Potrącenie w Zawadzkiem. Czy latarnie świeciły?
Samochód po uderzeniu w pieszego zjechał z drogi, ściął znak, otarł się o drzewo i zatrzymał na ścianie pobliskiego bloku. Kierowcy nic się nie stało. Potrącony mężczyzna ma połamane nogi. Jak podaje policja, poszkodowany po pasach szedł z dwoma psami. Jeden z nich nie przeżył zderzenia.
- Do zajścia doszło w wyniku niezachowania szczególnej ostrożności i niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze przez kierującego samochodem - informuje Maria Popanda ze strzeleckiej policji. - Życiu poszkodowanego nie zagraża niebezpieczeństwo, ale ze względu na obrażenia, zdarzenie to zostało zakwalifikowane jako wypadek. Sprawcy grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Na razie zostało mu zabrane prawo jazdy.
Z relacji świadków wynika, że gdy doszło do potrącenia, na ulicy nie świeciły latarnie. Za oświetlenie ulic odpowiada urząd gminy w Zawadzkiem. Po naszych pytaniach w poniedziałkowy poranek zlecono zakładowi energetycznemu sprawdzenie działania latarni w miejscu wypadku - układ nie wykazał błędów, lampy działały.
Przyczyna może być inna. Zgodnie z przyjętą zasadą, oświetlenie w Zawadzkiem włącza się 45 minut po zachodzie słońca. W niedzielę według zegara astronomicznego miał on dla Zawadzkiego miejsce o 19:14, w momencie wypadku latarnie mogły po prostu nie być jeszcze włączone. Niedzielny wieczór był pochmurny, przez co po zachodzie słońca zapewne szybciej zrobiło się ciemno.
W związku ze zdarzeniem w Zawadzkiem po raz kolejny rozgorzała dyskusja na temat konieczności doświetlenia przejść dla pieszych. Gmina od lat czyni różne starania w tym zakresie. Starano się między innymi pozyskać pieniądze z budżetu marszałkowskiego, ale głosów mieszkańców było za każdym razem za mało. Obecnie gmina stara się o środki na doświetlenie przejść z programu „Razem Bezpieczniej”.
Komentarze