- Święta to wyjątkowy czas, nie tylko w obrządku religijnym, ale również kulinarnie. Na stół stawiamy potrawy, których praktycznie cały rok nie jemy.
- Zdecydowanie tak. Chciałabym podkreślić, że przygotowujemy wiele potraw, które nie występują w ciągu całego roku, są one zarezerwowane właśnie na wieczerzę wigilijną. Do takich charakterystycznych dań należą: zupa siemieniotka, moczka i makówka. Oczywiście, to co pojawia się na stołach w poszczególnych rodzinach, nie zawsze tak samo smakuje, bo każda gospodyni dodaje coś od siebie, w jakimś stopniu modyfikuje potrawy, doprawia po swojemu…
- Adwent, czyli czas oczekiwania trwa cztery tygodnie, tym razem to właściwie pięć. Przygotowania do wigilii w naszych domach też zaczynają się wcześniej. Stawiamy choinki, kupujemy ozdoby, prezenty, pieczemy pierniki.
- Na Śląsku przygotowania do świąt zaczynały się od dnia wspomnienia św. Łucji (13 grudnia), rozpoczynano wówczas porządkowanie domów i obejść. Takie gruntowne sprzątanie wykonywano także przed Wielkanocą i odpustem parafialnym (te trzy święta jeszcze współcześnie uważa się za najważniejsze w ciągu całego roku). Wypiekano również pierniki. Pierwsza ich partia musiała być gotowa jeszcze wcześniej, bo na dzień św. Mikołaja. Jeśli przed 6 grudnia niebo było czerwone, mówiono wówczas, że "św. Mikołaj pierniki już piecze”. Dawniej dzieci nie otrzymywały od Mikołaja takich prezentów jak współcześnie. Najczęściej dostawały kilka pierników, parę orzechów i jabłko, czasem zrobione przez babcię na drutach skarpety czy rękawiczki, a te, które były niegrzeczne - oszkrabiny, czyli obierki, kawałki węgla, a nawet śmieci w worku… Za to prezenty pod choinkę po uroczystej wieczerzy wigilijnej „przynosiło” Dzieciątko (którego nikt nigdy nie widział) i składało je pod choinką.
W ostatnim tygodniu adwentowym gospodynie gromadziły produkty na potrawy wigilijne, żeby niczego nie zabrakło. Same wcześniej suszyły owoce (jabłka, gruszki, śliwki) do kompotu z pieczek, także grzyby do kapusty albo zupy grzybowej. Musiały pamiętać też o pierniku do moczki, który kupowały u piekarza, bo nie w każdym domu go wypiekano. Z kolei mężczyźni odpowiedzialni byli za przyniesienie i ustawienie choinki oraz samodzielnie wykonanej betlyjki (szopki), ale to dopiero 24 grudnia. Jak widać, należało wykonać sporo czynności, zanim przyszła pora na świętowanie.
- Kiedy dzieci słyszą słowo "święta", to od razu myślą o prezentach, a dorośli o wieczerzy. Moim zdaniem to właśnie najważniejszy moment Bożego Narodzenia - wspólna wigilia i pasterka. W książce "Powiat strzelecki od kuchni" pisze pani, że wieczerza jest wyjątkowym czasem, głównie dlatego, że z pokolenia na pokolenie w danym domu wygląda praktycznie tak samo.
- Dokładnie, lubimy trwać przy tej tradycji. Proszę zobaczyć, że np. w kontekście europejskiego obchodzenia Bożego Narodzenia wiele narodów bardzo ciepło wypowiada się o świętowaniu w naszym kraju. Można odnieść wrażenie, że zazdrości się nam tego świętowania, tej celebracji kilku dni, rozmaitych potraw przyrządzanych w domach, łamania się opłatkiem, gromadzenia przy wspólnym stole z bliskimi…
- Już w szkołach dzieci są uczone, że na wigilijnym stole powinno być 12 potraw. Czy rzeczywiście tak bardzo się tego u nas przestrzega?
- Niekoniecznie. W literaturze etnograficznej materiały mówią o 12, czasem 9, a nawet 7 potrawach. Dawniej wszystko zależało od tego, jak bogaty był dom i jakimi dysponowano środkami, żeby tę wigilię urządzić. Tak naprawdę każda rodzina ma swoje ulubione dania i tego się trzyma.
- W książce wydanej przez strzeleckie starostwo pisze pani również, że produkty, które wykorzystuje się do przyrządzania wigilijnych dań, muszą pochodzić z pięciu przestrzeni. To woda, las, pole, sad i ogród.
- Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dawniej nasi przodkowie sami musieli zadbać i to dosłownie o artykuły żywnościowe, czyli je wyprodukować. Obecnie wystarczy, że pójdziemy do sklepu i zrobimy większe zakupy. Kiedyś występowały też klęski nieurodzaju, które były przyczyną głodu. W domach pilnowano, żeby na wieczerzy były produkty, które oferowała każda z wymienionych przestrzeni. I tak pozostało do dzisiaj. Z wody mamy ryby, warto jednak dodać, że niegdyś niekoniecznie były to karpie. Na stołach pojawiały się gatunki dostępne w najbliższym otoczeniu. Hodowlę karpia wprowadzili w średniowieczu cystersi, ale została ona spopularyzowana w Polsce dopiero po II wojnie światowej. Śledzie należały do najtańszych artykułów żywnościowych, łatwo dostępnych, dlatego serwowano je na różne sposoby. Bardzo stary przepis na przygotowanie śledzi w zalewie pochodzi z 1858 roku, podał go w swoim opracowaniu znany śląski folklorysta – Józef Lompa. Wspomnę tutaj, iż w jednym z podań ludowych przywołuje się szczupaka, że był pierwszą rybą, którą powinno spożywać się podczas wieczerzy, ponieważ jako jedyna wyjrzała z wody, kiedy krzyżowano Chrystusa. Z innej przestrzeni – pola, mamy charakterystyczne zboża, z nich wyrabiana jest mąka i kasze. Na polu bądź w ogrodzie rosną warzywa, w tym kapusta (przyrządzana na wigilię z grochem, z grzybami), także ziemniaki (oba warzywa niegdyś stanowiły podstawę żywienia). Kapusta kojarzy się z bogactwem, płodnością, siłą i zdrowiem. Są też owoce, które rosną na drzewach w sadzie (baza kompotu i moczki). Inna przestrzeń, las, dostarcza grzyby. Przez wieki uznawano je za wyjątkowy składnik ze względu na przestrzeń pochodzenia. Ludzie obawiali się lasu, ponieważ było to miejsce nie do końca rozpoznane, a przez to niebezpieczne.
Dawniej przede wszystkim dbano o to, aby na stole nie zabrakło tego, co było „na wyciągnięcie ręki”, co można było samemu uprawiać i pozyskać. Dla naszych przodków wszystkie składniki potraw wigilijnych miały znaczenie symboliczne. Ich spożywanie miało zapewnić dostatek w nadchodzącym roku, żeby żadna rodzina nie została dotknięta klęską głodu, a domownicy cieszyli się zdrowiem i powodzeniem w życiu.
- Stół też musi być odpowiednio przystrojony - biały obrus, sianko, świeczka...
- To są ważne rekwizyty, które podkreślają wagę święta. Światło na stole wskazuje na Chrystusa, który dopiero co narodził się w Betlejem. Zarówno na Śląsku, jak i w innych regionach kraju, pod obrusem kładziono (i nadal kładzie się) sianko, a pod stołem siekierę, aby zabezpieczyć się przed chorobami, zwłaszcza nóg. Nie mogło zabraknąć również chleba, soli i kilku monet. Jeszcze współcześnie wkłada się do portfela łuski z ryby…
- Wracając do jedzenia. Wieczerza to również makowce i moczka, czyli desery.
- Na pewno makówka jest bardziej popularna na Śląsku niż moczka. Ta druga jest deserem szczególnym, można ją jeść na ciepło, albo na zimno. Spożywana jest głównie przez średnie i najstarsze pokolenie Ślązaków, jej konsystencja i wygląd niekoniecznie odpowiadają młodym. Poza tym mamy różne wersje moczki – gotowaną na bazie kompotu z pieczek, na ciemnym piwie, wywarze z ryb, z warzyw, z dodatkiem pasternaku itd. U mnie na wigilii jest zarówno moczka, jak i makówka. Nie wyobrażam sobie uroczystej wieczerzy bez tych specjałów. Muszę jednak z przykrością dodać, że moi synowie moczki nie jedzą, ale mam nadzieję, że w przyszłości będą się nią delektować. Jako dziecko też jej nie spożywałam.
Jedne gospodynie makówkę robią z dodatkiem pokrojonych bułek, inne z chałką, a jeszcze inne z sucharkami. Jaka wersja jest przygotowywana, w dużej mierze zależy od tradycji wyniesionej z domu. W wielu rodzinach, podobnie jak dawniej, w Sylwestra jada się te same potrawy, co w wigilię, czyli smażonego karpia, kapustę z grochem i makówkę.
- Proszę powiedzieć, jak to jest z pierwszym dniem świąt. Są domy, w których na obiad je się to, co zostało z wigilii, ale są też takie, gdzie przygotowuje się świąteczny obiad - tradycyjne rolady, kapustę i kluski.
- Zwyczaj szykowania czegoś specjalnego na pierwszy dzień świąt nie jest aż tak bardzo popularny w rodzinach na Śląsku. Z rozmów ze studentami i ze znajomymi wynika, że większość nie szykuje obiadu, je się to samo, co podczas wigilii. Powody takiej praktyki są dwa. Po pierwsze, zawsze dużo jedzenia zostaje z wieczerzy (robi się wszystkiego w nadmiarze) i nie można go zmarnować, a po drugie – Boże Narodzenie kojarzy się z celebrowaniem święta, z odpoczynkiem, bez zbędnej pracy, a taką jest między innymi gotowanie. Ja gotuję świąteczny obiad, zawsze są kluski i wołowe rolady, albo pieczony drób, nie przyrządzam modrej kapusty, bo z dnia wcześniejszego jemy kapustę z grochem. Zwyczaj ten wyniosłam z domu rodzinnego.
- Świętowanie trwa jednak dwa dni. Jakie wypieki pojawiają się na stole?
- Dawniej były to głównie pierniki i ciasta drożdżowe, np. kołocz z serem, makiem (rzadziej, bo była makówka), czasem z jabłkami, także strucle, keksy, frankfuterkranze. Wszystko zależało od tego, co lubili jeść domownicy. Dzisiaj wypieki są rozmaite, jest bardzo duży ich wybór, spora część gospodyń zamawia je w cukierniach i piekarniach. W wielu rodzinach nadal piecze się pierniki, jest to duża atrakcja dla najmłodszych, którzy bardzo chętnie pomagają starszym w tej czynności. Na pewno na stołach są też różne cukierki, czekoladki, z owoców - mandarynki, pomarańcze i inne specjały. Boże Narodzenie to wszak święta o aromatycznych zapachach i nietuzinkowych smakach potraw.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze