Temat tych uroczych stworzonek przypomina serię filmów o Matrixie. Niby wszystko już opowiedziano, a tu znów wychodzi kolejna część. Bobry, bo o nich mowa, znów stanowią poważny problem w gminie.
- Gryzonie zbudowały ostatnio tamę na Kieleczce - relacjonuje Grzegorz Wieszołek z referatu ochrony środowiska. - Spiętrzona woda rozlała się na sąsiednie łąki należące do prywatnego właściciela. Takich problemów spotyka się na naszym terenie coraz więcej.
Bóbr miał się przez wieki w Polsce albo fantastycznie, albo fatalnie. Jako że przeznaczony był tylko na pańskie stoły i polować na niego mogli tylko szlachetnie urodzeni, jego populacja była początkowo bardzo obfita. Mniej więcej przed XIV wiekiem prawo przestało karać chłopa za zabicie tego zwierzęcia, więc szybko przetrzebiono go tak, że w XVII wieku zapisano w Statucie Litewskim prawa bobry chroniące. Nie można było na przykład uprawiać pola czy karczować lasu w odległości rzutu kijem od ich żeremi. Przepisy te istniały aż do roku 1840 i do II wojny światowej przetrzebiono gatunek niemal do cna głównie za sprawą cenionych futer. Od 1976 roku bóbr stał się gatunkiem ściśle chronionym i od tego czasu Polska jest dla niego rajem. Liczono na to, że populacja zwierzęcia wzrośnie do kilku tysięcy osobników, a jest ich obecnie w kraju ponad 100 tysięcy. Bobry nadal są zwierzętami chronionym, lecz określa się je jako gatunek najmniejszej troski, czyli taki, który stał się już pospolity. Rolnikom bobry przysparzają coraz więcej trosk, a nie mogą nic zrobić, by się ich pozbyć.
- Tylko właściciel cieku wodnego ma prawo zlikwidować bobrzą tamę - relacjonuje sytuację urzędnik. - Za każdym razem, gdy taka konstrukcja powstaje i jakiś teren jest podtapiany, musimy wysyłać pismo do Państwowego Gospodarstwa Wodnego z prośbą o przegląd koryta cieku i jego udrożnienie.
Zgodę na taką operację wydać musi także Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska, więc procedura owinięta o kilka aktów prawnych i pieczątek oczywiście musi trwać. Zanim w Kielczy pojawi się ekipa, która zlikwiduje zaporę, może minąć wiele czasu. Dodatkowo likwidację taką można wykonać zgodnie z prawem tylko w określonych porach roku. Tymczasem po zlikwidowaniu tamy już następnego dnia bobry mogą ze zdwojoną siłą zabrać się za jej odbudowę, co zresztą bardzo często się zdarza. Cała procedura zaczyna się wtedy od nowa...
- Prawo wyraźnie zakazuje jakichkolwiek działań na własną rękę - ostrzega urzędnik. - Właściciel terenu nie może zniszczyć tamy ani płoszyć zwierząt. Grozi za to kara grzywny, a nawet aresztu.
Przypadek z Kielczy na pewno nie jest odosobniony. W gminie jest wiele miejsc wprost wymarzonych do zatamowania wody i stworzenia nowego rozlewiska, więc bobry nieraz dadzą się jeszcze we znaki. Jeżeli padniemy ofiarą ich działalności, warto wiedzieć, że można ubiegać się z tego tytułu o odszkodowanie od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Najprościej jest zrobić to wchodząc na stronę internetową: bip.opole.rdos.gov.pl i w wyszukiwarce wpisać słowo „odszkodowanie”.
Komentarze