Miłość i szacunek okazujemy sobie każdego dnia, nie tylko od święta
W święto zakochanych ludzie często ulegają uniesieniom i miłosnym szaleństwom. Jednak czy miłość zależna jest od daty? Postanowiliśmy zapytać dwie pary małżeńskie z naszego powiatu, co sądzą o tym święcie oraz poprosiliśmy, by opowiedzieli o swojej miłości i recepcie na długotrwały związek niezależnie od komercyjnego święta, jakim są walentynki.
W miłości ważny jest szacunek i złoty środek
Dorota i Alfred Feliks z Fosowskiego to małżeństwo z 57-letnim stażem. Poznali się w kościelnym chórze. Choć pani Dorota pamięta męża jeszcze ze szkolnych czasów.
- Był cichy i niedostępny, chodził zawsze po korytarzu z książkami, przyciskając je blisko klatki piersiowej - wspomina Dorota Feliks. - Prowadził także bibliotekę zdrowia. My z koleżankami byłyśmy ciekawe, a zarazem złe, że nie chce nam pokazać, co tam w nich ma. Jednak wtedy nie mieliśmy ze sobą jakiegoś większego kontaktu.
Niewątpliwie do siebie zbliżyło ich wspólne śpiewanie, a późne pory powrotów z prób były pretekstem do rozmów i odprowadzania się wzajemnie. Jak wspólnie wspominają, to pani Dorota poderwała pana Alfreda.
- Ja byłam bardziej wygadana, on spokojny i musiałam sprawić, by się w końcu odezwał do mnie - śmieje się pani Dorota. - Można też powiedzieć, że połączyły nas działania w kościele. Ja chodziłam w kobiecym poczcie ze sztandarem, on w męskim i tak to powoli szło...
- Budowaliśmy także wspólnie salkę katechetyczną, a nasze drogi ciągle się krzyżowały - dodaje pan Alfred.
W narzeczeństwie byli ze sobą siedem lat, można byłoby rzec, że to długo jak na tamte czasy.
- Nasze narzeczeństwo było długie między innymi ze względu na to, że byłem w wojsku dwa lata - tłumaczy Alfred Feliks. - Po nim jeszcze półtorej roku minęło, a potem wzięliśmy ślub.
Cywilny ślub wzięli w grudniu 1966 roku, natomiast kościelny, 3 kwietnia 1967 roku. Doczekali się córki Beaty i jednego wnuka.
- Jak było wesele, to przyszedł ksiądz proboszcz i powiedział do mnie, że Alfred miał być jego - śmieje się pani Dorota. - Początkowo nie wiedziałam, o co chodzi. Po chwili wyjaśnił, że widział go jako księdza, a nie mojego męża.
Choć przez wspólne życie kroczą już od prawie 60. lat, to ich życie nie zawsze było usłane różami. Jak twierdzą, miłość powinniśmy okazywać sobie każdego dnia, nie tylko od święta.
- Zdarzały się różne momenty, te dobre, i te złe - przyznają zgodnie. - Jednak ważne jest, by mieć zawsze szacunek do tej drugiej osoby, tak, jakbyśmy oczekiwali go do własnej. My nie mieliśmy cichych dni, a konflikty rozwiązywaliśmy rozmową. Istotne jest znalezienie złotego środka i kompromisu. Do tego dochodzą również wartości rodzinne, wynoszone z domu.
Miłość rozpoczęła się od cmentarza
Ewa i Józef Rzepczykowie to małżeństwo z Żędowic. Ślubowali sobie miłość w 2000 roku, a w tym będą obchodzić 24 rocznicę ślubu. Poznali się u znajomych, jednak wtedy nic nie świadczyło o tym, że zostaną parą.
- Przychodziłam do mojej koleżanki, natomiast on przyjaźnił się z jej bratem - wspomina pani Ewa - Potem przez parę lat była cisza.
Po 7 latach znajomości spotkali się przypadkowo na cmentarzu i tak się zaczęło...
- Zawsze w niedzielę przychodziłam na grób mojego taty, jemu natomiast zmarła babcia - opowiada Ewa Rzepczyk. - Gdy ja już wychodziłam, to on wyszedł za mną. Wtedy w telewizji o godz. 19 leciał taki program „Idź na całość”, który oglądała jego mama. Do dziś pamiętam, jak mu powiedziała: „Ty umów się z Ewą, ale najpierw zawieź mnie do domu”. Ani się obejrzałam, a on był już z powrotem. Dokładnie było to 22 sierpnia 1999 roku...
Od tego czasu widywali się praktycznie codziennie, a niecałe pół roku później oświadczyli swoim bliskim w święta Bożego Narodzenia, że chcą wziąć ze sobą ślub.
- Moja mama, gdy się dowiedziała, zapytała czy musimy? Józek natomiast powiedział jej, że: „Nie, ale szkoda opon w aucie, żebym ciągle do niej jeździł” - śmieje się pani Ewa.
Po roku bliższej znajomości, w lipcu 2000, pobrali się. Po roku przyszła na świat ich pierwsza córka - Patrycja, a po czterech kolejnych druga, Natalia. Obecnie mają też już dwuletniego wnuka. Jak twierdzą, nie wyobrażają sobie życia bez siebie.
- Praktycznie wszędzie jeździmy i jesteśmy razem, wspólnie działamy także w Stowarzyszeniu Kobiet Żędowickich - dodaje pani Ewa. - Nie mam z nim problemów także podczas wyjazdu na zakupy. Mam w nim wielkie oparcie.
Choć walentynki znają, uważają, że to święto dla młodych.
- Jeszcze na początku związku, jak byliśmy młodzi, no to były jakieś wycinane serduszka - mówią. - Teraz jednak nie przywiązujemy do tego wagi. Miłość w związku trzeba pielęgnować każdego dnia, a walentynki nie są dla nasz jakimś szczególnym dniem. Co z tego, jeśli przez większość czasu ktoś się w związku kłóci czy są zgrzyty, a jednego dnia wszystko się zmienia i jest wspaniale? To nie tędy droga. Prezenty możemy robić sobie w całym roku.
Co poradziliby młodym, którzy zaczęli iść ze sobą przez życie?
- Wiele razy między nami różnie bywało, każdy się nieraz pokłóci, w szczególności bywało tak na początku, kiedy trzeba się dotrzeć - wspólnie twierdzą. - Ważny jest kompromis, a młodzi muszą się tego nauczyć. Czasami lepiej ugryźć w język, nic nie powiedzieć i przemyśleć, czy na pewno tak myślimy.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze