Tajemnica leśnej mogiły pod Ujazdem. Jak zginęli niemieccy żołnierze?
Pracownia Badań Historycznych i Archeologicznych Pomost z Poznania zajmuje się poszukiwaniem grobów i mogił żołnierskich oraz cywilnych z okresu II wojny światowej. Pracownia prowadzi poszukiwania mogił osób wszystkich narodowości na terenie kilku województw, w tym także opolskiego.
4 kwietnia badacze z fundacji przeprowadzili prace ekshumacyjne w pobliżu Ujazdu, w lesie między Sławięcicami a Niezdrowicami. Pojawili się w tej okolicy, powiadomieni przez tutejszych mieszkańców i policję o bezimiennym wojennym grobie znajdującym się w miejscowym lesie.
- Z leśnej mogiły podjęliśmy szczątki dwóch żołnierzy niemieckich, przy których odnaleźliśmy dwa przełamane znaki tożsamości - opisują.
Informacje, że w tym lesie spoczywają ludzkie szczątki, dotarły do badaczy z Pomostu z kilku źródeł.
- O istnieniu mogiły powiadomiła nas nawet policja, a to dlatego, że ten grób został przez miejscową ludność uformowany na nowo - relacjonuje Adam Białas z pracowni Pomost. - Ktoś najwyraźniej przestraszył się, że jakiegoś człowieka pochowano w oznaczonym grobie w lesie i poinformował o tym fakcie policję, która wykonała czynności sprawdzające i wykonała za nas część pracy dochodzeniowo-śledczej. Równolegle z informacją od funkcjonariuszy dostaliśmy sygnały od pobliskich mieszkańców.
Grób, który stał się przedmiotem badań archeologów, wcześniej nie został odnotowany w żadnym spisie ani archiwum.
- Była to więc mogiła dość solidnie umocowana, ale jedynie w źródłach ustnych - podkreśla badacz. - Jesteśmy więc bardzo wdzięczni wszystkim osobom, które nie zachowały wiedzy o tym grobie tylko dla siebie, ale podzieliły się nią z nami.
Wśród artefaktów odkrytych w grobie znajdował się karabin Mauser, amunicja strzelecka oraz żołnierskie wyposażenie, czyli między innymi klamra z pasa, która prawdopodobnie należała do żołnierza z formacji Luftwaffe. Przedmioty zabezpieczyli funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Strzelcach Opolskich.
- To, co stanie się z tymi rzeczami, to już nie do końca zależy od nas - dowodzi Adam Białas. - Teraz za te przedmioty odpowiadają instytucje samorządowe i społeczne, które mają możliwości, żeby je wyeksponować.
Fachowcy rozpoznali również jeden ze znaków tożsamości, który powiązali z formacją łączności. Żołnierski nieśmiertelnik został przełamany, co jednak nie musi oznaczać, że rodzina zmarłego wie cokolwiek o miejscu jego pochówku i okolicznościach śmierci.
- Znak tożsamości składa się z dwóch bliźniaczych połówek, które są ze sobą złączone w taki sposób, żeby można było je łatwo rozdzielić - wyjaśnia Adam Białas. - Rozdziela się je w zasadzie tylko w jednym momencie, a mianowicie w chwili śmierci żołnierza. Robi się to w taki sposób, żeby połowa znaku została przy zwłokach w celu dalszej identyfikacji, a druga połowa trafiła do sztabu, gdzie była archiwizowana, żeby można było informację o jego śmierci umieścić w ewidencji i powiadomić rodzinę. Najprawdopodobniej informacja o śmierci tych żołnierzy, pomimo przełamania nieśmiertelników, nie została zgłoszona do jednostki wojskowej w zawierusze wojennej. Mogło być tak, że żołnierz, który te nieśmiertelniki niósł, został zabity, trafił do niewoli, zgubił je lub się ich pozbył, a informacja o śmierci tych ludzi nie dotarła do ich rodzin.
Obrażenia, jakie noszą czaszki żołnierzy, wskazują, że mogli oni zginąć gwałtowną śmiercią. Obie czaszki zostały bowiem rozbite.
- Jeżeli chodzi o uszkodzenia, jakie noszą kości ich czaszek, to musiała zostać na nich użyta znaczna siła, ponieważ ludzką czaszkę nie jest tak łatwo rozbić - dowodzi Adam Białas. - Jednak nie podejmiemy się oceny, czy czaszki zostały rozbite w wyniku uderzenia kolbą karabinu, czy żołnierzy przejechano ciężarówką, czy wydarzyło się jeszcze coś innego. Te obrażenia na pewno były śmiertelne, chyba że zadano je już po śmierci żołnierzy, na skutek przypadkowego lub celowego uszkodzenia.
Dwaj Niemcy z bezimiennego grobu najprawdopodobniej zginęli z rąk czerwonoarmistów.
- To najbardziej prawdopodobny scenariusz - wskazuje badacz. - Niemców, tak cywilnych, jak i mundurowych oraz Ślązaków i Polaków, więźniów przymusowych i jeńców, Sowieci mordowali na bieżąco, tak jak szli i zajmowali te ziemie. Oczywiście są też inne przypadki. Wiemy, że wojska niemieckie były zarządzane przy pomocy strachu i nienawiści i aż do ostatnich momentów istnienia III Rzeszy były przypadki rozstrzeliwania żołnierzy, którzy nie wykazywali odpowiedniej dzielności, żeby walczyć za Führera. Jednak w tym wypadku, najprawdopodobniej śmierć tych ludzi należy powiązać z działalnością Sowietów.
Las pełen bezimiennych mogił
- W pobliskim lesie i okolicy jest znacznie więcej grobów, a niektóre z nich to mogiły masowe - przekonuje Sławomir Wilkowski, lokalny pasjonat historii i autor kanału Bunker King. - W pobliżu tego lasu dwa tysiące lat temu była osada, a niedaleko dwa cmentarzyska ciałopalne. To ciekawe i wciąż słabo zbadane tereny.
Opowieści o leśnym grobie Sławomir Wilkowski słyszał od dawna.
- Wiele osób przynosiło tam kwiaty i zapalało znicze oraz dbało o grób - relacjonuje. - Byli wśród nich mieszkańcy Sławięcic, lecz wiadomo mi również o jednej z mieszkanek Ujazdu, która co roku, począwszy od 1945 składała kwiaty na tym grobie i regularnie zapalała znicze. Niestety od tej pani już niczego się nie dowiemy o tych żołnierzach, ponieważ zmarła trzy lata temu.
O historii, która wydarzyła się w okolicy Niezdrowic, mieszkańcy opowiadają sobie od wielu lat.
- A wydarzyło się tam coś niezbyt miłego, z tego względu, że ci żołnierze prawdopodobnie zostali zamordowani w straszny sposób, ponieważ mieli zgruchotane czaszki - opowiada pan Sławomir. - Już wcześniej wiedziałem, że w tej okolicy jest grób, ale zawsze myślałem, że leży tam jedna osoba. Niedawno poznałem relację nieżyjącego już pana z pobliskich Niezdrowic, który wiele lat po wojnie opowiadał znajomemu, że jako mały chłopiec bawił się z kolegami w tym lesie. Natknęli się wówczas na zwłoki dwóch żołnierzy, których zabito prawdopodobnie dzień wcześniej. Pochowali ich mieszkańcy Niezdrowic. Ten pan był prawdopodobnie jedyną osobą, która w latach osiemdziesiątych wiedziała, że w tym grobie leżą dwie osoby.
- To bardzo ciekawa historia i tak naprawdę niewyjaśniona, bo osoby, które mogłyby wiedzieć o niej coś więcej, a jest ich naprawdę już bardzo niewiele, i które mogłyby powiedzieć coś więcej, często nie chcą mówić, a ci, którzy nie żyją, nie powiedzą już nic - dodaje. - A my, bez relacji świadków, często zapominamy, że historia nie jest czarno-biała, że ktoś, kto zakładał mundur, czasem robił to z przymusu. Bardzo zależy mi, żeby te ludzkie historie wyciągać na światło dzienne. Ci żołnierze mieli przecież swoje rodziny, wojenne losy, a my widzimy tylko to, co po latach zostanie wyciągnięte z ziemi, czyli bezimienne kości.
Szczątki niemieckich żołnierzy zostały zabezpieczone do ewentualnych dalszych badań. Jeżeli nie zgłosi się po nie rodzina, której poszukiwaniem zajmuje się Volksbund, czyli Niemiecka Komisja Grobów Wojennych, wówczas zostaną one pochowane na niemieckim cmentarzu wojennym w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem.
Pracownia Pomost i kanał Bunker King proszą o kontakt osoby posiadające informacje o wszelkich miejscach pochówku, zarówno grobach leśnych, cmentarnych, jak i masowych. Misją obu podmiotów jest bowiem odnalezienie, zidentyfikowanie i pochowanie osób zmarłych w czasie II wojny światowej, a także poznanie ich historii.
- Wciąż są osoby, które czekają na odnalezienie i na ekshumację swoich bliskich - przypomina Adam Białas.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze