W Suwałkach ratowali 82-letniego mężczyznę, który chciał przeskoczyć płot i nadział się na pręt. Trzeba było wyciąć żelastwo i przetransportować śmiałka na noszach do szpitala. W Chodzieży ścigali agresywną krowę, biegającą po drodze wojewódzkiej. W Gibach ratowali łabędzia, któremu skrzydło przymarzło do lodu na rzece...
Czy podobne wydarzenia miały miejsce w Strzelcach Opolskich i na terenie powiatu strzeleckiego? Okazuje się, że tak. O różnych nietypowych interwencjach strażackich opowiedzieli nam Paweł Poliwoda, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Strzelcach Opolskich, i jego zastępca Piotr Zdziechowski.
- Wyjazdy do nietypowych zgłoszeń powoli stają się codziennością strażaków. I zaczynają być całkiem powszednie - zauważa Piotr Zdziechowski.
- Wiele nietypowych spraw dotyczy uwięzionych zwierząt - mówi Paweł Poliwoda. - Bardzo często zostajemy wzywani do ratowania kotów. Pewnej zimy kot wygrzewał się pod maską samochodu dostawczego. Gdy wóz ruszył, zwierzę zostało wciągnięte w pasy klinowe. Żyło, dlatego musieliśmy je wyciągnąć. Niestety, obrażenia były tak poważne, że weterynarz zdecydował, by kota uśpić. Jak widać, nie wszystkie historie kończą się happy endem.
Koty i nastolatki na drzewach
- Innym razem ściągaliśmy kota z drzewa obok Lidla w Strzelcach Opolskich - mówi Piotr Zdziechowski. - Nie było jak ustawić tam podnośnika, dlatego dostaliśmy pozwolenie, by strażak z uprawnieniami wysokościowymi wspiął się na drzewo obok, oczywiście asekurowany na linie. Z tego drzewa wychylił po kota i zdjął go na dół. Wziąłem od niego przestraszone zwierzę i przekazałem najmłodszemu stażem druhowi, na którego zwyczajowo mówimy „kot”. I wtedy... kot zwiał „kotu”. Nastąpiła chwila niepewności, czy dopiero co uratowany kotek nie pobiegnie z powrotem na drzewo, ale głód był silniejszy... popędził prosto do miski z jedzeniem.
Za innym niesfornym kotem na drzewo weszła dziewczyna...
- Dostaliśmy zgłoszenie o dziecku uwięzionym na gałęzi - opowiadają strażacy. - Na miejscu okazało się, że dziecko to 17-letnia dziewczyna, która znajdowała się na wysokości ok. 2 m nad ziemią, czyli całkiem niewysoko. Zgodnie z procedurą strażak rozłożył drabinę i sprowadził ją na dół. Jak na złość zdjęcia z akcji trafiły do sieci... Strażak musiał się tłumaczyć przed żoną, czy na pewno trzymał wzrok na wodzy...
Inna nastolatka postanowiła poszaleć na huśtawce dla kilkulatków. Zapomniała chyba, że obwód bioder ma nieco większy od nich. Nie potrafiła zejść z urządzenia. Strażacy musieli rozcinać siodełko, by ją uwolnić.
Z dziećmi bywa więcej kłopotów, a dorośli nie zawsze potrafią przewidzieć, co maluchom przyjdzie do głowy.
- Pamiętam, jak zimową porą babcia, która była w mieszkaniu sama z dwulatkiem, wyszła na balkon zapalić papierosa - opowiada Paweł Poliwoda. - I wtedy dzieciak ją zamknął. Ona nie mogła wrócić do środka, a on płakał wniebogłosy. Na domiar wszystkiego, w mieszkaniu były zamontowane nowe drzwi antywłamaniowe. Rodzice dziecka zdecydowali, że strażacy mają je pociąć, żeby dostać się do płaczącego chłopca i zamkniętej na balkonie babci.
- Zdarzają się zgłoszenia o dzieciach zatrzaśniętych w samochodzie - mówi Piotr Zdziechowski. - Strażacy mają różne sposoby otwierania pojazdów, np. za pomocą specjalnych poduszek. W takich sytuacjach najgorsza jest jednak panika rodziców. Lament matki może potęgować strach uwięzionego malucha. Lepiej wtedy na czas akcji odsunąć mamę od auta albo poprosić kogoś opanowanego z rodziny o wsparcie słowne dla dziecka.
Ofiara solarium
Zatrzaśnięte dzieci albo kluczyki w aucie to „nic” w porównaniu z nagą opalającą się kobietą zatrzaśniętą w działającym solarium.
- Spanikowana pracownica wezwała straż pożarną - wspomina Paweł Poliwoda. - Na miejscu trzeba było otworzyć wieko maszyny i wyłączyć urządzenie. Dowódca akcji zadbał, by godność kobiety nie ucierpiała. Najpierw do kabiny wszedł strażak, podał jej koc, by mogła się okryć zanim zostanie uwolniona.
Zdarza się, że strażacy zdejmują kajdanki z rąk przestępców.
- W środku, w kajdankach, złamał się klucz i nie można było ich odpiąć. Potrzebna była pomoc strażaków - mówi Piotr Zdziechowski. - Przecinamy też metalową biżuterię, wykonaną np. z trudnej do przecięcia stali chirurgicznej. Rozcinaliśmy obrączkę na opuchniętym palcu. Kolegom z innych jednostek zdarzało się interweniować na sali operacyjnej, gdy lekarze nie mogli poradzić sobie z usunięciem biżuterii. Zaopatrujemy się w coraz wymyślniejszy sprzęt dedykowany właśnie takim nietypowym zdarzeniom.
Niekiedy strażacy pomagają policji w ujęciu wandala.
- Pamiętam akcję, którą można by podsumować jako „zbrodnia i kara na miejscu” - mówi z uśmiechem Paweł Poliwoda. - Mężczyzna pod wpływem alkoholu szedł ulicą i kopał w ozdobne betonowe płotki. Wyłamał chyba kilkanaście takich płyt, ale jedna okazała się silniejsza od niego... Między dwiema betonowymi elementami utknęła mu noga. Uwolnili go strażacy, a policjanci ujęli jako sprawcę wandalizmu.
Ofiara wypadku na gałęzi drzewa
Strażakom zdarza się przeżyć zaskoczenie nawet podczas „tradycyjnych” akcji - przy gaszeniu pożarów albo przy wypadkach drogowych.
- Zostaliśmy wezwani do płonącej kuchni w bloku. Przed jedną z klatek schodowych stał człowiek, palił papierosa i spokojnym głosem wskazał nam drogę na piętro, gdzie paliło się jego mieszkanie - wspomina komendant. - Z kolei, po jednym z wypadków kierowca, który uderzył samochodem w drzewo, znalazł się na gałęzi tego drzewa. Było ciemno, to cud, że strażacy go zauważyli. Na szczęście przeżył.
- Czasami ktoś w dobrej wierze wezwie służby, np. gdy zobaczy kolizję na drodze i parującą wodę z układu chłodzenia potraktuje jako pożar auta. Jednak uczestnicy zdarzenia niekoniecznie zawsze chcą naszej interwencji - opowiada Piotr Zdziechowski. - Bywało, że usłyszeliśmy pretensje o to, że przyjechaliśmy albo że ktoś spodziewał się, że zjawi się pogotowie. Nie wszyscy wiedzą, że strażacy są przeszkoleni w udzielaniu pierwszej pomocy. Naszym zadaniem jest być opanowanym, by nie pogarszać trudnej sytuacji.
Dla interweniujących służb ważne jest to, co usłyszą w zgłoszeniu wypadku czy innego zdarzenia.
- Kiedy już zatelefonujemy na numer alarmowy, ważne jest, by słuchać, o co pyta dyspozytor, i precyzyjnie odpowiadać - radzi Piotr Zdziechowski. - To na pewno ułatwi pracę służbom, nawet jeśli powód wyjazdu do akcji jest bardzo niecodzienny.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze