Znany jest ksiądz z zamiłowania do Camino, czyli drogi prowadzącej do Santiago de Compostela w Hiszpanii.
- Na studiach nie słyszałem o szlaku Jakubowym, jakoś mi to umknęło. Pierwszy raz wybrałem się tam ze swoimi znajomymi. Na placu Obradoiro, czyli miejscu, gdzie kończą się pielgrzymki, zauważyłem, że ludzie krzyczą, ściskają się, wpadają sobie w ramiona i bardzo się cieszą. Zorientowałem się, że są to ludzie, którzy doszli do Santiago, idąc którymś ze szlaków. Pomyślałem, że warto to przejść samemu i tak wybrałem się ze zorganizowaną grupą, przeszliśmy 300 kilometrów.
I wtedy powstała pierwsza książka?
- "Camino. Różne drogi" napisałem w 2016 roku. Później byłem na kilku polskich szlakach, czasem w grupach, czasem sam. Kiedy sam przeszedłem szlak Camino z Suwałk do Gietrzwałdu, postanowiłem napisać drugą książkę. Pomyślałem, że zbiorę różne historie, również te, których nie zawarłem w pierwszej części.
Ale to nie są przewodniki turystyczne...
- Ani jedna z tych trzech książek nie jest przewodnikiem. We wszystkich trzech najważniejszy jest człowiek. W pierwszych dwóch książeczkach, są cienkie, więc trudno je nazwać książkami, tym człowiekiem jestem ja. Czyli nie tylko ważna jest droga i kilometry, ale również moje przeżycia. Opisałem moje Camino na szlakach, w górach i w życiu. Ale trzecia publikacja skupia się już na ludziach, których spotykałem po drodze i którzy przyjmowali mnie i przyjaciół, z którymi wędrowałem, w szczególności podczas tegorocznego Camino z Iławy do Gniezna.
Camino hiszpańskie różni się od tego polskiego?
- Tak, w Hiszpanii jest to dobro narodowe, znane od setek lat, u nas się to dopiero rozwija. Więc tam idący z plecakiem pielgrzym to jest coś normalnego. Jeśli myślimy, że zabłądziliśmy, wystarczy chwilę poczekać i pojawia się kolejny pielgrzym - wtedy mamy pewność, że idziemy dobrą drogą. W Polsce możesz bardzo długo czekać, a plecak z muszlą mało komu kojarzy się z Camino. W Hiszpanii jest lepsza organizacja, szczególnie jeśli chodzi o miejsca do spania. U nas trzeba się bardziej nagimnastykować, przewodniki są dobre, miejsca, gdzie można zjeść także się znajdą, gorzej z noclegami. Trzeba szukać i pukać. Zazwyczaj śpimy w świetlicach, w remizach. W tym roku uparliśmy się, że będziemy spać na plebaniach, księża bardzo uprzejmie nas przyjmowali.
Jak wygląda organizacja takiej wędrówki? Czy wszystkie noclegi są z góry zaplanowane, czy stawia się na spontaniczność?
- Plan pielgrzymki powstaje w domu, przede wszystkim ustalamy, skąd i dokąd wyruszamy. Pierwszy nocleg również mamy zarezerwowany. A później jest to raczej spontaniczne, rzadko kiedy dzwonimy wcześniej, że chcemy gdzieś spać, bo też do końca nie wiemy, dokąd zajdziemy danego dnia. Jest to zależne od pogody i od sił. Ale według przewodnika zawsze kierujemy się w takie miejsce, które jest zamieszkałe. Zawsze spotykamy życzliwych ludzi, są bardzo przychylni. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym musiał spać pod drzewem.
W książkach jest opisanych mnóstwo historii. Kiedy idziecie, to ksiądz spisuje sobie najważniejsze sytuacje, różne spostrzeżenia, czy dopiero po powrocie do domu?
- Nie robię żadnych notatek. Idąc, angażuję się całkowicie w ten czas i nie wybiegam w przyszłość. Skupiam się przede wszystkim na ludziach, na modlitwie, a jak wracam, to w głowie sobie wszystko układam. Najważniejsze są trzy pierwsze zdania, jeśli pójdą jak z płatka, to wiem, że ta książka powstanie. Ostatnia pielgrzymka była w trudnym czasie, mamy pandemię, dużo mówi się o tym, że ludzie są bardzo nerwowi, coraz gorzej mówią o innych. Ale na trasie spotkaliśmy bardzo dobrych ludzi, którzy byli dla nas życzliwi. I kiedy wróciłem, pomyślałem, że napiszę coś o życzliwości. A jak o życzliwości, to o człowieku i tak powstała książka. Muszę dodać, iż w ostatniej książce "Najważniejszy jest człowiek" jest tekst napisany przez Marcelinę Czupała z Kolonowskiego, obecnie studentkę Uniwersytetu Wrocławskiego. Opisała, a właściwie dała piękne świadectwo o spotkaniach z Jezusem na mszach św. podczas Camino. Właśnie te spotkania są najważniejsze!
Wędrówki to nie są jednak krótkie spacery, pokonujecie nawet po 300 kilometrów. Często zdarzają się trudne momenty, kiedy wszystko boli, nogi odmawiają posłuszeństwa?
- Różnie bywa i oczywiście, że zdarzają się gorsze dni. Pan Bóg obdarzył mnie jednak takim darem, że choć w życiu bardzo dużo kilometrów przeszedłem, tylko raz miałem odcisk. Kiedy idziemy w grupie, nawzajem się motywujemy i jest lżej. Przypominam sobie taką sytuację, kiedy sam szedłem mazurskim szlakiem i pewnego dnia miałem dosyć. Rzuciłem plecak w jedną stronę i poszedłem jakieś 200 metrów. Po chwili uznałem jednak, że chcę przejść ten szlak, zawróciłem po plecak, trochę go ciągnąłem za sobą, po chwili kryzys minął.
Jednak to są rzadkie chwile, większość to po prostu radość. Choć pamiętajmy, że kryzys czy ból nie muszą być złe. Gorsze chwile nas oczyszczają, pozwalają poczuć miłość drugiego człowieka, który nas wspiera. Kiedy wieczorem jesteśmy już na noclegu, pewnie, że czujemy zmęczenie, jest też niepewność, czy jutro będziemy mieli gdzie spać, ale bardzo się cieszymy, że przed nami kolejny dzień wędrówki.
Kiedy idzie się na Camino, niezależnie od tego, czy w Polsce, czy za granicą, pewnie nie zabiera się ze sobą dużo bagażu.
- Kiedy jedziemy na urlop samochodem, nie zwracamy uwagi na to, ile ze sobą zabieramy. W samolocie musimy się już nieco bardziej ograniczyć. Ale pakowanie się na Camino jest właśnie najmądrzejsze, bo później musimy to wszystko ze sobą nieść. Jest taka zasada, że ciężar plecaka nie powinien przekraczać 10% wagi ciała. Więc na wszystko trzeba zwrócić uwagę np. pastę do zębów bierze się w mniejszej tubce, żeby mniej ważyła niż taka standardowa. Ja zawsze pakuję się na trzy razy. Najpierw na tapczanie układam wszystko i choć wydaje mi się tego mało, to jak wrzucam to na wagę, to okazuje się, że jest tego 12 kg. No to odkładam kolejne rzeczy i znowu okazuje się, że jest za dużo. A jeszcze trzeba pamiętać o tym, że podczas wędrówki niesie się ze sobą jedzenie, wodę, które też ważą. Ale pakowanie się jest przyjemne, już wtedy czuć Camino.
Czy Camino może iść każdy?
- Tak, nie ma żadnych przeciwwskazań. Sam jestem po zawale i chodzę. Lekarz jedynie zabronił mi nosić plecak na brzuchu, żeby nie dociskać serca. Najważniejszy jest pierwszy krok, a potem się już idzie. Bardzo polecam Camino, nawet te polskie szlaki. Są one mniej znane, ale warto poszukać informacji na ich temat i wybrać się np. na weekend na opolski szlak św. Jakuba. Raz np. szliśmy z Głuchołaz do Skorogoszczy przez Górę św. Anny. Kiedy pokonywaliśmy szlak z Iławy do Gniezna, był to równie piękny szlak, jak te hiszpańskie. Większość ścieżek wiedzie przez lasy, pola, można się wyciszyć.
Jakie ma ksiądz plany na najbliższy czas? Następna wędrówka, a później znów książka?
- W naszej grupie już od dwóch lat chodzi nam po głowach taka dłuższa trasa z Fatimy do Santiago. Pandemia nas jednak trochę wystraszyła i jesteśmy w kropce. Na razie nie wiem, czy mogę to nazwać jedynie marzeniem, czy już planem, czas pokaże.
Wszystkie książki można kupić w parafii oraz przez internet, więc nie tylko osoby z najbliższego otoczenia mogą się z nimi zapoznać. Jak jest z mieszkańcami Kolonowskiego, parafianie wypytują księdza o wyprawy?
- Oni nie muszą pytać, bo ja im narzucam ten temat (śmiech). Ale robię to z jednego względu - to jest moja pasja. I myślę, że właśnie jedną z rzeczy, które rozwijają człowieka, są właśnie pasje. Po ostatnim spotkaniu autorskim podszedł do mnie młody człowiek i mówi: "Ksiądz uświadomił mi, że ja nie mam żadnej pasji". I to było bardzo smutne zdanie. Ja dzielę się moją pasją i chcę, żeby ludzie również mieli pasję, bo ona niesie człowieka przez życie. Nie trzeba wędrować, można zbierać znaczki, grać w piłkę. To też nie jest tak, że ja nie mam żadnych gorszych dni. Owszem, że mam, ale moja pasja pozwala mi z nich wychodzić.
Dlatego księdza książki mają też inspirować do pewnej zmiany...
- Dokładnie, książki są krótkie, bo każde zaproszenie jest cieniutkie. I one są właśnie zaproszeniem do Camino, do życia sensownego i pięknego.
Komentarze