Henryk Woźnica, woźny z CKZiU, mieszka w Siedlcu, ale całe swoje życie zawodowe związał ze szkołą w Strzelcach Opolskich. Wszystko zaczęło się, kiedy wybierał się do szkoły zawodowej.
- Trzy lata uczyłem się za ślusarza. Później był obowiązek pracy, więc pracowałem na szkolnych warsztatach. Szkoła współpracowała wtedy z Agrometem i innymi miejscowymi firmami - wspomina pan Henryk. - Nastał jednak taki moment, że ówczesny woźny chciał się zwolnić, ponieważ zakładał swój biznes. Pan dyrektor przyszedł do mnie i zapytał, czy nie chciałbym zająć jego miejsca. Miałem wtedy 30 lat. Omówiłem sprawę z żoną i podjąłem decyzję, że spróbuję. Przez miesiąc pracowałem na okresie próbnym, otwierałem szkołę, kosiłem trawę, zajmowałem się drobnymi usterkami. I tak zostałem do dziś - uśmiecha się.
Jak podkreśla pan Henryk, kwintesencją jego pracy jest kontakt z młodzieżą, o której złego słowa nie może powiedzieć, mimo że uczniowie do szkoły trafiają w trudnym wieku.
- To nie jest tak, że oni są pokoleniem komórkowców, którzy tylko patrzą się w telefon. Potrafią przyjść, porozmawiać, pośmiać się, są życiowi. Mało tego, bardzo mnie cieszy ich pewność, kiedy opowiadają mi o swoich problemach, że to nigdy ode mnie nie wyjdzie. Daleko jestem od tego, żeby się wywyższać, ale raduje mnie to zaufanie. Pamiętam taką historię, że przyszła do mnie uczennica, która chciała się zwierzyć. W domu nie miała się komu wygadać, przed koleżankami z klasy się wstydziła - chodziło o to, że zapisała się na kurs prawa jazdy i potrzebowała wsparcia. Powiedziałem jej, że da radę, że nie ma się martwić. Po pewnym czasie przybiegła do mnie i podzieliła się radosną nowiną - zdała prawo jazdy! Była szczęśliwa i bardzo mi dziękowała. To było dla mnie niesamowicie miłe - uśmiecha się pan Henryk.
Przyjaciel od dobrych rad
Pan woźny często jest nazywany przez uczniów przyjacielem, choć ze wszystkimi zachowuje dystans. Nikt nie mówi do niego po imieniu.
- Niektórzy mówią, że to moja nieformalna ksywka. Często słyszę, jak uczniowie mówią miedzy sobą „masz problem, to idź do przyjaciela” i to właśnie chodzi wtedy o mnie. To też duża odpowiedzialność, kiedy ktoś przychodzi mi opowiedzieć o swoich problemach. Dla kogoś może to być błahostka, ale dla niej lub dla niego, naprawdę duży problem. Wielokrotnie wyczuwałem drżenie w głosie, ale nie mogę nikogo odtrącić, bo boję się, że ktoś może coś sobie zrobić. Jeżeli uczeń oczekuje, że mu coś doradzę, to muszę wziąć za to odpowiedzialność. Mało tego, czasami muszę trzy razy wyjaśnić, żeby dobrze mnie zrozumiał - opowiada.
W ciągu 30 lat pracy woźnego zebrała się spora lista ciekawych, śmiesznych, ale również wzruszających sytuacji.
- Kiedyś dziewczyna siedziała przed szkołą, było widać, że jest smutna. Zapytałem, co się stało. Nie odpowiedziała. Powiedziałem, że jeżeli dostała z czegoś jedynkę, to może poprawić. Ona na to, że jedynkę można poprawić, ale jej się już nie da. Zapytałem, czy chodzi do kościoła, ona na to, że tak. Powiedziałem, że w kościele ksiądz często powtarza, że Pan Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Ona na mnie patrzy i tak słucha. Pytam się jej, czy Pan Bóg może być brzydki. Dziewczyna mówi, że nie i się uśmiecha. Powiedziałem jej, że każdy jest piękny. Od tego dnia dwa razy dziennie mówiła mi dzień dobry - opowiada z uśmiechem.
Pustka bez uczniów
Pan Henryk jest stałym bywalcem studniówek. Bardzo się cieszy, że młodzież zaprasza go na tak ważne wydarzenie i wspólnie z nimi może się bawić. Niestety okres pandemii był dla woźnego trudnym czasem.
- Nastąpiła niespodziewana przerwa w nauce, byłem zagubiony. Co prawda miałem co robić, ale bez młodzieży było tak pusto. Teraz jest inaczej, bo wakacje to cykliczna przerwa w nauce, podobnie jak ferie czy przerwy świąteczne. Należy im się odpoczynek, bo nauka to trudna praca - zaznacza. - Niebawem sam zaczynam urlop, wyjeżdżam z żoną, zajmę się domem, żeby pod koniec sierpnia wrócić pełen energii do szkoły.
Pan Henryk zapytał kiedyś uczniów, z czego wynika ich sympatia do niego. Większość przyznała, że ich rodzice również pracują fizycznie i potrafią docenić ciężką pracę.
- Nigdy nie wyczułem żadnej złośliwości ze strony ucznia, a na bójki im nie pozwalam. Traktuję ich jak swoje dzieci, które również tu chodziły, i nigdy nie dopuszczam do tego, żeby któryś podniósł na drugiego rękę. Czasem byłem już świadkiem zalążka takiej sytuacji, ale wystarczyło hasło „Jak jesteś taki kozak, to ze mną się spróbuj. Siłą nic nie zrobisz” i wtedy się uspokajali. Zdarzały się takie sytuacje, że po tygodniu przychodzili i chcieli przeprosić za swoje zachowanie. Cieszy mnie to, że sobie wszystko przemyśleli. Kiedy jest zakończenie roku szkolnego, również do mnie przychodzą i dziękują. Kiedyś było mi ciężko, gdy kolejne klasy opuszczały szkołę, ale wiem, że taka jest kolej rzeczy. Teraz niegdysiejsi uczniowie już pracują, spotykamy się na mieście, rozmawiamy, to cieszy - opowiada pan woźny.
Pan Henryk w wolnych chwilach lubi majsterkować. Podkreśla, że trzeba się starać tak żyć, żeby każdy dzień w pracy i domu był spełniony.
- Za pół roku mam sześćdziesiątkę, więc teoretycznie za pięć lat mógłbym pójść na emeryturę. Jestem jednak przekonany, że jeśli zdrowie dopisze, to zostanę dłużej. Praca z młodzieżą to jest coś co uwielbiam i zawsze idę do szkoły z uśmiechem. Dobro wraca i trzeba o tym pamiętać - dodaje z uśmiechem.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze