Jacek Ferdynus, szewc ze Strzelec Opolskich, tworzy izbę szewstwa
Pan Jacek zgromadził w swojej kolekcji ponad sto dużych eksponatów i niezliczoną ilość niewielkich szewskich narzędzi, takich, jak kulisy i ambusy do wykańczania krawędzi podeszwy ze skóry z Francji i Niemiec, woski, kołki drewniane, wełnę szewską, prawidła do butów oficerskich czy kopyta szewskie. – Najcenniejsze w mojej kolekcji są kopyta dziecięce z pracowni Piusa Gabora – zaznacza. – Bardzo możliwe, że to jedyny zachowany egzemplarz w Polsce. Prawdopodobnie pochodzą z lat 30. XX wieku.
W izbie pana Jacka można też zobaczyć sprowadzoną z Niemiec maszynę szewską firmy Pfaff z lat 50. ubiegłego wieku, za pomocą której szyje cholewki, czy dwuigłową maszynę Union Special z 1798 roku, która prawdopodobnie jest najstarszym eksponatem w kolekcji.
W kolekcji znajdują się np. kopyta z końca XIX wieku.
– Dowodem na to, jak bardzo są stare, są liczne i głębokie ślady po szpilarach – przekonuje pan Jacek. – Przekazali mi je państwo Zielonka z Grodziska. Ojciec pani Zielonki był szewcem i musiał dużo butów robić, o czym świadczy to, jak mocno te kopyta są sfatygowane.
Skąd u Jacka Ferdynusa ta pasja kolekcjonerska?
– Zaczęła się od wizyty w sklepie z antykami w Opolu – opowiada. – Były tam ambusy, kute narzędzia najwyższej klasy, których jeszcze używają starzy i młodzi szewcy.
Opowiadając o swoich planach dotyczących ekspozycji, pan Jacek mówi, że ”wszystko musi na niej lśnić i błyszczeć na miarę Gabora”.
– Przyznaję, że Pius Gabor jest dla mnie inspiracją, uważam, że możemy być dumni, że pochodził ze Strzelec – stwierdza. – Jestem już na emeryturze i wkładam mnóstwo pracy w przeprowadzenie do końca tego mojego marzenia, jakim jest ta izba. Wynająłem od miasta lokal obok mojego warsztatu, w którym pracuję ponad 40 lat i zacząłem go remontować.
Najpierw trzeba było wywieźć z niego gruz i doprowadzić do porządku.
– A teraz powoli się tu urządzam – opowiada. – Choć przyznaję, że nie jest łatwo. Ciężko też znaleźć pomocników i pieniądze na doprowadzenie wszystkiego do końca. Większość robót wykonujemy we własnym zakresie. A robię to dla naszej lokalnej społeczności, bo takich ekspozycji w okolicy jeszcze nie ma.
Szewc przekonuje, że w izbę trzeba jeszcze włożyć dużo pracy i sporo pieniędzy.
– To jest skończone w 70. proc. – zauważa. – W drugim pomieszczeniu wystawię moją kolekcję butów. Będą tam buty z Węgier, Rumunii, Niemiec, z Radomia, z warszawskiej Syreny z lat 60. i 70. Miałem kiedyś w Strzelcach klientkę, która była posiadaczką ponad stu par butów. Trzy pary zrobiłem jej na miarę. Większość tych butów podarowała mi do kolekcji, są tam buty z Syreny i innych polskich firm. Czekają, żeby je wyeksponować, żeby historia obuwnictwa w Polsce została ocalona od zapomnienia.
– Pozostałe eksponaty, które zgromadziłem będą opisane i wyłożone w podświetlonych gablotach – dodaje Jacek Ferdynus. – Mam tu perełki, takie, jak kute kulisy z lat 30. czy narzędzia z Belgii lub Niemiec. Patrząc na historię szewstwa, większość narzędzi pochodzi z Niemiec. Tu jest 40 lat zbierania, np. katalogi butów z lat 60. z szablonami na wykonanie cholewki. Mam tu podarowany przez Edwarda Jurowicza z Praszki komplet takich katalogów, bardzo ważnych dla kolekcjonera. A kolekcja się rozrasta, bo dużo jest klientów, którzy przynoszą swoje maszyny czy inne rzeczy, żeby zostawić je dla potomnych. A że mam żyłkę kupiecką, to często też udaje mi się wypatrzeć w różnych miejscach coś, co nadaje się do mojej kolekcji.
Teraz każdą maszynę trzeba będzie opisać i skatalogować, co ułatwią emblematy, które ma każda z nich.
– 80 proc. z tych maszyn jest sprawnych, jednak każde narzędzie wymaga czasu, czyszczenia, zabezpieczenia – podkreśla pan Jacek. – Mam też kołowrotek, trzeba go poddać renowacji, która kosztuje. I to jest teraz moja największa bolączka: pieniądze na utrzymanie i rozwój izby i ręce do pomocy, bo sam nie dam rady zrobić tu wszystkiego, co jest konieczne.
Jacek Ferdynus nie ukrywa, że liczy na otwarte serca strzelczan.
– Strzelce Opolskie liczą około 20 tys. mieszkańców plus okoliczne miejscowości, to następne kilkanaście tysięcy. Gdyby każdy wrzucił po złotówce, uzbierałoby się około 40 tys. zł – mówi. – Na razie finansuję tu wszystko z własnej kieszeni, ale nie mam nieograniczonych środków, a chciałbym, żeby izba szewstwa była dumą tego miasta, żeby Strzelce mogły szczycić się tą ekspozycją szewską. Chciałbym organizować tu wernisaże, spotkania przy kawie, opowiadać o zgromadzonych eksponatach.
Wstęp będzie darmowy, jednak mile widziane są datki na utrzymanie i rozwój izby.
– Nie ukrywam, że równie mile widziani są wolontariusze, którzy pomogą w skatalogowaniu i wyczyszczeniu kolekcji, tak, aby odzyskała dawny blask – dodaje pan Jacek. – Może przy okazji zaszczepię komuś chęć do nauki tego unikalnego zawodu.
Mimo, że choć izba jest jeszcze w stanie surowym, można ją już odwiedzać.
– Można przyjść w godzinach otwarcia warsztatu i zobaczyć, jak to wygląda. Wystarczy zapukać w drzwi, gdyby były zamknięte – wskazuje pan Jacek. – Przyjezdni, którzy tu zaglądają, są wprost zachwyceni tym, co tu widzą. Założenie tej izby to jedno z moich największych marzeń. Szczycę się tym, co mam, bo dla historii to na pewno jest ważne. Liczę, że to wszystko nie pójdzie na marne, w zapomnienie, na złom. Zwłaszcza, że każda maszyna tutaj ma swoje serce i duszę. Nigdy nie myślałem też o tym, żeby zamknąć warsztat, bo jak to mówią, szewc umiera na stołku.
Najlepszy sposób, by wspomóc przedsięwzięcie pana Jacka, to odwiedzić jego izbę przy placu Żeromskiego i przekazać datek na rozwój ekspozycji. Liczy się każda złotówka.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze