Dominika Zagórowicz: Wolisz grać białymi czy czarnymi figurami?
Michalina Rudzińska: Zdecydowanie białymi. Podobnego zdania jest większość zawodników z całego świata. Mówi się otwarcie o tym, że białe figury mają delikatną przewagę, pozwalają ci na większą kontrolę. Podobno w warcabach nie ma to znaczenia. W szachach tak, ale dopiero na tym wyższym poziomie, gdzie o wygranej często decydują niuanse.
Jak to się w ogóle stało, że zaczęłaś grać w szachy?
- Zaczęło się, jak miałam pięć lat, rodzice zapisali mnie na zajęcia. Zawsze, jak opowiadam tę historię, zastanawiam się jak do tego doszło. Do dziś nie wiem, dlaczego padło akurat na szachy. Nie widziałam, żeby grał ktoś z rodziny. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam nawet, czym są szachy. Rodzice mówią, że to była moja decyzja i ja sama sobie wybrałam właśnie to. Mogłam pójść na inne zajęcia, takie typowe dla mniejszych dzieci, taniec, malowanie. Ja tymczasem wybrałam szachy, nie mając pojęcia, co to jest. Potem przyszły pierwsze wyjazdy, pierwsze sukcesy i potem już przepadłam na amen. Myślę, że to już wtedy mógł być jakiś znak, przeznaczenie. Jestem oczywiście teraz bardzo zadowolona z tego mojego pięcioletniego wyboru.
A Strzelec Strzelce Opolskie? Jak trafiłaś do naszego klubu, skoro mieszkasz dość daleko od Strzelec?
- To prawda, mam do was spory kawałek (Strzelce Opolskie i Suwałki dzieli 568 kilometrów - przyp. red.). W Strzelcach jeszcze nigdy nie byłam, ale mam nadzieję, że uda się to niedługo nadrobić. Barwy klubowe reprezentuję od września ubiegłego roku. Skontaktował się ze mną Mateusz Hasterok i zaproponował taki transfer, wsparcie drużyny w I Lidze oraz innych turniejach. Zgodziłam się chętnie, to tak naprawdę moja pierwsza zmiana barw. Do tej pory przez całe życie reprezentowałam Hańczę Suwałki. Jestem z tego ruchu bardzo zadowolona. Czuję na każdym kroku wsparcie płynące z klubu, ale także od Grupy Adamietz, naszego sponsora, zarówno w trakcie mistrzostw, jak również przed. Atmosfera w ekipie jest świetna, warunki też bardzo mi odpowiadają. Dodatkowo w tym roku szykujemy się na rozgrywki ligowe, a ja jak na razie nigdzie się nie wybieram. Jestem bardzo wdzięczna klubowi i zrobię wszystko, żeby jak najlepiej spłacić kredyt zaufania, który tu otrzymałam.
Czy w Polsce możemy mówić o kulturze szachów?
- Jak najbardziej. Szachy w Polsce niesamowicie się rozwinęły w ciągu ostatnich kilku lat. Są teraz na bardzo wysokim poziomie, nie tylko sportowo, ale także organizacyjnie. Można to zaobserwować również po pulach nagród, które znacząco wzrosły w porównaniu do sytuacji sprzed chociażby dziesięciu lat. Cała ta machina bardzo dynamicznie się rozwija, organizujemy ponadto coraz większe, bardziej prestiżowe turnieje. Mamy także bardzo bogatą historię w polskich szachach. To nie tylko moje zdanie, podzielają je także czołowi zawodnicy z całego świata. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że idzie to wszystko w dobrym kierunku.
Grywasz w szachy przeciwko komputerom?
- Zdarza mi się to, choć zdecydowanie częściej są to ludzie, na przykład w internecie, na portalach szachowych. Programy są już na takim poziomie, że stają się powoli nieosiągalne dla człowieka. Nawet najlepszy szachista na świecie, aktualnie jest nim Magnus Carlsen, nie byłby w stanie grać teraz z komputerem jak równy z równym.
Zdarzają się takie sytuacje, gdy pojedynek jest przerywany i przenoszony na następny dzień, bo trwa już tak długo?
- Już nie. Kiedyś, jeszcze przed erą komputerów, było to praktykowane. Partia była przerywana i dokańczana dnia następnego. Główny powód takiej zmiany to ogromne rozwinięcie szachów komputerowych. Bardzo łatwo jest odtworzyć daną kombinację i sprawdzić jej najlepsze kontynuacje. Dlatego nie możemy opuszczać sali gry, bez względu na to, jak długo trwa już dana partia. Siedzimy tak długo, aż ją zakończymy na korzyść jednego szachisty lub drugiego bądź remisem. Powtórzę więc raz jeszcze, że to jest dla organizmu niesamowity wysiłek.
Chcę jeszcze zapytać o pewien serial na Netfliksie, „Gambit Królowej”. Oglądałaś?
- Oczywiście, to zdecydowanie mój ulubiony serial na całym świecie!
Czy to możliwe, żeby wzorem głównej bohaterki rozgrywać partie szachowe w swojej własnej głowie?
- Na pewno łatwiej jest mieć figury fizycznie przed sobą. Aczkolwiek rozgrywanie partii w głowie to nie jest absolutnie żadna fikcja. To jest to, co się dzieje na co dzień. Szachiści na wyższym poziomie często odgrywają pojedynki bez użycia szachownicy, w myślach. Ja przed pójściem spać zapamiętuję sobie jakieś pozycje czy zadania szachowe i rozwiązuję to wszystko w głowie. Może nie jest to dosłownie tak, jak było pokazane w serialu, gdzie bohaterka przesuwała figury po suficie, ale w głowie jak najbardziej jest to możliwe. W sytuacjach codziennego życia, w autobusie, w kolejce do lekarza można w produktywny sposób wykorzystać ten czas.
Tytułowy Gambit Królowej to konkretny sposób na rozgrywanie partii?
- Można tak powiedzieć. Książkowo to debiut, czyli otwarcie szachowe - bardzo teoretyczna część gry, którą trzeba po prostu zapamiętać. Gambit królowej czy może bardziej gambit hetmański, bo to jest prawidłowa nazwa, to sekwencja kilku pierwszych ruchów w danej partii.
Zdarza ci się jej używać?
- Ja wolę raczej nieco inne debiuty, czyli te początkowe sekwencje. Ale kilka razy zdarzyło mi się zacząć w ten sposób rozgrywkę.
Czy taka historia jak Beth Harmon mogłaby się wydarzyć w prawdziwym życiu? Czyli dziecko niosące ze sobą trudną, smutną historię wspina się na szachowy Mount Everest?
- Zdecydowanie. Takie historie nie zdarzają się tylko w filmach czy serialach, ale również w prawdziwym życiu. Tym bardziej, że szachy są praktycznie dla każdego. Szachownicę da się kupić nawet za dziesięć złotych, żeby zacząć, nie potrzeba zatem wiele. Może to zrobić w zasadzie każdy, bez względu na kolor skóry, pochodzenie. Czasem dla niektórych rozwój będzie dużo trudniejszy, ale do sukcesu można dojść zawsze, jeśli będzie się odpowiednio ciężko pracować.
Główna bohaterka serialu na początku swojej szachowej drogi wykazuje chęć wygrywania za wszelką cenę. Ty także chcesz zawsze być górą, czy nie masz problemu z tym, żeby daną partię zremisować i podzielić się punktem z przeciwnikiem?
- Jest to bardzo częsty problem, jeśli chodzi o stronę mentalną szachów. Czasami chce się wygrać za bardzo i zapomina się wtedy o tym, co najważniejsze, czyli o radości płynącej z gry. Nie powinno się myśleć tylko i wyłącznie o wyniku. Trzeba się nauczyć tego, jak pogodzić się z remisem czy porażką. Te przegrane partie dają nam potem doskonały materiał do dalszej pracy, gdy musimy przeanalizować swoje błędy. Nie da się od razu zostać arcymistrzem szachowym i mistrzem świata. Jeśli nie będziemy popełniać błędów, nie będziemy wiedzieć, w jakim kierunku dalej się rozwijać. Mnie także się zdarza o tym zapominać, nastawiać się tylko na wygraną i to zwykle źle się kończy. Wynik jest konsekwencją radości płynącej z gry i to ona, a nie wynik, powinny być dla nas na pierwszym miejscu.
Co tobie daje gra w szachy? Jakie kształtuje umiejętności, cechy charakteru?
- Szachy rozwijają człowieka na różnych polach. Przede wszystkim mentalnie. Wiele osób uważa, że pomagają w szkole, głównie w matematyce. Ale jest to też nauka, którą wykorzystujemy w życiu: podejmowanie decyzji, konsekwencja, samodzielność, etyka działania. Trening szachowy wymaga wielu żmudnych godzin pracy, a więc także cierpliwości, systematyczności. Mnie to na pewno bardzo pomogło, i to w wielu przeróżnych sytuacjach. Mój umysł jest zdecydowanie ścisły. Sporo szachistów idzie bardziej w nauki ścisłe, matematyczne. Być może wynika to ze specyfiki szachów, bo jest to gra analityczna i strategiczna. Ja zaczęłam grać tak naprawdę zanim poszłam do szkoły, więc szachy na pewno w jakiś sposób mnie ukształtowały. To, kim dzisiaj jestem, w dużej mierze jest zasługą właśnie tego.
Kto cię najbardziej wspiera w graniu w szachy?
- Zdecydowanie są to rodzice. Ja w szachy gram już od piętnastu lat, a oni są ze mną praktycznie od pierwszego dnia. Dodatkowo przyjaciele, znajomi, z którymi także rozmawiałam podczas turnieju przez telefon, ponieważ nie wszyscy mogli być tam ze mną na żywo. Starali się mnie odciągnąć od myślenia od szachach. Czuję też ogromne wsparcie trenera (trenerem Michaliny Rudzińskiej jest arcymistrz Wojciech Moranda - przyp. red.), nie tylko z tej strony czysto sportowej, szachowej, ale także mentalnej. Im wszystkim należą się wielkie podziękowania. Gdyby nie to wsparcie, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Czyli ze złotym medalem Mistrzostw Polski.
Masz swojego szachowego idola?
- Myślę że jest ich więcej niż jeden. Przez całe życie moim największym idolem był jedenasty Mistrz Świata, Bobby Fischer. Imponował mi bardzo tym, jak do bólu kochał szachy, jak bardzo zafascynowany nimi był. Polecam każdemu poznać jego historię, jest ona w niektórych momentach bardzo kontrowersyjna, gdyż Bobby miał również problemy psychiczne. Został nawet nakręcony film na jego temat. Zawsze fascynują mnie ludzie, którzy kochają szachy. Podziwiam ich za to, że grają zawsze żeby wygrać, ale także po to, by cały czas cieszyć się tym co robią.
Jak wygląda twój typowy dzień? To od rana do wieczora są szachy czy masz także czas na inne aktywności?
- Głównie są to szachy, choć to zależy od dnia. Czasami trening wychodzi trochę gorzej, ale nie ma w tym nic złego. Odpoczywać też trzeba i trzeba się tego nauczyć. Gdy tylko mogę, trenuję. Nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o trening szachowy, ale również fizyczny. Przygotowanie fizyczne jest niezbędne do dobrego grania w szachy, co być może nie jest aż tak oczywiste na pierwszy rzut oka. Lubię zacząć dzień od biegania, lubię się zmęczyć, a dopiero potem przejść na szachownicę. Czasami trening trwa sześć godzin, czasami osiem, a czasem dwie i to też jest w porządku. Staram się zachować proporcje między czasem przeznaczonym na wysiłek fizyczny, umysłowy oraz odpoczynek, który jest niezbędny do zbudowania wysokiej formy na turniej.
Trening fizyczny i szachy to nie jest oczywiste połączenie.
- Dokładnie, ludzi bardzo często to dziwi. Tym bardziej tych, którzy nie traktują szachów jako sportu. Niepodważalnym argumentem jest jednak to, że szachiści potrzebują niesamowitej wytrzymałości fizycznej. Dla przykładu, poważny turniej szachowy trwa średnio około dziesięciu dni czy nawet dwóch tygodni. To jest codzienny wysiłek intelektualny po pięć, sześć, siedem godzin - nawet tyle czasu mogą trwać poszczególne partie. Kluczem do dobrych wyników jest umieć usiedzieć w miejscu przez tyle godzin i zachować pełne skupienie. Do tego trzeba mieć bardzo dobrą kondycję, bo takie pojedynki są wbrew pozorom bardzo wykańczające i dla ciała i dla ducha. Spalamy podczas gry mnóstwo kalorii, z czego sporo osób zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy.
Ważnym elementem dla szachisty wydaje się być psychika. Wplatasz też do swojego planu zajęć trening mentalny?
- Jest to oczywiście bardzo ważne, w zasadzie w każdej dyscyplinie sportu. Do tej pory nie pracowałam jeszcze z psychologiem, aczkolwiek znam wielu zawodników, którzy z takie pomocy korzystają. To bardzo ważne wsparcie w treningu, gdyż siła mentalna jest w szachach szalenie istotna. Pisanie matury w porównaniu do mojego przedostatniego pojedynku z Mistrzostw Polski to był pikuś, to w ogóle nie był żaden stres. Staram się jak najwięcej rozmawiać z rodzicami, przyjaciółmi i trenerem, żeby jakoś ten stres rozładować. Szukam często wsparcia wśród najbliższych, bo będąc sam na sam ze swoimi słabościami, można w pewnym momencie zwariować. Przed tym decydującym pojedynkiem rozmawiałam z kim tylko się dało, żeby nie zostać sama z myślami.
Czy po przegranej partii albo jakimś trudniejszym pojedynku, zdarza ci się odtwarzać w głowie grę i zastanawiać nad tym, co mogłaś zrobić inaczej, lepiej?
- To opisuje dosłownie całe moje życie. Są takie partie, które mam w głowie bez przerwy. W każdym sporcie, nie tylko w szachach, analizuje się ciągle swoje błędy, odtwarza się te sytuacje, zastanawia, co by się zmieniło, gdybym zareagowała inaczej, co innego wtedy pomyślała. To mogą być nawet pojedynki sprzed pięciu czy sześciu lat, które się co rusz przypominają. Bo człowiek żałuje różnych rzeczy. Trudno jest się od tego odciąć, ale warto pamiętać o tym, żeby takie analizy zostawić na po-turnieju, nigdy w trakcie. Potem przychodzi czas na analizę i poprawę gry.
A typowy trening szachowy? Polega na tym, że rozgrywasz ze swoim trenerem partie od początku do końca czy wymyślacie jakieś zadania, które musisz potem rozwiązać?
- Kolejna rzecz, która zaskakuje postronnych ludzi, to fakt, że na treningach praktycznie nigdy nie rozgrywa się całych partii. Przyznam szczerze, że nigdy ze swoim trenerem nie zagrałam od początku do końca. Trening szachowy opiera się na wielu elementach. Na przykład na analizie własnych błędów, popełnionych na turnieju. Przeglądamy je razem, partia po partii, analizujemy je, szukamy pomyłek, zastanawiamy się, jak można było zagrać lepiej. Na podstawie tych błędów tworzy się później profil zawodnika i dobiera pod ten profil zadania, które mają wzmocnić dany element. Na rynku jest mnóstwo książek szachowych, z których korzystamy, szachy rozwijają też zdolności strategiczne i taktyczne. To jak wygląda trening zależy głównie od tego, czego zawodnik w danym momencie potrzebuje, gdzie ma braki i pole do poprawy.
Jaka jest w tym wszystkim rola trenera?
- Trener ma ci wskazać drogę, którą masz podążać, nakierować, pomóc obrać dany kierunek, pokazać, jak doskonalić się samemu. Jest niezwykle ważną osobą dla każdego szachisty. Ja z moim trenerem spotykam się raz w tygodniu na półtorej godziny. Pozostała praca należy już do mnie. Wiem jednak, że bez pomocy trenera nie byłoby tego sukcesu, tego Mistrzostwa. Można pracować i trenować nawet po piętnaście godzin dziennie, ale jeśli nie wiesz, jak masz to robić, marnujesz tylko czas.
Czy ty sama planujesz zostać trenerem? A może już jesteś?
- Zdecydowanie taki jest plan. Kilka miesięcy temu, gdy zdecydowałam się przerwać studia, rozpoczęłam pracę jako trener. Nigdy nie wiadomo do końca, jak się potoczy kariera gracza, szachisty. Wielu zostaje trenerami, będąc jednocześnie czynnymi zawodnikami. Lubię obcować z ludźmi, czy to z dziećmi czy z dorosłymi, którzy także są pasjonatami. Moim celem jest dzielenie się tą pasją i pokazanie, że szachy to fajna rzecz.
Co byś zatem radziła początkującym szachistom albo osobom, które nigdy w szachy nie grały, ale chciałyby zacząć?
- Przede wszystkim najlepiej znaleźć od razu jakiś klub. Bo tak naprawdę to wszystko zaczyna się od klubu. Jest wtedy łatwiej, gdy pozna się atmosferę, ludzi ze swojego miasta, którzy również grają, którzy również są pasjonatami. Nie trzeba nawet znać zasad, w klubie na pewno cierpliwie wszystko wytłumaczą. Potem wszystko pójdzie już samo. Kluby są przecież po to, żeby stale móc się rozwijać. Kolejnym krokiem jest znalezienie trenera, następnych turniejów. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby gra sprawiała przyjemność. Bez względu na sukcesy, to musi dawać nam radość. To nie może być przymus, a pasja. Najlepsza rada, jaką zawsze daję, to cieszyć się każdą chwilą na szachownicy. Niezależnie od wyników, te przyjdą z czasem.
Jaki turniej zapamiętasz już do końca życia?
- Zdecydowanie będą to ostatnie Mistrzostwa Polski, szczególnie ta przedostatnia partia. Często się tak zdarza, że zapamiętujemy konkretne partie z danych turniejów i one zostają z nami na długie lata. Ja na pewno nie zapomnę tych zawodów, one będą już zawsze w mojej głowie. Wcześniejsze sukcesy oczywiście też, ale ten turniej to jest takie wydarzenie, które będę wspominać jeszcze za sto lat.
Masz jakieś rytuały przed partiami? Na przykład wchodzisz na salę prawą nogą?
- Aż tak to nie, choć szachiści są generalnie przesądnymi ludźmi, ja także. Jeśli zapisuję przebieg partii konkretnym długopisem i ją wygram, to do końca turnieju nie patrzę nawet w kierunku innych. Są to także takie zupełnie przyziemne rzeczy, jak wygodne ubrania czy ulubione buty. Tych rytuałów jest oczywiście więcej. Dotyczą one również przygotowania do turnieju. Około dwóch tygodni przed staram się zasypiać i budzić się o tej samej porze, żeby wchodzić powoli w ten turniejowy rytm.
Czy szachy oznaczają zatem dla ciebie jakieś wyrzeczenia?
- Oczywiście, tak jak każdy sport wymaga od nas poświęceń i wyrzeczeń. Ja na ten moment odsunęłam na bok edukację. Zaczęłam jakiś czas temu studia, ale zdecydowałam się jednak zrobić przerwę i poświęcić w całości szachom. Nie mam aż tyle czasu na takie zwykłe czynności jak poczytanie książki, obejrzenie serialu, spotkanie ze znajomymi. W sporcie potrzebna jest jednak systematyczność, a niektóre rzeczy trzeba dla niego poświęcić. Jestem jednak na to gotowa, żeby pociągnąć dalej ten niesamowity sukces.
Czy w wieku 20 lat, ze złotym medalem Mistrzostw Polski w szachach, masz jeszcze jakieś sportowe marzenia?
- Oj, zdecydowanie. Niedawno spełniłam marzenie, które przez długi czas wydawało mi się nieosiągalne na kilka najbliższych lat. Na szczęście nie jest to moje ostatnie życzenie. Oprócz Mistrzostw Polski mamy również inne turnieje, Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Świata, zawsze będzie ten kolejny szczebel, kolejny poziom, na który chcę się wspiąć. Chciałabym także bardzo zostać arcymistrzynią szachową. Cele bliskie i dalekie będą zawsze, wiem że nigdy się w tej mojej podróży nie zatrzymam, nie stracę motywacji. Główną zmianą w moim życiu jest teraz to, że dołączam do kadry Polski kobiet i będę reprezentować kraj na szachowej olimpiadzie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego też moje cele są także coraz większe.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze