Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 09:30
Reklama GZMK Czad

Rafał Bartek z Mniejszości Niemieckiej: Czasy są trudne, musimy je przetrzymać

Z Rafałem Bartkiem, przewodniczącym Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim i prezydentem Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce, rozmawia Krzysztof Ogiolda.
Rafał Bartek z Mniejszości Niemieckiej: Czasy są trudne, musimy je przetrzymać
Rafał Bartek: Trudno nie stawiać bardzo twardego pytania: Czy celem działania ministerstwa edukacji nie jest jednak sama dyskryminacja Niemców w Polsce, a sytuacja Polaków w Niemczech raczej chwytliwym pretekstem?

Autor: TSKN

We wtorek, 5 lipca, kiedy Czytelnicy dostali do ręki najnowszy numer „Strzelca Opolskiego”, Związek Niemieckich Stowarzyszeń (VdG) zaprosił na godzinę 16.00 na Górę św. Anny.

- Chcieliśmy - inaczej niż jest to w Polsce i w regionie przyjęte - świętować rocznicę III powstania śląskiego. Tak jak w większości krajów Europy - w kontekście II wojny światowej - świętuje się 8 maja dzień, w którym zapanował pokój, tak my będziemy po raz kolejny obchodzić rocznicę dnia, w którym zakończyły się walki, ludzie w tej bratobójczej wojnie przestali ginąć. Tym bardziej, że dziś już wiemy, że konflikt ten miał swój początek nie tylko na Śląsku, był także inicjowany z zewnątrz i stał się - jak to określił prof. Ryszard Kaczmarek - niewypowiedzianą wojną polsko-niemiecką. Honorowaliśmy zatem - powtórzę - dzień, w którym zapanował pokój i po którym w tym sporze dzielącym nierzadko rodziny i bliskich sobie ludzi, już nikt nie ginął. Po ponad stu latach nie ma już sensu dyskutować, czy tamte rozwiązania były słuszne i trafne, czy też nie. Ani spierać się, kto miał rację. Uważamy natomiast, że zawsze jest sens, aby oddać szacunek poległym po obu stronach. Zarówno pochodzącym ze Śląska, jak i tym, którzy przyjechali tu walczyć z zewnątrz - z głębi Niemiec lub z Polski.

Myślę, że nie tylko ja przyjąłem z pewnym zdziwieniem fakt, iż VdG zaprosiło Opolan na rocznicę „wydarzeń 1921 roku”. Te wydarzenia mają przecież swoją nazwę. Dla polskich historyków jest to powstanie śląskie, dla niemieckich powstanie polskie na Śląsku. Można odnieść wrażenie, że słowo powstanie nie bardzo chce mniejszości niemieckiej przejść przez usta.

- Problem nazewnictwa - jak pan zauważył - także wśród historyków jest. Zaproszenie pozostało w formie, jaką przyjęliśmy jeszcze w ubiegłym roku. Prawdopodobnie na przyszłość trzeba to będzie doprecyzować, choć mam świadomość, że właśnie ze względu na różnice w percepcji tych wydarzeń to doprecyzowanie nie będzie łatwe.

Wciąż się na Śląsku zmagamy o pamięć o wydarzeniach sprzed wieku? Ogłoszenie przez prezydenta RP Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Śląskich na 20 czerwca mniejszość przyjęła, mówiąc najdelikatniej, z rezerwą. Przypomnijmy, tego dnia generał Szeptycki przez most w Szopienicach wprowadził Wojsko Polskie do Katowic. Rozumiem, że mniejszość niemiecka tego nie świętuje, ale dlaczego nie mieliby tej rocznicy obchodzić Polacy, szczególnie w Katowicach. Może trzeba się pogodzić z tym, że te same wydarzenia z 1921 roku inaczej widzą śląscy Niemcy, a inaczej śląscy Polacy. Mamy dwie pamięci i to się pewnie nie zmieni.

- Absolutnie jestem za tym, by obie pamięci i ich odrębność uszanować i tak o tym mówić. Pamiętam, że kiedy w Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej wydawaliśmy przed laty „Historię Górnego Śląska”, to były w niej takie fragmenty, co do których nie było porozumienia co do jednej wizji przeszłości. Pozostało zamieścić w niej artykuły pokazujące owe kontrowersje, m.in. dotyczące oglądu powstań śląskich, ale także wysiedleń czy wypędzeń. Ostatnio nie protestowaliśmy przeciwko ogłoszeniu Narodowego Dnia Pamięci Powstań Śląskich, bo też nie zaprzeczamy faktom historycznym. Temu, że w plebiscycie 40 procent Ślązaków głosowało za Polską, a polscy i niemieccy Ślązacy - nie tylko przybysze - bili się w powstaniu. Problemem dla nas jest nie święto, tylko jednostronny charakter, jaki mu nadano. Bez dostrzeżenia ofiar po drugiej stronie. W całych tegorocznych obchodach nie znalazłem choćby cienia pamięci o tych Ślązakach, którzy w 1921 wybrali inaczej i też byli gotowi za swój wybór oddać życie. Okazuje się i ubolewam nad tym, że to święto nam wszystkim mówi, że choć spór był braterski i podziały przebiegały w poprzek rodzin, jedna strona konfliktu może z satysfakcją zapalić znicze na grobach swoich poległych, a drugiej strony zwyczajnie w zbiorowej pamięci nie ma. Podkreślam, że na razie mniejszość niemiecka jest jedynym środowiskiem, które zapala światła na grobach poległych po obu stronach. Właśnie to zrobimy 5 lipca.

Będę się upierał, że w Polsce Polacy mogą swój sukces - a przyłączenie części Śląska do Polski w 1921 nim było - świętować.

- Powtarzam, nie kwestionujemy tego prawa ani faktów. Nie podoba nam się tylko jednostronny, emocjonalny, propagandowy charakter świętowania. Przy tegorocznych obchodach skupiono się wyłącznie na zdobyczy terytorialnej. A to nie cała prawda o tamtym czasie. Zapomniano choćby o tysiącach tzw. optantów - po obu stronach - którzy przenosili się z Polski do Niemiec i z powrotem. Nawet nie wspomniano, że następstwem podziału Śląska było także podpisanie stosownej konwencji i utworzenie - po obu stronach granicy - szkolnictwa mniejszościowego. Takich nowoczesnych rozwiązań i takich standardów bym sobie dzisiaj życzył. Dlaczego nawet po stu latach nie można - jeśli już ustanowiono święto - bez emocji mówić, że jedni byli za Polską, drudzy za Niemcami i próbować ich racje zrozumieć? Zwłaszcza, że w plebiscycie nie pytano przecież Ślązaków, czy są Polakami czy Niemcami, tylko gdzie chcą mieszkać. Dlaczego ciągle nie możemy się doczekać także godnego upamiętnienia w Opolu alianckich żołnierzy, którzy spoczywają na cmentarzu przy ul. Wrocławskiej? My też mamy prawo te pytania stawiać i te wątpliwości zgłaszać. Ta historia jest zniuansowana. A dzisiaj próbuje się patrzeć na te złożone wydarzenia sprzed wieku przez pryzmat współczesnej polityki.

Przejdźmy do współczesności. Od kilku miesięcy - po cięciach subwencji na nauczanie niemieckiego jako języka mniejszości o 40 mln zł, a potem po ograniczeniu liczby lekcji o dwie trzecie - przy opisie mniejszości niemieckiej wciąż wraca określenie dyskryminacja. Organizacje mniejszości wciąż zabiegają w Polsce i w Europie, by skutki tych ograniczeń odwrócić. Jaki jest rezultat tych zabiegów?

- Nie wiem, co panu powiedzieć. Nie ma dnia od grudnia ubiegłego roku, byśmy się, mniejszość w ogóle i ja osobiście, tym tematem nie zajmowali. I ciągle mamy nadzieję, że zdarzy się jakiś cud, dojdzie do jakiejś refleksji i nastąpi wycofanie się z tego karygodnego rozporządzenia, które nie tylko dyskryminuje jedną mniejszość narodową w Polsce, ale dyskryminuje po prostu dzieci. Konkretne dzieci mające imię i nazwisko. Bo to im odbiera się możliwość uczenia się języka i poszerzania możliwości edukacyjnych dzisiaj i szans na rynku pracy w przyszłości. W dodatku autorzy tych dyskryminujących pomysłów nie ukrywają, że jako Niemcy w Polsce zostaliśmy tak potraktowani ze względu na to, że w opinii rządzących źle - wobec tamtejszych Polaków - postępują Niemcy w Niemczech.

Czujecie się zakładnikami?

- Burmistrz Leśnicy na jednym ze spotkań mówił: To wygląda tak, jak byśmy mieli ojca Polaka i matkę Niemkę. A ojciec, żeby wywrzeć presję na matce i coś od niej uzyskać, regularnie bije dziecko. Tym karanym za nie swoje winy dzieckiem jest w tej sytuacji mniejszość niemiecka. Na razie wygląda na to, że - trzymając się tego obrazu - ojciec nie myśli ustąpić i jest gotów tłuc to dziecko tak długo, aż osiągnie swój cel. Tyle tylko, że to się dzieje ponad nami. Nie wiadomo też, jak ma się zachować strona niemiecka. Nikt nie lubi być zmuszany do działania pod presją ani być szantażowanym.

W dodatku już umówione spotkania ze stroną niemiecką były przez ministerstwo w Warszawie odwoływane?

- Jeśli naprawdę władzom polskim zależy na tym, by jakieś sprawy dotyczące Polaków w Niemczech załatwić, to powinny wręcz przeć do kolejnych rozmów z niemieckimi partnerami. A przecież minister edukacji, prof. Czarnek, podpisał rozporządzenie 4 lutego, zanim do jakiegokolwiek spotkania doszło, właściwie nie zostawiając sobie żadnej furtki. Trudno nie stawiać zatem bardzo twardego pytania: Czy celem działania ministerstwa edukacji nie jest jednak sama dyskryminacja Niemców w Polsce, a sytuacja Polaków w Niemczech raczej chwytliwym pretekstem. Trudno uniknąć analogii do czasów PRL-u, wtedy zakazywano nauczania języka niemieckiego na Śląsku po prostu dlatego, że nie chciano, żeby on tu był obecny. Jeśli dzisiaj mówi się: Nie chcemy niemieckiego jako języka mniejszości, to niestety, jego użytkownikom mówi się równocześnie: I was nie chcemy. Nie chcemy tego, co tworzycie. Nawet jeśli współtworzycie potencjał regionu i państwa.

Myśli pan o niemieckich inwestycjach w regionie i w Polsce?

- Właśnie tak. Myślę o obszernym piśmie, które dostaliśmy - jako mniejszość - z Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Jasno w nim wskazano, jak ważna dla polskiej gospodarki jest znajomość języka niemieckiego, która przekłada się na obecność inwestorów. Napisano nam wprost, że znaczenie znajomości języka niemieckiego - także po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - jeszcze wzrosło. Z tej perspektywy, to, co dzieje się obecnie z nauczaniem niemieckiego jako języka mniejszości, zakrawa na kompletny absurd.

Sądzi pan, że minister edukacji tego pisma swoich kolegów z ministerstwa rozwoju nie czytał?

- Nie mam pojęcia. Ale sądzę, że przeczytać je powinien. Uważam, że to nie jest przypadek, iż ministerstwo rozwoju nie zbyło nas jednym zdaniem, że to nie jest jego kompetencja, ale ważność niemieckiego tak mocno podkreśliło. Toteż ciągle - trochę wbrew rzeczywistości - wciąż wierzymy, że refleksja przyjdzie. Jakieś rozmowy, z tego co słyszymy, na szczeblu polsko-niemieckim jednak się odbywają i wierzę, że ostatecznie jednak przyniosą efekt. Chociaż nowy rząd Niemiec został przez stronę polską takim sposobem uprawiania polityki mocno zaskoczony. W obecnej sytuacji w Europie należałoby przecież społeczeństwa sąsiadujących ze sobą państw łączyć, a nie dzielić, brnąc w konflikty, z których nie do końca wiadomo, jak skutecznie wyjść.

Inwestorzy się zniechęcają?

- Niedawno rozmawiałem z przedsiębiorcą, który opowiadał mi, że miał inwestora szwajcarskiego i wspólnie z nim chciał budować mieszkania dla seniorów. Ten Szwajcar już - ze względu na panującą atmosferę polityczną - uciekł.

Mniejszość na zmianę tego stanu rzeczy nie czeka bezczynnie. Jak przebiegają rozmowy z samorządami na temat przejmowania finansowania zabranych lekcji przez samorządy?

- Rzeczywiście nie jesteśmy bezczynni. Wysłaliśmy dziesiątki pism do osób i do instytucji z prośbą o pomoc. Prowadzimy intensywny dialog z wójtami i burmistrzami na temat skutków cięć dla przyszłości regionu. Bo dosłownie kilka dni temu media donosiły, jak bardzo się wyludniamy, jak bardzo potrzebujemy młodych ludzi. Tymczasem młodzi ambitni ludzie, także przez politykę wobec mniejszości, są z regionu wypychani. Zamiast im mówić: rozwijajcie się, uczcie języków, państwo polskie mówi im: Wyjeżdżajcie stąd. Chce się płakać. Samorządowcy mają wiele zrozumienia dla naszych postulatów. W województwie opolskim około 30 samorządów już zobowiązało się przejąć te odebrane przez ministerstwo lekcje i je sfinansować. Mam nadzieję, że kolejni jeszcze dołączą. Ale pojawiają się też głosy: Ja na to pieniędzy nie dam, bo społeczeństwo musi zrozumieć, kto te pieniądze zabiera. Inaczej wciąż będą głosować na PiS. To jest błędna logika, bo politycznych wyborów dokonują dorośli, a krzywda dzieje się dzieciom. W dodatku nie wiemy, jak kto w tajnym głosowaniu wybierał. Ale im dłużej będzie to trwało, tym samorządom, które na Polskim Ładzie przecież nie zyskują, będzie trudniej.

Jak zareagowali samorządowcy w powiecie strzeleckim?

- Bardzo dobrze. W Jemielnicy podjęto nawet inicjatywę, że jedna z klas od pierwszego września będzie klasą z nauczaniem w dwóch językach. Więc tam kryzys podniósł świadomość rodziców. A ci uznali, że znajomość niemieckiego jest dla przyszłości dzieci tak ważna, że są gotowi zrobić więcej. I jeszcze ciekawy przykład z niepublicznej szkoły w Grodzisku. Byłem tam na zakończeniu roku szkolnego. Aktywność tego środowiska dostrzegł sponsor z Warszawy, właściciel prywatnej firmy i jak usłyszał o dyskryminacji MN, to nie tylko wsparł finansowo szkołę, ale także - co było szczególnie wzruszające - ufundował stypendium na najbliższy rok szkolny dla jednej z uczennic w wysokości 500 zł miesięcznie. Ten przykład przypomina, że ministerialne zmiany najmocniej uderzyły w małe, ambitne placówki stowarzyszeniowe.

Opiekunem wojewódzkim Prawa i Sprawiedliwości został profesor Czarnek, który dla mniejszości niemieckiej jest twarzą dyskryminacji. Jak pan to przyjął?

- Budzi to obawy w kontekście kampanii wyborczej zarówno do Sejmu, jak i do samorządu. Obawiamy się poważnie, że ktoś, kto ma takie nieprzejednane podejście do mniejszości, jak pan minister, będzie tę strunę przed wyborami jeszcze napinał. To jest szokujące, bo przecież pojednanie w ostatnich latach postępowało. Kiedy w Opolu - gdzie mniejszość jest głównie na obrzeżach i to niezbyt liczna - wydaliśmy „Spacerownik” i nakręciliśmy film o dziejach miasta, to te mniejszościowe publikacje spotkały się z niezwykle życzliwym i licznym przyjęciem mieszkańców. Nagle te pozytywne zjawiska zostają przerwane przez politykę, która na siłę buduje klimat zagrożenia, konfliktu, tworzy obraz wroga, którym my jako mniejszość także rzekomo jesteśmy. Bo - często to słyszymy - mamy za wiele praw, a jeszcze czegoś oczekujemy. Przykład? Na ostatnim zjeździe TSKN zadeklarowaliśmy, że mamy ambicje nie tylko, by startować w wyborach, ale i poprawić wynik. Wylała się na nas w mediach społecznościowych fala hejtu, a ja dostałem napisanego po niemiecku maila z groźbami śmierci opatrzonego zdjęciami szubienic z okresu nazistowskiego. Zgłosiliśmy to organom ścigania. Obawiamy się, że w kampanii tym bardziej będą tworzone i przerysowywane sztuczne konflikty. Jaki ma sens walka z nami jako z rzekomym wrogiem, gdy leżą odłogiem niezałatwione realne problemy naszego państwa, na czele ze wspomnianą demografią. Mniejszości z definicji są mniejsze i słabsze. Co mamy robić? Zaprzestać działalności czy wyjeżdżać? Nie zamierzamy ani jednego ani drugiego. Więc choć czasy są bardzo trudne, wiemy, że je przetrwamy, a jak każdy z nas się trochę bardziej zaangażuje na rzecz podtrzymania dziedzictwa kulturowego i językowego regionu, to wyjdziemy z nich nawet silniejsi.

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"! 

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

PL 11.07.2022 22:56
zobacz jak wygląda ..strefa ujazdowska .. tak niemcy są zniechęceni do inwestowania .. niemiaszki jeszcze długo będą inwestowac w pl ponieważ tylko tutaj znajdą białych niewolników , harujących w systemie 3 zmianowym z 4 euro / godz ..
PL 10.07.2022 20:50
oj odczytując twój post czuję się ... PRZEŚLADOWANY ..
poteznyKapitalista 11.07.2022 11:15
XDD widac, ze nic nie rozumiesz Tak naprawde straca na tym bardziej Polacy. Jesli ktos jest prawdziwym Niemcem i mieszka w woj. opolskiem to i tak jak bedzie bardzo zle moze sie do Niemiec wyprowadzic i zyc tam nawet lepiej (choc moze bedzie tesknic za rodzinnymi stronami) prawdziwe konsekwencje nacjonalistycznych decyzji PiS odczuja bardziej Polacy z okolic Opola, ktorzy wczesniej korzystali na tym, ze byly tam bardziej mozliwe rozne inwestycje z Austrii, Niemiec, Szwajcarii. Region Opola to niestety troche zadupie, a mniejszosc niemiecka awansowala ten region do chociaz jakiegos poziomu znaczenia. Teraz wojewodztwo kompletnie straci na znaczeniu jesli inwestorzy sa zniecheceni. No ale taki socjalista jak ty zapewne ma trudnosc w rozumieniu wolnego rynku...
PL 10.07.2022 11:55
tak mi smutno , tak mi ICH .. żal .. niszczeni , prześladowani , wykluczeni ... tak mi żal pseudoniemieckich aktywistów .. JAK TU ŻYĆ .. zewsząd sami wrogowie ,
Muzyk 10.07.2022 19:54
Mi też tak smutno gdy patrzę na Twoją głupotę:)
ReklamaHeimat
ReklamaMalex boczny
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaRe-gat
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 5°C Miasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1021 hPa
Wiatr: 21 km/h

Reklama
Ostatnie komentarze
S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Tutaj jest link do projektu uchwały - https://bip.zawadzkie.pl/download/attachment/24296/projekt-uchwaly-w-sprawie-przystapienia-gminy-zawadzkie-do-stowarzyszenia-opolska-regionalna-organizacja-turystyczna.pdfData dodania komentarza: 24.11.2024, 20:01Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Przepraszam czytelników, że wklejam tekst nie na temat artykułu w tym miejscu, ale nie ma gdzie tego wleić, a sprawa jest bardzo ważna. Pozdrawiam wszystkich miłośników szycia.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:51Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: W poniedziałek, 2 grudnia 2024 r. zaplanowane jest posiedzenie Rady Miejskiej w Zawadzkiem, na którym podjęta ma być jedna z najbardziej kontrowersyjnych uchwał bieżącej kadencji, a mianowicie uchwała o przeniesieniu Biblioteki z budynku obok Urzędu Miasta do kina. Projekt uchwały jest dostępny na BiP-ie, można go obejrzeć TUTAJ. Uchwała jest krótka, zawiera tylko trzy punkty. W pierwszym mówi, że z dniem 1 stycznia 2025 zmienia się lokalizację biblioteki, w drugim, że wykonanie uchwały powierza się burmistrzowi, a w trzecim, że w życie wchodzi z dniem 1 stycznia. Jeżeli uchwała zostanie przyjęta, biblioteka zostanie przeniesiona do budynku kina. Jeżeli ktokolwiek choć raz był w obecnej bibliotece i widział, ile mieści książek i ile zajmuje miejsca i jeżeli ktoś choć raz był w kinie, w pomieszczeniu, do którego biblioteka ma zostać przeniesiona, to na pewno wie, że jest to fizycznie nie do zrobienia. Tak bogaty księgozbiór, jakim może pochwalić się nasza biblioteka, nie zmieści się w pomieszczeniach kina. Są one dużo mniejsze i nie ma szans, by je tam upakować. Chyba, że powsadzane zostaną do kartonów i poukładane jeden na drugim, ale wtedy nie będzie to już biblioteka, tylko magazyn książek. O lokalizacji biblioteki decydować będą nasi radni, to oni podejmą decyzję, czy uchwała wejdzie w życie, czy nie. Czy szanowne Panie i Panowie radni zadali sobie trud, by obejrzeć miejsce, do którego wg uchwały ma zostać przeniesiona biblioteka? Czy zdajecie sobie sprawę, że w nowym miejscu biblioteka nie będzie mogła normalnie funkcjonować? Pomieszczenie jest na piętrze, bez okien, z wszystkich stron zamknięte, bez dostępu światła dziennego. Do takiego pomieszczenia chcecie zaprosić klientów biblioteki? Korzystanie z biblioteki to nie tylko wypożyczenie i oddanie książki, to także cała przygoda obcowania z nią, możliwość przejrzenia księgozbioru, wzięcia książki do ręki, przewertowania, obejrzenia, a nawet skorzystania na miejscu z możliwości jej przeczytania. Dopiero w taki sposób można wybrać to, co nas naprawdę zainteresuje. Obecna biblioteka wszystkie te możliwości udostępnia. Panuje w niej miła, czysta i jasna atmosfera, a pomieszczenie aż zachęca do sięgania po kolejne tomy. W technicznym pomieszczeniu kina takiej możliwości nie będzie. Po pierwsze, wszystkie książki się tam nie zmieszczą. Poczta pantoflowa niesie, że aby temu zaradzić, biblioteka zlikwiduje podwójne i potrójne tomy tych samych książek, by zaoszczędzić na miejscu. Będzie to jeden z rezultatów podjęcia uchwały. Zmniejszenie zasobów biblioteki. Czy szanowni Radni zainteresowali się tym, jak w tych warunkach biblioteka ma funkcjonować? Teraz książki są elegancko wyłożone na półkach, dostęp do nich jest łatwy i prosty. Po upakowaniu ich w nowym, zamkniętym pomieszczeniu takiego dostępu nie będzie. Czy książki będą poukładane jedna na drugiej? Czy będą w kartonach? Czy tak ma wyglądać biblioteka? Większość z nas pamięta, jak przed laty walczyliśmy o miejsce dla miejskiej biblioteki. Pamiętamy, jak mieściła się w malutkim pomieszczeniu w przybudówce Urzędu Miasta (z prawej strony) i doskonale pamiętamy, jak trudno było się w niej poruszać. Książki leżały jedna na drugiej, półki były przepełnione, przejścia wąskie, a książki, które nie mieściły się na półkach, leżały na podostawianych stolikach. Partyzantka pełna PRL-owych absurdów. Wyłuskanie z półki upatrzonej pozycji nierzadko wiązało się z wysypaniem się pozostałych książek na ziemię. Często aby dostać się do jednych, trzeba było najpierw poodsuwać inne. Pani bibliotekarka siedziała na końcu wciśnięta pomiędzy regały i pomagała jak mogła w opanowaniu rozgardiaszu. Tak kiedyś wyglądała nasza biblioteka. Wreszcie nadeszły lepsze czasy i udało się wyremontować opuszczony budynek po drugiej stronie Urzędu Miasta i tam urządzić bibliotekę z prawdziwego zdarzenia. Służy ona nam do dziś i naprawdę mamy się czym pochwalić. Przestronne pomieszczenia, łatwy dostęp do całego księgozbioru i nawet czytelnia. Wreszcie dorobiliśmy się biblioteki z prawdziwego zdarzenia. To nasza biblioteka, walczyliśmy o nią latami w czasach gdy musieliśmy się ściskać w ciasnej klitce. Czy nasi radni pamiętają tą starą klitkę? Nową bibliotekę my urządziliśmy, społeczeństwo gminy Zawadzkie i to nam ona służy. Jesteśmy dumni z faktu, że Urząd Miasta, Rada Miejska i Burmistrz Zawadzkiego pomogli w urządzeniu tej biblioteki. Od lat 90-tych ubiegłego wieku nam służy i teraz znów mamy się przenosić do klitki? Czy naprawdę Panie i Panowie Radni chcecie zlikwidować obecną bibliotekę? Czytamy w projekcie uchwały, którą macie przegłosować: „W celu dokonania centralizacji wszystkich działań realizowanych przez Bibliotekę i Kulturę w Zawadzkiem, jak również zwiększenia ergonomii pracy jednostki, ułatwienia organizacji jej pracy, skutecznego zarządzania jednostką oraz obniżenia kosztów utrzymania kilku budynków przez BiK, podjęcie przedmiotowej uchwały jest w pełni uzasadnione. Przede wszystkim jednak … ma na celu ułatwienie odbiorcom dostępu do wszystkich świadczonych przez BiK usług, skoncentrowanych w jednym budynku.”. Ja się pytam: jak przeniesienie biblioteki i upakowanie jej w ciasnym, mało dostępnym pomieszczeniu ułatwi do niej dostęp? Kto napisał uzasadnienie do projektu tej uchwały? Przecież to jest nieprawda. Dostęp zostanie utrudniony. Czy skoncentrowanie usług w jednym budynku poprawi jej funkcjonowanie? Nie. Nie w tym przypadku. W uzasadnieniu czytamy, że podjęcie uchwały jest zasadne w celu dokonania centralizacji działań BiK. I to ma być powód przeniesienia? Żeby scentralizować działania? Czy Panie i Panowie radni zastanowili się nad tym? Ktoś wymyślił sobie, żeby poprzestawiać meble z lewego kąta do prawego i twierdzi, że samo to jest wystarczającym uzasadnieniem. Przenoszenie biblioteki w zaproponowanym kształcie nie ma najmniejszego sensu. W niczym nie poprawi działalności BiKu, a tylko skomplikuje sytuację i funkcjonowanie biblioteki. Zmniejszą się może koszty utrzymania kilku budynków, bo zamiast kina i biblioteki pozostanie samo kino, ale obydwa budynki i tak utrzymywane są z budżetu gminy, więc koszta pozostaną. Kolejna sprawa. Po przeniesieniu biblioteki z obecnego budynku budynek ów pozostanie pusty. Co w nim się będzie wtedy mieściło? W uchwale ani w uzasadnieniu nic na ten temat nie ma. Czy Gmina chce go sprzedać? Czy chce go komuś wynająć? Urządzić w nim biura? A może wyburzyć w celu zmniejszenia kosztów utrzymania? Którykolwiek cel by nie wchodził w grę, nie uzasadnia wyprowadzenia biblioteki do innego, gorszego pomieszczenia. Chodzą słuchy pocztą pantoflową, że miałyby tam być urządzone nowe biura Urzędu Gminy. Czy zainteresowaliście się tym, kto, dlaczego i po co chce opróżnić budynek biblioteki? Czy jest to jeden z elementów wizji nowego burmistrza? Czy wiecie, jak ta wizja wygląda i po co ta uchwała? Na najbliższej sesji będzie przesądzać o losie biblioteki. I to na was spadnie odium odpowiedzialności za podjętą decyzję. To nie autor owej uchwały, to nie wnioskodawca, kimkolwiek by nie był, ale wy, radni będziecie odpowiedzialni za jej skutki. W uchwale beztrosko chcecie nakazać burmistrzowi jej wykonanie. Burmistrz wtedy z czystym sumieniem będzie mógł powiedzieć, że to nie jego inicjatywa, że to radni mu „kazali” przenieść bibliotekę, a on tylko uchwałę wykonał. Poczta pantoflowa donosi, że to właśnie burmistrz stoi za inicjatywą przeniesienia biblioteki. Nie udało się jak na razie ustalić, skąd ta inicjatywa się wzięła i co ma na celu. Celem tym na pewno nie jest „centralizacja zarządzania BiK”, jak napisano w projekcie uchwały, gdyż jest to jedynie urzędnicza nowomowa napisana bardzo mądrze brzmiącymi słowami, które wnoszą niewiele treści po to, by mało zorientowani mieszkańcy nie zorientowali się, że są robieni w bambuko, a samo to, że ktoś chce robić centralizację, nie jest żadnym uzasadnieniem, tylko chceniem. To nie żadna centralizacja, tylko opróżnienie budynku, który ma być przeznaczony na… i tu jest pytanie, które powinniśmy zadać wnioskodawcy projektu uchwały. Jeżeli powodem ewakuacji biblioteki jest przygotowanie nowych miejsc dla urzędników, to nie powinniście takiej uchwały podejmować. Biblioteka jest zbyt cennym dobrem, by poświęcać ją dla urzędniczej wygody. Biblioteka jest miejscem, które powinno być otwarte i dostępne dla ludności, wręcz świecić i tryskać zaproszeniem, by wejść do środka i obecny budynek te potrzeby spełnia. W kinie, na drugim piętrze, w ciemności i ciasnocie biblioteka skazana jest na porażkę. Tam nie będzie spełniała swojej roli, a za rok lub dwa okaże się, że zainteresowanie nią jest coraz mniejsze aż w końcu zapadnie decyzja o jej likwidacji. Jeżeli burmistrz chce w budynku biblioteki umieścić biura urzędników, to to także nie jest wystarczającym powodem, by zlikwidować w tym miejscu bibliotekę. Po pierwsze, należy zapytać, po co nowe biura, skoro do tej pory wystarczały obecne. Czy zwiększyły się zadania własne gminy? Czy zmieniła się ustawa narzucająca urzędom większe obowiązki? Jeżeli tak, to należy te miejsca przygotować, a nie wyrzucać biblioteki. Obok biblioteki stoi na wpół wykorzystany budynek OPS po byłym przedszkolu. I to tam można przygotować potrzebne miejsca pod urzędnicze stołki. I to w takiej właśnie kolejności. Najpierw należy przygotować nowe biura, a dopiero potem do nich przenosić. Budynek ten dla urzędników jest w zupełności wystarczający. Urzędnicy nie mają potrzeby otwierać się dla mieszkańców, oni pracują głównie sami ze sobą, ze swoimi komputerami, dokumentami, papierami. Nie muszą mieć biur na pierwszych planach, za przeszklonymi drzwiami z łatwym dostępem z ulicy. Zamknięte i powpychane na drugie piętro biura za stromymi schodami choć nie są wygodne, są po prostu miejscem pracy i o ile spełniają wymagania BHP i Kodeksu Pracy, w zupełności wystarczają jako miejsca pracy urzędników. Pomieszczenia przeznaczone dla mieszkańców to całkiem inna bajka. Powinny być łatwo dostępne i zachęcać do skorzystania. Czy zastanawialiście się dlaczego na przykład piekarnia woli sprzedawać bułki tuż przy wejściu do Netto, ale jeszcze ani jedna piekarnia nie sprzedawała ich na drugim piętrze OPS, za ciemnym korytarzem i na dodatek za stromymi schodami? A projekt uchwały do takiej właśnie „sprzedaży” zmusza bibliotekę. Skutkiem podjęcia tej uchwały i przeniesienia biblioteki do kina będzie jej stopniowa degradacja z perspektywą jej całkowitej likwidacji w przyszłości. Szanowni Radni, czy zastanowiliście się nad tym? Otrzymaliście projekt uchwały i to od Was zależy, co się z nim stanie. Czy zostanie przyjęty, czy nie? Czy naprawdę chcecie wyeksmitować bibliotekę do zakamarków kina? Niedawno szliście do wyborów obiecując nam, mieszkańcom, lepszą przyszłość, lepsze zarządzanie. Zabiegaliście o nasze głosy i wielu mieszkańców Wam uwierzyło. Dało Wam szansę, by pokazać, jak faktycznie chcecie naszą miejscowość poprawić. O likwidacji czy przeniesieniu biblioteki w waszych ulotkach wyborczych nic nie było. Nie mówiliście o „centralizacji usług BiK”. Skąd teraz ta zmiana? A może projekt tej uchwały to w ogóle nie wasza bajka? Może też uważacie tak jak ja i sporo innych mieszkańców, że przenosiny biblioteki to zły pomysł. Zbyt długo ją budowaliśmy, żeby teraz, gdy jest już gotowa, ot tak z niej zrezygnować. Może też czujecie przez skórę, że ktoś wam podrzucił gorący kartofel, a w rzeczy samej nie jesteście do niego przekonani? Sprawdźcie, kto Wam wrzucił ten projekt i jakie faktycznie ma zamiary. Podejrzewam, że głównym inicjatorem tej uchwały jest burmistrz, który chce wprowadzić w gminie swoje porządki. Sam nawet mówił, że musi dużo zmienić, ale gdziekolwiek idzie, napotyka opór materii. I jest to zrozumiałe, ponieważ nie można narzucać swoich koncepcji bez zgody mieszkańców i bez ich poparcia. A jak na razie burmistrz nie rozmawia z zainteresowanymi stronami przedstawiając im swoje zamierzenia, które w jego wizji nie podlegają negocjacji (przynajmniej w tej materii). Nie dziwota, że napotyka na opór. Organizacje, których dotykają zamierzenia burmistrza, dowiadują się o nich pocztą pantoflową. Niejednokrotnie owiane są niedopowiedzeniami, niejasnościami, które stawiają wszystkie strony w stanie upiornej niepewności. A nie tak to powinno wyglądać. Burmistrz powinien przyjść i powiedzieć, słuchajcie, mam plan taki i taki, jego celem jest osiągnięcie tego i tego (ale na miłość boską, nie „centralizacja”) i można by to osiągnąć tak i tak. Co o tym myślicie? Może macie inny pomysł? Tak samo powinni postępować radni. Jeśli dostajecie uchwałę o likwidacji biblioteki (bo do tego się ona w sumie sprowadza), to powinniście uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: hola, nie tak szybko, trzeba się najpierw spytać mieszkańców, wyborców. To przecież mieszkańcy was wybrali na radnych, to nas reprezentujecie, to my będziemy Was rozliczać z podjętych decyzji. Jeśli biblioteka padnie, to odpowiedzialność spadnie na Was, a nie na burmistrza ani na nikogo innego. A Wy będziecie musieli spojrzeć na ulicy w oczy swoich wyborców i co im powiecie? I nie ma tu znaczenia, że do wyborów startowaliście z takiego czy innego komitetu. Komitety istnieją tylko dlatego, że wymaga tego obowiązująca ordynacja wyborcza i nie można się zgłosić na radnego nie zgłaszając komitetu. To, że radni gromadzą się wokół wspólnych celów i poglądów, jest całkiem naturalne i pożądane, bo razem zazwyczaj można więcej, jednak komitet nie oznacza z automatu obowiązku wykonywania jego poleceń – każdy radny jest niezależny i nikt nie może mu narzucić takiego czy innego głosowania. Każdy radny ma prawo głosować zgodnie ze swym własnym przekonaniem i nikt nie może mu zabraniać lub nakazywać głosować w określony sposób. To nie jest Sejm, tu nie ma dyscypliny partyjnej, tu jest samorząd, tu są konkretne osoby, konkretni radni, którzy ustanawiają prawo obowiązujące w naszej gminie. Nikt nie jest władny zmusić was do głosowania według nie swojej woli. Nikt. Ani ja, ani jakikolwiek inny mieszkaniec gminy, ani burmistrz. Nie ma znaczenia, czy jesteś wybrany z ramienia komitetu A, czy komitetu B, w czasie głosowania jesteś radnym reprezentującym mieszkańców gminy. Burmistrz nie ma nad Tobą żadnej władzy. To w końcu Ty ustalasz wynagrodzenie burmistrza, a nie on Tobie. Burmistrz to całkiem inna bajka. Jego też wybrali mieszkańcy i też oni będą go rozliczać z jego działań. Ty natomiast jesteś radnym i przypomnij sobie, co mówiłeś, gdy nim jeszcze nie byłeś: że radni powinni rozmawiać z mieszkańcami, pytać się o ich preferencje, oczekiwania, wysłuchiwać ich problemów i generalnie odpowiadać na nie w działalności radnego przez odpowiednie wpływanie na działanie samorządu, by te oczekiwania spełniać. Teraz tego samego mieszkańcy oczekują od Ciebie – w sprawie biblioteki: nie wyrzucajcie biblioteki z obecnego budynku. Dołóż starań, by się dowiedzieć, co stoi za tym pomysłem, skąd się wziął, a na pewno okaże się, że to samo można rozwiązać inaczej, bez likwidacji biblioteki. To Wy, radni jesteście od tego, aby patrzeć władzy wykonawczej na ręce i w razie potrzeby temperować jej zamierzenia. Dziś nadchodzi taki moment. Świeżo upieczony Burmistrz chce utrudnić życie bibliotece, chce to zrobić w białych rękawiczkach, nie likwidując jej, ale ograniczając jej możliwość działania, co w przyszłości może doprowadzić do jej całkowitej likwidacji. Mało tego, miast osobiście podjąć decyzję, pojawia się projekt uchwały, którą macie przegłosować i według której to nie burmistrz, ale radni zostaną postawieni w roli inicjatorów przeniesienia biblioteki. I żeby tego mało było, to jeszcze że Wy „nakażecie” burmistrzowi jej przeniesienie. Czy wiecie, co będzie potem? Potem będzie, że to przecież radni chcieli przenieść bibliotekę, a burmistrz tylko waszą decyzję wykonał. Zastanówcie się głęboko, zanim podniesiecie rękę przy poniedziałkowym głosowaniu. Chciałbym, abyście oprócz biblioteki spojrzeli na nieco szerszy aspekt efektów wspomnianej uchwały. Oprócz biblioteki rykosztem oberwie kilka innych organizacji działających w Gminie. Pierwszą z nich jest PTTK – organizacja, która wspiera i rozwija turystykę w gminie jak żadna inna. Może pochwalić się 60-letnią działalnością, prawie tak samo długą, jak miasto Zawadzkie. Od początku kultywowała lokalne tradycje, organizowała dla mieszkańców imprezy turystyczno-krajoznawczo-kulturalne. Od początków działalności kultywowała zamiłowanie do lokalnej historii, to dzięki niej powstał ośrodek Regolowiec, wydobyty z odmętów zapomnienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów Zawadzkiego dzisiaj. Rajdy rowerowe, piesze, konkursy i imprezy dla dzieci, młodzieży, dorosłych i emerytów. Tylko w 2024 roku z oferty PTTK skorzystało kilka tysięcy mieszkańców. Nasz Oddział PTTK jest ewenementem w sali kraju, mamy najlepszego i najdłużej urzędującego prezesa. Oddział PTTK jest także jedynym i niestety ostatnim akcentem wspomnieniem po nieistniejącej już Hucie Andrzej. Powstał właśnie w Hucie, w 1965 roku i przyjął nazwę „OZ/PTTK Huta Andrzej w Zawadzkie” – z premedytacją zapisując w swojej nazwie Huta Andrzej. W PTTK Zawadzkie zgromadziło się grono zapaleńców, którzy z pasją krzewią lokalną tradycję, historię, zamiłowanie do kultury i przyrody, pokazują piękno naszego Heimatu i robią to wszystko za darmo (w odróżnieniu od Urzędu Miasta), w zamian jedynie oczekując godnego miejsca na prowadzenie swojej działalności. Nie będę się tu dłużej rozpisywał o działalności PTTK, zainteresowani więcej mogą poczytać na stronie www.pttk.zawadzkie.eu. Ważne jest to, że w przypadku przeniesienia biblioteki do kina, PTTK będzie się musiał z niego wyprowadzić. Dokąd? Tego projekt uchwały już nie przewiduje. Pomija sprawę milczeniem. Poczta pantoflowa donosi, że ma się wynieść do budynku OPS, gdzie odcięty od ludzi, dla których przygotowuje ofertę, ma się dzielić pomieszczeniem z Mniejszością Niemiecką. Mniejszość Niemiecka to kolejna organizacja, która na tym zamieszaniu oberwie. Skomasować z PTTK-iem, może jeszcze da się tam kogoś upchać i niech tam działają. Schowani przed społeczeństwem, odcięci od emerytów, starszych, niepełnosprawnych. Formalnie: likwidacji nie będzie, ale w rzeczywistości jest to skazanie PTTK na powolne i naturalne wymarcie. Skutki przyjęcia przez radnych projektu będą miały więc dalekosiężne skutki. Czy Panie i Panowie Radni jesteście tych wszystkich skutków świadomi? A wszystko w imię czego? W imię wyczyszczenia biblioteki, którą my jako społeczeństwo Gminy kiedyś sobie wyremontowało i urządziło? Czy tego chcemy? Naprawdę? Obok stoi prawie pusty budynek Domu Kultury. W nim zmieściłoby się wiele organizacji działających w naszej gminie, poczynając od PTTK-u, dalej przez bibliotekę, kółka zainteresowań, muzyczne, fotograficzne, sportowe, emerytów, przyjaciół lasu, nawet w przypływie dobrej woli znalazłoby się kilka pomieszczeń dla urzędników, tylko trzeba ten budynek przywrócić do użytkowania i to od tego trzeba zacząć. Najpierw trzeba przygotować pomieszczenia, a dopiero potem zabierać się za roszady. Szanowni Radni, zastanówcie się nad poniedziałkowym głosowaniem i choć nikt nie może Wam nakazać jak głosować, to każdy może Was przekonywać – i niniejszym chcę to zrobić: zagłosujcie za odrzuceniem tej uchwały. W zamian przedstawcie drugą: 1) Z dniem 1 I 2026 przywracamy do użytku Dom Kultury. 2) Do tego czasu należy przystosować budynek, aby można było z niego skorzystać. 3) Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Zawadzkiego. To Rada ustala prawo w gminie. Burmistrz je wykonuje.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:49Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: No i jeszcze wisienka na torcie: "Dokonano usunięcia oznakowania pionowego i poziomego." - Czy ktoś tu jest ślepy? Zlikwidowano zebrę? Kto to podpisał? Napiszcie, kto był taki bystry, bo to także przez niego zginął człowiek.Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:48Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Pierwsza sprawa (i w zasadzie jedyna!) - do Zarządcy tej drogi. Jeśli w tym miejscu przejścia nie ma, to je zlikwidujcie. Na zdjęciu wyraźnie widać, że w miejscu tym znajduje się zebra i nie ma znaczenia, że starostwo je zlikwidowało. Dla kierowców i pieszych ważne są znaki (pionowe i poziome), a nie to, co urzędy mają zapisane w papierach. Każdy pieszy dochodząc do tego miejsca ma prawo być przekonany, że przejście dla pieszych w tym miejscu istnieje. Zebra na drodze = dla pieszego równa się przejście dla pieszych. Jeżeli pasy są wymalowane (a są), a nie ma znaków pionowych dla kierowców o przejściu dla pieszych, to jest to wina starostwa, które źle oznakowało drogę. W tym konkretnym przypadku starostwo, a co za tym idzie pracownik starostwa odpowiedzialny za odpowiednie oznakowanie dróg powiatowych (pewnie kierownik odpowiedniej komórki o konkretnym nazwisku) jest współwinne tego wypadku i uważam, że sprawa ta powinna zostać nagłośniona, gdyż nie jest to pierwszy przypadek, że drogi oznacza się niezgodnie z przepisami i niezgodnie ze sztuką, jednak urzędnicy nie ponoszą za źle wykonaną pracę odpowiedzialności. W tym przypadku będzie pewnie tak samo, a to jest przyzwoleniem na dalsze partaczenie roboty przez ludzi, którzy zdają się nie znać na swojej robocie. Podobnie jest w Zawadzkiem na ul. Powstańców (droga gminna), gdzie przed remontem ul. Opolskiej była strefa 40km/h, jednak po remoncie z nieznanych mi powodów zamiast przywrócić wcześniejsze oznakowanie ustawiono nowe ze zwykłym znakiem ograniczenia prędkości (bez strefy) do 40km/h, w rezultacie czego strefa 40 jest teraz dziurawa: wjeżdżając od Biedronki do strefy wjeżdżamy, a od strony Powstańców - nie. Wygląda to po prostu na samowolkę urzędnika na gminie (kto tam odpowiada za drogi gminne?), który pozmieniał oznakowanie wg własnego widzimisię i doprowadził do sytuacji, w której jedne znaki przeczą drugim i na dobrą sprawę nie wiadomo, gdzie teraz obowiązuje jakie ograniczenie. Nowa Rada Miejska i nowy Burmistrz zdają się problemu nie dostrzegać, ale nie powinno być tak, że urzędnik odpowiedzialny za oznakowanie dróg bezkarnie zmienia oznakowanie doprowadzając do jego niespójności. Tutaj chodzi tylko o prędkość 50 czy 40km/h, ale w Strzelcach poszło o życie człowieka. Może więc pora zadać pytanie ludziom zarządzającym naszymi drogami, i może redakcja SO to zrobi - co wam strzeliło do łba, żeby zlikwidować znak "przejście dla pieszych", a pozostawić wymalowaną zebrę?Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:44Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Ten budynek do remontu.To przecież stęchlizna,smród i grzyb.Nadaje się tylko do zburzenia i na to miejsce zrobić skrawek zieleni z dużym rowerem jako symbol przesiadkowe,bo z pociągu na autobus nikt się tam nie będzie przesiadałData dodania komentarza: 17.11.2024, 13:49Źródło komentarza: Przy nowych peronach straszy rudera. Remontu na razie nie będzie
Reklama