Reparacje, czyli gra o wyborców
Przypomnijmy, 1 września na Zamku Królewskim w Warszawie zaprezentowano raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. - Dzisiaj już zupełnie ostatecznie zostanie podjęta i ogłoszona decyzja o tym, że Polska wystąpi o reparacje wojenne, o odszkodowania za to wszystko, co Niemcy uczynili w Polsce w ciągu lat 1939-1945 - mówił dziennikarzom przed rozpoczęciem uroczystości lider Prawa i Sprawiedliwości. - O takie sprawy trzeba walczyć, czasem przez wiele lat. My nie obiecujemy, że będzie szybki sukces. My tylko mówimy, że jest polskim obowiązkiem, jest likwidacją pewnego braku, pewnej luki w naszej działalności jako suwerennego państwa to, że w końcu zgłaszamy coś, co powinno być zgłoszone dawno - przekonywał.
Suma postulowanego odszkodowania od Niemiec wynosi 6 bln 200 mld zł. Zdaniem lidera PiS-u, jest to suma bardzo poważna, ale z punktu widzenia Niemiec i biorąc pod uwagę, że tego rodzaju odszkodowania płaci się przez dziesięciolecia dla gospodarki niemieckiej całkowicie możliwa do udźwignięcia.
Odpowiedzialność tak, reparacje nie
To, że realnie pozyskanie pieniędzy z reparacji nie będzie łatwe, pokazała reakcja rządu Republiki Federalnej wyrażona ustami jego rzecznika już nazajutrz po 83. rocznicy wybuchu II wojny światowej.
- Prezentacja w Polsce raportu na temat strat poniesionych w wyniku II wojny światowej i wysokości odszkodowania dla Polski od Niemiec nie wpłynęła na zmianę stanowiska Niemiec w sprawie ewentualnych reparacji. Zdaniem rządu sprawa ta jest zamknięta - powiedział rzecznik Christofer Burger.
Poinformował on także, że oficjalne żądanie z Polski dotyczące reparacji nie wpłynęło i żadne nowe rozmowy na ten temat nie są planowane przez Niemcy.
- Odpowiedzialność, jaką Niemcy ponoszą za zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej, nigdy nie będzie sprawą zamkniętą. Mamy pod tym względem jasne stanowisko moralne i polityczne - i z tego punktu widzenia te sprawy nigdy nie będą zakończone. Na płaszczyźnie prawnej jest tak, że te kwestie są zamknięte - dodał rzecznik cytowany przez "Deutsche Welle".
- Stanowisko ogłoszone pierwszego września przez lidera Prawa i Sprawiedliwości jest bardziej transparentem niż żaglem - ocenia dr Grzegorz Balawajder, starszy wykładowca w Katedrze Studiów Europejskich Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UO. - Jarosław Kaczyński liczył na to, że kiedy dojdzie w Sejmie do debaty na temat roszczeń odszkodowawczych, opozycja będzie przeciwna, a on zagra nutą "opcji niemieckiej", wręcz zdrady narodowej. Opozycja świetnie wyczuła te intencje i postanowiła zagłosować za, ale zgłaszając poprawkę, zgodnie z którą Polska oczekuje zadośćuczynienia, a nie reparacji.
- W kategoriach prawnych uzyskanie reparacji byłoby rzeczą bardzo trudną - podkreśla opolski politolog. - Umowa poczdamska z lata 1945 przewidywała, że odszkodowanie dla Polski zostanie wypłacone z reparacji ściągniętych przez Związek Radziecki. Więc stroną, która powinna nam wypłacić pieniądze z tytułu tych roszczeń, był Związek Sowiecki, a jest jego polityczny spadkobierca - Rosja. To jest sytuacja patowa. Niemcy mogą mówić: myśmy reparacje dla Polski wypłacili przez pośrednictwo Związku Sowieckiego. Polska - zgodnie z prawdą - mówi: Myśmy niczego nie dostali. Stąd za słuszne uważam głosy tych, którzy są zdania, że równocześnie z domaganiem się zadośćuczynienia od Niemiec powinniśmy oczekiwać go także od Rosji.
Historycznie rzecz biorąc, Polska zrzekła się roszczeń za niemieckie zbrodnie i szkody w słynnej deklaracji Rady Państwa z 1953 roku. Polska uznawała wtedy NRD jako jedyne państwo reprezentujące Niemcy, a RFN nie utrzymywała stosunków z Polską - zgodnie z doktryną Hallsteina - właśnie dlatego, że uznawała ona NRD. Tamto zrzeczenie roszczeń było swego rodzaju rewanżem za uznanie w traktacie zgorzeleckim polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie, na co niemieccy komuniści nie mieli specjalnej ochoty i ustąpili dopiero pod naciskiem Związku Sowieckiego. Akt zrzeczenia roszczeń był potwierdzany przez kolejne rządy i gdy podpisywano układ z Republiką Federalną w 1970 roku Polska nie podnosiła tej sprawy. Uznanie wreszcie - po latach czekania i rozmów - granicy było dla Gomułki i rządu Cyrankiewicza ważniejsze.
Negocjacje są możliwe
Grzegorz Balawajder podkreśla, że szansa na bardziej skuteczne zgłoszenie roszczeń wobec Republiki Federalnej miała miejsce raz jeszcze - w ramach tzw. konferencji 2 + 4 poprzedzającej zjednoczenie Niemiec. Ale wtedy znowu ważniejsze dla Polski było podpisanie przez stronę niemiecką uznania powojennej granicy. Przypomina także, że kiedy negocjowano historyczny Traktat polsko-niemiecki "O dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” z 1991 roku strona polska wynegocjowała od Niemiec wypłatę pewnych odszkodowań na rzecz konkretnych osób, m.in. byłych więźniów obozów koncentracyjnych i robotników przymusowych (łączna kwota odszkodowań wyniosła 500 mln marek - przyp. red.). Wypłatą świadczeń zajmowała się powołana w październiku 1991 Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie. Osobną kwestią pozostają straty poniesione przez państwo.
- Niektórzy specjaliści prawa międzynarodowego są zdania - dodaje Grzegorz Balawajder - że wszystkie te wydarzenia z powojennej historii i polskie zrzeczenia drogi do negocjacji z Niemcami definitywnie nie zamykają. Ale ewentualne rozmowy mogłyby dotyczyć raczej jakichś form zadośćuczynienia, a nie wprost reparacji. Sprawa odszkodowań dotyczy zresztą nie tylko Polski. Kilka miesięcy temu w tej samej sprawie wystąpiła Grecja, zaś Trybunał Konstytucyjny we Włoszech wydał jakiś czas temu orzeczenie, iż każdy obywatel Italii, który czuje się do dziś poszkodowany przez III Rzeszę, może się ubiegać o odszkodowanie po stronie niemieckiej.
14 września Sejm podjął uchwałę w sprawie dochodzenia przez Polskę zadośćuczynienia za szkody spowodowane przez Niemcy w czasie II wojny światowej. Właśnie słowem zadośćuczynienie zastąpiono na wniosek opozycji pojęcie reparacji. Głosowało 437 posłów, aż 418 było za.
- Postulat Prawa i Sprawiedliwości uważam za część szerszego planu budzenia antyniemieckich resentymentów, szukania i wskazywania przeciwnika oraz wykazywania wyższości etyczno-moralnej Zjednoczonej Prawicy jako zabiegającej o interesy Polski i Polaków - mówi opolski poseł KO Ryszard Wilczyński. - Ten zabieg miał odwrócić uwagę od problemów obecnego rządu choćby ze zbliżającą się zimą. Doszliśmy po siedmiu latach rządów PiS-u do sytuacji, że Polacy boją się zimy. Taka sytuacja nie miała miejsca chyba od okupacji. 77 procent mieszkańców wsi ogrzewa się węglem. Staliśmy się węglowym rezerwatem. Zmarnowano wiele lat na transformację energetyczną.
Nie okładać maczugą
- Równocześnie trzeba jednoznacznie stwierdzić, że Polska nie uzyskała zadośćuczynienia za straty wojenne. Byliśmy krajem niesuwerennym skazanym na decyzje wielkich mocarstw - dodaje poseł Wilczyński. - Więc w Sejmie głosowaliśmy za uchwałą w sprawie dochodzenia przez Polskę zadośćuczynienia za szkody spowodowane przez Niemcy w czasie II wojny światowej. Nie możemy sobie - w planie politycznym - pozwolić na to, że partia rządząca będzie nas okładać maczugą jako przeciwników polskiego interesu. Podnieśliśmy też kwestię Rosji, przypominając, że reparacje w wysokości wartości 46 ton złota nie zostały Polsce wypłacone. To są oczywiście "drobne", ale jak się domagamy od jednych, trzeba się domagać także od drugich.
W głosowaniu nie brał udziału (jako jeden z 23 posłów) poseł mniejszości niemieckiej Ryszard Galla.
- Uważam, że ta uchwała miała - z punktu widzenia rządzących - za zadanie przyparcie opozycji do muru - mówi poseł MN. - Temat reparacji jest prawnie zamknięty. Rząd polski, który jest także moim rządem, powinien - skoro już podejmuje temat zadośćuczynienia - podejść do niego z rozwagą. To się powinno odbywać drogą rozmów ze stroną niemiecką, drogą dyplomatyczną. Może trzeba powołać komisję międzyrządową z udziałem ekonomistów, historyków, prawników itd. Tymczasem strona rządowa stawia państwu niemieckiemu żądania poprzez media. To nie jest dobra droga. Nie jest nią także pohukiwanie i straszenie Niemcami. Bo wtedy konfliktujemy się i rozchodzimy nie tylko jako Polacy i Niemcy (po latach budowania dobrych, przyjaznych relacji), ale także jako społeczeństwo. Nikt nie kwestionuje krzywd, które Niemcy zadali Polakom i moralnej odpowiedzialności za nie. Obywatele Niemiec mają świadomość tego, że czyny ich przodków na nich ciążą. Inną i trudną sprawą jest przeliczenie tych niewątpliwych krzywd na pieniądze.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze