Wydawało się, że nic mnie nie zaskoczy. Rzeczywistość była jednak brutalna
W maju minie rok, jak został Pan starostą. Pana poprzednik piastował to stanowisko 20 lat. Wprowadził Pan sporo zmian, a pierwsza, jaka rzuca się w oczy, to zupełnie nowy i nowoczesny gabinet starosty. Robi dobre wrażenie, ale krążą plotki o rozbuchanych wydatkach, podobno sama wykładzina kosztowała kilkanaście tysięcy, to prawda?
- Zostałem starostą z wyboru mieszkańców, a te "rozbuchane wydatki” to gruba przesada, nawet jakby porównywać do gabinetu poprzednika, to wcześniejszy wystrój był droższy. Owszem, jesteśmy w trakcie modernizacji budynku starostwa, zmieniamy technologię i to dotyczy między innymi mojego biura. Dziś wideokonferencje to norma, a przed modernizacją, gdy na przykład pani wojewoda nagle zwoływała taką dla starostów, to u nas były ograniczenia technologiczne. Trzeba było szybko przygotować na sali posiedzeń rzutnik, ekran, podłączyć komputer, zaangażować w to informatyków... Teraz mam takie możliwości w gabinecie od ręki, nastąpiła więc zmiana pokoleniowa i była to raptem druga modernizacja gabinetu w ciągu 26 lat, odkąd działa samorząd powiatowy. A gdy urządzaliśmy ten gabinet pierwszy raz w 1998 roku dla starosty Gerharda Mathei, osobiście razem z ówczesnym sekretarzem jeździliśmy kupować meble do fabryki w Głuchołazach, bo mieliśmy skromny budżet i szukaliśmy najtańszych. Teraz nie kupowaliśmy jak najtaniej, bo wychodzę z założenia, że lepiej zainwestować w solidne wyposażenie, które przetrwa dłużej w dobrym stanie i mam zwykłą wykładzinę przemysłową, ale o podwyższonej ścieralności wyklejaną w kwadratach: gdy zniszczy się w jednym miejscu, można będzie kwadrat podmienić bez konieczności ściągania całości. Zmodernizowaliśmy i wyposażyliśmy w nową technologię też salę konferencyjną, będzie ona wykorzystywana na wiele sposobów, wdrożyliśmy nowoczesny system kolejkowy z możliwością dedykowania konkretnych terminów petentom po zalogowaniu się za pośrednictwem strony internetowej bądź aplikacji. W planie na połowę tego roku jest urzędomat, gdzie przez 24 godziny na dobę można będzie zostawić wniosek i odebrać decyzję. Wszystkich spraw tak nie załatwimy, ale wiele - tak. To są zmiany na miarę XXI wieku, które mają usprawniać pracę urzędu, nic nie jest za darmo, choć staramy się gospodarować oszczędnie.
To jaki jest faktyczny koszt tych zmian?
- Wszystkich? Licząc łącznie z bieżącymi remontami i przebudową zasilania, budową ciągów internetowych, zmianami wynikającymi z zabezpieczeń przeciwpożarowych to będzie ponad 150 tysięcy. A są też remonty przed nami: modernizacja sali posiedzeń rady, odnowienie korytarzy i łazienek, które remontowane były 24 lata temu. A przejęliśmy budynek - przypomnijmy - po ośrodku opieki zdrowotnej i Sanepidzie i wystrój był tu jeszcze z epoki PRL. Te łazienki były wtedy kafelkowane, była nowa armatura, ale pionów wodociągowo-kanalizacyjnych nie wymieniono, są przedwojenne. To też będzie kosztować, ale nie wypada przyjmować interesantów w budynku, gdzie odłazi farba czy kawałek podłogi i jest problem z ciśnieniem wody.
Remonty starostwa to jednak nie wszystko. Jak podsumowałby Pan ten czas?
- To był bardzo pracowity czas, między innymi wyzwań finansowych i reorganizacji. Wiele lat pracowałem w samorządzie powiatowym i wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy jako starostę. A jednak rzeczywistość była momentami brutalna. Po części wynikło to ze zmian w przepisach, ale nie tylko. W pierwszej kolejności trzeba było przystąpić do zmian mentalności i przyzwyczajeń ludzi w poczuciu budowania organizacji i wspólnoty zespołu, co zbiegło się z pewnym dysonansem u pracowników, bo w związku ze zmianą władzy były oczekiwania płacowe. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wzrost wynagrodzeń w roku 2024, a w ratuszu po sąsiedzku też zmieniła się władza, dochodziło więc do w pewnym sensie konkurencji pracodawców o dobrych urzędników. My mamy bardzo dobrych fachowców, ale często przyzwyczajonych do tego, co było, i wyzwaniem okazała się też - z czego początkowo nie zdawałem sobie sprawy - zmiana obyczajów i zwyczajów w organizacji pracy. Pewne standardy relacji z pracownikami trzeba było stworzyć na nowo. Myślę, że są one partnerskie, ale partnerstwa nie buduje się ad hoc. Do tego trzeba czasu, woli dwóch stron i zrozumienia, że tworzymy wspólnotę. Mamy służyć mieszkańcom, ale musimy też rozwiązywać problemy na bieżąco, a że przepisy dynamicznie się zmieniają, dochodzą nowe obowiązki, trzeba się do nich dostosowywać. Zacząłem moją pracę od tego, że przejrzałem z radcą prawnym i panią sekretarz wszystkie regulaminy organizacyjne i zakresy obowiązków pracowników, a także nowelizacje przepisów i okazało się, że one często niestety nie znalazły odzwierciedlenia w dokumentach zakresowych. To było spore wyzwanie, ale już mamy to za sobą. Jedyne, co nam jeszcze zostało, to kwestia awansu zawodowego i jestem właśnie w trakcie negocjacji ze związkami w tej sprawie. Przygotowuję zarządzenie, w którym taki awans będzie powiązany z zaangażowaniem pracownika, jego dyspozycyjnością, aktywnością, chęcią współpracy, rozwojem zawodowym, a wzrost wynagrodzenia i możliwość zmiany zaszeregowania w hierarchii i objęcia stanowisk kierowniczych ma być tego pochodną. W procesie reorganizacji dużą rolę odegrali naczelnicy wydziałów, 1 stycznia weszły w życie podwyżki, oni o nich współdecydowali, a w jednostkach organizacyjnych - dyrektorzy tychże jednostek.
Wróćmy do finansów: kiedy uchwalany był budżet powiatu na 2025 rok, mówił Pan o zaciskaniu pasa, bo poprzednie lata były przeinwestowane. W jakiej sytuacji finansowej znajduje się powiat strzelecki? W ostatnim dniu roku 2024 był zadłużony na blisko 20,4 miliona, a prognoza na koniec tego roku to ponad 25 milionów. Z czego to wynika i czemu ten dług rośnie?
- To "przeinwestowanie” to było powiedziane w takim sensie, że w ostatnich latach podejmowaliśmy się bardzo wielu zadań, bo wszystkie one wiązały się z możliwością skorzystania z atrakcyjnych dofinansowań. Ale to oznaczało konieczność zaciągania zobowiązań i spłaty w latach następnych, bo dochody własne powiatów są za małe w stosunku do potrzeb. Powiaty pod tym względem zawsze były na szarym końcu, to wynika z przepisów. Przykładowo musimy modernizować drogi, a z podatku od środków transportu nie dostajemy nic, wszystko idzie do gmin. Jeszcze w pierwszych dwóch kadencjach funkcjonowała subwencja drogowa, ale potem została zlikwidowana. Początkowo powiaty stać było na znacznie więcej wydatków, dziś chcąc inwestować, musimy korzystać z kredytów lub emitować obligacje na wkłady własne. Pieniędzy mamy z roku na rok realnie coraz mniej, bo potrzeby rosną. W tym roku pomimo pewnych perturbacji wynikających z nieplanowanej korekty finansowej powiat nie zaciąga jednak nowych zobowiązań. Ten wzrost widoczny w liczbach wynika przede wszystkim z konieczności zabezpieczenia pełnych kwot inwestycji zaplanowanych już wcześniej na rok 2025. To zabezpieczenie początkowe, bo przykładowo jesteśmy wciąż w trakcie aplikowania o dofinansowanie na poziomie 85 procent kosztów kwalifikowanych budowy hali przy CKZiU. Liczymy na około trzy miliony złotych. Nie zadłużamy się, raczej odwrotnie: spłacamy długi z lat poprzednich.
Na kondycję finansową i możliwości wydatkowe i inwestycyjne z pewnością ma też wpływ sytuacja "zamrożenia” ponad 4 milionów złotych dofinansowania do przebudowy drogi w Zalesiu sprzed kilku lat i to wraz z odsetkami, gdzie w wyniku kontroli marszałkowskiej została naliczona korekta finansowa. Pisaliśmy o tym w wydaniu z 11 marca: powiat wpłacił tę kwotę na konto Urzędu Marszałkowskiego i było to dosłownie parę dni po uchwaleniu budżetu. Jak ocenia Pan tę sytuację?
- Sytuacja jest trudna do zdefiniowania. Tuż przed końcem roku wydana została decyzja administracyjna ostateczna o konieczności korekty finansowej naliczonej na 4 miliony. Zakwestionowana została zasada konkurencyjności w oparciu o wytyczne Unii Europejskiej. Korekta, tak jak było to opisywane już w "Strzelcu Opolskim", była nałożona na naszego partnera, ale sprawa dotyczyła przetargu w naszym starostwie, więc wzięliśmy to "na plecy”. Ale nie zwiększyliśmy z tego powodu zadłużenia. Trzeba było usiąść i w trybie nagłym poszukać oszczędności w wydatkach budżetowych, i tych bieżących, i inwestycyjnych. Termin był wyznaczony na 23 grudnia. Udało się. A najważniejsze, nie spowolniło to nas: dziś jesteśmy na progu przetargu na Branżowe Centrum Umiejętności. Jesteśmy w sporze sądowo-administracyjnym i liczę, że środki finansowe określone w tej korekcie wrócą do budżetu.
A jednak pomimo tego problemu inwestycji powiatowych - i tych w trakcie, i tych w planie jest bardzo wiele. Jakie?
- Realizujemy i kontynuujemy duże wartościowo inwestycje: rozpoczętą jeszcze w roku 2024 budowę hali sportowej w CKZiU, która powinna do września być gotowa i to jest licząc z boiskami wydatek sumie około 20 milionów złotych, realizację drogi Grodzisko - Kadłub - to kolejne 10 milionów, wspomniane już zadanie BCU - prawie 12 milionów. W tym roku rozpocznie się inwestycja szpitalna ZOL - tu dokładamy 2 miliony złotych, a całość inwestycji to około 20 milionów. I dzięki partnerstwu z gminą Ujazd rozpocznie się budowa drogi relacji Jaryszów - Ujazd, na którą w tym roku wydamy 2,4 miliona złotych, a w przyszłym - tyle samo. To są tylko te największe kwotowo zadania, że nie wspomnę, iż na samo utrzymanie i remonty dróg wydamy ok. 3 miliony...
A jaki jest największy problem odziedziczony po poprzednim zarządzie powiatu? Te zamrożone 4 miliony, czy były jeszcze jakieś inne przysłowiowe "trupy w szafie”?
- Nie lubię określenia "trupy w szafie”, i go nie używam, ale jeśli chodzi o największy problem, to mówiliśmy już o nim: to była wspomniane korekta finansowa na 4 miliony. I musieliśmy jako zarząd zmierzyć się z sytuacją finansową szpitala - choć tu akurat nie była to sytuacja nagła, bo ten dług nie narósł w ciągu roku, tylko trwało to latami. Nie można było jednak tego dłużej przeciągać. Problemy zawsze występują i trzeba sobie z nimi radzić na bieżąco: im szybciej, tym lepiej. Od tego jesteśmy: zarząd powiatu i radni. Sporo kwestii wymagało spojrzenie na nie na nowo, ale też tak jest przy każdej zmianie personalnej. Szanując dokonania poprzednika, z nowymi pomysłami musiałem wejść więc w nową rolę. To wymagało reorganizacji pracy nie tylko w starostwie, ale również w jednostkach organizacyjnych.
Inwestycji jest wiele, ale w gminach można usłyszeć narzekania, że wysyłają wnioski o różne potrzebne inwestycje na drogach powiatowych, w tym takie gdzie inwestycje miałaby być współfinansowane, a powiat nie jest zainteresowany. Nie jest?
- Zadania drogowe to kolejny trudny temat, gdzie ogranicza nas niedofinansowanie powiatów. Dobra współpraca z samorządami może je przyśpieszać i tu wielki szacunek dla tych, którzy się dokładają. Jak mówiłem, mamy w planie wspólnie z Ujazdem inwestycję drogową Jaryszów - Ujazd i wspólnie z gminą Leśnica będziemy prawdopodobnie robić drogę "krasowską”, bo tam się pojawił kolejny inwestor i taka jest potrzeba. Przeciętnie gminy mają w administracji po 20-40 kilometrów dróg, a my w powiecie - 307. A pieniędzy tyle samo, co oni na te 20-40. Natomiast jeśli chodzi o wydatki na zadania drogowe, to gmina wydaje rocznie około 4-5 milionów na drogi, a my w ostatnich latach po 18-20. A mieszkańcy i tak zawsze najbardziej narzekają na stan dróg, choć są w moim odczuciu ważniejsze zadania: ochrona zdrowia, bezpieczeństwo, edukacja czy polityka senioralna. Zrobiliśmy analizę na początku kadencji, z której wynikało, ile musielibyśmy zainwestować, aby spełnić oczekiwania drogowe. Wyszło, że od 10 do 20 milionów rocznie. Wtedy po 10 latach zaspokoilibyśmy te wszystkie oczekiwania. To nierealne, więc kierujmy się zasadą, że najpierw robimy te, które są priorytetowe i na których samorządom zależy najbardziej, a decyzja o współfinansowaniu na ogół te decyzje przyśpiesza. Spisaliśmy wszystkie potrzebne zadania i sukcesywnie będziemy je robić, w tym roku trochę nas ograniczyła korekta finansowa, ale w mojej ocenie dużo się dzieje i do zaplanowanego już planu zadań dopisywane są też nowe, jak na przykład budowa chodnika wraz z przejściem dla pieszych w Barucie. To też był wniosek z gminy, potem nieco "podrasowany” medialnie, ale jak najbardziej uzasadniony, więc przyśpieszyliśmy jego realizację.
A jak się układa teraz współpraca powiatu z samorządami gminnymi? Bo nie jest tajemnicą, że Pana poprzednik Józef Swaczyna nie dogadywał się zbyt dobrze z poprzednim burmistrzem stolicy powiatu... Ale można usłyszeć takie pogłoski, że pomiędzy Panem a burmistrzem Janem Wróblewskim też już "zazgrzytało” i stosunki są dość "oziębłe”.
- Z panem burmistrzem Wróblewskim znamy się 40 lat, znaliśmy się, gdy on nie był burmistrzem, a ja starostą i była to również znajomość prywatna. Nie powiedziałbym, że teraz stała się ona oziębła, to nie tak. Pan Wróblewski budował swoją karierę w strukturze powiatowej oświaty, efekty jego pracy były widoczne dla powiatu, oświaty i uczniów liceum ogólnokształcącego i ja je doceniam, a teraz te relacje zawodowe muszą po prostu nabrać pewnego dystansu do poczucia wzajemności. Mamy teraz w rękach burmistrza i starosty możliwość realizacji wielu pomysłów szczególnie dla miasta Strzelce Opolskie, które jest stolicą i gminy, i powiatu. One mogą mocno przyśpieszyć w tej kadencji, kiedy tylko określimy wzajemnie priorytety i będziemy je współfinansować. To jest wezwanie z mojej strony do dobrej współpracy burmistrza Wróblewskiego ze starostą Gaidą. Myślę, że jeszcze mieszkańcy odczują w tej kadencji, że zrealizujemy razem jako powiat z gminą znacznie więcej inwestycji, aniżeli miało to miejsce wcześniej. Ale to pewnie wymaga trochę czasu.
A w innych gminach jak to wygląda?
- W innych burmistrzowie już okrzepli w swoich działaniach i choćby z tego względu, że stanowimy wspólnie trzon Śląskich Samorządowców i z tego ugrupowania otrzymaliśmy mandat zaufania mieszkańców, to zobowiązuje nas do systematycznej pracy, która wymaga zaufania, dogadywania się i współpracy dla dobra mieszkańców - szybko i skutecznie.
Dużo tych kwestii do wyjaśnienia, ale jest jeszcze jedna, która wydaje się bardzo interesująca: ostatnio jeździ Pan sporo - podobnie jak inni starostowie zresztą - na szkolenia z zakresu zarządzania kryzysowego i obronności. Czy powinniśmy się bać?
- Rzeczywiście w ostatnim czasie byłem w Akademii Pożarniczej w Warszawie na obowiązkowym kursie wyższego stopnia z zakresu obrony cywilnej i ochrony ludności, a wcześniej z inicjatywy pani wojewody uczestniczyłem w trzydniowym szkoleniu Akademii Sztuki Wojennej. To są efekty zmian w ustawie z zakresu ochrony ludności i obrony cywilnej oraz nowo nałożonych na starostów zadań. Wynika z tego, że to tutaj Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego, stanowisko kierowania w starostwie i zespół reagowania definiować będą działania w sytuacjach takich jak powódź, trąba powietrzna czy w przypadku stanu wojennego czy wybuchu wojny. Nowa ustawa narzuca w tym zakresie dużo zadań na państwo i wszystkie podmioty administracji publicznej, począwszy od przygotowania schronów, poprzez system funkcjonowania urzędów i wiele innych. W związku z tym pojawić się mają w najbliższym czasie duże pieniądze i dużo obowiązków. Niektóre już w tym roku - na przykład na cyberbezpieczeństwo i zabezpieczenie energetyczne funkcjonowania urzędu, czyli zakup generatorów, przebudowę sieci i stworzenie stanowisk niezbędnych w sytuacji zagrożenia. W tej puli będą też środki na komunikację zewnętrzną, systemy zarządcze i proceduralne. Do nowej ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej nie ma jeszcze aktów wykonawczych, czekamy na nie, nakładać one będą na nas konkretne procedury i działania zarówno organizacyjne jak i majątkowe. Musimy przejrzeć magazyny, uzupełnić ich stany, rozbudować i zweryfikować możliwość utworzenia zastępczych stanowisk kierowania dla sytuacji, gdyby budynek starostwa został zniszczony. Do tego dochodzą systemy komunikacji ze służbami, sygnały ostrzegawcze i wiele innych kwestii. Na przykład jakby nasz urząd został zniszczony, musimy mieć natychmiastowy transport sprzętu do tego stanowiska zastępczego. Kolejna ważna sprawa to miejsca tymczasowej ochrony ludności. Według zaleceń mogą to być na przykład adaptowane na potrzeby stanu "W” parkingi podziemne. Tyle że u nas nie ma takich... Dlatego w trybie tej nowej ustawy będą robione przeglądy całego zasobu ochrony tymczasowej i u nas na przykład nadawać się do tego mogą piwnice na osiedlu "Koszary", czyli przedwojenne koszary wojskowe. Zadanie budowy takich nowych pomieszczeń oraz schronów też może się pojawić, bo ustawa to definiuje po stronie starostów. Pytanie czy ekonomicznie będziemy w stanie to unieść i jak zasób budżetu państwa będzie nas w tym wspierał. Ale jest szansa na pokój w Ukrainie, więc miejmy nadzieję, że to tylko profilaktyka, lepiej być przygotowanym na każdą możliwość...
To na koniec poproszę jeszcze dla rozluźnienia atmosfery o kilka zdań, jaki jest prywatnie starosta Gaida. Jaką lubi Pan muzykę, co robi najchętniej w czasie wolnym i może - jakie ma ulubione danie?
- W wolnym czasie najbardziej lubimy razem z żoną jeździć na wycieczki rowerowe. Ostatnio kupiłem specjalną platformę na rowery do samochodu, dzięki której będziemy teraz mogli wybierać się na nie trochę dalej i zwiedzać nowe trasy, bo te opolskie już mamy zaliczone, ale gorąco polecam je innym, zwłaszcza tę na Górę Świętej Anny. Bardzo lubię też oglądać dobre filmy i spędzać aktywnie czas z moim psem, który jest bardzo energiczny i doskonale rozładowuje emocje. Jestem od zawsze fanem Perfectu i Grzegorza Markowskiego. To muzyka mojej młodości i wciąż jej słucham. Lubię dobrą muzykę, kiedyś dużo słuchałem takich zespołów jak Iron Maiden, Pink Floyd, The Beatles, Kiss, Slade i TSA, ale teraz więcej już czasu spędzam z muzyką filmową. Przy niej się relaksuję i świetnie robi mi się przy niej pocztę. Moim ulubionym kompozytorem jest Hans Zimmer. A jeśli chodzi o potrawy, to jestem tradycjonalistą: rosół, kluski, rolady śląskie i modra kapusta - to mój niedzielny zestaw.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze