Piotr Guzik: Fantasy teologiczne z proekologicznym przesłaniem – to dobre określenie dla twojej książki?
Paweł Brol: Jedna osoba określiła to w ten sposób. Inna określiła ją jako thriller chrześcijański, a jeszcze inna jako przygodówkę. Wydawca promuje ją jako powieść apokaliptyczną. Mnie to cieszy, ponieważ to oznacza, że „Znak w góry” ciężko zaszufladkować, gdyż każdy interpretuje tę lekturę na swój sposób.
Sporo osób zwraca jednak uwagę na bijący z kart książki klimat schyłkowości, zmierzchu cywilizacji.
- Zadałem sobie pytanie, jak mało optymistyczna wizja przyszłości miałaby się w relacji do praw natury. Popatrzmy na galopujące ocieplenie klimatu. Widzimy, co się dzieje teraz. Nietrudno sobie wyobrazić, co nas czeka, jeśli nie postaramy się ograniczyć procesów cieplarnianych. Owszem, teraz niby podejmujemy jakieś działania w tym względzie, ale skutek jest mizerny. A pamiętajmy, że te skutki nie są tylko środowiskowe. One mają też związek z migracjami ludności.
Mówisz o prawach natury, a gdzie tu jest miejsce dla Boga?
- Tam, gdzie chcemy stworzyć jakieś dobro.
To znaczy?
- Każdy, kto chce przeciwdziałać ociepleniu klimatu, może sięgać po odnawialne źródła energii, korzystać z ekologicznych środków transportu albo zwyczajnie segregować śmieci. Przy czym zmiany są potrzebne także na gruncie systemowym. Jako osoba wierząca czuję, że w takich pozytywnych działaniach jest Bóg.
Głównym bohaterem twojej książki jest duchowny, który mówi, że „nie wierzy, że wierzy”. On jest odzwierciedleniem ciebie i towarzyszących ci wątpliwości?
- Mój bohater przez całe życie miał doświadczenia z mistykami jako relator w jednej z kongregacji w Watykanie. Jest już na emeryturze i życiowe doświadczenia uczyniły go zgorzkniałym. Napatrzył się na skandale związane z Kościołem, choćby pedofilię czy klerykalizm. Zmaga się ze śmiertelną chorobą, na dodatek dochodzi do odkryć naukowych podważających sens istnienia chrześcijaństwa. To wszystko wywiera presję na jego wiarę. Doświadcza czegoś, co w teologii chrześcijańskiej określa się mianem „czarnej nocy wiary”. Gdybym jej choć raz nie doświadczył, to chyba nie odtworzyłbym jej na kartach książki tak wiernie.
W naszym spolaryzowanym społeczeństwie jest miejsce na to, żeby być wątpiącym chrześcijaninem?
- Popatrzymy na niedawną sytuację z arcybiskupem Tadeuszem Wojdą, który jest przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Do Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie wpłynęło zawiadomienie dotyczące możliwych zaniedbań z jego strony w Archidiecezji Gdańskiej, odnośnie sprawy wykorzystania seksualnego, która toczy się w tamtejszej kurii. W związku z tym do Rady Stałej KEP wpłynął list 46 osób skrzywdzonych z prośbą o zawieszenie przewodniczącego episkopatu do czasu wyjaśnienia zarzutów. I pojawili się ludzie, którzy te zarzuty podważają. Szereg hierarchów też go broni, zaznaczając, że oskarżenia pod jego adresem to atak na Kościół. Obserwując tego typu poczynania niektórych biskupów, widzę, że wspólnota katolicka w Polsce ma jeszcze wiele do nadrobienia. Jednocześnie często jawi się jako zamknięta, cenzurująca dialog, gdzie nie ma miejsca dla wątpiących w niektóre aspekty nauki Kościoła. Ale będąc wewnątrz Kościoła i znając go oddolnie wiem, że jest w nim też wiele fantastycznych osób działających na rzecz innych. Wśród nich jest moje miejsce i nie dam sobie wydrzeć wiary w rozumieniu takim, w jakim rozumiał Jezus: wiary otwartej i gotowej na dyskusję.
Postęp technologiczny i odkrycia naukowe podważające dotychczasowe dogmaty nie powodują u ciebie kryzysu wiary?
- Ksiądz Jan Kaczkowski powiedział kiedyś, że Bóg jeżeli działa, to w większości dzieje się to zgodnie z prawami natury. I ja myślę podobnie. Co nie zmienia faktu, że chrześcijaństwo powinno iść z duchem czasu. Interpretować ewangelię w kontekście tego, co się dzieje. A wiemy przecież, że w tej kwestii Kościół często jest spóźniony. Choćby w sprawie dostosowania metod duszpasterskich do naszych czasów. Nieliczni duchowni potrafią sprawnie korzystać z mediów społecznościowych. Teraz do gry wchodzi sztuczna inteligencja. Kościół powinien nadążać za postępem. Jak nie nadąży, to się zgubi. A to spowoduje, że straci wiernych.
Akcję książki ulokowałeś na Górze św. Anny? Chodziło o dodatkowy magnes dla opolskich czytelników?
- To raczej kwestia szczerości. Mieszkam w Krapkowicach, blisko Góry św. Anny i spędziłem w jej rejonie dużą część życia. Postanowiłem więc pisać o tym, co jest mi bliskie. To jest mój heimat i miałem naturalną chęć do pokazywania innym tego, co jest fajne. Ta lokacja idealnie pasowała do szeregu poruszanych w książce kwestii, choćby mistycyzmu. Góra św. Anny ma też swoje tajemnice. Takie, które nawet ja odkrywałem podczas prac nad „Znakiem z góry”.
Ta praca zajęła ci kilka lat. Zdarzyło ci się, że byłeś gotów rzucić ten tytuł? Szczególnie ze świadomością, że na rynku księgarskim wcale nie jest tak łatwo zaistnieć.
- Trzeba przyznać, że droga do wydania książki jest długa i niełatwa. Kolejna trudna kwestia, to dotrzeć z nią pośród dżungli różnych tytułów do rąk czytelnika. Osoby piszące pozbawione pasji oraz radości z tworzenia tekstu szybko odpadają. A cała reszta to sprawa warsztatu, doświadczenia i na pewno szczęścia, bądź jakiejś formy metafizycznego prowadzenia. Znaki zapytania w przypadku wydania mojej powieści były, ale jestem człowiekiem, który skupia się na działaniach punkt po punkcie, więc niespecjalnie się nimi przejmowałem. I na dzień dzisiejszy efekt jest taki, że podczas Festiwalu Książki w Opolu sprzedaliśmy cały nakład z górką przewidziany na to wydarzenie. Krajowi dystrybutorzy składają już zamówienia na dodruk kolejnych egzemplarzy, a moja powieść trafia właśnie na półki takich salonów, jak Świat Książki czy Empik.
Piszesz już coś nowego?
- Pracuję na swoją trzecią książką. To również będzie powieść, gatunkowo bliska thrillera, akcja także będzie się rozgrywać na Opolszczyźnie. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo mimo stworzonej już struktury zawsze pozostawiam sobie wiele otwartych furtek, żeby różnymi suspensami najpierw zaskoczyć siebie, a później czytelnika. Zdradzę jedynie, że jednym z głównych miejsc akcji będzie popularna w naszym regionie atrakcja, która moim zdaniem jest niedowartościowana w beletrystyce. Mam nadzieję, że na rynku wydawniczym ukaże się w przyszłym roku.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze