Bomba wybuchła w połowie grudnia
- Jeden z pobliskich mieszkańców zupełnie przypadkiem na stronie internetowej naszego urzędu gminy zobaczył obwieszczenie z 3 grudnia informujące o budowie kolejnej fermy drobiu 200 metrów od naszych domów - relacjonuje Ewa Kulik, jedna z protestujących z ulicy Ziai. - Zrobiliśmy rekonesans między sąsiadami i okazało się, że nikt nic nie wie na ten temat.
Z obwieszczenia wynika, że inwestorem jest syn właścicieli obecnej fermy Anny i Jacka Garbowskich, gdzie już teraz - zgodnie z tym co sami deklarują - w każdym rzucie jest 34-36 tysięcy brojlerów. Kilka dni później, 20 grudnia, ukazało się drugie obwieszczenie o kolejnych planowanych do uruchomienia kurnikach.
Inwestorem ma być drugi syn Garbowskich. Złożył wniosek o zgodę na zmianę warunków funkcjonowania w budynkach, w których kiedyś też była hodowla drobiu. Jak mówią mieszkańcy, odetchnęli z ulgą, gdy została zamknięta kilka lat temu.
Garbowscy nie są właścicielami obiektów, ale podobno transakcja jest w trakcie. Te budynki są oddalone od niektórych domów o 28 metrów. Różnica jest taka, że kiedyś hodowane były tam nioski w ilości 2-4 tysiące, a teraz mają być brojlery. Urząd Miejski w Zawadzkiem nie udzielił nam odpowiedzi, ile ma ich być, ale sąsiedzi powołują się na informacje z gminy, że podobno kolejne 34 tysiące hodowanych w cyklu ciągłym.
Nadchodzi smród
Smród, horror, katastrofa... sąsiedzi rodziny Garbowskich, mówiąc o tym, co - jak przeczuwają - czeka ich w przypadku rozpoczęcia hodowli w kolejnych kurnikach w Żędowicach, są pełni obaw.
Mówią o szkodliwych substancjach, bakteriach, robactwie i gryzoniach. W ich opinii to będzie jedna wielka ferma, "nawet, jeśli w papierach właściciele będą różnić się tylko imionami".
- Podkreślam, protest mieszkańców ulicy Ziai i okolic, nie jest wymierzony w rodzinę państwa Garbowskich - dodaje Ewa Kulik. - Protest dotyczy stricte sprzeciwu wobec powstaniu na tym terenie dwóch planowanych inwestycji związanych z hodowlą drobiu, których dotyczy postępowanie. Jeżeli one dojdą do skutku, licząc łącznie z obecnie już funkcjonującą fermą, powstanie tu kombinat ferm drobiu: rocznie około miliona hodowanych brojlerów.
Ludzie skarżą się, że latem już nie można okien otworzyć ani posiedzieć przy grillu w ogrodzie, dlatego uważają, że tak uciążliwe dla otoczenia działalności powinny być lokowane w znacznie większej odległości od zabudowań mieszkalnych: najlepiej na terenach inwestycyjnych z dala od siedlisk ludzkich.
- Przecież jak wiatr dobrze zawieje, to śmierdzi stąd nawet w Zawadzkiem, dwa kilometry dalej na "Manhattanie” - dopowiada Barbara Sowa. - Jeśli teraz już jest źle, to co będzie jak liczba kur się zwiększy kilkakrotnie?
A sąsiadka Anna Drewing, która mieszka najbliżej, dodaje, że najgorzej cuchnie, gdy, kurniki są czyszczone:
- Ja mam wątpliwości, czy oni tam mają nowoczesną infrastrukturę na przykład baseny do czyszczenia i groble, chciałabym wiedzieć, gdzie idzie woda z mycia tych odchodów. To, jakie tam są warunki, ma przecież wpływ na otoczenie, na nas, na nasze zdrowie!
- Nie tylko na nas sąsiadów, ale na tysiące ludzi. Pod nami są piaski, przez które zanieczyszczenia z wodą łatwo przechodzą, a poniżej znajduje się przecież wielki chroniony zbiornik wody pitnej, w pobliżu istniejącej fermy jest studnia głębinowa, która zasila kilka miejscowości - podkreśla Damian Ibrom. - Mamy bardzo poważne obawy, jak te inwestycje mogą na to wszystko wpłynąć.
Sprawa w SKO
Sprawa żędowickich kurników nabrała rozgłosu z końcem stycznia br. Liczna delegacja mieszkańców udała się wtedy na sesję rady miejskiej w Zawadzkiem, aby zaprotestować przeciw planowanym przez sąsiadów inwestycjom. Wcześniej spotkali się na rozmowie z burmistrzem i indywidualnie korespondowali z urzędem.
Z różnych odpowiedzi, jakie były udzielane, wynika, że postępowania administracyjne w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla nowo planowanych przedsięwzięć jest w toku i szybko się nie zakończy. To, jaka decyzja zapadnie, uzależnione jest od opinii Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Opolu, Państwowego Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego w Strzelcach Opolskich i Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie RZGW w Gliwicach. Zdesperowani żędowiczanie zwrócili się o powstrzymanie inwestycji również i tam.
RDOŚ 13 stycznia odpisała, że organem decyzyjnym jest burmistrz Zawadzkiego, ale już wyraziła opinię o potrzebie przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko dla obu inwestycji. Podobnie stwierdził strzelecki Sanepid, zaznaczając, iż wykonany ma zostać raport o oddziaływaniu na środowisko.
Dwa tygodnie później sytuacja zmieniła się jednak diametralnie. Gmina Zawadzkie zwróciła się z wnioskiem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o wyznaczenie organu zastępczego do wydania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych i wiele wskazuje na to, że organem decyzyjnym będzie tu inny urząd miasta lub gminy. SKO zwróciła się już o przekazanie akt sprawy.
Sytuacja jest bowiem, mówiąc oględnie, dość niezręczna: "wygaszone” kilka lat temu kurniki w Żędowicach, gdzie Garbowscy chcą wznowić hodowlę, są własnością teścia burmistrza. Te oddalone 28 m od budynków sąsiadów. W związku z tym wśród mieszkańców zaczęły się pojawiać różne uwagi i insynuacje.
O komentarz do tej sytuacji zwróciliśmy się do burmistrza Michała Rytla. Ale odpisał jego zastępca Andrzej Pruski:
"Jednoznacznie zaprzeczamy, aby Burmistrza Zawadzkiego łączył jakikolwiek związek z którąkolwiek stroną postępowania. Zgodnie z art. 24 KPA wyłączenie pracownika następuje ze względu na łączące go powiązania ze stroną postępowania. W przedmiotowej sprawie taka sytuacja nie zachodzi, jednakże ze względu na pojawiające się wśród opinii publicznej nieprawdziwe informacje o działaniu Burmistrza Zawadzkiego na rzecz teścia, do którego w chwili obecnej należy część kurników związanych z drugim wnioskiem, podjęto decyzje o skierowaniu wniosku do SKO. Działanie to ma na celu ucięcie wszelkich domysłów oraz wątpliwości, które mogłyby narazić na nieprzychylne komentarze kogokolwiek z rodziny Pana Burmistrza. W chwili obecnej oczekujemy na decyzję SKO” - czytamy w nadesłanej odpowiedzi.
- Kiedy te kurniki zostały zamknięte, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, bo spadła ilość much, szczurów i nornic - komentuje Anna Drewing. - Teraz jesteśmy przerażeni, bo Garbowscy zapowiadają ponad 30 tysięcy brojlerów. Będzie gorzej niż było. Mnie dzieli od tych kurników 26 metrów!
"Jestem skrzynką"
O wniosku do SKO poinformował podczas sesji 27 stycznia mecenas urzędu Michał Szachnitowski. Mówił o tym, że o decyzji prawdopodobnie rozstrzygał będzie inny wójt, burmistrz lub prezydenta miasta. Burmistrz Rytel na sesji też zabrał głos, podkreślając, że w takich sprawach jak ta, głos decydujący ma jednak nie burmistrz czy wójt, ale instytucje opiniujące:
- Jako burmistrz jestem, mówiąc w dużym uproszczeniu, skrzynką nadawczo-odbiorczą, która zbiera opinie od dyrektorów Dyrekcji Ochrony Środowiska, Sanepidu i Wód Polskich, to nie burmistrz decyduje i ja to państwu już mówiłem podczas pierwszego naszego spotkania - tu włodarz nawiązał do rozmów z protestującymi 13 grudnia. - Decyzja podejmowana jest na podstawie tych opinii, trzeba zaczekać aż wszystkie spłyną.
Z kolei zastępca burmistrza Andrzej Pruski przypomniał protestującym, że postępowanie nie dotyczy pozwolenia na inwestycję, a jedynie "wytycznych, jakie inwestor musi spełnić, aby przedsięwzięcie mógł realizować bądź wskazania, że ze względu na ochronę środowiska, wód lub gleby taka inwestycja jest niemożliwa do realizacji”.
- To instytucje opiniujące wypowiedzą się, czy inwestycja jest możliwa czy nie - mówił o RDOŚ, Sanepidzie i Wodach Polskie. - Jeśli one określą wytyczne i inwestor je spełni, to nikt w tym kraju - łącznie z burmistrzem - nie ma prawa mu tego zabronić.
Wieś dla rolników!
Każdy spór ma dwie strony. Sąsiedzi Garbowskich czują się zagrożeni przez rozbudowę fermy, a Garbowscy mówią, że czują się zagrożeni przez sąsiadów. Na sesję 27 stycznia nie przyszli, ale złożyli pismo z prośbą o odczytanie.
Pojawiły się w nich m.in. słowa o tym, że prowadzą gospodarstwo rodzinne od trzech pokoleń i do tej pory z sąsiadami łączyły ich dobre relacje, a teraz zaczęły się "insynuacje” oraz przejawy "agresji”. "Podejmiemy wszelkie dozwolone prawem kroki w celu ochrony naszych interesów i dobrego imienia, jeśli będzie to konieczne” - odczytał pismo Garbowskich burmistrz Rytel.
Oświadczenie zawiera też "sprostowanie”, m.in. odnośnie skali planowanej hodowli zawyżonej "nawet przy maksymalnym obsadzeniu o co najmniej 25 procent”. Garbowscy wskazują ponadto, że nie należy mówić o rozbudowie fermy teścia burmistrza, a jedynie o "wznowieniu produkcji” i "zmianie jej warunków”, a tereny wiejskie są przeznaczone dla rolnictwa, zatem, jeśli ktoś ma chęć zamieszkania w otoczeniu wiejskim, nie powinno to "wpływać na możliwość rozwoju działalności rolniczej”.
Atmosfera w Żędowicach jest ciężka. Sąsiedzi Garbowskich mówią, że kilka dni temu po domach chodził dzielnicowy i wypytywał, czy ktoś coś wie o nękaniu Garbowskich, bo złożyli zawiadomienie na komisariat, że czują się zagrożeni. Podobno mówili, że wokół ich domu i zabudowań kręcą się zakapturzeni ludzie i ktoś wysypał im śmieci na posesję.
- Lepiej tam nawet nie podchodzić w pobliże - mówi jeden z mężczyzn. - Nerwy im puszczają.
Kiedy zjawiam się pod dużym domem z wielkim banerem na płocie "Teren rolniczy, hodowla zwierząt” (opatrzony wizerunkami drobiu i trzody chlewnej), zaraz wychodzi syn gospodarza, pytając o cel wizyty i czy mam zgodę na fotografowanie. Po chwili wychodzi drugi z synów i wybiega mocno wzburzony właściciel, wykrzykując różne epitety pod adresem sąsiadów, a za nim jego żona.
Tłumaczą, że czują się osaczeni: przez sąsiadów, nasyłane przez nich kontrole i przez dziennikarzy, którzy nieumówieni nachodzą ich: tak jak ja. A oni nie chcą rozmawiać. Ale obiecują dostarczyć oświadczenie.
Gospodarz wraca do domu, a reszta domowników tłumaczy, że przez spór z sąsiadami ma już zszargane nerwy i zdrowie. Kobieta proponuje oprowadzenie po gospodarstwie, ale nie zaprasza do kurników: dopytuje, czy czuję smród, jaki zarzucają im sąsiedzi.
- Mocno nie czuć, ale nie potrafię powiedzieć, jak jest latem albo gdy jest czyszczony kurnik - odpowiadam. - Teraz jest mróz...
Zgodnie z prawem
W jednym zgadzają się wszyscy: inwestorzy, sąsiedzi i urzędnicy Urzędu Miejskiego w Zawadzkiem. Wszyscy mówią o konieczności przestrzegania przepisów.
W dostarczonym do redakcji oświadczeniu, podpisanym przez Jacka Garbowskiego z datą 20 lutego br., czytamy:
"Ustawodawca narzucił na nas szereg obowiązków i norm, które spełniamy. Regularnie przechodzimy kontrole instytucji nadrzędnych. Jesteśmy zobowiązani do okazywania wszelkiej wymaganej dokumentacji wszystkim instytucjom nadzorczym. Normy i warunki prowadzenia takiej działalności, które zawarte są w licznych ustawach i rozporządzeniach, stanowią realny kompromis pomiędzy możliwościami rozwojowymi rolników, a ich oddziaływaniem na środowisko naturalne oraz sąsiedztwo terenów nierolniczych (...) nasze fermy są prowadzone zgodnie z literą prawa, z pełnym poszanowaniem obowiązujących regulacji oraz dbałością o środowisko (...). Przez ostatnie 30 lat naszej działalności nie zgłaszano żadnych uciążliwości w związku z prowadzeniem naszych instalacji. (...) Dlatego apelujemy o rzetelność w przekazywaniu informacji oraz odpowiedzialność w kształtowaniu opinii publicznej. Oczekujemy, że debata publiczna będzie oparta o merytoryczną wiedzę, fakty oraz regulacje prawne".
O przepisach mówił podczas sesji burmistrz Michał Rytel, zapewniając, że jako burmistrz musi dbać zarówno o przedsiębiorców, jak i o dobro mieszkańców:
- Szanowni państwo, czasy samowolki przy tego typu zakładach się skończyły, RDOŚ co chwile kontroluje takie zakłady i tak samo gdy jest przebudowa - argumentował.
Mieszkańcy mają jednak zastrzeżenia co do urzędowych procedur. Choćby do tego, że - jak mówią - jednego dnia są uznawani jako strona postępowań, a następnego dnia już nie - i ponownie muszą składać kolejne wnioski z prośbą o wgląd do akt toczących się postępowań.
Zwracają też uwagę na to, że wartość działek i budynków spadnie, jeśli obok będzie kombinat drobiu. A są osoby, które właśnie rozpoczęły budowę domu i nie wiedziały o planach Garbowskich. Wielu z nich mówi, że odnoszą wrażenie "sprzyjania" inwestorom i inwestycjom kosztem zwyczajnych ludzi i pogorszenia ich jakości życia. Czują się lekceważeni i pomijani w istotnych dla nich procedurach.
- W 2018 roku władze gminy zmieniły plan zagospodarowania przestrzennego gminy i nasze działki nagle z przeznaczenia budowlanego zmieniły status na zagrodowy - mówi Damian Ibrom. - Zorientowałem się trzy lata po fakcie, złożyłem pismo, że chcę rozpocząć budowę. Do dziś nie mam konkretnej odpowiedzi!
Wszyscy zainteresowani podkreślają, że dziś najważniejsze jest, aby organy decyzyjne w trakcie postępowań miały szeroki "ogląd na sprawę”, biorąc pod uwagę przede wszystkim mieszkających tu ludzi i otoczenie.
- Chcielibyśmy, aby wszystkie osoby i instytucje, które będą wydawać decyzje, zrozumiały nas, pobliskich mieszkańców, którzy walczą o prawa swoje i swoich rodzin do normalnego życia - wskazuje Roman Kimak.
- Powstanie tych inwestycji w środku gminy w żaden sposób nie przyczyni się do jej rozwoju, wręcz przeciwnie, zahamuje rozwój w tej okolicy - dodaje Andrzej Sowa.
- Kto chciałby zbudować tu dom i mieszkać w takiej okolicy? - pyta Jan Koik.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze