Pani Anna mieszkała w domu w Poznowicach z mężem, 15-letnią córką oraz dwoma psami. Ich 24-letni syn Michał od pewnego czasu jest już na swoim.
- Dla moich rodziców dom od zawsze był spełnieniem marzeń. Od zawsze myśleli żeby mieć własne podwórko, ogródek, przestrzeń na realizowanie swoich pasji. Brzmi to trywialnie, bo kto niby nie chce własnego domu? – pyta Michał.
- Tato wychował się w domu z gospodarstwem. Jeśli przez całe życie masz wokół siebie ogromną przestrzeń, a potem trafiasz do bloku, to czujesz się jak ptak w klatce - zauważa.
Złota rączka
Michał wspomina, że gdy był kilkulatkiem, to rodzice już jeździli po różnych miejscowościach w poszukiwaniu domu. Czasami cena nieruchomości była zaporowa jak na ich budżet. Innym razem stan budynku pozostawiał wiele do życzenia. Nigdy jednak nie zrezygnowali z marzenia o tym, aby znaleźć swoje miejsce na Ziemi.
To ostatecznie udało się cztery lata temu, kiedy kupili dom przy ul. Dworcowej w Poznowicach. – Serce niesamowicie mi się radowało na widok tego, jak są zadowoleni. Zadowoleni z przestrzeni. Zadowoleni z posiadania czegoś własnego. Zadowoleni na myśli o przyszłości – mówi Michał.
Dom w Poznowicach był do remontu, ale uznali, że skoro ich poszukiwania trwały tyle lat, to poświęcą jeszcze nieco czasu, aby uwić sobie wymarzone gniazdko.
Zajmował się tym przede wszystkim tato pana Michała.
– To złota rączka. Stawianie belek, wykonywanie regipsów, wylewanie podłóg – nic nie jest mu obce. To fachowiec praktycznie od wszystkiego. Tato każdą wolną chwilę poświęcał na prace w domu. Ja w tym czasie studiowałem w Katowicach, ale kiedy tylko mogłem, to przyjeżdżałem pomagać. Dzięki temu rodzice mogli oszczędzać pieniądze i inwestować je w kolejne sekcje budynku wymagające napraw – opowiada.
- Oszczędzaliśmy, na czym się dało. Odmawialiśmy sobie wielu przyjemności, takich jak wczasy czy zakup nowego samochodu. Każdą złotówkę inwestowaliśmy w ten dom – dodaje pani Anna.
100 kilometrów dojazdu
Komplikacją był fakt, że mąż pani Anny pracował albo za granicą, albo wiele kilometrów od miejsca zamieszkania. Remontu nie ułatwiał też fakt, że do czasu wprowadzenia się do domu w Poznowicach rodzice z siostrą mieszkali w Grudyni, odległej o około 50 kilometrów. Dojazdy kosztowały więc sporo czasu i paliwa.
Do tego dochodził fakt, że podczas remontów na jaw wychodziły kolejne usterki. To wydłużało czas prac. Mimo tego, rodzinie pani Anny udawało się regularnie poprawiać stan nieruchomości. Jedną z największych inwestycji była wymiana dachu. Pochłonęła 120 tys. zł.
Ostatecznie udało się im wprowadzić do domu w Poznowicach w ubiegłoroczne wakacje. Pani Anna znalazła pracę na miejscu. Córka zaczęła naukę w liceum w Strzelcach Opolskich.
- Byłem w domu kilka godzin przed pożarem. Mama snuła opowieści o przygotowywaniu tarasu na okres wiosenny, że brakuje im tylko mebli w kuchni i już najważniejsze rzeczy będą pokończone – opowiada Michał.
- Kilka godzin później już nie było niczego - dodaje.
Pożar domu w Poznowicach. Córka wyciągnęła Annę z domu
Feralnego dnia pani Anna dołożyła jeszcze do pieca. – Upewniłam się, że nie wypadł żaden żar. Potem poszłam pod prysznic i pooglądałam telewizję. Zanim położyłam się spać jeszcze raz zajrzałam do kotłowni, by upewnić się, czy wszystko jest w porządku – relacjonuje.
Pani Anna położyła się spać. Przed godz. 3 w sobotę obudziła ją córka. Szarpała za ramię, krzyczała, że się pali.
- Ona miała pokój na piętrze i to ją zbudziły płomienie. Gdy wychodziłyśmy z domu widziałam łunę jaśniejącą na górnym poziomie. Nie wiem, co by było, gdyby nie córka. Pies spał ze mną i też nie wyczuł niebezpieczeństwa – wspomina.
Drugi z ich psów przebywał w tym czasie na dworze. Nie potrafiły go jednak odnaleźć.
– Wrócił po jakimś czasie. Musiał się wystraszyć i przekopać pod ogrodzeniem – mów pani Anna.
„Patrzyłam, jak płomienie pochłaniają owoc wyrzeczeń”
Informację o pożarze domu w Poznowicach strażacy otrzymali w sobotę 26 marca około godz. 3.
- Córka zadzwoniła po służby alarmowe. Ja stałam odrętwiała. Ze łzami w oczach patrzyłam, jak z każdą sekundą płomienie pochłaniają owoc naszych wieloletnich wyrzeczeń – wspomina pani Anna łamiącym się głosem.
Na miejsce przyjechało osiem zastępów straży pożarnej. Akcja gaśnicza trwała około pięciu godzin. Wiele nie udało się jednak uratować. Straty oszacowano wstępnie na 450 tys. zł.
- Nadal nie wiemy, co było przyczyną pożaru – wzdycha pani Anna. – Najpewniej był to jednak stary piec. Mieliśmy kopciucha, którego wkrótce planowaliśmy zastąpić pompą ciepła.
Podczas akcji gaśniczej na miejsce przyjechał mąż pani Anny. Musiał dotrzeć na miejsce spod Jeleniej Góry, gdzie był w pracy.
Do Poznowic przyjechał też Michał. – Ciężko mi opisać wyraz ich twarzy. I wtedy, gdy patrzyli, jak ich życiowy dorobek idzie z dymem, jak i teraz, gdy każdego dnia muszą patrzeć na zgliszcza i porządkować pogorzelisko – mówi.
Ludzie mają wielkie serca
Ogień pochłonął cały ich dom. Potem okazało się, że nie mają nawet gdzie się podziać. – Od przedstawiciela gminy Izbicko usłyszeliśmy, że nie mają nigdzie wolnych miejsc. Nogi się pode mną ugięły – opowiada pani Anna.
Wtedy do akcji wkroczyli ich sąsiedzi. Mieszkańcy Poznowic zaczęli skrzykiwać się, by pomóc pogorzelcom. Skontaktowali się z właścicielem domu, który pracuje i mieszka za granicą, a którego dom stoi pusty. Ten zgodził się, by pani Anna z rodziną w nim zamieszkała.
Michał uruchomił w sieci zbiórkę na rzecz swojej rodziny. Prowadzona jest za pośrednictwem portalu pomagam.pl. W ten sposób próbują zebrać 450 tys. zł. Podkreślają, że liczy się każda złotówka.
Pytana o to, jakiej pomocy teraz potrzebują najbardziej, pani Anna odpowiada: „Każdej”.
- Straciliśmy wszystko. Zostaliśmy w tym, co mieliśmy na sobie w momencie opuszczenia domu. Potrzebujemy pomocy przy usuwaniu gruzowiska, a potem przy remoncie – wylicza pani Anna.
- Nie jest łatwo prosić o wsparcie w takiej sytuacji. Czasy są trudne, ludzie mają swoje problemy. Tym bardziej doceniamy każdy gest wsparcia. Ludzie z Poznowic pokazali wielkie serca, jesteśmy bardzo wdzięczni – mówi ze łzami w oczach.
Michał też zaznacza, że w jego rodzinie tli się nadzieja. - Wierzymy, że wszystko się uda. Ludzie niesamowicie nam pomagają. Mam nadzieje, że odbudowa pójdzie jak najszybciej - stwierdza.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze