Zarząd Alchemii S.A. pojawił się Walcowni Rur Andrzej w Zawadzkiem w poniedziałek 20 maja. Wtedy też kierownictwo firmy poinformowało o likwidacji zakładu.
- Nikt nie miał świadomości, że zanosi się na coś takiego. Sądzę, że nawet dyrektor, który złożył rezygnację z funkcji w dniu otrzymania decyzji - zaznacza Dariusz Brzęczek, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” Śląska Opolskiego oraz lider zakładowej komisji związku w walcowni. - Idąc na to spotkanie nie mieliśmy żadnej wiedzy, że dojdzie do takiej drastycznej decyzji. Myślałem i poniekąd się spodziewałem elementu restrukturyzacji, zmiany systemu, częściowych zwolnień ale nie do całkowitej likwidacji.
- Nie dostawaliśmy takich sygnałów - dodaje Robert Kafarski, pracownik WRA, działacz "Solidarności" w zakładzie. - Wiedzieliśmy, że wynik finansowy nie jest rewelacyjny. Ale żeby takie gwałtowne ruchy poczynić, tego nikt się nie spodziewał. Tym bardziej załoga, pracownicy zarówno umysłowi, jak i fizyczni.
- Mamy pretensje o to, że nie poinformowano nas o tym, że z dnia na dzień nastąpi likwidacja zakładu pracy. Jesteśmy w krajowej sekcji hutnictwa, ostatnio rozmawialiśmy z minister przemysłu. Gdybyśmy wiedzieli, że są zamiary, by zamknąć zakład, to byśmy działali, próbowali to zatrzymać. Nie mając tej wiedzy niewiele mogliśmy zrobić - dodaje pan Robert.
Przypomnijmy, że właściciel walcowni uznał, że ekonomicznie bardziej opłaca mu się ją zlikwidować i sprzedać jej majątek, niż prowadzić dalszą działalność. W wystosowanym przez nich komunikacie, jako jednym z powodów jest przewidywana utrata zdolności zakładu do konkurowania na rynku. Wynikać to ma z przestarzałej technologii produkcji, wysokich kosztów utrzymywania działalności produkcyjnej oraz dalszego wzrostu jej kosztów. Do tego dochodzi „nieuzasadnione technologicznie i ekonomicznie zwiększanie nakładów na remonty i unowocześnianie technologii produkcji”.
Za sytuację winią Alchemię
Związki zawodowe mają inne zdanie i spojrzenie na podane przyczyny przez likwidatora.
- Spółka powiadomiła o zwolnieniu wszystkich pracowników, w liczbie 435 osób - mówi Dariusz Brzęczek. - Główną przyczynę podano przestarzały park maszynowy, na którym niestety nie można osiągnąć rentowności naszego wyrobu. Natomiast my uważamy, że jest to całkowita wina zarządu Alchemii i podmiotu, który przejął nas w 2011 roku. Ponieważ przez cały ten okres nie było inwestycji, które pozwoliłyby na utrzymanie rentowności. Brak remontów doprowadził do jej zniszczenia. Jest to jeden z czynników i elementów tej sytuacji.
Podobnego zdania są pracownicy WRA. Oni także uważają, że gdyby spółka inwestowała w zakład, to mogło być inaczej. A tak nie zostawiają na pracodawcy suchej nitki.
- Wszyscy są wkurzeni, tyle czasu ciągnęli kasę, a teraz się na nas wypieli - mówili idący na zmianę pracownicy.
Drugi dodaje: - Powiem dosadnie: byliśmy kurami, które złote jaja niosą. Naprawdę jest szkoda. Jakby ten główny człowiek, który ma to pod sobą, coś inwestował w ten zakład, a nie wyciągał ino z niego pieniądze, to byłoby coś zupełnie innego.
Jak zwraca uwagę Robert Kafarski, Alchemia nigdy nie była dobrym pracodawcą.
- Zawsze bardzo źle traktowała załogę. Aby dostać jakieś podwyżki, trzeba było robić duże korowody. To nie był dobry pracodawca - uważa. - Nie zainwestował a teraz jest zdziwiony, że wynik finansowy jest słaby.
Czas upływa...
We wtorek, 21 maja odbyło się również spotkanie z dyrekcją. Na nim wręczono związkowi pismo o zamiarze zwolnień grupowych. Jak przyznaje Dariusz Brzęczek, to przekreśliło nadzieje na to, że pojawi się jeszcze ktoś, kto uruchomi tu jakąś produkcję.
- Mamy 21 dni na podpisanie porozumienia dotyczącego lepszych warunków odejść pracowniczych. Ale to znów jest fikcja ze strony Alchemii. Choć przestrzegają ustawy, czyli mamy te 21 dni na negocjacje, to w piśmie informują nas, że nie dadzą nic więcej, niż prawo przewiduje. W czerwcu przewidujemy wręczenie wszystkim pracownikom wymówień - mówi szef opolskiej "Solidarności".
- To pokazuje, że Alchemia w żaden sposób nie zamierza pomóc ludziom - uważa Rafał Kafarski. - Zasugerowaliśmy podwójne odprawy, nie stricte kodeksowe, tylko by ludzie mieli z tego coś więcej, gdyż ich dziadowie i pradziadowie stawiali ten zakład. Już wiemy na pewno, że Alchemia nie zgodzi się na to. My jako związek zawodowy dalej będziemy zabiegać, by ci ludzie mogli z honorem odejść z tego zakładu.
Cios dla pracowników, mieszkańców i gminy
Decyzja o likwidacji Walcowni Rur Andrzej w Zawadzkiem to cios nie tylko dla pracowników. To również zmartwienie dla mieszkańców samej gminy Zawadzkie. Zakład zapewniał spore wpływy do budżetu samorządu. Ponadto, to piąty co do wielkości liczby pracowników zakład w powiecie strzeleckim. Jeszcze w grudniu 2023 roku firma zatrudniała około 450 pracowników.
- To tragedia tak dla pracowników, jak i dla ich rodzin - wskazuje Roman Kus, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Strzelcach Opolskich. - Będziemy również w kontakcie z panem burmistrzem, innymi zakładami czy z Wojewódzkim Urzędem Pracy, aby nikogo nie zostawić bez pomocy. Muszę też porozmawiać z dyrekcją zakładu, by móc ustalić pewne ramy działania, bo nie wiemy jeszcze jak przebiegać będzie proces likwidacji.
Michał Rytel, który od niedawna jest burmistrzem Zawadzkiego, zauważa, że w walcowni pracują całe rodziny. - Ciężko się pogodzić z tą sytuacją. Ucierpi na tym również gmina, bo setki tysięcy zł miesięcznie wpływu do budżetu nam ubędzie. Firma zapewniła mnie, że ma zabezpieczone środki, iż do czasu znalezienia inwestora na te tereny, będzie spłacać zobowiązania. Czas pokaże.
Walcownia to ostatni bastion dawnej huty, która niegdyś była żywicielką gminy i okolicznych terenów. Miasto wiąże z nią swoją historię.
- Ja tu pracuje 30 lat, więc to kawał czasu - mówi pan Marcin. - Sytuacja nie jest wesoła i łatwa. Wiem, że do końca czerwca będą jeszcze walcować a potem koniec. Nastroje są jakie są, a do pracy" idziemy bo idziemy". Choć po pierwszym dniu już trochę emocji opadło, to w człowieku i tak wszystko buzuje.
- Dziwi nas to, że "kapitan statku" jako pierwszy podał się do dymisji zostawiając załogę - dodaje pan Józef - Tym bardziej, że osoby, które nie mają umów na stałe to nawet odpraw nie zobaczą. Dodatkowo gmina miała z zakładu duże wpływy do budżetu, pomimo że jest biedna. Teraz będzie jeszcze bardziej biedna.
- Ciężko będzie się pożegnać z tą pracą, z ludźmi, bo człowiek przez tyle lat się przyzwyczaił. Jest blisko, nie trzeba nigdzie dojeżdżać - mówi kolejny pracownik. - Teraz pracy szukać trzeba będzie na nowo. To dodatkowy stres, ciężko jest na rynku i nie wiadomo czy człowiek się utrzyma. A każdy ma rodzinę, więc nie zapowiada się kolorowo. Ponad 400 osób traci robotę i ciężko będzie znaleźć coś w okolicy. Człowiek będzie musiał dojeżdżać 50 lub więcej kilometrów.
Inny człowiek przyznaje, że ta sytuacja jest jak "uderzenie w twarz". - Przepracowałem tu ponad 30 lat. I tak z dnia na dzień mówią do widzenia. Mi niewiele zostało do emerytury. A kto przyjmie człowieka po 60. roku życia? - pyta.
Nie zostawią ich samych
Jak zapewniają związki nie zostawią pracowników, opracowują wspólny plan.
- Jako związkowcy mamy plan działania, by pomagać ludziom jak tylko potrafimy. Jesteśmy w stałym kontakcie z przewodniczącym Regionu Śląska Opolskiego, z prawnikami i burmistrzem Zawadzkiego - mówi Robert Kafarski - Chcemy stworzyć pomoc zarówno prawną, jak i merytoryczną. Biuro związku jest otwarte. Wiemy, jakie ludziom będą przysługiwać świadczenia. Nie zostawimy ich samym sobie, tylko żeby odnaleźli się w tej nowej rzeczywistości.
Działania podejmie również burmistrz Zawadzkiego, by sprawa przeszła jak najłagodniej dla wszystkich. Także powiatowy urząd pracy będzie chciał wspomóc pracowników.
- Jestem w stałym kontakcie z różnymi organizacjami, urzędami, firmami, a także Alchemią. Chcemy, by w naszym urzędzie dyżurował pracownik z PUP, gdyż pracownicy muszą być tutaj obsługiwani. Będzie także udostępniona sala kinoteatru do uzgodnień z pracownikami a spółką. Sprawdzać będziemy także jakie są możliwości otrzymania środków na otworzenie własnej firmy - wskazuje burmistrz Zawadzkiego. - Nie zostawię pracowników samych, dołożę wszelkich starań, by przeszło to jak najłagodniej.
- Teraz będą toczyć się rozmowy, po uzgodnieniach, będziemy dopiero mogli uruchomić środki czy to w sposób zmiany miejsca pracy, przekwalifikowania się, podniesienia swoich dodatkowych umiejętności przez szkolenia czy inne - tłumaczy dyrektor Roman Kus - Jednak muszę poznać strukturę , jakie są tam zawody, jakie osoby, i na bieżąco będziemy dla tych osób przedstawiać propozycje, tak żeby nikt nie został bez pomocy i bez środków do życia.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze