Na większości obrazów świętego Jacka przedstawia się z figurą Matki Bożej w jednej, a monstrancją w drugiej ręce. Ten wizerunek ma swój początek w najbardziej znanej pobożnej legendzie o opolskim świętym. Około roku 1228 Jacek, gorliwy misjonarz, założył klasztor dominikanów w Kijowie. Musiał jednak uciekać stamtąd przed zajmującymi miasto Tatarami. Z płonącego kościoła zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament, by go nie narazić na zniewagi. Miał wtedy usłyszeć głos dochodzący z figury Matki Bożej: „Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę”. Święty tłumaczył, że przecież kamiennej figury nie udźwignie. Wtedy Matka Boża miała go zapewnić, że nie będzie zbyt ciężka. Wziął wtedy marmurową figurę Najświętszej Panny Maryi w drugą rękę i nie czując jej ciężaru, wyszedł szczęśliwie z miasta, przeprawił się suchą nogą przez Dniepr, dotarł do Halicza i następnie przez Lwów wrócił do Krakowa. W kościele dominikanów w Krakowie pokazują do dziś dużą kamienną statuę jako „Matkę Bożą Jackową”.
W licznych obrazach pokazujących to wydarzenie z życia św. Jacka jest pewna historyczna nieścisłość. Monstrancja jako naczynie liturgiczne upowszechniła się w Kościele wraz ze świętem Bożego Ciała, a więc już po śmierci świętego z Kamienia Śląskiego. Bliższe prawdy jest zatem wyobrażenie Jacka z plafonu zakrystii kościoła Trójcy Świętej w Krakowie - z figurą Madonny i puszką na komunikanty. Nie ma zresztą pewności, czy legenda jest do końca prawdziwa. Jeśli nawet historia ta nie zdarzyła się naprawdę, jej autorzy chcieli w niej przekazać potomnym, że św. Jacek miał wielki kult zarówno dla Eucharystii, jak i dla Matki Bożej.
Kariera u boku Iwo Odrowąża
Wiadomo na pewno, że św. Jacek urodził się w Kamieniu Śląskim i pochodził z rycerskiego rodu. Był krewnym krakowskiego biskupa Iwo Odrowąża. Już co do roku jego urodzenia biografowie się spierają. Jedni utrzymują, że urodził się w 1183, inni że kilkanaście lat później, około roku 1200.
Skądinąd w odległości 9 km od Kamienia leży wieś Odrowąż, według legendy gniazdo całego rodu. Ale to tylko piękna legenda. Wioskę założył właściciel Kamienia, hrabia Karol Larisch, 600 lat po śmierci świętego, na jego cześć.
Pewności co do wielu szczegółów jego biografii nie ma, bo sam Jacek był raczej misjonarzem praktykiem niż kronikarzem swoich dokonań i żadnych wspomnień nie spisał.
Pierwszy żywot świętego Jacka, napisany przez dominikanina Stanisława Lektora, powstał dopiero 100 lat po śmierci świętego. Jego autor ani Jacka, ani żadnego z pamiętających go osobiście współbraci już nie znał. Nic dziwnego, że skoncentrował się bardziej na cudach dokonanych za wstawiennictwem Jacka niż na szczegółach jego biografii.
Wielki wpływ na to, że Jacek wyruszył z Kamienia w świat, miał wspomniany Iwo Odrowąż. Wykształcony na uniwersytetach paryskim i bolońskim Iwo utrzymywał szerokie kontakty z wybitnymi ludźmi owych czasów w Europie. Jego kolegą ze studiów paryskich był m.in. kardynał Hugolin, późniejszy papież Grzegorz IX, wielki przyjaciel dominikanów i franciszkanów. Biskupstwo krakowskie objął Iwo po bł. Wincentym Kadłubku, gdy ten usunął się do klasztoru cystersów w Jędrzejowie (1217).
Wpływowy biskup ustanowił Jacka kanonikiem katedralnym, a następnie wysłał za granicę do Paryża i Bolonii na kilkuletnie studia z zakresu teologii i prawa kanonicznego.
Na Soborze Laterańskim IV Iwo spotkał się ze świętym Dominikiem, założycielem nowego zakonu kaznodziejskiego. W Środę Popielcową - 12 lutego 1220 r. - był świadkiem, jak bratanek kardynała Stefana de Fossanuova, imieniem Napoleon, nieszczęśliwie spadł z konia w pobliżu kościoła św. Sykstusa i natychmiast zmarł. Na prośbę kardynała św. Dominik, po mszy św. i po krótkiej modlitwie nad zmarłym, przywrócił mu życie. Zachwycony tym zdarzeniem biskup Iwo poprosił św. Dominika o wysłanie dominikanów do Polski w celu głoszenia tam Ewangelii.
W odpowiedzi dostał propozycję, żeby raczej z Polski przysłał kandydatów do zakonu. To był początek kariery św. Jacka. Iwo wysłał go w tym samym 1220 roku do Rzymu. Towarzyszył mu jego krewny, bł. Czesław i dwóch innych braci - Herman, według tradycji pochodzący z Niemiec, i Morawianin Henryk. Przybysze ze Śląska, św. Jacek i bł. Czesław, należeli do ostatnich szczęśliwców, których św. Dominik osobiście przyjął do swojego zakonu. W tym samym bowiem roku (1221) zmarł. Jeśli zatem przyjąć 1183 za rok urodzenia świętego, w chwili wstąpienia do zakonu Jacek miał ok. 37 lat. Był człowiekiem dojrzałym i do pracy apostolskiej dobrze przygotowanym.
Rok później następca Dominika, Jordan z Saksonii wysłał młodych zakonników do ich ojczyzn, by tam zakładali nowe placówki zakonne. Od papieża Honoriusza III miał Jacek na drogę usłyszeć słowa: „Synu mój, idź, opowiadaj wszędzie zapomnianego lub nieznanego jeszcze Chrystusa, nieś miłość do Niego i naszej Matki, bądź światłem północy” (krain na północ od Alp).
Jacek misjonarz
Już w drodze do Polski św. Jacek założył kilka klasztorów dominikańskich. Pierwszy był konwent we Fryzaku (Freisach) w Karyntii (dziś południowa Austria), na którego czele stanął brat Herman. Kolejne klasztory powstały w Brnie i w Ołomuńcu. W Krakowie przyjął dominikanów bardzo uroczyście biskup Iwo. Zakonnicy zatrzymali się najpierw na Wawelu, a potem biskup oddał do ich dyspozycji kościół parafialny Świętej Trójcy, w którym dominikanie pracują do dziś.
W krakowskim klasztorze Jacek założył pierwsze w Polsce studium teologii. Okazał się też bardzo ruchliwym podróżnikiem i misjonarzem.
Wysyłał dominikanów do Pragi, Wrocławia, Kamienia Pomorskiego, Gdańska i do Sandomierza. Wkrótce powstały kolejne klasztory: we Wrocławiu, Iławie, Toruniu, Rydze, Dorpacie i w Królewcu. Sam Jacek dotarł jako misjonarz do Prus, do Kijowa i pod Moskwę. W 1240 roku wrócił, zmęczony podróżami misyjnymi, do Krakowa, skąd jednak nadal wyruszał na misjonarskie wyprawy.
Jacek był wybitnym, bardzo ruchliwym, „niepoprawnym” misjonarzem. Łącznie założył 27 klasztorów. Jednak nigdzie nie został przeorem, nie zrobiono go prowincjałem, chociaż doceniano jego pobożność i zdolności organizacyjne, a w dodatku miał za sobą - jak wiemy - wsparcie możnego rodu Odrowążów.
- Miał po prostu naturę misjonarza. Nie imponowały mu honory. Robił to, co miał do zrobienia i szedł dalej - pisał jeden z jego biografów. - Czynił to z wielkim zapałem, m.in. na Rusi i w Prusach. Opasał Polskę pierścieniem klasztorów. Trzeba podziwiać jego wysiłki misyjne, gdyż podróżowanie w tym czasie nie było proste. Może robił to tak, jak św. Albert Wielki, który po swej diecezji kolońskiej podróżował na osiołku, nie przestając przy tym studiować rozmaitych ksiąg umieszczonych na przemyślnie zainstalowanym pulpicie.
Według świadectwa Stanisława Lektora głównym celem działalności św. Jacka nie była praca naukowa, ale raczej praca misyjna wśród pogan i innowierców, do czego pomocą mu były niezmordowana gorliwość apostolska, wielka odwaga, nieustraszoność i głęboka wiara. W Polsce św. Jacek był pionierem nawracania i pogłębiania życia religijnego wiernych. Zajmował się stałym kierownictwem duchowym osób świeckich.
W jego bulli kanonizacyjnej napisano, że był nie tylko pobożnym i gorliwym misjonarzem, człowiekiem pokornym i czystym, ale i opiekunem ubogich i cierpiących. Mógł służyć za wzór miłości Boga i ludzi. Często spędzał noce na modlitwie. Był wstrzemięźliwy i umiarkowany w jedzeniu. W torbie podróżnej zawsze nosił Pismo św.
Święty Jacku z pierogami
Oskar Kolberg, wybitny XIX-wieczny etnograf i folklorysta, zapisał popularne wśród ludu jego czasów wezwanie: Święty Jacku z pierogami, módl się za nami.
Czy Jacek poznał i polubił pierogi w czasie pobytu w Kijowie, jak się czasem o nim pisze, nie wiadomo. W dziele Stanisława Lektora opisano wydarzenie z 13 lipca 1238 roku. Przyszły święty został wtedy zaproszony do miejscowości Kościelec niedaleko Krakowa. Tego dnia rozpętała się gwałtowna burza z gradobiciem, która całkiem zniszczyła zboże na polach. Ludzie byli zrozpaczeni, groziła im gigantyczna bieda i głód. Św. Jacek powiedział, żeby poszli się modlić i sam spędził noc na modlitwie w intencji poszkodowanych. Następnego dnia zniszczone kłosy podniosły się i zbiory zostały uratowane. Według legendy wdzięczni włościanie z tego zboża zrobili mąkę, a z niej pierogi, którymi ugościli św. Jacka.
Jacek i jego bracia mieli też karmić pierogami mieszczan krakowskich w czasie najazdu tatarskiego w 1241 roku. Co o tyle nie jest wykluczone, że dominikanie dobrze gospodarzyli, mieli zaopatrzone spichlerze i z pewnością wspomagali mieszkańców splądrowanego miasta.
A może było tak, jak w jednej z dominikańskich legend o świętym. Miał on pewnego razu spowiadać bardzo biedną i głodną staruszkę. Wyznała ona Jackowi, że przed śmiercią ma tylko jedno życzenie, by choć raz w życiu zjeść gorącego, omaszczonego pieroga. Jacek wyszedł przed dom i zatrzymał przejeżdżający akurat magnacki wóz jadący na polowanie. Okazało się, że szlachcic wiózł ze sobą szczelnie zawinięte, żeby nie wystygły, pyszne pierogi. Podzielił się z zakonnikiem, a ten poczęstował głodującą kobietę. Od tego czasu przylgnęło do świętego miano Jacka z pierogami. A nakarmiona kobieta była przekonana, że święty Jacek specjalnie dla niej zrobił cud i na zawołanie znalazł dla niej pierogi. Jedno jest pewne. I za życia, i po śmierci cieszył się on sławą cudotwórcy.
Gdzie jest jego grób
Zmarł w krakowskim klasztorze, po długiej chorobie, 15 sierpnia 1257 roku. Lektor Stanisław zapisał, że w dniu śmierci Jacka norbertanka Bronisława, jego krewna i późniejsza błogosławiona, widziała wielkie światło nad kościołem Świętej Trójcy, a w nim otoczoną chórem aniołów piękną dziewicę prowadzącą zakonnika w habicie dominikańskim. Podobne widzenie miał biskup krakowski Jan Prandota.
W dniu śmierci miał też miejsce pierwszy cud za sprawą zmarłego zakonnika. Niejaki Żegota, harcując na koniu po polu na Kleparzu, spadł z konia tak nieszczęśliwie, że zmarł na miejscu. Rodzice zanieśli go na grób św. Jacka, błagając o ratunek. Po godzinie młodzieniec wstał, mówiąc, że był z Jackiem w raju.
Grób Jacka szybko został otoczony kultem, a podobnych cudów za jego wstawiennictwem musiało być prawdopodobnie więcej, skoro w zapiskach konwentu krakowskiego w 1277 roku, a więc zaledwie dwie dekady po śmierci zakonnika, ktoś zapisał: „W klasztorze krakowskim leży brat Jacek, mocen wskrzesić zmarłych”.
Wkrótce dominikanie rozpoczęli starania o kanonizację Jacka. Ale z powodu najazdów tatarskich, wojny o tron krakowski między książętami dzielnicowymi, sprawa się przewlekła i dopiero w wieku XIV wznowiono starania w Rzymie.
Wreszcie papież Marcin V w roku 1427 zezwolił na obchodzenie święta św. Jacka w prowincji polskiej, a papież Klemens VIII 17 kwietnia 1594 roku zaliczył uroczyście św. Jacka w poczet świętych.
- Przed kanonizacją w 1594 były pewne trudności. Nie potrafiono bowiem znaleźć grobu Jacka. Ponad 300 lat od jego śmierci spowodowało, że zatracono pamięć o miejscu pochówku. Dopiero poszukiwania przeprowadzone przez pochodzącego z Wrocławia dominikańskiego budowniczego dały rezultaty - notował o. Adam Studziński, historyk i konserwator zabytków, znawca architektury krakowskiego konwentu Świętej Trójcy. - Zresztą i jego relikwii pozostało niewiele. Prawie go tu nie mamy. Po kanonizacji rzucono się na relikwie i w rezultacie papież musiał wydać dekret zabraniający dzielenia relikwii św. Jacka bez swojej zgody. Od czasu do czasu jakieś maleńkie fragmenty relikwii wędrują jednak do kościołów noszących jego wezwanie.
Św. Jacek Odrowąż znany jest i czczony na całym świecie jako św. Jacek kapłan, św. Jacek z Krakowa, Apostoł Polski lub Apostoł Północy. O tym, jak ważny jest jego kult dla dominikanów, świadczy fakt, iż w rzymskiej bazylice św. Sabiny na Awentynie, przy której siedzibę ma generał tego zakonu, są tylko dwie boczne kaplice poświęcone świętym dominikańskim - jedna św. Katarzynie ze Sieny, druga - św. Jackowi z Kamienia Śląskiego.
W Lourdes, w szeregu postaci świętych ustawionych wzdłuż drogi procesyjnej, są tylko święci biblijni, święci związani z Francją i... święty Jacek. Jego figurę znajdziemy także - jako jedynego świętego z Polski - na otaczającej Plac św. Piotra kolumnadzie Berniniego. Także w Ameryce Łacińskiej św. Jacek jest jednym z najpopularniejszych świętych.
Feliks Koneczny, znany historyk, nie wahał się nazwać go „największą polską postacią historyczną wieku XIII i jednym z najwybitniejszych mężów ówczesnej Europy”, przylgnęło też do niego, ze względu na zrozumiałe, czytelne nauczanie prawd wiary, miano „kaznodziei jasnej doktryny”. Mówiono o nim także „Lux ex Silesia” czyli „Światło ze Śląska”, ponieważ oświetlał mroki ludzkich serc i wskazywał drogę do zbawienia dusz. W swoim testamencie św. Jacek prosił współbraci: „żebyście byli pokorni, mieli wzajemną miłość i zachowali dobrowolne ubóstwo”.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze