To miał być spokojny świąteczny czas spędzony w gronie najbliższych. Niestety, ktoś postanowił zniszczyć sielankową atmosferę w domu państwa Dudek w Szymiszowie.
26 grudnia byliśmy w kinie w Kędzierzynie-Koźlu. Jechaliśmy na dwa samochody, w jednym ja z dziewczyną, w drugim moi rodzice. Wróciliśmy koło 23.00, z różnicą może 15 minut - mówi Łukasz Dudek, który na co dzień pracuje w Niemczech, ale przyjechał na święta do rodziny. - Poszliśmy spać i około pierwszej usłyszałem jakiś dziwny huk. Najpierw myślałem, że coś się przewróciło, wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół, a tam już sąsiad pukał do drzwi, że wezwał straż... Popatrzyłem przez okno i zobaczyłem łunę ognia. Palił się mój samochód - wspomina.
Obok palącego się samochodu stały jeszcze dwa inne, od rodziców pana Łukasza. Pierwsze co to rodzina próbowała ugasić płonące auto, ale na niewiele się to zdało, więc postanowili szybko odjechać pozostałymi samochodami. Po kilku minutach przyjechała straż ze Strzelec i z Szymiszowa, druhowie ugasili pożar.
- Mój samochód musieliśmy zezłomować, został z niego tylko tył... Najpierw myślałem, że to był samozapłon, ale było widać ślady polania benzyną. Samochód ojca też był polany. Na podszybiu zauważyliśmy zapalniki, obok stał kanister. Zostały one zabrane na odciski palców, ale z tego co wiem, to musimy czekać jeszcze około dwóch lat zanim będzie wiadomo, czy coś wyszło. Policjanci mówili, że to pewnie miało być tak, żeby dowody też się spaliły, ale nie wyszło. A sprawcy, bo podejrzewa się, że było ich dwóch, wybrali najdroższe samochody na podwórku - mówi pan Łukasz.
Ekspresowe śledztwo
Wielkie było zdziwienie rodziny Dudków, kiedy kilka dni po pożarze dostali pismo z policji z informacją o umorzeniu śledztwa.
- Jak można w kilka dni dobrze sprawdzić sprawę? Przecież to niemożliwe. Rozumiem, gdyby minął miesiąc, dwa, ale nie 3 dni! Jak byłem na komisariacie to usłyszałem, że mam się cieszyć, bo szybciej dostanę pieniądze z ubezpieczenia. Nie wierzę w polską policję, jestem tym zdruzgotany - mówi mieszkaniec Szymiszowa. - Mam podejrzenia, kto mógł to zrobić i podzieliłem się nimi. Od razu po pożarze pies policyjny podjął trop, ale za torami go zgubił. Obok aut stał styropian, gdyby się zapalił, poszłoby to na dom, aż strach pomyśleć, co mogłoby się stać - dodaje.
Łukasz Dudek pogodził się już z tym, że spalono mu auto, ale cała sytuacja nie daje mu spokoju.
- Jeśli chodzi o pieniądze to trudno, kupię nowe auto. Ale chodzi o bezpieczeństwo, szczególnie, że ja tutaj nie mieszkam na co dzień, tylko rodzice. Przez miesiąc siedziałem w domu, nie byłem w stanie jechać do pracy, bo byłem wykończony psychicznie. Straciliśmy poczucie bezpieczeństwa na własnym podwórku. Pojawia się pytanie, czy ktoś chciał spalić tylko moje auto, ale jak widzieli samochód ojca to postanowili wykorzystać sytuację. Mam nadzieję, że za jakiś czas ktoś się wygada i czegoś się dowiemy. Nie wiem, czy ktoś znowu nie przyjdzie i czegoś nie podpali, po prostu się boimy - mówi pan Łukasz.
Skarga na policjanta
Młody mieszkaniec Szymiszowa nie daje za wygraną i kilkukrotnie pojawiał się na strzeleckiej komendzie, rozmawiał z różnymi osobami.
- Sprawę umorzono ze względu na niewykrycie sprawcy. Zabezpieczone ślady kryminalistyczne, które zebrano na miejscu zdarzenia, zostały przesłane do laboratorium kryminalistycznego w Katowicach. Na wyniki czeka się ponad rok - mówi Anna Kutynia ze strzeleckiej policji. - Sprawa zostanie podjęta na nowo, jeśli będzie ku temu podstawa na bazie wyników z laboratorium. Poszkodowany został pouczony o możliwości odwołania się w ciągu 7 dni od otrzymania pisma z policji, ale tego nie zrobił - dodaje.
W czerwcu pan Łukasz napisał skargę na policjanta, który prowadził śledztwo. Jej rozpatrzeniem zajmie się Komenda Powiatowa Policji w Strzelcach. Jak dalej potoczy się sprawa? Czy mieszkaniec Szymiszowa dowie się, kto podpalił jego samochód?
Komentarze