- Wojna toczy się na wielu frontach. Ludzie walczą z bronią w ręku, ale też z telefonem, ujawniając to, co się dzieje. Walczą z dezinformacją, ale też z sabotażystami, który na przykład malują znaki fluorescencyjną farbą - na domach czy chodnikach - wskazując, gdzie jest np. węzeł gazowy lub jakaś instalacja. Wszystko po to, by Rosjanie wiedzieli, gdzie trafić pociskiem... - opowiada Agnieszka Pospiszyl. - Jednego dnia naliczyłam ponad 30 takich znaków. Lwowianie je zamalowują, zaklejają. Stworzyli też coś jakby aplikację, która wyłapuje te malunki, a także przekazuje informacje o tych, którzy je wykonują. Robi się im zdjęcia, sprawdza monitoring. Za sabotaż czy dywersję grozi teraz na Ukrainie dożywocie.
Koktajle Mołotowa zamiast piwa
Jak przekazuje Agnieszka, lokalny lwowski browar wstrzymał produkcję piwa i zaczął produkować koktajle Mołotowa, bo: „jedno i drugie robi się podobnie, ale efekt inny”. Przekazał też tysiące butelek mieszkańcom, którzy samodzielnie robią wybuchowe koktajle.
- Zaskoczyło mnie, jak wszyscy się szybko zorganizowali. Nie było tam paniki. Spontanicznie sformowały się cywilne patrole porządkowe. Objeżdżają one dzielnice na rowerach - relacjonuje dziennikarka.
W mieście powstają setki punktów, które przyjmują uciekających z bombardowanych terenów. Państwo nie skupia się na organizowaniu tego typu pomocy, zajmuje się wojną.
- Wszystko ogarniają wolontariusze. Codziennie do Lwowa przybywa 200 tysięcy osób, głodnych zmęczonych, przestraszonych. Trzeba tych ludzi nakarmić, położyć spać - opowiada. - Wielu z nich zostanie tu na dłuższy czas. Znaczna większość chce się jednak dostać na granicę z Polską. Chaos na dworach autobusowych i kolejowym jest niewyobrażalny. Totalnie zakorkowane są też drogi prowadzące do naszego kraju. Ponieważ brakuje paliwa na stacjach benzynowych, zdarza się, że ludzie utykają w pół drogi.
- Porzucają wtedy auta i idą piechotą. Słyszałam, że niektórzy jechali, nawet z odległych od granicy miejscowości, rowerem! Nie wiem, skąd biorą na to wszystko siły. Do przejścia granicznego stoi się nawet po dwie doby, bez dostępu do wody, toalet - opisuje.
Broniący się przed najeźdźcą potrafią zachować jednak niezwykły humor.
- Te wszystkie historie np. z ukradzionym Rosjanom czołgiem czy rolnikiem, który sam z widłami „zaaresztował” ekipę ruskich żołnierzy są prawdziwe. Choć śmieszą, przede wszystkim dodają one cywilom odwagi i otuchy, że da się pokonać wroga - przyznaje nasza rozmówczyni.
Powrót ze Lwowa do Polski zajął Agnieszce dobę. Zdecydowała się na podróż przez Węgry.
- Dziękuję, że pomagacie! Wszyscy, których spotkałam we Lwowie, zobowiązali mnie, żeby to przekazać Polakom.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze