Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 12:08
Reklama GZMK Czad

Michalina Rudzińska, Mistrzyni Polski w szachach: Rozgrywam partie w głowie

Michalina Rudzińska to świeżo upieczona Mistrzyni Polski w szachach. Niedługo po tym tak bardzo udanym dla niej turnieju, opowiedziała nam o swoich początkach, marzeniach, poświęceniach i ulubionym serialu na Netfliksie. Jak zacząć grać w szachy i czerpać z tego radość - radzi złota medalistka mistrzostw kraju.
Michalina Rudzińska, Mistrzyni Polski w szachach: Rozgrywam partie w głowie
Michalina Rudzińska

Dominika Zagórowicz: Wolisz grać białymi czy czarnymi figurami?

Michalina Rudzińska: Zdecydowanie białymi. Podobnego zdania jest większość zawodników z całego świata. Mówi się otwarcie o tym, że białe figury mają delikatną przewagę, pozwalają ci na większą kontrolę. Podobno w warcabach nie ma to znaczenia. W szachach tak, ale dopiero na tym wyższym poziomie, gdzie o wygranej często decydują niuanse.

Jak to się w ogóle stało, że zaczęłaś grać w szachy?

- Zaczęło się, jak miałam pięć lat, rodzice zapisali mnie na zajęcia. Zawsze, jak opowiadam tę historię, zastanawiam się jak do tego doszło. Do dziś nie wiem, dlaczego padło akurat na szachy. Nie widziałam, żeby grał ktoś z rodziny. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam nawet, czym są szachy. Rodzice mówią, że to była moja decyzja i ja sama sobie wybrałam właśnie to. Mogłam pójść na inne zajęcia, takie typowe dla mniejszych dzieci, taniec, malowanie. Ja tymczasem wybrałam szachy, nie mając pojęcia, co to jest. Potem przyszły pierwsze wyjazdy, pierwsze sukcesy i potem już przepadłam na amen. Myślę, że to już wtedy mógł być jakiś znak, przeznaczenie. Jestem oczywiście teraz bardzo zadowolona z tego mojego pięcioletniego wyboru.

A Strzelec Strzelce Opolskie? Jak trafiłaś do naszego klubu, skoro mieszkasz dość daleko od Strzelec?

- To prawda, mam do was spory kawałek (Strzelce Opolskie i Suwałki dzieli 568 kilometrów - przyp. red.). W Strzelcach jeszcze nigdy nie byłam, ale mam nadzieję, że uda się to niedługo nadrobić. Barwy klubowe reprezentuję od września ubiegłego roku. Skontaktował się ze mną Mateusz Hasterok i zaproponował taki transfer, wsparcie drużyny w I Lidze oraz innych turniejach. Zgodziłam się chętnie, to tak naprawdę moja pierwsza zmiana barw. Do tej pory przez całe życie reprezentowałam Hańczę Suwałki. Jestem z tego ruchu bardzo zadowolona. Czuję na każdym kroku wsparcie płynące z klubu, ale także od Grupy Adamietz, naszego sponsora, zarówno w trakcie mistrzostw, jak również przed. Atmosfera w ekipie jest świetna, warunki też bardzo mi odpowiadają. Dodatkowo w tym roku szykujemy się na rozgrywki ligowe, a ja jak na razie nigdzie się nie wybieram. Jestem bardzo wdzięczna klubowi i zrobię wszystko, żeby jak najlepiej spłacić kredyt zaufania, który tu otrzymałam.

Czy w Polsce możemy mówić o kulturze szachów?

- Jak najbardziej. Szachy w Polsce niesamowicie się rozwinęły w ciągu ostatnich kilku lat. Są teraz na bardzo wysokim poziomie, nie tylko sportowo, ale także organizacyjnie. Można to zaobserwować również po pulach nagród, które znacząco wzrosły w porównaniu do sytuacji sprzed chociażby dziesięciu lat. Cała ta machina bardzo dynamicznie się rozwija, organizujemy ponadto coraz większe, bardziej prestiżowe turnieje. Mamy także bardzo bogatą historię w polskich szachach. To nie tylko moje zdanie, podzielają je także czołowi zawodnicy z całego świata. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że idzie to wszystko w dobrym kierunku.

Grywasz w szachy przeciwko komputerom?

- Zdarza mi się to, choć zdecydowanie częściej są to ludzie, na przykład w internecie, na portalach szachowych. Programy są już na takim poziomie, że stają się powoli nieosiągalne dla człowieka. Nawet najlepszy szachista na świecie, aktualnie jest nim Magnus Carlsen, nie byłby w stanie grać teraz z komputerem jak równy z równym.

Zdarzają się takie sytuacje, gdy pojedynek jest przerywany i przenoszony na następny dzień, bo trwa już tak długo?

- Już nie. Kiedyś, jeszcze przed erą komputerów, było to praktykowane. Partia była przerywana i dokańczana dnia następnego. Główny powód takiej zmiany to ogromne rozwinięcie szachów komputerowych. Bardzo łatwo jest odtworzyć daną kombinację i sprawdzić jej najlepsze kontynuacje. Dlatego nie możemy opuszczać sali gry, bez względu na to, jak długo trwa już dana partia. Siedzimy tak długo, aż ją zakończymy na korzyść jednego szachisty lub drugiego bądź remisem. Powtórzę więc raz jeszcze, że to jest dla organizmu niesamowity wysiłek.

Chcę jeszcze zapytać o pewien serial na Netfliksie, „Gambit Królowej”. Oglądałaś?

- Oczywiście, to zdecydowanie mój ulubiony serial na całym świecie!

Czy to możliwe, żeby wzorem głównej bohaterki rozgrywać partie szachowe w swojej własnej głowie?

- Na pewno łatwiej jest mieć figury fizycznie przed sobą. Aczkolwiek rozgrywanie partii w głowie to nie jest absolutnie żadna fikcja. To jest to, co się dzieje na co dzień. Szachiści na wyższym poziomie często odgrywają pojedynki bez użycia szachownicy, w myślach. Ja przed pójściem spać zapamiętuję sobie jakieś pozycje czy zadania szachowe i rozwiązuję to wszystko w głowie. Może nie jest to dosłownie tak, jak było pokazane w serialu, gdzie bohaterka przesuwała figury po suficie, ale w głowie jak najbardziej jest to możliwe. W sytuacjach codziennego życia, w autobusie, w kolejce do lekarza można w produktywny sposób wykorzystać ten czas.

Tytułowy Gambit Królowej to konkretny sposób na rozgrywanie partii?

- Można tak powiedzieć. Książkowo to debiut, czyli otwarcie szachowe - bardzo teoretyczna część gry, którą trzeba po prostu zapamiętać. Gambit królowej czy może bardziej gambit hetmański, bo to jest prawidłowa nazwa, to sekwencja kilku pierwszych ruchów w danej partii.

Zdarza ci się jej używać?

- Ja wolę raczej nieco inne debiuty, czyli te początkowe sekwencje. Ale kilka razy zdarzyło mi się zacząć w ten sposób rozgrywkę.

Czy taka historia jak Beth Harmon mogłaby się wydarzyć w prawdziwym życiu? Czyli dziecko niosące ze sobą trudną, smutną historię wspina się na szachowy Mount Everest?

- Zdecydowanie. Takie historie nie zdarzają się tylko w filmach czy serialach, ale również w prawdziwym życiu. Tym bardziej, że szachy są praktycznie dla każdego. Szachownicę da się kupić nawet za dziesięć złotych, żeby zacząć, nie potrzeba zatem wiele. Może to zrobić w zasadzie każdy, bez względu na kolor skóry, pochodzenie. Czasem dla niektórych rozwój będzie dużo trudniejszy, ale do sukcesu można dojść zawsze, jeśli będzie się odpowiednio ciężko pracować.

Główna bohaterka serialu na początku swojej szachowej drogi wykazuje chęć wygrywania za wszelką cenę. Ty także chcesz zawsze być górą, czy nie masz problemu z tym, żeby daną partię zremisować i podzielić się punktem z przeciwnikiem?

- Jest to bardzo częsty problem, jeśli chodzi o stronę mentalną szachów. Czasami chce się wygrać za bardzo i zapomina się wtedy o tym, co najważniejsze, czyli o radości płynącej z gry. Nie powinno się myśleć tylko i wyłącznie o wyniku. Trzeba się nauczyć tego, jak pogodzić się z remisem czy porażką. Te przegrane partie dają nam potem doskonały materiał do dalszej pracy, gdy musimy przeanalizować swoje błędy. Nie da się od razu zostać arcymistrzem szachowym i mistrzem świata. Jeśli nie będziemy popełniać błędów, nie będziemy wiedzieć, w jakim kierunku dalej się rozwijać. Mnie także się zdarza o tym zapominać, nastawiać się tylko na wygraną i to zwykle źle się kończy. Wynik jest konsekwencją radości płynącej z gry i to ona, a nie wynik, powinny być dla nas na pierwszym miejscu.

Co tobie daje gra w szachy? Jakie kształtuje umiejętności, cechy charakteru?

- Szachy rozwijają człowieka na różnych polach. Przede wszystkim mentalnie. Wiele osób uważa, że pomagają w szkole, głównie w matematyce. Ale jest to też nauka, którą wykorzystujemy w życiu: podejmowanie decyzji, konsekwencja, samodzielność, etyka działania. Trening szachowy wymaga wielu żmudnych godzin pracy, a więc także cierpliwości, systematyczności. Mnie to na pewno bardzo pomogło, i to w wielu przeróżnych sytuacjach. Mój umysł jest zdecydowanie ścisły. Sporo szachistów idzie bardziej w nauki ścisłe, matematyczne. Być może wynika to ze specyfiki szachów, bo jest to gra analityczna i strategiczna. Ja zaczęłam grać tak naprawdę zanim poszłam do szkoły, więc szachy na pewno w jakiś sposób mnie ukształtowały. To, kim dzisiaj jestem, w dużej mierze jest zasługą właśnie tego.

Kto cię najbardziej wspiera w graniu w szachy?

- Zdecydowanie są to rodzice. Ja w szachy gram już od piętnastu lat, a oni są ze mną praktycznie od pierwszego dnia. Dodatkowo przyjaciele, znajomi, z którymi także rozmawiałam podczas turnieju przez telefon, ponieważ nie wszyscy mogli być tam ze mną na żywo. Starali się mnie odciągnąć od myślenia od szachach. Czuję też ogromne wsparcie trenera (trenerem Michaliny Rudzińskiej jest arcymistrz Wojciech Moranda - przyp. red.), nie tylko z tej strony czysto sportowej, szachowej, ale także mentalnej. Im wszystkim należą się wielkie podziękowania. Gdyby nie to wsparcie, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Czyli ze złotym medalem Mistrzostw Polski.

Masz swojego szachowego idola?

- Myślę że jest ich więcej niż jeden. Przez całe życie moim największym idolem był jedenasty Mistrz Świata, Bobby Fischer. Imponował mi bardzo tym, jak do bólu kochał szachy, jak bardzo zafascynowany nimi był. Polecam każdemu poznać jego historię, jest ona w niektórych momentach bardzo kontrowersyjna, gdyż Bobby miał również problemy psychiczne. Został nawet nakręcony film na jego temat. Zawsze fascynują mnie ludzie, którzy kochają szachy. Podziwiam ich za to, że grają zawsze żeby wygrać, ale także po to, by cały czas cieszyć się tym co robią.

Jak wygląda twój typowy dzień? To od rana do wieczora są szachy czy masz także czas na inne aktywności?

- Głównie są to szachy, choć to zależy od dnia. Czasami trening wychodzi trochę gorzej, ale nie ma w tym nic złego. Odpoczywać też trzeba i trzeba się tego nauczyć. Gdy tylko mogę, trenuję. Nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o trening szachowy, ale również fizyczny. Przygotowanie fizyczne jest niezbędne do dobrego grania w szachy, co być może nie jest aż tak oczywiste na pierwszy rzut oka. Lubię zacząć dzień od biegania, lubię się zmęczyć, a dopiero potem przejść na szachownicę. Czasami trening trwa sześć godzin, czasami osiem, a czasem dwie i to też jest w porządku. Staram się zachować proporcje między czasem przeznaczonym na wysiłek fizyczny, umysłowy oraz odpoczynek, który jest niezbędny do zbudowania wysokiej formy na turniej.

Trening fizyczny i szachy to nie jest oczywiste połączenie.

- Dokładnie, ludzi bardzo często to dziwi. Tym bardziej tych, którzy nie traktują szachów jako sportu. Niepodważalnym argumentem jest jednak to, że szachiści potrzebują niesamowitej wytrzymałości fizycznej. Dla przykładu, poważny turniej szachowy trwa średnio około dziesięciu dni czy nawet dwóch tygodni. To jest codzienny wysiłek intelektualny po pięć, sześć, siedem godzin - nawet tyle czasu mogą trwać poszczególne partie. Kluczem do dobrych wyników jest umieć usiedzieć w miejscu przez tyle godzin i zachować pełne skupienie. Do tego trzeba mieć bardzo dobrą kondycję, bo takie pojedynki są wbrew pozorom bardzo wykańczające i dla ciała i dla ducha. Spalamy podczas gry mnóstwo kalorii, z czego sporo osób zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy.

Ważnym elementem dla szachisty wydaje się być psychika. Wplatasz też do swojego planu zajęć trening mentalny?

- Jest to oczywiście bardzo ważne, w zasadzie w każdej dyscyplinie sportu. Do tej pory nie pracowałam jeszcze z psychologiem, aczkolwiek znam wielu zawodników, którzy z takie pomocy korzystają. To bardzo ważne wsparcie w treningu, gdyż siła mentalna jest w szachach szalenie istotna. Pisanie matury w porównaniu do mojego przedostatniego pojedynku z Mistrzostw Polski to był pikuś, to w ogóle nie był żaden stres. Staram się jak najwięcej rozmawiać z rodzicami, przyjaciółmi i trenerem, żeby jakoś ten stres rozładować. Szukam często wsparcia wśród najbliższych, bo będąc sam na sam ze swoimi słabościami, można w pewnym momencie zwariować. Przed tym decydującym pojedynkiem rozmawiałam z kim tylko się dało, żeby nie zostać sama z myślami.

Czy po przegranej partii albo jakimś trudniejszym pojedynku, zdarza ci się odtwarzać w głowie grę i zastanawiać nad tym, co mogłaś zrobić inaczej, lepiej?

- To opisuje dosłownie całe moje życie. Są takie partie, które mam w głowie bez przerwy. W każdym sporcie, nie tylko w szachach, analizuje się ciągle swoje błędy, odtwarza się te sytuacje, zastanawia, co by się zmieniło, gdybym zareagowała inaczej, co innego wtedy pomyślała. To mogą być nawet pojedynki sprzed pięciu czy sześciu lat, które się co rusz przypominają. Bo człowiek żałuje różnych rzeczy. Trudno jest się od tego odciąć, ale warto pamiętać o tym, żeby takie analizy zostawić na po-turnieju, nigdy w trakcie. Potem przychodzi czas na analizę i poprawę gry.

A typowy trening szachowy? Polega na tym, że rozgrywasz ze swoim trenerem partie od początku do końca czy wymyślacie jakieś zadania, które musisz potem rozwiązać?

- Kolejna rzecz, która zaskakuje postronnych ludzi, to fakt, że na treningach praktycznie nigdy nie rozgrywa się całych partii. Przyznam szczerze, że nigdy ze swoim trenerem nie zagrałam od początku do końca. Trening szachowy opiera się na wielu elementach. Na przykład na analizie własnych błędów, popełnionych na turnieju. Przeglądamy je razem, partia po partii, analizujemy je, szukamy pomyłek, zastanawiamy się, jak można było zagrać lepiej. Na podstawie tych błędów tworzy się później profil zawodnika i dobiera pod ten profil zadania, które mają wzmocnić dany element. Na rynku jest mnóstwo książek szachowych, z których korzystamy, szachy rozwijają też zdolności strategiczne i taktyczne. To jak wygląda trening zależy głównie od tego, czego zawodnik w danym momencie potrzebuje, gdzie ma braki i pole do poprawy.

Jaka jest w tym wszystkim rola trenera?

- Trener ma ci wskazać drogę, którą masz podążać, nakierować, pomóc obrać dany kierunek, pokazać, jak doskonalić się samemu. Jest niezwykle ważną osobą dla każdego szachisty. Ja z moim trenerem spotykam się raz w tygodniu na półtorej godziny. Pozostała praca należy już do mnie. Wiem jednak, że bez pomocy trenera nie byłoby tego sukcesu, tego Mistrzostwa. Można pracować i trenować nawet po piętnaście godzin dziennie, ale jeśli nie wiesz, jak masz to robić, marnujesz tylko czas.

Czy ty sama planujesz zostać trenerem? A może już jesteś?

- Zdecydowanie taki jest plan. Kilka miesięcy temu, gdy zdecydowałam się przerwać studia, rozpoczęłam pracę jako trener. Nigdy nie wiadomo do końca, jak się potoczy kariera gracza, szachisty. Wielu zostaje trenerami, będąc jednocześnie czynnymi zawodnikami. Lubię obcować z ludźmi, czy to z dziećmi czy z dorosłymi, którzy także są pasjonatami. Moim celem jest dzielenie się tą pasją i pokazanie, że szachy to fajna rzecz.

Co byś zatem radziła początkującym szachistom albo osobom, które nigdy w szachy nie grały, ale chciałyby zacząć?

- Przede wszystkim najlepiej znaleźć od razu jakiś klub. Bo tak naprawdę to wszystko zaczyna się od klubu. Jest wtedy łatwiej, gdy pozna się atmosferę, ludzi ze swojego miasta, którzy również grają, którzy również są pasjonatami. Nie trzeba nawet znać zasad, w klubie na pewno cierpliwie wszystko wytłumaczą. Potem wszystko pójdzie już samo. Kluby są przecież po to, żeby stale móc się rozwijać. Kolejnym krokiem jest znalezienie trenera, następnych turniejów. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby gra sprawiała przyjemność. Bez względu na sukcesy, to musi dawać nam radość. To nie może być przymus, a pasja. Najlepsza rada, jaką zawsze daję, to cieszyć się każdą chwilą na szachownicy. Niezależnie od wyników, te przyjdą z czasem.

Jaki turniej zapamiętasz już do końca życia?

- Zdecydowanie będą to ostatnie Mistrzostwa Polski, szczególnie ta przedostatnia partia. Często się tak zdarza, że zapamiętujemy konkretne partie z danych turniejów i one zostają z nami na długie lata. Ja na pewno nie zapomnę tych zawodów, one będą już zawsze w mojej głowie. Wcześniejsze sukcesy oczywiście też, ale ten turniej to jest takie wydarzenie, które będę wspominać jeszcze za sto lat.

Masz jakieś rytuały przed partiami? Na przykład wchodzisz na salę prawą nogą?

- Aż tak to nie, choć szachiści są generalnie przesądnymi ludźmi, ja także. Jeśli zapisuję przebieg partii konkretnym długopisem i ją wygram, to do końca turnieju nie patrzę nawet w kierunku innych. Są to także takie zupełnie przyziemne rzeczy, jak wygodne ubrania czy ulubione buty. Tych rytuałów jest oczywiście więcej. Dotyczą one również przygotowania do turnieju. Około dwóch tygodni przed staram się zasypiać i budzić się o tej samej porze, żeby wchodzić powoli w ten turniejowy rytm.

Czy szachy oznaczają zatem dla ciebie jakieś wyrzeczenia?

- Oczywiście, tak jak każdy sport wymaga od nas poświęceń i wyrzeczeń. Ja na ten moment odsunęłam na bok edukację. Zaczęłam jakiś czas temu studia, ale zdecydowałam się jednak zrobić przerwę i poświęcić w całości szachom. Nie mam aż tyle czasu na takie zwykłe czynności jak poczytanie książki, obejrzenie serialu, spotkanie ze znajomymi. W sporcie potrzebna jest jednak systematyczność, a niektóre rzeczy trzeba dla niego poświęcić. Jestem jednak na to gotowa, żeby pociągnąć dalej ten niesamowity sukces.

Czy w wieku 20 lat, ze złotym medalem Mistrzostw Polski w szachach, masz jeszcze jakieś sportowe marzenia?

- Oj, zdecydowanie. Niedawno spełniłam marzenie, które przez długi czas wydawało mi się nieosiągalne na kilka najbliższych lat. Na szczęście nie jest to moje ostatnie życzenie. Oprócz Mistrzostw Polski mamy również inne turnieje, Mistrzostwa Europy, Mistrzostwa Świata, zawsze będzie ten kolejny szczebel, kolejny poziom, na który chcę się wspiąć. Chciałabym także bardzo zostać arcymistrzynią szachową. Cele bliskie i dalekie będą zawsze, wiem że nigdy się w tej mojej podróży nie zatrzymam, nie stracę motywacji. Główną zmianą w moim życiu jest teraz to, że dołączam do kadry Polski kobiet i będę reprezentować kraj na szachowej olimpiadzie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego też moje cele są także coraz większe.

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"! 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ReklamaHeimat
ReklamaMalex boczny
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaRe-gat
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 11°C Miasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1019 hPa
Wiatr: 23 km/h

Reklamadotacje rpo
Ostatnie komentarze
S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Tutaj jest link do projektu uchwały - https://bip.zawadzkie.pl/download/attachment/24296/projekt-uchwaly-w-sprawie-przystapienia-gminy-zawadzkie-do-stowarzyszenia-opolska-regionalna-organizacja-turystyczna.pdfData dodania komentarza: 24.11.2024, 20:01Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Przepraszam czytelników, że wklejam tekst nie na temat artykułu w tym miejscu, ale nie ma gdzie tego wleić, a sprawa jest bardzo ważna. Pozdrawiam wszystkich miłośników szycia.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:51Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: W poniedziałek, 2 grudnia 2024 r. zaplanowane jest posiedzenie Rady Miejskiej w Zawadzkiem, na którym podjęta ma być jedna z najbardziej kontrowersyjnych uchwał bieżącej kadencji, a mianowicie uchwała o przeniesieniu Biblioteki z budynku obok Urzędu Miasta do kina. Projekt uchwały jest dostępny na BiP-ie, można go obejrzeć TUTAJ. Uchwała jest krótka, zawiera tylko trzy punkty. W pierwszym mówi, że z dniem 1 stycznia 2025 zmienia się lokalizację biblioteki, w drugim, że wykonanie uchwały powierza się burmistrzowi, a w trzecim, że w życie wchodzi z dniem 1 stycznia. Jeżeli uchwała zostanie przyjęta, biblioteka zostanie przeniesiona do budynku kina. Jeżeli ktokolwiek choć raz był w obecnej bibliotece i widział, ile mieści książek i ile zajmuje miejsca i jeżeli ktoś choć raz był w kinie, w pomieszczeniu, do którego biblioteka ma zostać przeniesiona, to na pewno wie, że jest to fizycznie nie do zrobienia. Tak bogaty księgozbiór, jakim może pochwalić się nasza biblioteka, nie zmieści się w pomieszczeniach kina. Są one dużo mniejsze i nie ma szans, by je tam upakować. Chyba, że powsadzane zostaną do kartonów i poukładane jeden na drugim, ale wtedy nie będzie to już biblioteka, tylko magazyn książek. O lokalizacji biblioteki decydować będą nasi radni, to oni podejmą decyzję, czy uchwała wejdzie w życie, czy nie. Czy szanowne Panie i Panowie radni zadali sobie trud, by obejrzeć miejsce, do którego wg uchwały ma zostać przeniesiona biblioteka? Czy zdajecie sobie sprawę, że w nowym miejscu biblioteka nie będzie mogła normalnie funkcjonować? Pomieszczenie jest na piętrze, bez okien, z wszystkich stron zamknięte, bez dostępu światła dziennego. Do takiego pomieszczenia chcecie zaprosić klientów biblioteki? Korzystanie z biblioteki to nie tylko wypożyczenie i oddanie książki, to także cała przygoda obcowania z nią, możliwość przejrzenia księgozbioru, wzięcia książki do ręki, przewertowania, obejrzenia, a nawet skorzystania na miejscu z możliwości jej przeczytania. Dopiero w taki sposób można wybrać to, co nas naprawdę zainteresuje. Obecna biblioteka wszystkie te możliwości udostępnia. Panuje w niej miła, czysta i jasna atmosfera, a pomieszczenie aż zachęca do sięgania po kolejne tomy. W technicznym pomieszczeniu kina takiej możliwości nie będzie. Po pierwsze, wszystkie książki się tam nie zmieszczą. Poczta pantoflowa niesie, że aby temu zaradzić, biblioteka zlikwiduje podwójne i potrójne tomy tych samych książek, by zaoszczędzić na miejscu. Będzie to jeden z rezultatów podjęcia uchwały. Zmniejszenie zasobów biblioteki. Czy szanowni Radni zainteresowali się tym, jak w tych warunkach biblioteka ma funkcjonować? Teraz książki są elegancko wyłożone na półkach, dostęp do nich jest łatwy i prosty. Po upakowaniu ich w nowym, zamkniętym pomieszczeniu takiego dostępu nie będzie. Czy książki będą poukładane jedna na drugiej? Czy będą w kartonach? Czy tak ma wyglądać biblioteka? Większość z nas pamięta, jak przed laty walczyliśmy o miejsce dla miejskiej biblioteki. Pamiętamy, jak mieściła się w malutkim pomieszczeniu w przybudówce Urzędu Miasta (z prawej strony) i doskonale pamiętamy, jak trudno było się w niej poruszać. Książki leżały jedna na drugiej, półki były przepełnione, przejścia wąskie, a książki, które nie mieściły się na półkach, leżały na podostawianych stolikach. Partyzantka pełna PRL-owych absurdów. Wyłuskanie z półki upatrzonej pozycji nierzadko wiązało się z wysypaniem się pozostałych książek na ziemię. Często aby dostać się do jednych, trzeba było najpierw poodsuwać inne. Pani bibliotekarka siedziała na końcu wciśnięta pomiędzy regały i pomagała jak mogła w opanowaniu rozgardiaszu. Tak kiedyś wyglądała nasza biblioteka. Wreszcie nadeszły lepsze czasy i udało się wyremontować opuszczony budynek po drugiej stronie Urzędu Miasta i tam urządzić bibliotekę z prawdziwego zdarzenia. Służy ona nam do dziś i naprawdę mamy się czym pochwalić. Przestronne pomieszczenia, łatwy dostęp do całego księgozbioru i nawet czytelnia. Wreszcie dorobiliśmy się biblioteki z prawdziwego zdarzenia. To nasza biblioteka, walczyliśmy o nią latami w czasach gdy musieliśmy się ściskać w ciasnej klitce. Czy nasi radni pamiętają tą starą klitkę? Nową bibliotekę my urządziliśmy, społeczeństwo gminy Zawadzkie i to nam ona służy. Jesteśmy dumni z faktu, że Urząd Miasta, Rada Miejska i Burmistrz Zawadzkiego pomogli w urządzeniu tej biblioteki. Od lat 90-tych ubiegłego wieku nam służy i teraz znów mamy się przenosić do klitki? Czy naprawdę Panie i Panowie Radni chcecie zlikwidować obecną bibliotekę? Czytamy w projekcie uchwały, którą macie przegłosować: „W celu dokonania centralizacji wszystkich działań realizowanych przez Bibliotekę i Kulturę w Zawadzkiem, jak również zwiększenia ergonomii pracy jednostki, ułatwienia organizacji jej pracy, skutecznego zarządzania jednostką oraz obniżenia kosztów utrzymania kilku budynków przez BiK, podjęcie przedmiotowej uchwały jest w pełni uzasadnione. Przede wszystkim jednak … ma na celu ułatwienie odbiorcom dostępu do wszystkich świadczonych przez BiK usług, skoncentrowanych w jednym budynku.”. Ja się pytam: jak przeniesienie biblioteki i upakowanie jej w ciasnym, mało dostępnym pomieszczeniu ułatwi do niej dostęp? Kto napisał uzasadnienie do projektu tej uchwały? Przecież to jest nieprawda. Dostęp zostanie utrudniony. Czy skoncentrowanie usług w jednym budynku poprawi jej funkcjonowanie? Nie. Nie w tym przypadku. W uzasadnieniu czytamy, że podjęcie uchwały jest zasadne w celu dokonania centralizacji działań BiK. I to ma być powód przeniesienia? Żeby scentralizować działania? Czy Panie i Panowie radni zastanowili się nad tym? Ktoś wymyślił sobie, żeby poprzestawiać meble z lewego kąta do prawego i twierdzi, że samo to jest wystarczającym uzasadnieniem. Przenoszenie biblioteki w zaproponowanym kształcie nie ma najmniejszego sensu. W niczym nie poprawi działalności BiKu, a tylko skomplikuje sytuację i funkcjonowanie biblioteki. Zmniejszą się może koszty utrzymania kilku budynków, bo zamiast kina i biblioteki pozostanie samo kino, ale obydwa budynki i tak utrzymywane są z budżetu gminy, więc koszta pozostaną. Kolejna sprawa. Po przeniesieniu biblioteki z obecnego budynku budynek ów pozostanie pusty. Co w nim się będzie wtedy mieściło? W uchwale ani w uzasadnieniu nic na ten temat nie ma. Czy Gmina chce go sprzedać? Czy chce go komuś wynająć? Urządzić w nim biura? A może wyburzyć w celu zmniejszenia kosztów utrzymania? Którykolwiek cel by nie wchodził w grę, nie uzasadnia wyprowadzenia biblioteki do innego, gorszego pomieszczenia. Chodzą słuchy pocztą pantoflową, że miałyby tam być urządzone nowe biura Urzędu Gminy. Czy zainteresowaliście się tym, kto, dlaczego i po co chce opróżnić budynek biblioteki? Czy jest to jeden z elementów wizji nowego burmistrza? Czy wiecie, jak ta wizja wygląda i po co ta uchwała? Na najbliższej sesji będzie przesądzać o losie biblioteki. I to na was spadnie odium odpowiedzialności za podjętą decyzję. To nie autor owej uchwały, to nie wnioskodawca, kimkolwiek by nie był, ale wy, radni będziecie odpowiedzialni za jej skutki. W uchwale beztrosko chcecie nakazać burmistrzowi jej wykonanie. Burmistrz wtedy z czystym sumieniem będzie mógł powiedzieć, że to nie jego inicjatywa, że to radni mu „kazali” przenieść bibliotekę, a on tylko uchwałę wykonał. Poczta pantoflowa donosi, że to właśnie burmistrz stoi za inicjatywą przeniesienia biblioteki. Nie udało się jak na razie ustalić, skąd ta inicjatywa się wzięła i co ma na celu. Celem tym na pewno nie jest „centralizacja zarządzania BiK”, jak napisano w projekcie uchwały, gdyż jest to jedynie urzędnicza nowomowa napisana bardzo mądrze brzmiącymi słowami, które wnoszą niewiele treści po to, by mało zorientowani mieszkańcy nie zorientowali się, że są robieni w bambuko, a samo to, że ktoś chce robić centralizację, nie jest żadnym uzasadnieniem, tylko chceniem. To nie żadna centralizacja, tylko opróżnienie budynku, który ma być przeznaczony na… i tu jest pytanie, które powinniśmy zadać wnioskodawcy projektu uchwały. Jeżeli powodem ewakuacji biblioteki jest przygotowanie nowych miejsc dla urzędników, to nie powinniście takiej uchwały podejmować. Biblioteka jest zbyt cennym dobrem, by poświęcać ją dla urzędniczej wygody. Biblioteka jest miejscem, które powinno być otwarte i dostępne dla ludności, wręcz świecić i tryskać zaproszeniem, by wejść do środka i obecny budynek te potrzeby spełnia. W kinie, na drugim piętrze, w ciemności i ciasnocie biblioteka skazana jest na porażkę. Tam nie będzie spełniała swojej roli, a za rok lub dwa okaże się, że zainteresowanie nią jest coraz mniejsze aż w końcu zapadnie decyzja o jej likwidacji. Jeżeli burmistrz chce w budynku biblioteki umieścić biura urzędników, to to także nie jest wystarczającym powodem, by zlikwidować w tym miejscu bibliotekę. Po pierwsze, należy zapytać, po co nowe biura, skoro do tej pory wystarczały obecne. Czy zwiększyły się zadania własne gminy? Czy zmieniła się ustawa narzucająca urzędom większe obowiązki? Jeżeli tak, to należy te miejsca przygotować, a nie wyrzucać biblioteki. Obok biblioteki stoi na wpół wykorzystany budynek OPS po byłym przedszkolu. I to tam można przygotować potrzebne miejsca pod urzędnicze stołki. I to w takiej właśnie kolejności. Najpierw należy przygotować nowe biura, a dopiero potem do nich przenosić. Budynek ten dla urzędników jest w zupełności wystarczający. Urzędnicy nie mają potrzeby otwierać się dla mieszkańców, oni pracują głównie sami ze sobą, ze swoimi komputerami, dokumentami, papierami. Nie muszą mieć biur na pierwszych planach, za przeszklonymi drzwiami z łatwym dostępem z ulicy. Zamknięte i powpychane na drugie piętro biura za stromymi schodami choć nie są wygodne, są po prostu miejscem pracy i o ile spełniają wymagania BHP i Kodeksu Pracy, w zupełności wystarczają jako miejsca pracy urzędników. Pomieszczenia przeznaczone dla mieszkańców to całkiem inna bajka. Powinny być łatwo dostępne i zachęcać do skorzystania. Czy zastanawialiście się dlaczego na przykład piekarnia woli sprzedawać bułki tuż przy wejściu do Netto, ale jeszcze ani jedna piekarnia nie sprzedawała ich na drugim piętrze OPS, za ciemnym korytarzem i na dodatek za stromymi schodami? A projekt uchwały do takiej właśnie „sprzedaży” zmusza bibliotekę. Skutkiem podjęcia tej uchwały i przeniesienia biblioteki do kina będzie jej stopniowa degradacja z perspektywą jej całkowitej likwidacji w przyszłości. Szanowni Radni, czy zastanowiliście się nad tym? Otrzymaliście projekt uchwały i to od Was zależy, co się z nim stanie. Czy zostanie przyjęty, czy nie? Czy naprawdę chcecie wyeksmitować bibliotekę do zakamarków kina? Niedawno szliście do wyborów obiecując nam, mieszkańcom, lepszą przyszłość, lepsze zarządzanie. Zabiegaliście o nasze głosy i wielu mieszkańców Wam uwierzyło. Dało Wam szansę, by pokazać, jak faktycznie chcecie naszą miejscowość poprawić. O likwidacji czy przeniesieniu biblioteki w waszych ulotkach wyborczych nic nie było. Nie mówiliście o „centralizacji usług BiK”. Skąd teraz ta zmiana? A może projekt tej uchwały to w ogóle nie wasza bajka? Może też uważacie tak jak ja i sporo innych mieszkańców, że przenosiny biblioteki to zły pomysł. Zbyt długo ją budowaliśmy, żeby teraz, gdy jest już gotowa, ot tak z niej zrezygnować. Może też czujecie przez skórę, że ktoś wam podrzucił gorący kartofel, a w rzeczy samej nie jesteście do niego przekonani? Sprawdźcie, kto Wam wrzucił ten projekt i jakie faktycznie ma zamiary. Podejrzewam, że głównym inicjatorem tej uchwały jest burmistrz, który chce wprowadzić w gminie swoje porządki. Sam nawet mówił, że musi dużo zmienić, ale gdziekolwiek idzie, napotyka opór materii. I jest to zrozumiałe, ponieważ nie można narzucać swoich koncepcji bez zgody mieszkańców i bez ich poparcia. A jak na razie burmistrz nie rozmawia z zainteresowanymi stronami przedstawiając im swoje zamierzenia, które w jego wizji nie podlegają negocjacji (przynajmniej w tej materii). Nie dziwota, że napotyka na opór. Organizacje, których dotykają zamierzenia burmistrza, dowiadują się o nich pocztą pantoflową. Niejednokrotnie owiane są niedopowiedzeniami, niejasnościami, które stawiają wszystkie strony w stanie upiornej niepewności. A nie tak to powinno wyglądać. Burmistrz powinien przyjść i powiedzieć, słuchajcie, mam plan taki i taki, jego celem jest osiągnięcie tego i tego (ale na miłość boską, nie „centralizacja”) i można by to osiągnąć tak i tak. Co o tym myślicie? Może macie inny pomysł? Tak samo powinni postępować radni. Jeśli dostajecie uchwałę o likwidacji biblioteki (bo do tego się ona w sumie sprowadza), to powinniście uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: hola, nie tak szybko, trzeba się najpierw spytać mieszkańców, wyborców. To przecież mieszkańcy was wybrali na radnych, to nas reprezentujecie, to my będziemy Was rozliczać z podjętych decyzji. Jeśli biblioteka padnie, to odpowiedzialność spadnie na Was, a nie na burmistrza ani na nikogo innego. A Wy będziecie musieli spojrzeć na ulicy w oczy swoich wyborców i co im powiecie? I nie ma tu znaczenia, że do wyborów startowaliście z takiego czy innego komitetu. Komitety istnieją tylko dlatego, że wymaga tego obowiązująca ordynacja wyborcza i nie można się zgłosić na radnego nie zgłaszając komitetu. To, że radni gromadzą się wokół wspólnych celów i poglądów, jest całkiem naturalne i pożądane, bo razem zazwyczaj można więcej, jednak komitet nie oznacza z automatu obowiązku wykonywania jego poleceń – każdy radny jest niezależny i nikt nie może mu narzucić takiego czy innego głosowania. Każdy radny ma prawo głosować zgodnie ze swym własnym przekonaniem i nikt nie może mu zabraniać lub nakazywać głosować w określony sposób. To nie jest Sejm, tu nie ma dyscypliny partyjnej, tu jest samorząd, tu są konkretne osoby, konkretni radni, którzy ustanawiają prawo obowiązujące w naszej gminie. Nikt nie jest władny zmusić was do głosowania według nie swojej woli. Nikt. Ani ja, ani jakikolwiek inny mieszkaniec gminy, ani burmistrz. Nie ma znaczenia, czy jesteś wybrany z ramienia komitetu A, czy komitetu B, w czasie głosowania jesteś radnym reprezentującym mieszkańców gminy. Burmistrz nie ma nad Tobą żadnej władzy. To w końcu Ty ustalasz wynagrodzenie burmistrza, a nie on Tobie. Burmistrz to całkiem inna bajka. Jego też wybrali mieszkańcy i też oni będą go rozliczać z jego działań. Ty natomiast jesteś radnym i przypomnij sobie, co mówiłeś, gdy nim jeszcze nie byłeś: że radni powinni rozmawiać z mieszkańcami, pytać się o ich preferencje, oczekiwania, wysłuchiwać ich problemów i generalnie odpowiadać na nie w działalności radnego przez odpowiednie wpływanie na działanie samorządu, by te oczekiwania spełniać. Teraz tego samego mieszkańcy oczekują od Ciebie – w sprawie biblioteki: nie wyrzucajcie biblioteki z obecnego budynku. Dołóż starań, by się dowiedzieć, co stoi za tym pomysłem, skąd się wziął, a na pewno okaże się, że to samo można rozwiązać inaczej, bez likwidacji biblioteki. To Wy, radni jesteście od tego, aby patrzeć władzy wykonawczej na ręce i w razie potrzeby temperować jej zamierzenia. Dziś nadchodzi taki moment. Świeżo upieczony Burmistrz chce utrudnić życie bibliotece, chce to zrobić w białych rękawiczkach, nie likwidując jej, ale ograniczając jej możliwość działania, co w przyszłości może doprowadzić do jej całkowitej likwidacji. Mało tego, miast osobiście podjąć decyzję, pojawia się projekt uchwały, którą macie przegłosować i według której to nie burmistrz, ale radni zostaną postawieni w roli inicjatorów przeniesienia biblioteki. I żeby tego mało było, to jeszcze że Wy „nakażecie” burmistrzowi jej przeniesienie. Czy wiecie, co będzie potem? Potem będzie, że to przecież radni chcieli przenieść bibliotekę, a burmistrz tylko waszą decyzję wykonał. Zastanówcie się głęboko, zanim podniesiecie rękę przy poniedziałkowym głosowaniu. Chciałbym, abyście oprócz biblioteki spojrzeli na nieco szerszy aspekt efektów wspomnianej uchwały. Oprócz biblioteki rykosztem oberwie kilka innych organizacji działających w Gminie. Pierwszą z nich jest PTTK – organizacja, która wspiera i rozwija turystykę w gminie jak żadna inna. Może pochwalić się 60-letnią działalnością, prawie tak samo długą, jak miasto Zawadzkie. Od początku kultywowała lokalne tradycje, organizowała dla mieszkańców imprezy turystyczno-krajoznawczo-kulturalne. Od początków działalności kultywowała zamiłowanie do lokalnej historii, to dzięki niej powstał ośrodek Regolowiec, wydobyty z odmętów zapomnienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów Zawadzkiego dzisiaj. Rajdy rowerowe, piesze, konkursy i imprezy dla dzieci, młodzieży, dorosłych i emerytów. Tylko w 2024 roku z oferty PTTK skorzystało kilka tysięcy mieszkańców. Nasz Oddział PTTK jest ewenementem w sali kraju, mamy najlepszego i najdłużej urzędującego prezesa. Oddział PTTK jest także jedynym i niestety ostatnim akcentem wspomnieniem po nieistniejącej już Hucie Andrzej. Powstał właśnie w Hucie, w 1965 roku i przyjął nazwę „OZ/PTTK Huta Andrzej w Zawadzkie” – z premedytacją zapisując w swojej nazwie Huta Andrzej. W PTTK Zawadzkie zgromadziło się grono zapaleńców, którzy z pasją krzewią lokalną tradycję, historię, zamiłowanie do kultury i przyrody, pokazują piękno naszego Heimatu i robią to wszystko za darmo (w odróżnieniu od Urzędu Miasta), w zamian jedynie oczekując godnego miejsca na prowadzenie swojej działalności. Nie będę się tu dłużej rozpisywał o działalności PTTK, zainteresowani więcej mogą poczytać na stronie www.pttk.zawadzkie.eu. Ważne jest to, że w przypadku przeniesienia biblioteki do kina, PTTK będzie się musiał z niego wyprowadzić. Dokąd? Tego projekt uchwały już nie przewiduje. Pomija sprawę milczeniem. Poczta pantoflowa donosi, że ma się wynieść do budynku OPS, gdzie odcięty od ludzi, dla których przygotowuje ofertę, ma się dzielić pomieszczeniem z Mniejszością Niemiecką. Mniejszość Niemiecka to kolejna organizacja, która na tym zamieszaniu oberwie. Skomasować z PTTK-iem, może jeszcze da się tam kogoś upchać i niech tam działają. Schowani przed społeczeństwem, odcięci od emerytów, starszych, niepełnosprawnych. Formalnie: likwidacji nie będzie, ale w rzeczywistości jest to skazanie PTTK na powolne i naturalne wymarcie. Skutki przyjęcia przez radnych projektu będą miały więc dalekosiężne skutki. Czy Panie i Panowie Radni jesteście tych wszystkich skutków świadomi? A wszystko w imię czego? W imię wyczyszczenia biblioteki, którą my jako społeczeństwo Gminy kiedyś sobie wyremontowało i urządziło? Czy tego chcemy? Naprawdę? Obok stoi prawie pusty budynek Domu Kultury. W nim zmieściłoby się wiele organizacji działających w naszej gminie, poczynając od PTTK-u, dalej przez bibliotekę, kółka zainteresowań, muzyczne, fotograficzne, sportowe, emerytów, przyjaciół lasu, nawet w przypływie dobrej woli znalazłoby się kilka pomieszczeń dla urzędników, tylko trzeba ten budynek przywrócić do użytkowania i to od tego trzeba zacząć. Najpierw trzeba przygotować pomieszczenia, a dopiero potem zabierać się za roszady. Szanowni Radni, zastanówcie się nad poniedziałkowym głosowaniem i choć nikt nie może Wam nakazać jak głosować, to każdy może Was przekonywać – i niniejszym chcę to zrobić: zagłosujcie za odrzuceniem tej uchwały. W zamian przedstawcie drugą: 1) Z dniem 1 I 2026 przywracamy do użytku Dom Kultury. 2) Do tego czasu należy przystosować budynek, aby można było z niego skorzystać. 3) Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Zawadzkiego. To Rada ustala prawo w gminie. Burmistrz je wykonuje.Data dodania komentarza: 24.11.2024, 19:49Źródło komentarza: Z pasji i miłości do szycia. Wyjątkowa grupa zawiązała się w Zawadzkiem S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: No i jeszcze wisienka na torcie: "Dokonano usunięcia oznakowania pionowego i poziomego." - Czy ktoś tu jest ślepy? Zlikwidowano zebrę? Kto to podpisał? Napiszcie, kto był taki bystry, bo to także przez niego zginął człowiek.Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:48Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Pierwsza sprawa (i w zasadzie jedyna!) - do Zarządcy tej drogi. Jeśli w tym miejscu przejścia nie ma, to je zlikwidujcie. Na zdjęciu wyraźnie widać, że w miejscu tym znajduje się zebra i nie ma znaczenia, że starostwo je zlikwidowało. Dla kierowców i pieszych ważne są znaki (pionowe i poziome), a nie to, co urzędy mają zapisane w papierach. Każdy pieszy dochodząc do tego miejsca ma prawo być przekonany, że przejście dla pieszych w tym miejscu istnieje. Zebra na drodze = dla pieszego równa się przejście dla pieszych. Jeżeli pasy są wymalowane (a są), a nie ma znaków pionowych dla kierowców o przejściu dla pieszych, to jest to wina starostwa, które źle oznakowało drogę. W tym konkretnym przypadku starostwo, a co za tym idzie pracownik starostwa odpowiedzialny za odpowiednie oznakowanie dróg powiatowych (pewnie kierownik odpowiedniej komórki o konkretnym nazwisku) jest współwinne tego wypadku i uważam, że sprawa ta powinna zostać nagłośniona, gdyż nie jest to pierwszy przypadek, że drogi oznacza się niezgodnie z przepisami i niezgodnie ze sztuką, jednak urzędnicy nie ponoszą za źle wykonaną pracę odpowiedzialności. W tym przypadku będzie pewnie tak samo, a to jest przyzwoleniem na dalsze partaczenie roboty przez ludzi, którzy zdają się nie znać na swojej robocie. Podobnie jest w Zawadzkiem na ul. Powstańców (droga gminna), gdzie przed remontem ul. Opolskiej była strefa 40km/h, jednak po remoncie z nieznanych mi powodów zamiast przywrócić wcześniejsze oznakowanie ustawiono nowe ze zwykłym znakiem ograniczenia prędkości (bez strefy) do 40km/h, w rezultacie czego strefa 40 jest teraz dziurawa: wjeżdżając od Biedronki do strefy wjeżdżamy, a od strony Powstańców - nie. Wygląda to po prostu na samowolkę urzędnika na gminie (kto tam odpowiada za drogi gminne?), który pozmieniał oznakowanie wg własnego widzimisię i doprowadził do sytuacji, w której jedne znaki przeczą drugim i na dobrą sprawę nie wiadomo, gdzie teraz obowiązuje jakie ograniczenie. Nowa Rada Miejska i nowy Burmistrz zdają się problemu nie dostrzegać, ale nie powinno być tak, że urzędnik odpowiedzialny za oznakowanie dróg bezkarnie zmienia oznakowanie doprowadzając do jego niespójności. Tutaj chodzi tylko o prędkość 50 czy 40km/h, ale w Strzelcach poszło o życie człowieka. Może więc pora zadać pytanie ludziom zarządzającym naszymi drogami, i może redakcja SO to zrobi - co wam strzeliło do łba, żeby zlikwidować znak "przejście dla pieszych", a pozostawić wymalowaną zebrę?Data dodania komentarza: 22.11.2024, 17:44Źródło komentarza: Śmiertelny wypadek w Strzelcach Opolskich. Rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Ten budynek do remontu.To przecież stęchlizna,smród i grzyb.Nadaje się tylko do zburzenia i na to miejsce zrobić skrawek zieleni z dużym rowerem jako symbol przesiadkowe,bo z pociągu na autobus nikt się tam nie będzie przesiadałData dodania komentarza: 17.11.2024, 13:49Źródło komentarza: Przy nowych peronach straszy rudera. Remontu na razie nie będzie
Reklama