Adam Urbańczyk urodził i wychował się w Strzelcach Opolskich. Na czas studiów przeprowadził się do Wrocławia. Tam też pracował, ale ponad rok temu, po dziesięciu latach, wrócił do rodzinnego miasta.
Ivette, jego żona, pochodzi z Cruz Azul w centrum Meksyku. Do Polski przyjechała na chwilę, dokładnie na Światowe Dni Młodzieży, które odbywały się sześć lat temu w Krakowie. Tak wszystko się zaczęło.
- W Dolnej organizowano imprezę dla wszystkich pielgrzymów, którzy wybierali się na Światowe Dni Młodzieży i zatrzymali się w naszych stronach - zaczyna opowiadać pan Adam. - Wśród nich byli pielgrzymi z Niemiec, Libanu i oczywiście z Meksyku. Oprócz nich, były tam również osoby i rodziny, które ich przyjmowały. Osobiście nie wybierałem się do Krakowa, a w Dolnej znalazłem się za sprawą moich rodziców, którzy gościli u siebie w domu dwóch pielgrzymów, akurat nie była to Ivette (uśmiecha się do swojej żony). Na miejscu były różne zabawy, wspólne tańce. Z Ivette zobaczyliśmy się na parkiecie, zamieniliśmy pierwsze słowa.
Po Światowych Dniach Młodzieży Ivette wróciła do Meksyku, ale mimo dzielącej odległości, ich znajomość trwała, a co więcej - zaczęła się rozwijać. Przez rok kontaktowali się ze sobą za pośrednictwem internetu, a dokładniej Facebooka.
- Kiedy spotkałam Adama w Dolnej, powiedziałam, okej, spróbujmy - wspomina pani Ivette. - Był dla mnie bardzo miły, życzliwy. Cieszyłam się na rozmowy z nim, poznawanie jego kultury, tradycji, rodziny, a nawet pogody, magicznej pogody (mówi z uśmiechem o leżącym za oknem śniegu).
Przełomowy moment
Z każdym miesiącem i rozmową, choć wirtualnie, poznawali się coraz lepiej, wiedzieli o sobie więcej. Tak wyglądała ich relacja, dopóki Ivette nie napisała kilku słów, które teraz, w kontekście ich małżeństwa, okazały się bardzo ważne.
- W pewnym momencie napisała mi, że jeśli kiedyś chciałbym odwiedzić Meksyk, to zaprasza - opowiada pan Adam. - Oczywiście napisała to z grzeczności (śmieją się oboje). Ale potraktowałem to całkiem poważnie. Od razu zacząłem szukać biletów. I tak w marcu miałem kupiony bilet do Meksyku na lipiec.
- Kiedy się o tym dowiedziałam, powiedziałam tylko, Oh my God! (O mój Boże) - śmieje się pani Ivette.
Dokładnie rok po spotkaniu w Dolnej i miesiącach internetowej znajomości Adam poleciał do Meksyku. Wtedy byli tylko przyjaciółmi. Choć, jak przyznają, coś wisiało już w powietrzu.
- Leciałem tam z przekonaniem, że zobaczymy, co z tego wyjdzie, a jak nic, najwyżej będę miał wakacje życia, zwłaszcza że wtedy Meksyk był dla mnie dość egzotyczny - mówi pan Adam. - W ciągu dwóch tygodni, które tam spędziłem, mieliśmy czas, żeby porozmawiać twarzą w twarz, bardziej się poznać. Wszystko stało się bardziej realne. I okazało się, że to był moment przełomowy, bo właśnie wtedy padły pierwsze słowa miłości.
Podróż z pierścionkiem
Adam wrócił do Polski. Utrzymywali związek na odległość. Jak mówią, to nie było najłatwiejsze. Później Ivette przyjechała do Strzelec Opolskich. Z racji na dzielące ich tysiące kilometrów, widywali się co pół roku, na przemian.
- Na początku 2019 roku pojechałem tam na trzy miesiące - wspomina pan Adam. - Wynająłem pokój, chcieliśmy pobyć ze sobą, zobaczyć, jak nasza relacja zafunkcjonuje na co dzień.
I zafunkcjonowało. Jesienią 2019 roku Adam poleciał do Meksyku z pierścionkiem zaręczynowym.
- To było wielkie, ale bardzo romantyczne, zaskoczenie - mówi o zaręczynach pani Ivette.
Potem zaczęło się planowanie wesela. Nie jednego, a dwóch. Najpierw w Meksyku, później w Polsce. Uroczystości odbyły się latem tego roku.
- Podwójne wesele to coś niestandardowego - przyznaje pan Adam. - Jednak o tyle standardowe było to, że ślub i wesele odbyło się w miejscu zamieszkania panny młodej. Natomiast dwa tygodnie później mieliśmy mszę z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich tutaj, w Strzelcach Opolskich. Zorganizowaliśmy też imprezę weselną.
Podczas obu uroczystości zarówno Ivette, jak i Adamowi towarzyszyli najbliżsi. Na wesele do Meksyku polecieli rodzice, siostry z mężami, siostrzeniec Adama, jego koledzy z żonami oraz przyjaciele Ivette ze Strzelec Opolskich i okolic, z którymi utrzymuje kontakt od czasu Światowych Dni Młodzieży. Podczas polskiego wesela Ivette mogła liczyć na rodziców, ciotkę, kuzynkę i kuzyna z żoną.
- Wesele w Meksyku było jednodniowe - opowiada pan Adam. - Różnica jest taka, że tam zaprasza się na wesele zdecydowanie więcej osób, nawet takich krewnych, z którymi nie ma się kontaktu, a wypada zaprosić. U nas zazwyczaj jest też jeden zespół, który prowadzi imprezę, a tam kilka, które grają na zmianę. Dlatego, że muzyka gra na okrągło, tańczy się tam o wiele więcej.
Postanowili zamieszkać w Strzelcach Opolskich i właśnie z nimi wiążą plany na przyszłość. Decyzję o tym, że zamieszkają tutaj, podjęli już przed ślubem.
- Zawsze wiedzieliśmy, że jedno z nas będzie musiało opuścić swój kraj i rodzinę - mówi pan Adam. - To nie było łatwe, ale po wielu rozmowach razem z Ivette zadecydowaliśmy, że zamieszkamy w Polsce. Strzelce Opolskie są moim rodzinnym miastem, ale oprócz tego, gdy już jedno opuściło rodzinę, chcieliśmy być blisko rodziny drugiego.
- Jestem bardzo zadowolona i wdzięczna, że mogę tutaj żyć, wśród naprawdę miłych i dobrych ludzi. Uważam, że to dobre miejsce do życia, bogate w wiele pięknych tradycji. Tutaj zbliżyłam się też do kościoła, do Boga - wylicza pani Ivette, która kilka razy w tygodniu rozmawia ze swoimi najbliższymi.
Jakie są różnice?
Są polsko-meksykańskim małżeństwem, ale jak mówią, trudno dostrzec im różnice w życiu codziennym.
- Na pewno różni się jedzenie - przyznaje pan Adam.
- Tutaj ludzie robią wszystko sami, są bardziej samowystarczalni, robiąc na przykład różne przetwory. W Meksyku idzie się do sklepu i po prostu kupuje, a tutaj wielu ludzi stara się wytworzyć coś własnymi siłami - zauważa pani Ivette.
- Na początku dziwiła się też, że inaczej funkcjonuje nasze państwo, ulice są bardziej zadbane, a domy wyglądają, jak domki dla lalek (mają spadziste dachy, dopracowane detale i piękne ogródki) - dodaje pan Adam. - Choć nam wydaje się to normalne, w Meksyku niekoniecznie tak to wygląda. Nie było też wielkich barier językowych, Ivette musiała trochę podciągnąć swój angielski, żeby lepiej się ze mną komunikować. A kiedy się poznaliśmy, zacząłem interesować się hiszpańskim, a później się go uczyć. I tak z czasem przerzuciliśmy na hiszpański i w tym języku na co dzień ze sobą rozmawiamy. Teraz powinniśmy przerzucić się na polski (uśmiechają się).
O ile w życiu codziennym różnice się zacierają, to więcej pojawia się ich, jeśli chodzi o święta Bożego Narodzenia.
- Tam jest bardziej po amerykańsku, tak jak widzimy w filmach - stwierdza pan Adam. - Prezenty przynosi Mikołaj, a nie jak u nas, w naszym regionie Dzieciątko. Przynosi je nie 24 grudnia, a dzień później, 25. U nas w Wigilię przygotowuje się potrawy bezmięsne, tam mięso jest. Do samej kolacji też zasiada się później, nawet dużo później, bo o 23.00.
- Tego dnia przygotowujemy piniatę, którą rozbijają dzieci - dopowiada pani Ivette, uśmiechając się na myśl o tym zwyczaju.
- Nie obchodzą też Mikołajek, za to 6 stycznia przychodzą do nich Trzej Królowie, prawie jak u nas. Ale z tą różnicą, że w Meksyku przynoszą prezenty - kończy pan Adam.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze