Jan Baranowski z Jemielnicy swój wyjątkowy talent odkrył przypadkiem, podczas urodzin dziadka
Pierwszy występ wokalny pana Jana miał miejsce podczas imprezy rodzinnej pięć lat temu. Z okazji 85. urodzin dziadka wokalisty rodzina postanowiła przygotować program artystyczny, żeby jakoś uczcić to wydarzenie.
- Jak Jan nam zaśpiewał wtedy arię operetkową „Gdybym był bogaczem” ze „Skrzypka na dachu”, to wszystkim szczęki opadły z wrażenia, bo nie przygotowywaliśmy się wcześniej za bardzo - wspomina jego mama Bożena Baranowska, pierwsza, i jak podkreśla, najwierniejsza fanka muzyka. - Wszyscy byliśmy w szoku, że tak potrafi śpiewać.
Od tego wszystko się zaczęło. Później, jeszcze podczas nauki w szkole średniej, Jan zaczął uczęszczać na zajęcia chóru w Zawadzkiem, a także pobierać prywatne lekcje śpiewu u Przemysława Witkowicza z Teatru Muzycznego „Wit-Wit” w Gliwicach. Pierwsze lekcje, które chłopak u niego pobierał, dotyczyły jeszcze muzyki rozrywkowej.
- Dopiero w trakcie tych lekcji się przebranżowiłem - mówi Jan Baranowski. - To właśnie tamten nauczyciel skierował mnie do szkoły muzycznej, gdzie już pod swoje skrzydła przyjęła mnie moja wspaniała pani profesor Magdalena Spytek-Stankiewicz i moja pianistka, kameralistka pani Marta Staszczyszyn-Żak. Z ich pomocą, ciężką pracą wiele udało nam się wypracować i osiągnąć na przeróżnych konkursach. Całą tę trzyletnią współpracę zakończyłem we Wrocławiu na XVII Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Franciszki Platówny. To bardzo stary i renomowany konkurs, gdzie udało mi się zdobyć najwyższą nagrodę - Grand Prix.
W kategorii wiekowej od 20 lat śpiewak z Jemielnicy zmierzył się z 27 rywalami, wśród których nie miał sobie równych.
W ciągu tych kilku lat solista wystąpił w kilkunastu konkursach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Niestety, z powodu trwającej w tym czasie pandemii koronawirusa, spora część tych zmagań odbywała się w nietypowej formie ze względu na panujące obostrzenia.
- W trakcie pandemii sporo tych konkursów się odbywało, tylko że były organizowane w formie online - wspomina Jan. - Zabawnie było tak występować. Proszę sobie wyobrazić, że podczas konkursu w Gliwicach nagrywałem program, a w tej samej sali jurorzy spotkali się osobno, w maseczkach i oceniali uczestników po kolei.
- Najfajniejsza była pierwsza wygrana - dodaje pani Bożena. - Kiedy Jan dostał się do tej szkoły, jeszcze nie wiedział na co go stać. Po dwóch miesiącach pojechał do Łodzi i wrócił z pierwszą nagrodą i nagrodą specjalną.
Przed liceum wokalista nigdy nie uczęszczał do szkoły muzycznej. W dzieciństwie nie wykazywał zainteresowania muzyką, a rodzice nie podejrzewali, że ich syn będzie sobie tak doskonale radził ze śpiewem operowym. Z tego powodu przygotowanie do występów kosztuje go więcej pracy niż rówieśników, którzy z muzyką zetknęli się już w najmłodszych latach.
- Nawet z nutami na początku Jan miał problem, kiedy przystąpił do chóru - wspomina mama śpiewaka.
Choć dziś osiąga na tym polu spore sukcesy, to jednak zdaje sobie sprawę z tego, że pewne rzeczy przychodzą mu trudniej. Początkowo problem sprawiało mu chociażby utrzymanie się w pulsie, czy samodzielne rozczytywanie utworów, choć teraz, po trzech latach nauki w szkole muzycznej, nie sprawia mu to już trudności.
- Rówieśnikom, którzy wcześniej zetknęli się z edukacją muzyczną, trochę zazdroszczę na przykład tego, że oni są w stanie sobie podgrywać cały utwór, a ja tylko sobie gram swoją linię melodyczną i na tyle mnie stać jako pianistę - przyznaje Jan Baranowski. - Zazdroszczę też osobom, które są bardzo rytmiczne. Takim, które raz coś usłyszą i będą w stanie idealnie to oddać w rytmie.
W swoim repertuarze śpiewak ma utwory zarówno polskojęzyczne, jak i obcojęzyczne - w języku włoskim, niemieckim, francuskim, rosyjskim i po łacinie.
Pierwszej w życiu nagrody zdobytej w konkursie muzycznym wokalista nie odebrał. Było to krótko po ukończeniu przez niego technikum. Wystąpił wtedy w przeglądzie „Wiosenne prezentacje” w Strzeleckim Ośrodku Kultury. Na występ przyjechał niewyspany, po nocce, bo w tym czasie podjął pracę. Na scenie zaśpiewał „Króla Olch”, jednak nie był zadowolony ze swojego wykonania i - przekonany, że nie poszło mu najlepiej - wrócił do domu odpocząć. Dopiero znajoma pani Bożeny, której córka również startowała w przeglądzie, przekazała jej, że Jan zajął pierwsze miejsce.
Po zakończeniu edukacji w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Ludomira Różyckiego przyszedł czas na studia. Obecnie młody baryton ma za sobą pierwszy semestr edukacji na Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, gdzie kształci się pod okiem profesora Bogdana Makala. Śpiewak od początku był zdecydowany na studia na tej uczelni. Większość jego kolegów była na konsultacjach u różnych profesorów z różnych akademii muzycznych, natomiast pan Jan był już wcześniej zaznajomiony z profesorem, u którego odbywał kurs wokalny. Mieli możliwość popracować razem i byli pewni, że będzie to dobrze funkcjonująca, owocna współpraca. Być może niedługo będziemy mieli możliwość się o tym przekonać. Obecnie solista nie występuje w tylu przeglądach, co w trakcie swojej wcześniejszej edukacji.
- Mój profesor jeszcze niechętnie podchodzi do tego, żeby wysyłać mnie na konkursy, ale to dlatego, że jestem młody - tłumaczy Jan Baranowski. - Za mną dopiero pierwszy semestr nauki. To jest wzmożona praca, żeby przenieść się na jeszcze wyższy poziom śpiewania. Mój profesor Bogdan Makal jest wybitnym pedagogiem wokalistyki, o czym świadczy chociażby szereg wspaniałych śpiewaków, których wypuścił w świat.
Popisowym utworem Jana Baranowskiego jest barokowa aria Sorge infausta Jerzego Haendla. Kompozycja trudna i bardzo skomplikowana. Jak przyznaje młody muzyk - trzeba się napracować, żeby to zaśpiewać. To właśnie m.in. tą arią Jan Baranowski wywalczył sobie wspomnianą nagrodę Grand Prix we Wrocławiu.
Zapytany o plany na przyszłość, mimo młodzieńczego wieku, bez wahania odpowiada: - Śpiewać na scenach operowych. Opera Wrocławska na przykład ma ciekawy program „Opera Młodych”. Pomaga promować młodszych wykonawców, śpiewaków. Daje im szansę, oferuje całe szeregi spektakli. Dzięki temu mogą pokazać się, nabywać doświadczenia i iść dalej. Jeśli ktoś jest naprawdę dobry, dzięki takiemu programowi mógłby się łatwo wybić.
Marzeniem pana Jana byłoby w przyszłości śpiewać w Operze Narodowej w Teatrze Wielkim w Warszawie, natomiast spełnieniem jego muzycznych marzeń jest wystąpić w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, czego szczerze mu życzymy.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze