej córki, która 2 sierpnia ok. 21.00 przyszła do szpitala w Strzelcach ze swoim dzieckiem, ponieważ gorączkowało.
- Zgłosiłam się na pogotowie - mówi kobieta. - Nie wiedziałam, co dolega córce. Zależało mi na tym, by zbadał ją lekarz.
Podczas rejestracji mieszkanka powiatu uczciwie przyznała, że w połowie maja cała jej rodzina (w tym córeczka) przeszła koronawirusa. Od dawna wszyscy są już ozdrowieńcami.
- Tak pechowo się wtedy zdarzyło, że pewna osoba, która przyszła tylko coś pożyczyć do nas, zaraziła nas wirusem. Mieliśmy kontakt jedynie na podwórku, nie w domu, a jednak złapaliśmy wirusa - przyznaje kobieta. - Na szczęście objawy były łagodne. Nikt z nas nie był w szpitalu. Mam zaświadczenie, że jesteśmy już zdrowi - mówi. - Jednak nigdy bym się nie spodziewała, że zostanę potraktowana jak trędowata... Na pogotowiu dostałam karteczkę z numerem telefonu do lekarza, który przez zamknięte drzwi udzielił mi teleporady. Nie chciał oglądać dziecka osobiście. Zalecił podanie Nurofenu... Nie wiedziałam, co mam robić. Moje dziecko ma dopiero półtora roku. Bałam się, że gorączka to coś poważnego... Prosiłam, żeby lekarz wystawił zaświadczenie o tym, że odmawia badania, ale też odmówił - opowiada.
O sprawie rozmawialiśmy z rzeczniczką opolskiego oddziału NFZ.
- Trudno oceniać tę sytuację, nie słysząc relacji z pierwszej ręki, dlatego proszę, by pani napisała do nas oficjalną skargę. Wówczas będziemy w stanie zbadać sprawę - powiedziała Barbara Pawlos, rzecznik prasowy. - Na pewno na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie ma teleporad, ale tam przyjmowani są wyłącznie pacjenci z zagrożeniem życia. Kobieta mogła zostać przyjęta w ramach Nocnej i świątecznej Podstawowej Opieki Zdrowotnej. W tej sytuacji teleporada jest dopuszczalna - przyznaje rzeczniczka.
Mieszkanka powiatu nie wie, gdzie ją przyjmowano... Rejestracja POZ odbywa się w punkcie rejestracji w SOR, co dla pacjentów może być mylące.
- Podeszłam na pogotowie - twierdzi kobieta. - To jest wszystko dziwne, że gorączka u takiego maluszka to nie zagrożenie życia, przecież nie wiadomo, skąd się wzięła, skoro dziecko nieprzebadane - dodaje.
Następnego dnia kobieta udała się z gorączkującą córką do przychodni rodzinnej. Tam lekarka bez obaw zbadała dziecko osobiście. Okazało się, że przyczyną gorączki było mocne zapalenie jamy ustnej.
Prośbę o komentarz w opisanej sprawie wysłaliśmy do dyrektorki strzeleckiego szpitala Beaty Czempiel. Czekamy na odpowiedź.
Komentarze