Rainhold Bodynek. W ślad za wielkim człowiekiem
Holdek, bo tak Rainholda Bodynka nazywali koledzy, urodził się 1 maja 1957 roku w Strzelcach Opolskich. Całe jego młodzieńcze życie było związane z rodzinnym Starym Ujazdem. Tutaj skończył szkołę podstawową, będąc nadzwyczaj pojętnym uczniem, był ministrantem, obowiązkowym i zaangażowanym, miał wielu przyjaciół, pasjonował się piłką nożną, ogrywając niejednokrotnie starszych kolegów.
Jak dowiadujemy się z książki pt. „Holdek” o. Henryka Kałuży SVD, wcześnie potrafił czytać i bardzo lubił to robić. Już to go wyróżniało.
„Często przychodził na plebanię do brata księdza proboszcza, aby porozmawiać i pożyczyć nowe książki, zadziwiając go swoimi szerokimi zainteresowaniami. Najbardziej jednak zdumiewał wszystkich ogromną znajomością Pisma Świętego” - pisze o. Kałuża.
Z małej wioski do wielkiego świata
Jako szkołę średnią wybrał liceum ogólnokształcące w Strzelcach Opolskich, gdzie podobnie jak w podstawówce, dał się poznać jako pracowity i zdolny uczeń, co odzwierciedlały wyniki w nauce czy udziały w olimpiadach. Wraz z maturą przyszedł czas na wybór studiów. Holdek rozważał między studiami humanistycznymi, szczególnie polonistycznymi, a powołaniem.
- Pochodził z małej wioski, prostej, chłopskiej rodziny o śląskich tradycjach, a miał otwartą drogę na każdą uczelnię w Polsce - mówi Sebastian Golec, sołtys Starego Ujazdu. - W takim przypadku mówi się, że ktoś „ma znajomości” albo jest po prostu fenomenalny i taki właśnie był Holdek. Ostatecznie wybrał drogę powołania, poszedł do seminarium misyjnego w Pieniężnie w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie przez dwa lata studiował u księży werbistów.
Po tym czasie razem z dwoma klerykami dostał możliwość wyjazdu na studia teologiczne do Nagoi w Japonii. Stało się to za sprawą o. Hansa Jurgena Marxa, który prowadził tam działalność misyjną.
- Po drodze była jeszcze Anglia, bo klerycy musieli znać język angielski - dopowiada Sebastian Golec.
Kurs odbył się na liverpoolskim College of Comers, który, jak pisze o. Henryk Kałuża, był niczym wielka wieża Babel.
„Natychmiast docenił to Holdek, mówiąc kolegom, jaka to dla nich ogromna szansa, takie spotkanie z ludźmi z innych kultur, które już tu trzeba poznawać i uczyć się ich i że tej szansy nie wolno im zmarnować. Rzucił się całą ciekawością w to środowisko i czuł się w nim jak przysłowiowa ryba w wodzie” - czytamy.
Poza nauką i nawiązywaniem kontaktów z innymi, co przychodziło mu z łatwością, wykorzystał ten czas na przygotowanie się do wyjazdu do Japonii oraz poznanie jej kultury.
- Zafascynował go wtedy buddyzm i postanowił poznać jego filozofię - wskazuje Sebastian Golec.
Dotarli na japońską ziemię. Tutaj najpierw czekała nauka języka japońskiego, a dopiero później kontynuacja studiów teologicznych.
„Kiedy tylko zgłębił język na tyle, że mógł czytać i rozmawiać, wrócił do rozpoczętego w Anglii studium buddyzmu. Czuł, że bez tego nie będzie mógł w pełni poznać ludzi, którzy przez wieki są zakorzeni w tej religii” - pisze o Holdku o. Kałuża.
Dowiadujemy się też, że widział wiele elementów wspólnych między buddyzmem i chrześcijaństwem. Wybrał się nawet, za zarobione przez siebie pieniądze oraz za zgodą przełożonych, do Eiheiji, jednej ze świątyń buddyjskich w Japonii. Tam próbował medytacji zazen. Pokonała go jednak pozycja kwiatu lotosu, w której nie potrafił zbyt długo wytrzymać, a była konieczna przy tego typu ćwiczeniach. Wrócił do seminarium, choć medytacja wciąż była mu bliska, podobnie jak głęboka wiara. Nie zmieniła się również jego pracowitość.
Nieplanowana diagnoza
W pewnym momencie Holdek zaczął odczuwać zmęczenie, mówił o niedomaganiach żołądka, wyglądał na coraz to bardziej wyczerpanego. Za namową przyjaciół, choć podkreślał, że to tylko przemęczenie, udał się na badania do szpitala. Stwierdzono, że cierpi na raka żołądka, a sytuacja nie wygląda optymistycznie.
Holdek z początku nie poznał prawdy, bo taka była decyzja lekarzy. Gdy dowiedział się o chorobie, wszystko, wciąż patrząc pozytywnie, zawierzył Bogu. Wkrótce jego stan się pogorszył, a serce przestało bić. Zmarł 20 maja 1984, mając 27 lat. Pochowano go w Japonii.
Trudno zapomnieć takiego człowieka
Pamięć o Rainholdzie Bodynku wśród parafian z Ujazdu, a w szczególności mieszkańców Starego Ujazdu, z którego pochodził, jest wciąż żywa, praktycznie nieprzerwanie. To za sprawą wspomnień rodziny czy przyjaciół z młodzieńczych lat, ale i podejmowanych inicjatyw. Odkąd zmarł, powstała wspomniana wcześniej publikacja o. Henryka Kałuży, jej rozbudowana wersja, obok jego domu rodzinnego ustawiona została drewniana rzeźba, a także zamontowana tablica przedstawiająca jego historię.
W ostatnim czasie parafia w Ujeździe zorganizowała wyjazd śladami Holdka. Uczestnicy wybrali się do Pieniężna i miejsc, w których przebywał, szczególnie do seminarium.
- Ci, którzy go znali, podobnie jak my, wciąż o nim pamiętają, bo jak sami przyznali, takiego człowieka nie da się zapomnieć - mówi Sebastian Golec. - Jesteśmy dumni, że Holdek jest stąd.
Mieszkańcy Starego Ujazdu już szykują kolejną inicjatywę, która będzie związana z przypadającą w tym roku 40. rocznicą śmierci Holdka. Głównym punktem obchodów będzie msza święta w poniedziałek, 20 maja, w miejscowym kościele pod przewodnictwem o. Kałuży. Przed wszystkimi ujazdowskimi parafianami otworem stoją również dalsze drogi Holdka. Być może następny będzie Liverpool w Anglii, a później Nagoya w Japonii…
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze