Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 09:49
Reklama GZMK Czad

Terroryzm w cieniu olimpijskich kół. Na miejscu byli wtedy Opolanie

Ponad 50 lat temu, 5 września 1972 roku, palestyńscy zamachowcy przeprowadzili atak na izraelskich sportowców podczas XX Igrzysk Olimpijskich w Monachium. 18 osób straciło życie. Świat nie był jeszcze przygotowany do walki z terroryzmem.
Terroryzm w cieniu olimpijskich kół. Na miejscu byli wtedy Opolanie
Zamaskowani palestyńscy zamachowcy zaatakowali kwaterę sportowców izraelskich

Ośmiu palestyńskich terrorystów ubranych w dresy, z torbami sportowymi wypełnionymi bronią przeskoczyło przez płot wioski olimpijskiej 5 września 1972 roku około 4.10. Nieświadomi, że wspierają zamachowców, pomogli im w sforsowaniu 2-metrowego parkanu amerykańscy zawodnicy. Wzięli terrorystów za kolegów z innej reprezentacji, którzy też zrobili sobie wypad z wioski olimpijskiej do miasta, by się zabawić, a teraz po cichu wracają. Zamachowcy w bagażu wnieśli karabiny szturmowe AK, pistolety Tokariewa i granaty.

Dwóch zabitych, dziewięciu zakładników

Wtargnęli do budynku przy Conollystrasse 31 zajmowanego przez reprezentację Izraela. Posłużyli się skradzionymi wcześniej kluczami. Zawodnicy spali mocno po powrocie z musicalu „Anatewka” wystawianego w jednym z monachijskich teatrów. Padły strzały. Na miejscu zginęli trener zapaśników Mosze Weinberg oraz sztangista Josef Romano.

Dziewięciu innych zawodników izraelskich stało się zakładnikami. Terroryści zażądali uwolnienia kilkuset przetrzymywanych w więzieniach w Izraelu Palestyńczyków oraz aresztowanych kilka miesięcy wcześniej bojowników Frakcji Czerwonej Armii Ulrike Meinhoff i Andreasa Badera.

Terroryści z Czarnego Września w sierpniu 1972 bez problemu przywieźli do Niemiec broń. Podczas rutynowej kontroli na lotnisku we Frankfurcie celnik nie znalazł karabinów ukrytych w walizce pod damskimi ciuchami. Organizatorzy olimpiady, podobnie jak cały świat, nie byli wtedy przygotowani do walki z terroryzmem.

Edward Barcik, wtedy 22-letni mieszkaniec Chrząstowic, uczestniczył w monachijskich igrzyskach i zdobył srebrny medal w kolarskim wyścigu drużynowym na 100 kilometrów (tej konkurencji nie ma już w programie igrzysk).

– Kontrole przy wejściu do wioski olimpijskiej, jeśli w ogóle były, to bardzo powierzchowne – wspominał pan Edward czterdzieści lat po zamachu terrorystycznym w Monachium. – Można było bez problemów pożyczyć komuś swój identyfikator i ktoś taki wszędzie wchodził bez przeszkód. Równie łatwy dostęp do wioski mieli również dziennikarze.

Komitet organizacyjny chciał zorganizować „radosne igrzyska”. Wokół obiektów olimpijskich rozmieszczona była tylko „służba stewardów” w jasnoniebieskich mundurach, ale nie było policji. W mieście również funkcjonariusze występowali głównie w zwykłych ubraniach. Chodziło o to, by nic nie było w stanie zepsuć dobrego nastroju podczas najważniejszego wydarzenia sportowego w historii Monachium.

– To była pierwsza w historii akcja terrorystyczna na wielkiej sportowej imprezie oglądanej przez cały świat – ocenia generał Roman Polko, były dowódca GROM-u. – A jak ktoś robi coś pierwszy raz, ma największe szanse powodzenia. Przecież powodu do ataku na Niemcy nie było.

A tego, że Palestyńczycy zaatakują Izrael na terytorium obcego państwa, tym bardziej nikt się nie spodziewał. Dopiero po tamtych wydarzeniach powstała w Niemczech słynna jednostka antyterrorystyczna GSG-9 (tzw. zielone berety z bazą w Sankt Augustin – przyp. red.). Podobne formacje stworzono też w innych krajach.

Z kilkudziesięciu metrów widział wówczas terrorystów inny opolski olimpijczyk, strzelec Eugeniusz Pędzisz.

– Mieszkaliśmy dosłownie o dwie ulice od budynku ekipy izraelskiej – wspominał. – Nie słyszeliśmy żadnych strzałów, zresztą w wiosce chyba było ich niewiele. Kiedy wstałem rano, zobaczyłem, że pod naszymi oknami stoi wóz pancerny. Pobiegłem to zobaczyć. Widziałem z końca ulicy terrorystę w kominiarce wyglądającego przez okno. Nawet robiłem mu zdjęcia. Ale że byłem ubrany w dres, a mój aparat był mocno niepodobny do tego, czym dysponowali zawodowi fotoreporterzy, policja szybko mnie stamtąd przegoniła.

W Montrealu w 1976 – już na kolejnych igrzyskach olimpijskich – zaczęły się drobiazgowe kontrole i bardzo duża troska o bezpieczeństwo zawodników i kibiców. To był z pewnością skutek akcji Czarnego Września.

Masakra na lotnisku

– Myśmy mieszkali daleko od Izraelczyków i tłumy policji pod ich pawilonem zobaczyłem dopiero jadąc na rowerze do stołówki – opowiada Edward Barcik. – Szczerze mówiąc, nie bardzo wtedy wiedziałem, dlaczego Palestyńczycy zaatakowali ekipę Izraela. Nie odczuwaliśmy strachu, bo w ciągu dnia w wiosce olimpijskiej nic złego się nie działo. Trwały negocjacje i oczekiwanie na decyzję o ewentualnym przerwaniu igrzysk.

O 15.38 zawody przerwano. Cały czas trwały rozmowy z zamachowcami. Hans-Dietrich Genscher, minister spraw zagranicznych RFN, zaproponował, że zastąpi jako zakładnik sportowców z Izraela.

Ofertę odrzucono. Ambasador Izraela poinformował, że jego rząd nie będzie uczestniczył w negocjacjach z zamachowcami. Zaproponował, by Republika Federalna wpuściła na swe terytorium izraelską jednostkę specjalną, która odbije zakładników. Ale i tu zgody nie było.

Na negocjacje z terrorystami zdecydowały się władze niemieckie. Proponowano terrorystom dowolną sumę pieniędzy w zamian za wypuszczenie sportowców izraelskich. Palestyńczycy nie zgodzili się na takie rozwiązanie. Ostatecznie osiągnięto porozumienie polegające na tym, że terroryści wraz z zakładnikami odlecą do Kairu. Dwoma helikopterami zostali przewiezieni do bazy lotniczej Fürstenfeldbruck pod Monachium, skąd miał nastąpić odlot do Egiptu.

– W 1972 roku żadne państwo poza Izraelem nie było przygotowane do odparcia ataku terrorystycznego – oceniał po latach Jerzy Dziewulski, były poseł, policjant i antyterrorysta. – Poza Izraelem nikt nie wiedział, co to jest Czarny Wrzesień. Nie było formacji antyterrorystycznych. Nie było wypracowanych technik negocjacji z terrorystami. Nie istniała – dziś oczywista – współpraca międzynarodowa służb w walce z terroryzmem. Można powiedzieć, że pod tym względem świat był zielony. Olimpiada była imprezą pokojową, wolną od konfliktów. Wydawało się, że nie trzeba jej chronić.

Punktualnie o 21.00 piątego września z podziemnego parkingu wioski olimpijskiej wyjechał autokar z terrorystami i zakładnikami. Podwiózł ich do dwóch helikopterów, które skierowały się na wojskowe lotnisko Fürstenfeldbruck, około 30 kilometrów od Monachium. Tam doszło do masakry.

Na lotnisku przygotowano zasadzkę. W pasażerskim samolocie znaleźli się policjanci przebrani w uniformy pilotów i personelu pokładowego Lufthansy, jednakże ostatecznie postanowili zrezygnować z wykonania zadania. Inni policjanci, wybrani spośród najlepszych strzelców, podjęli próbę unieszkodliwienia porywaczy. Wywiązała się strzelanina.

Snajperzy niemieckiej policji, próbując odbić zakładników, zastrzelili przed godziną 23.00 dwóch napastników palestyńskich, w odpowiedzi pozostali terroryści otworzyli ogień do zakładników, a jeden z Palestyńczyków wrzucił granat do śmigłowca z Izraelczykami.

Maszyna została kompletnie zniszczona, ludzie zginęli. Łącznie w wyniku akcji terrorystów w wiosce olimpijskiej i strzelaniny na lotnisku straciło życie 18 osób – pięciu terrorystów, jedenastu olimpijczyków, pilot helikoptera i oficer niemieckiej policji, prawdopodobnie zastrzelony w tym chaosie przez własnych kolegów.

– Z całą pewnością panował tam chaos, zabrakło kogoś, kto by zaplanował i przeprowadził całą akcję – mówił Jerzy Dziewulski. – Ale nie wolno tamtej sytuacji mierzyć dzisiejszymi standardami. Zostawmy to historykom.

Trzech pozostałych przy życiu terrorystów aresztowano, ale nie na długo. Kilka miesięcy po olimpiadzie porwano samolot Lufthansy, a porywacze zażądali zwolnienia Palestyńczyków. Ich wolę spełniono. Terroryści znaleźli bezpieczne schronienie w Libii.

Igrzyska przerwano na około dobę. Wielu sportowców liczyło się z tym, że nie uda im się wystartować. Kilka razy wychodzili na boisko i wracali piłkarze, którzy w Augsburgu piątego września po południu grali ze Związkiem Radzieckim. Ostatecznie zdecydowano, że rozgrywki już rozpoczęte należy dokończyć. Ponieważ przed zawieszeniem igrzysk kapitanowie drużyn zdążyli wymienić proporczyki, mecz ostatecznie rozegrano. Polska wygrała 2:1 po golach strzelonych w końcówce meczu przez Deynę i Szołtysika i otwarła sobie drogę do finału.

Igrzyska muszą trwać

Szóstego września na stadionie olimpijskim odbyła się z udziałem 80 tysięcy widzów uroczystość żałobna z udziałem prezydenta RFN Gustava Heinemanna. Avery Brundage, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, wypowiedział słowa, które przeszły do historii: „Igrzyska muszą trwać. I musimy... i musimy kontynuować nasze wysiłki, by były czyste i uczciwe”.

Decyzję tę uzasadniano – nie bez racji – tym, iż zamknięcie olimpiady byłoby największym sukcesem terrorystów. Ale na kontynuowanie zawodów naciskała też podobno niemiecka telewizja publiczna zaniepokojona, czym zapełni czas antenowy zarezerwowany na transmisje z igrzysk.

Nie ma wątpliwości, że akcja na lotnisku Fürstenfeldbruck nie była, mówiąc delikatnie, perfekcyjna. Policjanci nie mieli doświadczania w walce z terrorystami, a nawet odpowiedniej broni – strzelali do zamachowców z rewolwerów. Dziś mówi się o tym głośno. Czterdzieści lat temu niemiecki MSZ kazał władzom w Bonn i w Monachium unikać samokrytyki.

Po latach wiemy, że w połowie sierpnia niemiecka ambasada w Bejrucie donosiła, iż zaufana osoba ostrzega, „iż ze strony palestyńskiej może zostać zainspirowany jakiś incydent”. W ostrzeżenie nie uwierzono lub nie udało się go właściwie zinterpretować.

Po zamachu spokój bojowników Czarnego Września nie trwał długo. Wkrótce premier Izraela Golda Meir poleciła, by Mossad powołał specjalną grupę pod kryptonimem „Gniew Boży”, która wytropi i zabije uczestników i organizatorów akcji w Monachium.

W pierwszych siedmiu akcjach zabito dziewięciu bojowników Czarnego Września. W ciągu 20 lat zginęło ich prawdopodobnie 18. Izrael nigdy nie potwierdził, że to jego akcja.

– W języku dyplomatycznym to się nazywa retorsja albo zdecydowana odpowiedź – uważa Jerzy Dziewulski. – Ale trzeba to nazwać po imieniu: To była zemsta. Izrael wysłał wtedy czytelny sygnał: Nie negocjujemy z zamachowcami. Kto atakuje naszych obywateli, atakuje rząd. Nawet jeśli nie zostanie zabity od razu, nie może być spokojny o swoje życie, nigdy i nigdzie. Nie ma nic bardziej brudnego niż atak na niewinnych ludzi. Taki atak musi się spotkać ze stanowczą odpowiedzią. To jest jeden z pozytywnych skutków tamtej tragedii. Świat zaczął naprawdę zabezpieczać wielkie masowe imprezy i wydał zdecydowaną wojnę terroryzmowi.

Ślady akcji Mossadu sięgają także do Warszawy. Abu Daud, jeden z liderów Czarnego Września, który z Sofii planował zamach w Monachium, został ostrzelany w 1981 roku w hotelu „Victoria”.

– Znałem go osobiście, widywaliśmy się czasem na hotelowym basenie – wspominał Jerzy Dziewulski. – To było wielkie, zwaliste chłopisko. Mieszkał w apartamencie w „Victorii” przez kilka lat pod przybranym nazwiskiem. Sam, żadnych panienek. Niby handlował końmi, a w rzeczywistości bronią. Jego błędem było to, że zwykle siadał w kawiarni hotelowej przy tym samym stoliku.

Akcja odbyła się tak: Do kawiarni wszedł mężczyzna w czarnej czapce i w okularach. Stanął przed Abu Daudem i wpakował mu pięć kul w brzuch, klatkę piersiową i szczękę. Ludzie przez chwilę myśleli, że to film kręcony z ukrytej kamery. Dopiero jak Daud wstał i się zakrwawił, zrozumieli, że to nie film, tylko życie. Zamachowiec Mossadu wyszedł z hotelu nie niepokojony i przebrał się w pobliskiej klatce schodowej, zostawiając tam pistolet ze starannie zatartymi numerami.

Abu Daud zdołał jeszcze o własnych siłach dojść do holu przy recepcji. Przewieziono go do szpitala MSW, skąd zabrały go – do Jordanii – służby NRD. W 1996 udzielił wywiadu telewizji ARD. Nie sprawiał wrażenia, że ma wyrzutów sumienia.

Tragedia członów izraelskiej ekipy sportowej oraz izraelski odwet stały się tematem filmów „Monachium” Stevena Spielberga oraz „Miecz Gideona” Michaela Andersona. W dokumentalnym filmie „One Day in September” Kevina Macdonalda, nagrodzonym Oscarem znalazła się relacja jedynego żyjącego wówczas (w 1999 r.) spośród ósemki porywaczy – Jamala Al-Gasheya.

Kilka dni temu wydarzenia sprzed pół wieku doczekały się symbolicznego zamknięcia. Przed upamiętniającymi tragedię 5 września obchodami z udziałem głów państw Niemiec i Izraela niemiecki rząd zawarł porozumienie z krewnymi ofiar w sprawie odszkodowań dla rodzin zabitych. Jak podało „Deutsche Welle”, powołując się na agencję DPA, suma odszkodowań ma wynieść 28 mln euro, z czego rząd federalny wypłaci 22,5 mln, Bawaria 5 mln, a miasto Monachium 500 tys. euro. Podjęto także decyzję – donosi „Deutsche Welle” o powołaniu komisji złożonej z niemieckich i izraelskich historyków, której celem będzie wyjaśnienie i analiza tamtych wydarzeń. W ramach ugody uzgodniono także udostępnienie odpowiednich akt, a ponadto prowadzenie prac nad ustaleniem politycznej odpowiedzialności za wydarzenia sprzed 50 lat.

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"! 


Uroczystości żałobne na Stadionie Olimpijskim w Monachium 6 września 1972. Przemawia prezydent Niemiec Gustav Walter Heinemann

Tablica upamiętniająca zabitych sportowców izraelskich umieszczona przy Connollystrasse 31 w wiosce olimpijskiej

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ReklamaHeimat
ReklamaMalex boczny
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaRe-gat
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 8°C Miasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1020 hPa
Wiatr: 22 km/h

Reklamadotacje rpo
Ostatnie komentarze
S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Tutaj jest link do projektu uchwały - https://bip.zawadzkie.pl/download/attachment/24296/projekt-uchwaly-w-sprawie-przystapienia-gminy-zawadzkie-do-stowarzyszenia-opolska-regionalna-organizacja-turystyczna.pdfData dodania komentarza: 24.11.2024, 20:01Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Przepraszam czytelników, że wklejam tekst nie na temat artykułu w tym miejscu, ale nie ma gdzie tego wleić, a sprawa jest bardzo ważna. Pozdrawiam wszystkich miłośników szycia.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:51Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: W poniedziałek, 2 grudnia 2024 r. zaplanowane jest posiedzenie Rady Miejskiej w Zawadzkiem, na którym podjęta ma być jedna z najbardziej kontrowersyjnych uchwał bieżącej kadencji, a mianowicie uchwała o przeniesieniu Biblioteki z budynku obok Urzędu Miasta do kina. Projekt uchwały jest dostępny na BiP-ie, można go obejrzeć TUTAJ. Uchwała jest krótka, zawiera tylko trzy punkty. W pierwszym mówi, że z dniem 1 stycznia 2025 zmienia się lokalizację biblioteki, w drugim, że wykonanie uchwały powierza się burmistrzowi, a w trzecim, że w życie wchodzi z dniem 1 stycznia. Jeżeli uchwała zostanie przyjęta, biblioteka zostanie przeniesiona do budynku kina. Jeżeli ktokolwiek choć raz był w obecnej bibliotece i widział, ile mieści książek i ile zajmuje miejsca i jeżeli ktoś choć raz był w kinie, w pomieszczeniu, do którego biblioteka ma zostać przeniesiona, to na pewno wie, że jest to fizycznie nie do zrobienia. Tak bogaty księgozbiór, jakim może pochwalić się nasza biblioteka, nie zmieści się w pomieszczeniach kina. Są one dużo mniejsze i nie ma szans, by je tam upakować. Chyba, że powsadzane zostaną do kartonów i poukładane jeden na drugim, ale wtedy nie będzie to już biblioteka, tylko magazyn książek. O lokalizacji biblioteki decydować będą nasi radni, to oni podejmą decyzję, czy uchwała wejdzie w życie, czy nie. Czy szanowne Panie i Panowie radni zadali sobie trud, by obejrzeć miejsce, do którego wg uchwały ma zostać przeniesiona biblioteka? Czy zdajecie sobie sprawę, że w nowym miejscu biblioteka nie będzie mogła normalnie funkcjonować? Pomieszczenie jest na piętrze, bez okien, z wszystkich stron zamknięte, bez dostępu światła dziennego. Do takiego pomieszczenia chcecie zaprosić klientów biblioteki? Korzystanie z biblioteki to nie tylko wypożyczenie i oddanie książki, to także cała przygoda obcowania z nią, możliwość przejrzenia księgozbioru, wzięcia książki do ręki, przewertowania, obejrzenia, a nawet skorzystania na miejscu z możliwości jej przeczytania. Dopiero w taki sposób można wybrać to, co nas naprawdę zainteresuje. Obecna biblioteka wszystkie te możliwości udostępnia. Panuje w niej miła, czysta i jasna atmosfera, a pomieszczenie aż zachęca do sięgania po kolejne tomy. W technicznym pomieszczeniu kina takiej możliwości nie będzie. Po pierwsze, wszystkie książki się tam nie zmieszczą. Poczta pantoflowa niesie, że aby temu zaradzić, biblioteka zlikwiduje podwójne i potrójne tomy tych samych książek, by zaoszczędzić na miejscu. Będzie to jeden z rezultatów podjęcia uchwały. Zmniejszenie zasobów biblioteki. Czy szanowni Radni zainteresowali się tym, jak w tych warunkach biblioteka ma funkcjonować? Teraz książki są elegancko wyłożone na półkach, dostęp do nich jest łatwy i prosty. Po upakowaniu ich w nowym, zamkniętym pomieszczeniu takiego dostępu nie będzie. Czy książki będą poukładane jedna na drugiej? Czy będą w kartonach? Czy tak ma wyglądać biblioteka? Większość z nas pamięta, jak przed laty walczyliśmy o miejsce dla miejskiej biblioteki. Pamiętamy, jak mieściła się w malutkim pomieszczeniu w przybudówce Urzędu Miasta (z prawej strony) i doskonale pamiętamy, jak trudno było się w niej poruszać. Książki leżały jedna na drugiej, półki były przepełnione, przejścia wąskie, a książki, które nie mieściły się na półkach, leżały na podostawianych stolikach. Partyzantka pełna PRL-owych absurdów. Wyłuskanie z półki upatrzonej pozycji nierzadko wiązało się z wysypaniem się pozostałych książek na ziemię. Często aby dostać się do jednych, trzeba było najpierw poodsuwać inne. Pani bibliotekarka siedziała na końcu wciśnięta pomiędzy regały i pomagała jak mogła w opanowaniu rozgardiaszu. Tak kiedyś wyglądała nasza biblioteka. Wreszcie nadeszły lepsze czasy i udało się wyremontować opuszczony budynek po drugiej stronie Urzędu Miasta i tam urządzić bibliotekę z prawdziwego zdarzenia. Służy ona nam do dziś i naprawdę mamy się czym pochwalić. Przestronne pomieszczenia, łatwy dostęp do całego księgozbioru i nawet czytelnia. Wreszcie dorobiliśmy się biblioteki z prawdziwego zdarzenia. To nasza biblioteka, walczyliśmy o nią latami w czasach gdy musieliśmy się ściskać w ciasnej klitce. Czy nasi radni pamiętają tą starą klitkę? Nową bibliotekę my urządziliśmy, społeczeństwo gminy Zawadzkie i to nam ona służy. Jesteśmy dumni z faktu, że Urząd Miasta, Rada Miejska i Burmistrz Zawadzkiego pomogli w urządzeniu tej biblioteki. Od lat 90-tych ubiegłego wieku nam służy i teraz znów mamy się przenosić do klitki? Czy naprawdę Panie i Panowie Radni chcecie zlikwidować obecną bibliotekę? Czytamy w projekcie uchwały, którą macie przegłosować: „W celu dokonania centralizacji wszystkich działań realizowanych przez Bibliotekę i Kulturę w Zawadzkiem, jak również zwiększenia ergonomii pracy jednostki, ułatwienia organizacji jej pracy, skutecznego zarządzania jednostką oraz obniżenia kosztów utrzymania kilku budynków przez BiK, podjęcie przedmiotowej uchwały jest w pełni uzasadnione. Przede wszystkim jednak … ma na celu ułatwienie odbiorcom dostępu do wszystkich świadczonych przez BiK usług, skoncentrowanych w jednym budynku.”. Ja się pytam: jak przeniesienie biblioteki i upakowanie jej w ciasnym, mało dostępnym pomieszczeniu ułatwi do niej dostęp? Kto napisał uzasadnienie do projektu tej uchwały? Przecież to jest nieprawda. Dostęp zostanie utrudniony. Czy skoncentrowanie usług w jednym budynku poprawi jej funkcjonowanie? Nie. Nie w tym przypadku. W uzasadnieniu czytamy, że podjęcie uchwały jest zasadne w celu dokonania centralizacji działań BiK. I to ma być powód przeniesienia? Żeby scentralizować działania? Czy Panie i Panowie radni zastanowili się nad tym? Ktoś wymyślił sobie, żeby poprzestawiać meble z lewego kąta do prawego i twierdzi, że samo to jest wystarczającym uzasadnieniem. Przenoszenie biblioteki w zaproponowanym kształcie nie ma najmniejszego sensu. W niczym nie poprawi działalności BiKu, a tylko skomplikuje sytuację i funkcjonowanie biblioteki. Zmniejszą się może koszty utrzymania kilku budynków, bo zamiast kina i biblioteki pozostanie samo kino, ale obydwa budynki i tak utrzymywane są z budżetu gminy, więc koszta pozostaną. Kolejna sprawa. Po przeniesieniu biblioteki z obecnego budynku budynek ów pozostanie pusty. Co w nim się będzie wtedy mieściło? W uchwale ani w uzasadnieniu nic na ten temat nie ma. Czy Gmina chce go sprzedać? Czy chce go komuś wynająć? Urządzić w nim biura? A może wyburzyć w celu zmniejszenia kosztów utrzymania? Którykolwiek cel by nie wchodził w grę, nie uzasadnia wyprowadzenia biblioteki do innego, gorszego pomieszczenia. Chodzą słuchy pocztą pantoflową, że miałyby tam być urządzone nowe biura Urzędu Gminy. Czy zainteresowaliście się tym, kto, dlaczego i po co chce opróżnić budynek biblioteki? Czy jest to jeden z elementów wizji nowego burmistrza? Czy wiecie, jak ta wizja wygląda i po co ta uchwała? Na najbliższej sesji będzie przesądzać o losie biblioteki. I to na was spadnie odium odpowiedzialności za podjętą decyzję. To nie autor owej uchwały, to nie wnioskodawca, kimkolwiek by nie był, ale wy, radni będziecie odpowiedzialni za jej skutki. W uchwale beztrosko chcecie nakazać burmistrzowi jej wykonanie. Burmistrz wtedy z czystym sumieniem będzie mógł powiedzieć, że to nie jego inicjatywa, że to radni mu „kazali” przenieść bibliotekę, a on tylko uchwałę wykonał. Poczta pantoflowa donosi, że to właśnie burmistrz stoi za inicjatywą przeniesienia biblioteki. Nie udało się jak na razie ustalić, skąd ta inicjatywa się wzięła i co ma na celu. Celem tym na pewno nie jest „centralizacja zarządzania BiK”, jak napisano w projekcie uchwały, gdyż jest to jedynie urzędnicza nowomowa napisana bardzo mądrze brzmiącymi słowami, które wnoszą niewiele treści po to, by mało zorientowani mieszkańcy nie zorientowali się, że są robieni w bambuko, a samo to, że ktoś chce robić centralizację, nie jest żadnym uzasadnieniem, tylko chceniem. To nie żadna centralizacja, tylko opróżnienie budynku, który ma być przeznaczony na… i tu jest pytanie, które powinniśmy zadać wnioskodawcy projektu uchwały. Jeżeli powodem ewakuacji biblioteki jest przygotowanie nowych miejsc dla urzędników, to nie powinniście takiej uchwały podejmować. Biblioteka jest zbyt cennym dobrem, by poświęcać ją dla urzędniczej wygody. Biblioteka jest miejscem, które powinno być otwarte i dostępne dla ludności, wręcz świecić i tryskać zaproszeniem, by wejść do środka i obecny budynek te potrzeby spełnia. W kinie, na drugim piętrze, w ciemności i ciasnocie biblioteka skazana jest na porażkę. Tam nie będzie spełniała swojej roli, a za rok lub dwa okaże się, że zainteresowanie nią jest coraz mniejsze aż w końcu zapadnie decyzja o jej likwidacji. Jeżeli burmistrz chce w budynku biblioteki umieścić biura urzędników, to to także nie jest wystarczającym powodem, by zlikwidować w tym miejscu bibliotekę. Po pierwsze, należy zapytać, po co nowe biura, skoro do tej pory wystarczały obecne. Czy zwiększyły się zadania własne gminy? Czy zmieniła się ustawa narzucająca urzędom większe obowiązki? Jeżeli tak, to należy te miejsca przygotować, a nie wyrzucać biblioteki. Obok biblioteki stoi na wpół wykorzystany budynek OPS po byłym przedszkolu. I to tam można przygotować potrzebne miejsca pod urzędnicze stołki. I to w takiej właśnie kolejności. Najpierw należy przygotować nowe biura, a dopiero potem do nich przenosić. Budynek ten dla urzędników jest w zupełności wystarczający. Urzędnicy nie mają potrzeby otwierać się dla mieszkańców, oni pracują głównie sami ze sobą, ze swoimi komputerami, dokumentami, papierami. Nie muszą mieć biur na pierwszych planach, za przeszklonymi drzwiami z łatwym dostępem z ulicy. Zamknięte i powpychane na drugie piętro biura za stromymi schodami choć nie są wygodne, są po prostu miejscem pracy i o ile spełniają wymagania BHP i Kodeksu Pracy, w zupełności wystarczają jako miejsca pracy urzędników. Pomieszczenia przeznaczone dla mieszkańców to całkiem inna bajka. Powinny być łatwo dostępne i zachęcać do skorzystania. Czy zastanawialiście się dlaczego na przykład piekarnia woli sprzedawać bułki tuż przy wejściu do Netto, ale jeszcze ani jedna piekarnia nie sprzedawała ich na drugim piętrze OPS, za ciemnym korytarzem i na dodatek za stromymi schodami? A projekt uchwały do takiej właśnie „sprzedaży” zmusza bibliotekę. Skutkiem podjęcia tej uchwały i przeniesienia biblioteki do kina będzie jej stopniowa degradacja z perspektywą jej całkowitej likwidacji w przyszłości. Szanowni Radni, czy zastanowiliście się nad tym? Otrzymaliście projekt uchwały i to od Was zależy, co się z nim stanie. Czy zostanie przyjęty, czy nie? Czy naprawdę chcecie wyeksmitować bibliotekę do zakamarków kina? Niedawno szliście do wyborów obiecując nam, mieszkańcom, lepszą przyszłość, lepsze zarządzanie. Zabiegaliście o nasze głosy i wielu mieszkańców Wam uwierzyło. Dało Wam szansę, by pokazać, jak faktycznie chcecie naszą miejscowość poprawić. O likwidacji czy przeniesieniu biblioteki w waszych ulotkach wyborczych nic nie było. Nie mówiliście o „centralizacji usług BiK”. Skąd teraz ta zmiana? A może projekt tej uchwały to w ogóle nie wasza bajka? Może też uważacie tak jak ja i sporo innych mieszkańców, że przenosiny biblioteki to zły pomysł. Zbyt długo ją budowaliśmy, żeby teraz, gdy jest już gotowa, ot tak z niej zrezygnować. Może też czujecie przez skórę, że ktoś wam podrzucił gorący kartofel, a w rzeczy samej nie jesteście do niego przekonani? Sprawdźcie, kto Wam wrzucił ten projekt i jakie faktycznie ma zamiary. Podejrzewam, że głównym inicjatorem tej uchwały jest burmistrz, który chce wprowadzić w gminie swoje porządki. Sam nawet mówił, że musi dużo zmienić, ale gdziekolwiek idzie, napotyka opór materii. I jest to zrozumiałe, ponieważ nie można narzucać swoich koncepcji bez zgody mieszkańców i bez ich poparcia. A jak na razie burmistrz nie rozmawia z zainteresowanymi stronami przedstawiając im swoje zamierzenia, które w jego wizji nie podlegają negocjacji (przynajmniej w tej materii). Nie dziwota, że napotyka na opór. Organizacje, których dotykają zamierzenia burmistrza, dowiadują się o nich pocztą pantoflową. Niejednokrotnie owiane są niedopowiedzeniami, niejasnościami, które stawiają wszystkie strony w stanie upiornej niepewności. A nie tak to powinno wyglądać. Burmistrz powinien przyjść i powiedzieć, słuchajcie, mam plan taki i taki, jego celem jest osiągnięcie tego i tego (ale na miłość boską, nie „centralizacja”) i można by to osiągnąć tak i tak. Co o tym myślicie? Może macie inny pomysł? Tak samo powinni postępować radni. Jeśli dostajecie uchwałę o likwidacji biblioteki (bo do tego się ona w sumie sprowadza), to powinniście uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: hola, nie tak szybko, trzeba się najpierw spytać mieszkańców, wyborców. To przecież mieszkańcy was wybrali na radnych, to nas reprezentujecie, to my będziemy Was rozliczać z podjętych decyzji. Jeśli biblioteka padnie, to odpowiedzialność spadnie na Was, a nie na burmistrza ani na nikogo innego. A Wy będziecie musieli spojrzeć na ulicy w oczy swoich wyborców i co im powiecie? I nie ma tu znaczenia, że do wyborów startowaliście z takiego czy innego komitetu. Komitety istnieją tylko dlatego, że wymaga tego obowiązująca ordynacja wyborcza i nie można się zgłosić na radnego nie zgłaszając komitetu. To, że radni gromadzą się wokół wspólnych celów i poglądów, jest całkiem naturalne i pożądane, bo razem zazwyczaj można więcej, jednak komitet nie oznacza z automatu obowiązku wykonywania jego poleceń – każdy radny jest niezależny i nikt nie może mu narzucić takiego czy innego głosowania. Każdy radny ma prawo głosować zgodnie ze swym własnym przekonaniem i nikt nie może mu zabraniać lub nakazywać głosować w określony sposób. To nie jest Sejm, tu nie ma dyscypliny partyjnej, tu jest samorząd, tu są konkretne osoby, konkretni radni, którzy ustanawiają prawo obowiązujące w naszej gminie. Nikt nie jest władny zmusić was do głosowania według nie swojej woli. Nikt. Ani ja, ani jakikolwiek inny mieszkaniec gminy, ani burmistrz. Nie ma znaczenia, czy jesteś wybrany z ramienia komitetu A, czy komitetu B, w czasie głosowania jesteś radnym reprezentującym mieszkańców gminy. Burmistrz nie ma nad Tobą żadnej władzy. To w końcu Ty ustalasz wynagrodzenie burmistrza, a nie on Tobie. Burmistrz to całkiem inna bajka. Jego też wybrali mieszkańcy i też oni będą go rozliczać z jego działań. Ty natomiast jesteś radnym i przypomnij sobie, co mówiłeś, gdy nim jeszcze nie byłeś: że radni powinni rozmawiać z mieszkańcami, pytać się o ich preferencje, oczekiwania, wysłuchiwać ich problemów i generalnie odpowiadać na nie w działalności radnego przez odpowiednie wpływanie na działanie samorządu, by te oczekiwania spełniać. Teraz tego samego mieszkańcy oczekują od Ciebie – w sprawie biblioteki: nie wyrzucajcie biblioteki z obecnego budynku. Dołóż starań, by się dowiedzieć, co stoi za tym pomysłem, skąd się wziął, a na pewno okaże się, że to samo można rozwiązać inaczej, bez likwidacji biblioteki. To Wy, radni jesteście od tego, aby patrzeć władzy wykonawczej na ręce i w razie potrzeby temperować jej zamierzenia. Dziś nadchodzi taki moment. Świeżo upieczony Burmistrz chce utrudnić życie bibliotece, chce to zrobić w białych rękawiczkach, nie likwidując jej, ale ograniczając jej możliwość działania, co w przyszłości może doprowadzić do jej całkowitej likwidacji. Mało tego, miast osobiście podjąć decyzję, pojawia się projekt uchwały, którą macie przegłosować i według której to nie burmistrz, ale radni zostaną postawieni w roli inicjatorów przeniesienia biblioteki. I żeby tego mało było, to jeszcze że Wy „nakażecie” burmistrzowi jej przeniesienie. Czy wiecie, co będzie potem? Potem będzie, że to przecież radni chcieli przenieść bibliotekę, a burmistrz tylko waszą decyzję wykonał. Zastanówcie się głęboko, zanim podniesiecie rękę przy poniedziałkowym głosowaniu. Chciałbym, abyście oprócz biblioteki spojrzeli na nieco szerszy aspekt efektów wspomnianej uchwały. Oprócz biblioteki rykosztem oberwie kilka innych organizacji działających w Gminie. Pierwszą z nich jest PTTK – organizacja, która wspiera i rozwija turystykę w gminie jak żadna inna. Może pochwalić się 60-letnią działalnością, prawie tak samo długą, jak miasto Zawadzkie. Od początku kultywowała lokalne tradycje, organizowała dla mieszkańców imprezy turystyczno-krajoznawczo-kulturalne. Od początków działalności kultywowała zamiłowanie do lokalnej historii, to dzięki niej powstał ośrodek Regolowiec, wydobyty z odmętów zapomnienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów Zawadzkiego dzisiaj. Rajdy rowerowe, piesze, konkursy i imprezy dla dzieci, młodzieży, dorosłych i emerytów. Tylko w 2024 roku z oferty PTTK skorzystało kilka tysięcy mieszkańców. Nasz Oddział PTTK jest ewenementem w sali kraju, mamy najlepszego i najdłużej urzędującego prezesa. Oddział PTTK jest także jedynym i niestety ostatnim akcentem wspomnieniem po nieistniejącej już Hucie Andrzej. Powstał właśnie w Hucie, w 1965 roku i przyjął nazwę „OZ/PTTK Huta Andrzej w Zawadzkie” – z premedytacją zapisując w swojej nazwie Huta Andrzej. W PTTK Zawadzkie zgromadziło się grono zapaleńców, którzy z pasją krzewią lokalną tradycję, historię, zamiłowanie do kultury i przyrody, pokazują piękno naszego Heimatu i robią to wszystko za darmo (w odróżnieniu od Urzędu Miasta), w zamian jedynie oczekując godnego miejsca na prowadzenie swojej działalności. Nie będę się tu dłużej rozpisywał o działalności PTTK, zainteresowani więcej mogą poczytać na stronie www.pttk.zawadzkie.eu. Ważne jest to, że w przypadku przeniesienia biblioteki do kina, PTTK będzie się musiał z niego wyprowadzić. Dokąd? Tego projekt uchwały już nie przewiduje. Pomija sprawę milczeniem. Poczta pantoflowa donosi, że ma się wynieść do budynku OPS, gdzie odcięty od ludzi, dla których przygotowuje ofertę, ma się dzielić pomieszczeniem z Mniejszością Niemiecką. Mniejszość Niemiecka to kolejna organizacja, która na tym zamieszaniu oberwie. Skomasować z PTTK-iem, może jeszcze da się tam kogoś upchać i niech tam działają. Schowani przed społeczeństwem, odcięci od emerytów, starszych, niepełnosprawnych. Formalnie: likwidacji nie będzie, ale w rzeczywistości jest to skazanie PTTK na powolne i naturalne wymarcie. Skutki przyjęcia przez radnych projektu będą miały więc dalekosiężne skutki. Czy Panie i Panowie Radni jesteście tych wszystkich skutków świadomi? A wszystko w imię czego? W imię wyczyszczenia biblioteki, którą my jako społeczeństwo Gminy kiedyś sobie wyremontowało i urządziło? Czy tego chcemy? Naprawdę? Obok stoi prawie pusty budynek Domu Kultury. W nim zmieściłoby się wiele organizacji działających w naszej gminie, poczynając od PTTK-u, dalej przez bibliotekę, kółka zainteresowań, muzyczne, fotograficzne, sportowe, emerytów, przyjaciół lasu, nawet w przypływie dobrej woli znalazłoby się kilka pomieszczeń dla urzędników, tylko trzeba ten budynek przywrócić do użytkowania i to od tego trzeba zacząć. Najpierw trzeba przygotować pomieszczenia, a dopiero potem zabierać się za roszady. Szanowni Radni, zastanówcie się nad poniedziałkowym głosowaniem i choć nikt nie może Wam nakazać jak głosować, to każdy może Was przekonywać – i niniejszym chcę to zrobić: zagłosujcie za odrzuceniem tej uchwały. W zamian przedstawcie drugą: 1) Z dniem 1 I 2026 przywracamy do użytku Dom Kultury. 2) Do tego czasu należy przystosować budynek, aby można było z niego skorzystać. 3) Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Zawadzkiego. To Rada ustala prawo w gminie. Burmistrz je wykonuje.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:49Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: No i jeszcze wisienka na torcie: "Dokonano usunięcia oznakowania pionowego i poziomego." - Czy ktoś tu jest ślepy? Zlikwidowano zebrę? Kto to podpisał? Napiszcie, kto był taki bystry, bo to także przez niego zginął człowiek.Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:48Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Pierwsza sprawa (i w zasadzie jedyna!) - do Zarządcy tej drogi. Jeśli w tym miejscu przejścia nie ma, to je zlikwidujcie. Na zdjęciu wyraźnie widać, że w miejscu tym znajduje się zebra i nie ma znaczenia, że starostwo je zlikwidowało. Dla kierowców i pieszych ważne są znaki (pionowe i poziome), a nie to, co urzędy mają zapisane w papierach. Każdy pieszy dochodząc do tego miejsca ma prawo być przekonany, że przejście dla pieszych w tym miejscu istnieje. Zebra na drodze = dla pieszego równa się przejście dla pieszych. Jeżeli pasy są wymalowane (a są), a nie ma znaków pionowych dla kierowców o przejściu dla pieszych, to jest to wina starostwa, które źle oznakowało drogę. W tym konkretnym przypadku starostwo, a co za tym idzie pracownik starostwa odpowiedzialny za odpowiednie oznakowanie dróg powiatowych (pewnie kierownik odpowiedniej komórki o konkretnym nazwisku) jest współwinne tego wypadku i uważam, że sprawa ta powinna zostać nagłośniona, gdyż nie jest to pierwszy przypadek, że drogi oznacza się niezgodnie z przepisami i niezgodnie ze sztuką, jednak urzędnicy nie ponoszą za źle wykonaną pracę odpowiedzialności. W tym przypadku będzie pewnie tak samo, a to jest przyzwoleniem na dalsze partaczenie roboty przez ludzi, którzy zdają się nie znać na swojej robocie. Podobnie jest w Zawadzkiem na ul. Powstańców (droga gminna), gdzie przed remontem ul. Opolskiej była strefa 40km/h, jednak po remoncie z nieznanych mi powodów zamiast przywrócić wcześniejsze oznakowanie ustawiono nowe ze zwykłym znakiem ograniczenia prędkości (bez strefy) do 40km/h, w rezultacie czego strefa 40 jest teraz dziurawa: wjeżdżając od Biedronki do strefy wjeżdżamy, a od strony Powstańców - nie. Wygląda to po prostu na samowolkę urzędnika na gminie (kto tam odpowiada za drogi gminne?), który pozmieniał oznakowanie wg własnego widzimisię i doprowadził do sytuacji, w której jedne znaki przeczą drugim i na dobrą sprawę nie wiadomo, gdzie teraz obowiązuje jakie ograniczenie. Nowa Rada Miejska i nowy Burmistrz zdają się problemu nie dostrzegać, ale nie powinno być tak, że urzędnik odpowiedzialny za oznakowanie dróg bezkarnie zmienia oznakowanie doprowadzając do jego niespójności. Tutaj chodzi tylko o prędkość 50 czy 40km/h, ale w Strzelcach poszło o życie człowieka. Może więc pora zadać pytanie ludziom zarządzającym naszymi drogami, i może redakcja SO to zrobi - co wam strzeliło do łba, żeby zlikwidować znak "przejście dla pieszych", a pozostawić wymalowaną zebrę?Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:44Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Ten budynek do remontu.To przecież stęchlizna,smród i grzyb.Nadaje się tylko do zburzenia i na to miejsce zrobić skrawek zieleni z dużym rowerem jako symbol przesiadkowe,bo z pociągu na autobus nikt się tam nie będzie przesiadałData dodania komentarza: 17.11.2024, 13:49Źródło komentarza: Przy nowych peronach straszy rudera. Remontu na razie nie będzie
Reklama