Muzyczna podróż od lat dzieciństwa
Artura Garbasa cały czas otaczała muzyka, a śpiew towarzyszył mu już od najmłodszych lat. - Bardzo dużo słuchało się muzyki u nas w rodzinie oraz wspólnie się muzykowało, poznając przy tym różne przeboje. To poniekąd wpłynęło na to w jakim miejscu teraz jestem - mówi śpiewak operowy z Kielczy.
Choć swoją przygodę z muzyką rozpoczął od klawiszy fortepianu, po kolejnych dwóch latach przerzucił się na trąbkę. Uczęszczał do szkoły muzycznej pierwszego stopnia w Strzelcach Opolskich, jednak już wtedy nauczyciel odradzał mu dalszą edukację w tym kierunku.
- Mój nauczyciel odradzał mi dalszą naukę gry na trąbce, jak stwierdził, z tego się nie wyżyje - uśmiecha się Artur Garbas. - Rodzicom w tamtym okresie szkoda było jednak, bym zaprzepaścił cztery lata nauki w szkole muzycznej i zaproponowali mi bym spróbował wystartować w egzaminie do szkoły muzycznej drugiego stopnia w Gliwicach.
Jak sam Artur wspomina, wtedy nie wiedział jeszcze, że chodzi tu o śpiew klasyczny.
- Początkowo się zdziwiłem, bo nigdy nie próbowałem takiego rodzaju śpiewu. Był to pewnego rodzaju spontan, bo sam przygotowywałem się do egzaminów i można powiedzieć, że wszedłem tam z buta. Do dziś pamiętam, że śpiewałem "Prząśniczkę" Moniuszki. Wszystkim się spodobało i mnie wzięli.
Tam przez 4 lata rozwijał swój talent i pasję do muzyki. A muzyka klasyczna bardzo go zaintrygowała.
- Od samego początku o dziwo bardzo mi się spodobało i mnie to złapało. W dużej mierze zawdzięczam to bardzo dobremu nauczycielowi, który był utytułowanym solistą opery bytomskiej. To właśnie on mi dał wszystkie podwaliny i wyłożył fundamenty oraz do tego wszystkiego zapalił, bym dalej brnął tą drogą.
Początkowo jeszcze w Polsce zaczynał od konkursów regionalnych - aż po szczebel ogólnopolski. A sukcesy utwierdzały go w tym, że warto to robić i jest potencjał oraz skarb głosu baryton, jaki posiada.
- Bardzo dużo dał mi projekt europejski "Europa u bram". Organizowany był on przez Filharmonię Śląską, tam mieliśmy możliwość współpracy z pedagogami z zagranicy głównie z Niemiec - opowiada młody śpiewak - Bardzo mi się to spodobało, a oni zauważyli we mnie potencjał i możliwość dalszego rozwoju. Po wygranej tego projektu wystąpiłem z Filharmonią Śląską. Były to dwa koncerty i nagranie płyty.
Droga do sukcesu nie zawsze usłana różami
By osiągnąć sukces Artur Garbas musiał ustalić sobie pewne priorytety. Gdy większość jego rówieśników korzystała z uroków młodości i imprezowania, on postawił na śpiew. Jak sam wspomina, była to "jazda bez trzymanki".
- Gdy dostałem się do V Liceum Ogólnokształcącego w Gliwicach, to stamtąd miałem rzut beretem do szkoły muzycznej. Dla mnie było to połączenie obowiązku dwóch różnych szkół, gdzie w liceum na profilu ścisłym przygotowałam się do matury, a tu szkoliłem swój wokal - zwraca uwagę Artur.
Niejednokrotnie wracał do domu o późnych godzinach wieczornych, a następnego dnia z rana znów rozpoczynała się nauka. Na spotkania towarzyskie nie miał czasu.
- Było to wyzwanie. U mnie życie towarzyskie związane było z osobami, z którymi miałem kontakt w szkole muzycznej: z nimi spędzałem najwięcej czasu.
Postawił na studia w Niemczech i opłaciło się
W dalszą muzyczną podróż udał się do Drezna w Niemczech, gdzie przez 4 lata robił studia licencjackie. Tam szukał dalszego etapu rozwoju muzycznego, poznania czegoś nowego oraz chciał "podszlifować" język niemiecki.
- O wyjeździe na studia do Niemiec zadecydowały także moje sukcesy odnoszone w Polsce, gdyby tego nie był, to na pewno bym wybrał inny kierunek studiów, którym byłaby medycyna - dodaje śpiewak - Natomiast magisterkę zrobiłem w Monachium. Był to ciężki czas, bo wtedy nastała pandemia. Choć muszę przyznać, że w moim przypadku lekcje indywidualne dały dobre efekty.
W 2020 roku podczas trwania studiów wygrał konkurs w Berlinie, zdobywając pierwsze miejsce. Otworzyło mu to ścieżkę do dalszego rozwoju i kariery, choć już wcześniej zaangażowany był w produkcje operowe w Lipsku.
- Po roku odezwali się do mnie z Berlina. Wiedzieli że za chwilę kończę studia w Monachium i zaprosili mnie na przesłuchanie. Czułem wielką radość i zadowolenie. Tym bardziej że po konkursie była cisza - wspomina Artur Garbas - Po przesłuchaniu dyrektor powiedział, że mają program stypendialny no i chcieli mi go dać, angażując mnie do pracy.
Śpiewa w największym teatrze w stolicy Niemiec
Artur Garbas z Monachium przeniósł się do Berlina, gdzie obecnie śpiewa w tamtejszej operze. Jest to największy teatr stolicy Niemiec, gdzie widownia mieści około 2000 osób.
- Początkowo był wielki stres. Śpiewałem już w paru miejscach, w paru operach, jednak tam to całkiem coś innego - opowiada - Można powiedzieć górnolotnie, że czuje się wielkość tego obiektu. Tam dać ciała, to nie wypada. Tym bardziej że potem pójdzie to z tobą w świat - śmieje się Artur.
Jak sam zwraca uwagę, od samego początku ma szczęście do osób, które go otaczają i jakie spotyka na swojej drodze. Nieraz zdarza się że bez znajomości ciężko zajść daleko w takiej profesji. Dodatkowo musi temu towarzyszyć nie tylko łut szczęścia, ale talent i unikatowość. A to niewątpliwie posiada młody kielczanin.
- U mnie na pewno jest to łatwość adaptacji do nowych sytuacji - podkreśla Artur - Jak się śpiewa w Berlinie, to jest mało prób i niejednokrotnie wskakuje się do pewnego spektaklu, a jest to główna partia. Ja się w tym odnajduję. Na pewno jest to większa adrenalina i stres, jeżeli ćwiczy się coś przez sześć tygodni. Ale jak się ma prezencję oraz łatwość i swobodę poruszania się na scenie, to już jest z górki.
Ponadto występując w Deutsche Oper Berlin Artur ma możliwość podglądać największe gwiazdy opery i uczyć się od nich. Zapytaliśmy także Artura jakie ma marzenia i plany. Tutaj padła szybka i zdecydowana odpowiedź:
- Nie mam. Jestem otwarty na to, co życie przyniesie. Na pewno byłoby fajnie jeszcze pośpiewać w dużo większych operach...
Do Artura płyną również sygnały, iż jego osobą zainteresowana jest opera w Wiedniu. W dużej mierze jednak, to już od niego będzie zależeć, gdzie będzie mógł się bardziej rozwinąć.
- W Berlinie wiem, że śpiewam już większe rzeczy. Mam trzy większe partie: Papageno - czarodziejski flet - Mozart, Don Profondo - podróż do Reims - Rossini, Masetto - Don Giovanni - Mozart, Dr. Felgentreu - Oceane - Glanert. Dojdzie do tego jeszcze Rola Figara w weselu Figara - Mozarta - zauważa - Myślę że gdzieś indziej, w innych operach mogłoby nie być takich możliwości. Wiem że to nie jest wszystko przypadkowe, dlatego jestem na wszystko otwarty ale również podchodzę do życia z pokorą. Czy się uda, czy się nie uda, nie można się załamywać, trzeba dalej iść i śpiewać.
Jakie wskazówki dałby młodym ludziom którzy chcą także kroczyć taką drogą?
- Na swojej drodze spotkałem bardzo dobrych ludzi, którzy mi zaufali i bardzo mi pomogli, wspierali mnie. Byli to rodzice oraz nauczyciel od śpiewu jak i pianiści, którzy poświęcają mi swój czas. Powiem tu tak całkiem prosto, że nie można się poddawać, trzeba walczyć o swoje i trwać w tym, co się postanowiło, bo na samym talencie się "nie pojedzie". To jest ogrom osobistej pracy.
Jak zwraca uwagę Artur, jest to bardzo ciężki zawód, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę. - Trzeba się zdecydować: albo postawisz na karierę, albo na rodzinę. Obydwie drogi są interesujące, tylko w jednym będzie łatwiej samemu. Jeśli zamierzasz zostać wielkim śpiewakiem, to łatwiej być samemu, gdyż posiadając rodzinę w takim zawodzie cierpią wtedy najbliżsi w szczególności dzieci. A tak nie powinno być, bo rodzina jest ogromnie ważna dla dziecka. Moi rodzice stanęli na najwyższym poziomie we wszystkim! Również dziadkowie, którzy w dużej mierze przyczynili się do tego, w jakim miejscu dzisiaj jestem. Bez ich wsparcia byłoby strasznie trudno.
- Ponadto wdzięczny jestem dziadkowi, który przekazał mi język niemiecki. Teraz jest mi łatwiej, bo nie mam naleciałości języka polskiego w akcencie. W ten sposób mogę dopasować się do regionu, w którym śpiewam.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze