Wszystkie nasze rozmówczynie przyznały jednogłośnie, że początki były trudne.
- Mam klasę I c i na początku było ciężko, ponieważ maluchy muszą przyswoić literki, uczą się pisać i czytać - wszystkie zmysły muszą być uruchomione. A przez zdalną naukę nie mamy ze sobą bezpośredniego kontaktu - mówi Krystyna Obrączka, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej. - Jest mnóstwo obszarów do wypracowania np. grafomotoryka, której nie jestem w stanie sprawdzić zdalnie. Mimo tego, że wykorzystuję różne metody, brakuje tej bliskości, żeby od razu ocenić, poprawić, pokazać jak coś trzeba zrobić. Mam mocną klasę, rodzice bardzo też pomagają, ale mamy wielką rzekę do przepłynięcia - dodaje.
Elwira Morawiec-Bartczak, dyrektor PSP nr 1, przyznaje, że zdalne nauczanie jest sporym wyzwaniem dla nauczycieli.
- Każdy ma swoją metodę nauczania, a teraz trzeba było to zweryfikować i dostosować do zdalnej nauki. Obecnie w zastępstwie uczę klasę III a. Jeżeli zaczynamy lekcje o ósmej, to jesteśmy już kwadrans wcześniej połączeni. Rozmawiam z dziećmi, o tym jak się czują, z czym mają trudności. Tęsknię za tym, żeby je zobaczyć, żeby wykorzystać wszystkie pomoce dydaktyczne, które mamy w szkole. Nic nie zastąpi klasy i bezpośredniej obecności - mówi.
Wszystko zależy od ucznia
W każdej klasie są uczniowie, którzy lepiej przyswajają materiał i ci słabsi...
- Ci teraz tracą najwięcej. Bo zdolne dziecko sobie poradzi, jednak najgorzej jest z tymi średniaczkami i poniżej średniej. Te dzieci nie umieją różnych rzeczy i wstydzą się powiedzieć, że nie rozumieją, więc siedzą cichutko, a problemy się nawarstwiają - mówi Ewa Kozok, nauczycielka matematyki. - Nie ukrywam, że jest mi teraz trudniej wytłumaczyć różne rzeczy.
Jak podkreśla Iwona Iwanowska, również nauczycielka matematyki i wicedyrektor, w starszych klasach wszystko zależy od ucznia.
- Jeśli ma chęć się nauczyć to nie ma żadnego problemu. Mamy Teamsy, e-dziennik, kontakt mailowy, telefoniczny - na bieżąco możemy się kontaktować ze sobą. I to miało odzwierciedlenie na egzaminie ósmoklasisty, bo ci, którzy się uczyli mieli bardzo dobre wyniki, po 70-80% - mówi pani Iwona. - Natomiast są też uczniowie, z którymi jest utrudniony kontakt, nie chcą się wypowiadać. Na klasycznych lekcjach również są uczniowie, którzy niechętnie zabierają głos, ale w klasie i można ich jakoś przycisnąć do odpowiedzi - dodaje.
Zamknęli się jeszcze bardziej
Małgorzata Strożek jest pedagogiem szkolnym i doradcą zawodowym.
- Teraz zamiast kontaktu bezpośredniego pozostało mi jedynie czatowanie z uczniami i rozmowy przez kamerkę. Brakuje czasem takiego poklepania po ramieniu, płaczu, śmiechu - bo i tak bywa w pokoju pedagoga - mówi pani Małgorzata. - Najgorsza jest cisza, kiedy prosimy kogoś o odpowiedź, a nagle nie działa mikrofon. Zdarza się, że niby uczeń jest zalogowany na lekcję, ale w niej nie uczestniczy. Wiemy, że dzieci spotykają się ze sobą po lekcjach i bardzo dobrze. Ale niestety są wśród nich osoby, które jeszcze bardziej się w sobie zamknęły. Komputer wypełnił całe ich życie, bo nie wyłączają go po lekcjach, ale dalej siedzą w internecie, grają, czatują... - dodaje ze smutkiem.
Są bardziej samodzielne
Kiedy uczniowie wrócą do szkolnych ław, nauczyciele będą musieli ponownie przerabiać zagadnienia, z którymi dzieci mają trudności. Są jednak plusy zdalnej nauki.
- Dzieci nauczyły się samodzielności, czasami przypominają, że coś trzeba jeszcze zrobić powtórzyć. Moje pierwszaki mówią często, że są sami, że w pokoju za ścianą tylko siedzi starszy brat lub siostra. Dzieci cieszą się, że są dzielne, a ja kilka razy wywołuję ich do odpowiedzi, żeby wiedzieć, że wszystko jest w porządku - mówi Krystyna Obrączka.
- Wcześniej było tak, że jedynie w szkole mieliśmy kontakt z uczniami. Teraz mamy go praktycznie cały czas, bo dzieci cały dzień piszą, że coś wysłały, coś zrobiły lub czegoś nie potrafią zrobić. Wydoroślały, zdają sobie sprawę z powagi sytuacji - dodaje Ewa Kozok.
- Plusem jest na pewno to, że uczniowie, którzy byli bardzo pobudliwi wyciszyli się i jest z nimi bardzo dobry kontakt. Na zdalnym nauczaniu musi być większa relacja z nauczycielem, bo teraz szkoła jest już zupełnie inna niż była do tej pory - podkreśla Iwona Iwanowska.
- Kiedy dzieci przyszły do szkoły po tej długiej nieobecności to przez kilka dni na korytarzach nie było gwaru i było to dla nas przygnębiające. Była ogromna cisza, coś niespotykanego do tej pory na szkolnych korytarzach. Uczniowie mówili do siebie szeptem i na nowo musieliśmy ich otworzyć na to, że mogą się wykrzyczeć, wybiegać. Od tego są przerwy w prawdziwej szkole - żeby odpocząć i zebrać siły przed kolejną lekcją - dodaje pani Elwira.
Zgodnie z harmonogramem luzowania obostrzeń uczniowie klas I-III wrócili już do nauki stacjonarnej, więc w szkołach powoli robi się radośnie i gwarnie.
Komentarze