Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 3 marca 2025 14:44
Reklama Filplast

Po prostu śpiewamy... Janusz Żyłka już 25 lat na scenie

Z Januszem Żyłką, piosenkarzem, kompozytorem i wieloletnim urzędnikiem samorządowym ziemi strzeleckiej, z okazji 25-lecia twórczości artystycznej rozmawia Beata Szczerbaniewicz.
Po prostu śpiewamy... Janusz Żyłka już 25 lat na scenie
Na zdjęciach (od lewej): Janusz Żyłka z żoną Ewą oraz córka Dominika z rodziną

Autor: archiwum prywatne

Złota Płyta to chyba spełnienie marzeń każdego muzyka, a Pan i Pana córka Dominika taką właśnie otrzymaliście podczas Szlagierowego Benefisu 15 lutego w Rydułtowskim Centrum Kultury Feniks. Czuje się Pan spełniony czy marzy już o platynowej?

- To była wielka radość i niespodzianka, jakie sprawiło nam nasze wydawnictwo Eska z Zabrza. Nie spodziewaliśmy się tego zupełnie, mieliśmy informację, że przygotowują dla nas benefis: dla mnie z okazji 25-lecia twórczości i dla nas obojga - z okazji 20-lecia współpracy artystycznej na scenie muzycznej. I tak, oczywiście: czuję się spełniony. Kiedy byłem chłopcem i słuchałem kaset z moimi ulubionymi wykonawcami, marzyłem, że może kiedyś też uda się mi nagrać choć jedną piosenkę.

I ile ich Pan nagrał?

- Nie wiem, musiałbym policzyć. Wydaliśmy 11 autorskich płyt szlagierowych, w tym 10 razem z córką plus 5 o tematyce religijnej z bratem - ojcem Cherubinem, który jest franciszkaninem, Dominiką oraz na jednej gościnnie z jej koleżanką Nikolą. Na tych pierwszych krążkach jest po około 20 utworów, na ostatnich - po kilkanaście. I właśnie dostałem propozycję, aby nagrać kolejną płytę szlagierową. Co do przyszłości, to trudno planować. Złotej płyty też nie planowaliśmy, ale jest na pewno motywacją do dalszej pracy. My po prosu śpiewamy, koncertujemy, ja komponuję, ludzie słuchają, oglądają nas i podoba im się to, bo przychodzą licznie na nasze koncerty, a w wydawnictwie kupują płyty. Złotą płytę zawdzięczamy słuchaczom, naszym sympatykom i fanom. Za to wszystkim z serca dziękujemy!

Złota Płyta to certyfikat sprzedaży w przemyśle muzycznym: w polskich realiach oznacza sprzedaż w ilości 15 tysięcy egzemplarzy. Ten wynik zbiegł się przypadkowo z 25-leciem Pana działalności i Szlagierowym Benefisem, czy Eska czekała na specjalną okazję, by ją wręczyć?

- To pytanie do wydawnictwa, nie wiem, jak oni to liczą. Myślę, że sukces zawdzięczamy naszym topowym piosenkom, takim jak np. "Siedem róż tobie dam”, która funkcjonuje na rynku muzycznym od 2008 roku. Ta piosenka tylko w internecie była odtwarzana kilkanaście milionów razy - jeśli zsumować różne klipy. Jedno z nagrań na YouTube ma ponad 6 milionów odsłon, inne 3 miliony i tak dalej. Podobnie "Serce tobie dam”, "Me serce bije dla ciebie”... Te utwory są w wielu stacjach telewizyjnych i radiowych, grane są też przez różne zespoły muzyczne, odtwarzane na weselach, festynach i innych uroczystościach, co oczywiście nas bardzo cieszy. Niektóre z nich doczekały się także rozpisania w partyturach dla orkiestr dętych.

A co zrobiliście ze Złotą Płytą? Jest tydzień u Pana i tydzień u córki?

- Już zaczęliśmy się żartem przekomarzać u kogo ona ma być, ale okazało się, że wydawnictwo przygotowało dwa egzemplarze. Dzięki temu mogła zawisnąć i w moim domu, i u córki na honorowych miejscach.

No właśnie, Dominika to Pana córka i partnerka wokalna. Publiczność jednak czasem może odnieść wrażenie, że to żona, takie zapytania nie są rzadkie, tym bardziej, że śpiewających małżeństw na śląskiej scenie muzycznej jest sporo. No i wasze piosenki - te najbardziej popularne są o miłości, więc jak popatrzeć na to, jak śpiewacie, jakie to są słowa i gesty, spojrzenia, to można się pomylić. Nie jest to trochę kłopotliwe?

- Wręcz przeciwnie! Śpiewamy o miłości, bo to jest najpopularniejszy motyw twórczy, ludzie chcą słuchać takich piosenek, a miłość jest wszędzie wokół i w różnych postaciach. Jeśli ktoś nas zna, był choć na jednym koncercie, to wie, kim jesteśmy, bo my o tym mówimy i ja zawsze podkreślam, że jestem szczęśliwy, iż mogę śpiewać z moją kochaną córką. Początkowo częściej zdarzało się, że nas mylono, a dziś już jesteśmy na tyle rozpoznawalni, że to już bywa rzadko. A jeśli nawet, to mi to tylko schlebia, że jako tako na swoje lata się trzymam (śmiech). No i ogromną radość mi sprawiło, gdy kiedyś w jednym z wywiadów Dominika zapytana o to, odpowiedziała, że tato jest nie tylko tatą, ale przyjacielem, że nasza wspólna praca na scenie daje nowy, inny wymiar naszej relacji, ubogaca ją. Ja też tak to odczuwam i wtedy, gdy to usłyszałem, to aż się wzruszyłem. Dużo czasu spędzamy razem, koncertujemy po całej Polsce i to jest zupełnie inaczej niż w domu, gdy jeszcze nawet mieszkaliśmy razem. W długich podróżach po Polsce mamy czas na spokojnie porozmawiać. Tu nie ma pośpiechu dnia codziennego. To jest czas na poznanie radości i trosk. Dominika ma już swoją własną rodzinę. I chociaż nadal dużo chwil spędzamy w dużym gronie rodzinnym, z moją żoną, zięciami, drugą córką, wnukami, to te, gdy podróżujemy we dwoje, są bezcenne, zapadają w sercach i pamięci…

Tym, którzy mają wątpliwości, można polecić teledysk do "Najpiękniejsza nasza miłość”: córka tam śpiewa, a żona występuje i to wyjaśnia wszystko: to ją trzyma Pan za rękę, wręcza kwiaty i są nawet pocałunki. Łatwo było ją przekonać do udziału w tym projekcie?

- Oj, niełatwo. Moja żona Ewa nie jest chętna, by występować w teledyskach. Razem z Dominiką mieliśmy więcej takich pomysłów, ale Ewa dała się nam przekonać tylko dwa razy. A ten pierwszy raz był już bardzo dawno temu. Dziś sam już nie wiem, jak myśmy tego dokonali. Co nie znaczy, że Ewa nas nie wspiera. Przeciwnie: ona jest naszym głównym i najlepszym doradcą, stylistką. Zna się na rzeczy, bo kocha śląskie szlagiery i muzykę taneczną. Jest naszym pierwszym recenzentem i gdy przygotowujemy nową piosenką, nieraz mówi "zmieńcie to” albo mówi "to jest do niczego” i ma rację: czasem trzeba coś dosłownie wyrzucić do kosza. Moja żona jeździ czasem z nami na koncerty, ale zawsze incognito, nie chce, by ją wyróżniać czy przedstawiać, po prostu chce być częścią publiczności i nas obejrzeć, posłuchać. Czasem z tego wynikają zabawne sytuacje. Kiedyś pamiętam - było to dawno temu w Zdzieszowicach - panie z publiczności zaczęły o nas dyskutować. Jedna powiedziała, że Janusz i Dominika to małżeństwo, druga, że rodzeństwo, a trzecia powiedziała, że wcale nie, bo to kochanek i kochanka. No i moja żona wtedy nie wytrzymała i wtrąciła się: "no żadna z was, drogie panie, nie ma racji, bo żoną jestem ja, a to jest moja córka”. No i była radosna konsternacja.

A jak to się właściwie wszystko zaczęło? Na stronie internetowej waszego muzycznego duetu pisze Pan o muzycznych tradycjach rodzinnych, swoim ojcu, o tym, że już jako dziecko zadebiutował Pan jako organista na pasterce, bo człowiek który miał grać nie zjawił się w kościele... To fascynująca historia, ale co było dalej?

- Tak było: miałem wtedy dziewięć, może dziesięć lat... A dalej była długa droga: ognisko muzyczne, szkoła muzyczna, kurs organistowski, wszystkiego po trochu, służba w Garnizonowej Orkiestrze Wojskowej w Opolu, gdzie grałem na klarnecie i saksofonie. Po zakończeniu służby wojskowej założyłem z przyjaciółmi z Opola Edkiem i Markiem zespół muzyczny Prospekt. Graliśmy covery na weselach i festynach. Pewnego dnia w 1999 roku zadzwonił do mnie przedstawiciel wydawnictwa muzycznego w Katowicach i zaprosił nas do kawiarenki radiowej "103,2” w Opolu, gdzie zapytał: czy dalibyście radę skomponować w trzy dni dwie piosenki w gatunku disco polo lub szlagierów śląskich? Wybrałem szlagiery, bo jestem rodowitym Ślązakiem. Te dwa pierwsze utwory to było "Kochana żono” oraz "Mamo, tato”. Wystarczyło nie spać dwie noce i… stało się. Napisałem słowa i muzykę, aranże stworzyłem na bazie ówczesnych możliwości technicznych, no i pojechaliśmy z Markiem je nagrać. Mój przyjaciel Joachim Gruszka i jego przyjaciel z Katowic pomogli nam dobrać instrumenty i towarzyszyli nam na saksofonie i na trąbce. Chyba dobrze poszło, bo szefowa studia powiedziała: "no to róbcie całą płytę”. Ta płyta ukazała się w 1999 roku i trochę według mnie nie do końca przemyślanie wydawnictwo nadało jej tytuł "Największe przeboje”. No, bo jak to skoro była to pierwsza moja płyta? Ale stało się. Niestety, Edek i Marek dzień przed jej nagraniem wycofali się i ostatecznie pojechałem sam z saksofonistą Joachimem Gruszką i z duszą na ramieniu, pełen obaw. Jestem wdzięczny Joachimowi, że mnie wtedy podbudował, bo bez jego wsparcia, to może i ja też bym zrezygnował. Ale on powiedział: albo cię wywalą, albo im się spodoba, nie ma innej opcji. No i spodobało się. W ten sposób pierwsza płyta stała się moją płytą autorską.

A teraz śpiewacie jeszcze czasem po śląsku?

- Śpiewamy, ale rzadziej niż kiedyś. Po paru latach stwierdziłem bowiem, że szlagierów śląskich jest już zbyt dużo, że nie wyróżniam się w tym tłoku. Podumałem, że spróbuję poszukać własnego stylu. Zmieniłem aranżera, zacząłem współpracę z pochodzącym z Dobrodzienia muzykiem Adamem Tas i w 2008 roku razem zrobiliśmy płytę "Miłość nam w sercach gra”. I tam znalazło się "Siedem róż”... to było zupełnie nowe brzmienie, nowy styl. Pierwszych pięć płyt było śląskich, a kolejne już w języku literackim, z dodatkami śląskiego akcentu, żeby podkreślić, że pamiętam o swoim pochodzeniu i jestem z niego dumny. W domu natomiast posługujemy się na równi śląską gwarą i literackim polskim.

A jak to się stało, że zaczął Pan śpiewać z córką?

- Dominika śpiewała od najmłodszych lat w kościele, a ja jestem kościelnym organistą - od 2005 roku w Kolonowskiem, a wcześniej w parafii Staniszcze Wielkie. No i moja córka najpierw śpiewała ze mną w kościele w duecie. Ona nigdy nie miała tremy, dla niej śpiew i występy to była naturalna czynność. Śpiewała w szkole, w różnych przeglądach, wszędzie, gdzie było można. Miała 8 lat, gdy wzięła udział w przeglądzie "Po naszymu, czyli po śląsku” Telewizji i Polskiego Radia Katowice. Miała tam monolog połączony ze śpiewaniem. To jest ciekawa historia. W jury zasiadali między innymi profesor Dorota Simonides i profesor Jan Miodek. Okazało się, że regulamin nie przewidywał uczestnictwa dzieci, a właśnie dzieci - Dominika i jeszcze jedenastolatek - Tomek z Żędowic oczarowali jurorów. Tam były bardzo wysokie nagrody pieniężne, ale stwierdzono, że choć dzieci wypadły najlepiej, wygrać nie mogą i dostali rowery. A pierwszą wspólną płytę nagraliśmy z Dominiką, gdy miała lat 11. To były utwory religijne. Ja, będąc organistą, zaproponowałem proboszczowi, by nagrać ją na rzecz parafii. Zabrałem więc na nagranie Dominikę i jej koleżankę Nikolę. Wyszło nieźle, a gdy wychodziliśmy ze studia, one powiedziały: my tu jeszcze wrócimy! No i Dominika faktycznie wróciła. Wielokrotnie.

A wasz pierwszy wspólny występ na scenie?

- Miała 16 lat, to było na dożynkach, chyba w Łaziskach. Skomponowałem dla niej piosenkę "Pytanie do taty”: taki dialog ojca z córką. I co ciekawe, napisałem po latach nową wersję tej piosenki na prośbę Dominiki, gdy znów prowadzimy taki dialog, ale z innej perspektywy, bo córka jest już dorosła i sama jest mamą. Lubimy ją oboje. A wracając jeszcze do pytania o początki występów Dominiki, to chyba ja miałem większą tremę od niej. Wiedziałem, że jest gotowa, ale bałem się, że jakby coś poszło nie tak, może to ją zniechęcić, odebrać wiarę w siebie. Ale wszystko poszło dobrze i potem już stopniowo zwiększaliśmy liczbę śpiewanych wspólnie piosenek.

Kariera wokalna nie koliduje z Pana działalnością samorządową? Był Pan wcześniej wicestarostą, jest teraz członkiem zarządu powiatu...

- Absolutnie, nie koliduje. Od 35 lat jestem samorządowcem. Wcześniej przez 25 lat pracowałem w gminie Kolonowskie, a teraz jedenasty rok w powiecie strzeleckim. Moja praca zawodowa i moje śpiewanie to zupełnie odrębne działalności. Koncertujemy w weekendy, najwięcej w sezonie od maja do października w plenerze, poza sezonem w salach koncertowych. Robię to w moim czasie wolnym, to moja pasja. Lubię śpiewać, komponować i lubię kontakt z ludźmi, a występy mi to dają. Śpiewając, odreagowuję, czyszczę głowę. Jedni spacerują, inni wspinają się po górach, a ja śpiewam, dzielę się radością i tym, co zostało nam, to jest Dominice i mnie, dane: talentem.

A zdradzi Pan jak powstają Pana piosenki?

- Zawsze w nocy, gdy inni śpią. Ja wtedy siadam do klawiszy, zakładam słuchawki i komponuję.

To na koniec jeszcze zapytam, jaka jest Pana ulubiona piosenka z własnego repertuaru? Taką, którą nuci Pan najczęściej w domu i w pracy?

- Nie mam ulubionej. Nucę różne utwory, w zależności od nastroju. Śpiewam na scenie albo komponuję. Mam ulubionych wykonawców - na przykład Celine Dion, Stinga, Chrisa de Burgh, Justynę Steczkowska, Piaska - i ulubionych kompozytorów muzyki poważnej: Chopina, Czajkowskiego czy Schuberta. Chętnie ich słucham, spacerując, jeżdżąc rowerem. Czasem mam nawet wrażenie, że już za dużo tej muzyki w mojej głowie, bo jakieś pomysły na nowe utwory za mną chodzą... ale dobrze, niech sobie chodzą. I dziękuję Bogu za ten dar każdego dnia i za cudownego Anioła Stróża, który ma dla mnie wiele cierpliwości i prowadzi mnie przez życie…

Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ReklamaHeimat
ReklamaMaxima - grudzień
ReklamaHelios
ReklamaOptyk Ptak 1197
ReklamaRe-gat
ReklamaQuakernack
zachmurzenie małe

Temperatura: 8°C Miasto: Strzelce Opolskie

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 16 km/h

Reklama
Ostatnie komentarze
S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: A czy ktoś z zainteresowanymi stronami, tą od kurników, i tą od mieszkańców, rozmawiał? Czy burmistrz albo radni zasięgnęli opinii mieszkańców w "przedmiotowej sprawie"?Data dodania komentarza: 28.02.2025, 11:47Źródło komentarza: Kurniki skłóciły wieś. "Tu ma być prawie milion brojlerów rocznie" A Autor komentarza: LPTreść komentarza: Może za rok udało by sie zorganizować wycieczkę "Szlakiem naszych okolicznych śmieci w rowach i lasach" Trasa jest przygotowana w 100% a miasto napewno da jakieś 10tys patrząc na te wnioski i rozdawane środki ;)Data dodania komentarza: 20.02.2025, 07:08Źródło komentarza: Pieniądze na zadania kulturalne w Strzelcach Opolskich. Nie wszyscy są zadowoleni S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Tyle tekstu, a najważniejszego nie ma. Które przejścia?Data dodania komentarza: 14.02.2025, 09:48Źródło komentarza: Dwa przejścia dla pieszych w gminie Zawadzkie zostaną doświetlone J Autor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: Pani Baryga,dodam tylko do pani artykułu że mowa o budowie pierwszego w gminie pasywnego oddziału przedszkolnego połączonego z przebudową szkoły podstawowej Staniszcze Wielkie-Kolonowskie 3 znajdującej się na obszarze Fosowskiego.Data dodania komentarza: 12.02.2025, 07:13Źródło komentarza: Takiego obiektu w gminie Kolonowskie jeszcze nie ma. Powstanie pasywne przedszkole S Autor komentarza: SmokTreść komentarza: Czy wy też macie wrażenie, jakbyśmy słuchali rozmowy dzieciaków w przedszkolu? NIK mówi: - fałszowaliście dokumenty, źle pilnowaliście roboty. Na to ZDW odpowiada: - NIK pozytywnie ocenił nasze postępowanie, a cała inwestycja poszła zgodnie z projektem. Według mnie jeden z tych gości łże w żywe oczy, albo przedstawiciel NIK (niewymieniony w artykule), albo p. Horaczuk. Kogo obstawiacie?Data dodania komentarza: 4.02.2025, 08:47Źródło komentarza: Remont drogi Zawadzkie-Żędowice trafił do prokuratury. Wykryto nieprawidłowości J Autor komentarza: JanTreść komentarza: Bardzo ciekawy artykułData dodania komentarza: 27.01.2025, 13:00Źródło komentarza: Jak Guziakiewicz odbudował mosty w Fosowskiem wysadzone w 1945 roku
Reklama