Krzysztof Ogiolda: Dzisiaj przypada 83. rocznica wybuchu II wojny światowej. Czy Polska mogła uniknąć niemieckiej napaści 1 września 1939? Niektórzy historycy bronią tezy, że skoro Polacy w 1938 zachowali się jak sojusznik Hitlera i weszli na Zaolzie, wystarczyło tego sojuszu nie odwracać. Hitler zaatakowałby Francję i być może Wielką Brytanię.
Dr hab. Marek Białokur: Na tak postawione pytanie nie ma jednej pewnej odpowiedzi. Jest cała masa okoliczności, które wpłynęły na to, co się 1 września zdarzyło. Należą do nich anschluss Austrii i przyzwolenie Zachodu na ten zabór, później ten sam Zachód zgodził się na podział Czechosłowacji. Z perspektywy zachodniej wejście przez Polskę na Zaolzie było formą sojuszu z Hitlerem i udziału w rozbiorze Czechosłowacji. Z polskiego punktu widzenia było to naprawienie krzywdy, jaka się Polsce wydarzyła w latach 1919-1920.
Jak zwał tak zwał, weszliśmy na terytorium sąsiada razem z Hitlerem...
- O to, czy razem, można się spierać. A do całości tego obrazu trzeba jeszcze dodać postawę Brytyjczyków, którzy bardzo dużo obiecali polskiemu ministrowi spraw zagranicznych Józefowi Beckowi. Beck te obietnice przyjął, tym samym powodując gwałtowną reakcję Hitlera, który jednoosobowo podejmował najważniejsze decyzje. Wreszcie wpływ na zachowanie różnych stron tego konfliktu miał sojusz sowiecko-niemiecki zawarty w sierpniu 1939 roku. Wystarczyło kilka, najwyżej kilkanaście miesięcy, by sytuacja wokół Polski gwałtownie się zmieniła. Kiedy w 1934 roku zawierano układ polsko-niemiecki, III Rzeszy bardzo zależało, by mieć w Polsce sojusznika przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Po śmierci Piłsudskiego zaczyna się to zmieniać. Środowisko Piłsudskiego pozbawione marszałka ewoluowało w stronę polskiej prawicy. Część tego środowiska nawiązała współpracę z częścią Obozu Narodowego. A polska prawica jest stanowczo antyniemiecka. Tym samym piłsudczycy odchodzą od myśli Piłsudskiego: Pod żadnym pozorem nie wchodźcie w konflikt na dwa fronty.
Gdyby Polska przyjęła warunki Hitlera i zgodziła się na eksterytorialną autostradę i linię kolejową przez swoje terytorium i na pełną niemiecką obecność w Gdańsku, może także na oddanie przyznanej Polsce części Śląska, mogłaby uniknąć wojny?
- Tacy historycy jak Zychowicz, wcześniej Łojek, Wieczorkiewicz są zdania, że to by nas uchroniło od wojny. Moglibyśmy z Niemcami współpracować, a odwrócenia sojuszy dokonać później. Ale profesorowie Marek Kornat i Mariusz Wołos, którzy rok temu wydali biografię Józefa Becka, uważają, że przyjęta przez niego linia polityczna, czyli pójście z Niemcami na konfrontację, była wtedy jedyną możliwą do przyjęcia.
Dlaczego Niemcy ostatecznie zdecydowali się zaatakować Polskę?
- Nie byli pewni, jeśli zaatakowaliby Francję, jak się zachowa Wielka Brytania. Za to mieli podpisany układ z Sowietami. Zaatakowali więc państwo, które w tym momencie wydawało się im najsłabsze, a relacje z nim mieli bardzo napięte. Przypomnijmy, Hitler doszedł do władzy, krzycząc o hańbie traktatu wersalskiego, o upokorzeniu, którego dłużej nie sposób znosić. Społeczeństwo oczekiwało od niego kolejnych sukcesów. To były nastroje trochę podobne do dzisiejszych w Rosji. Sytuacja niemieckiej gospodarki nie była kwitnąca. Pomogły jej aneksja Austrii, zajęcie Czechosłowacji. Ta gospodarka potrzebowała kolejnego sukcesu, przestrzeni życiowej. Hitler po tym, jak przyzwyczaił społeczeństwo do kolejnych sukcesów, nie bardzo mógł się cofnąć. My sobie dziś nie zdajemy sprawy, jak ważne dla Niemców wtedy było połączenie Prus Wschodnich z resztą Niemiec. Jedna z karykatur z tamtej epoki pokazuje Polskę wepchniętą jako wrogą pięść między rozdzielone terytorium Niemiec. Takimi obrazami społeczeństwo niemieckie było karmione. Usunięcie Polaków, których zresztą propaganda pokazywała jako brudasów, z dolnego biegu Wisły zdawało się czymś koniecznym. Bo piękna zwiewna Germania się przez tego brudasa dusiła.
Mocno uproszczony ten obraz.
- Ale powtarzany się utrwalał. Wtłaczanie ludziom stale określonych treści powoduje, że niektórzy już nie są w stanie samodzielnie i krytycznie myśleć. Jak się sto razy w „Wiadomościach” o 19.30 pokaże Tuska für Deutschland, to ci, którzy oglądają w swej masie będą myśleć, że on jest za Niemcami, a nie za Polską. Hitler ze swoją propagandą i poprzednimi sukcesami doszedł do ściany. Miał alternatywę wobec wojny z Polską. Jakaś zawsze jest, ale atak na Polskę wydawał mu się prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem.
Czy Polska została opuszczona przez sojuszników? To, co robili we wrześniu 1939 Francuzi i Anglicy, nazywa się często dziwną wojną. I ona taka była, skoro na Niemcy spadały nie bomby, ale ulotki. Francuzi, którym I wojna światowa przyniosła mnóstwo ofiar i kalek, nie chcieli umierać za Gdańsk. Dlaczego nie chcieli bić się Anglicy?
- Wielka Brytania to kraj wyspiarski. Kanał Angielski, jak mówią Brytyjczycy, czy Kanał La Manche, jak go nazywa większość kontynentu, stanowił pewną gwarancję bezpieczeństwa. To poczucie siły wzmacniała jeszcze Royal Navy, flota brytyjska panująca na morzach. Do konfliktu lądowego Anglia nie była gotowa. Kiedy premier Chamberlain przywiózł z Monachium papier, tekst traktatu, który uważał za gwarant pokoju, a potem rozczarowany przyglądał się wkroczeniu Niemców do Pragi, Wielka Brytania rozpoczęła i prowadziła przygotowania do wojny, ale nie była do niej gotowa. A zawarcie w sierpniu paktu niemiecko-sowieckiego jeszcze bardziej ostudziło jej bojowy zapał. Brytyjczycy nie chcieli powtórki z Wielkiej Wojny lat 1914-1918, czyli setek i tysięcy młodych brytyjskich mężczyzn ginących na froncie. W dodatku w Wielkiej Brytanii działała zupełnie legalnie faszyzująca partia popierająca współpracę z Niemcami. Istniały tradycyjne więzi łączące dwór królewski w Anglii z rodziną cesarską w Niemczech.
Hitler wabił Brytyjczyków obietnicą podziału wpływów na kontynencie.
- Obiecywał, że nie będzie miał nic przeciw angielskiemu panowaniu na morzach. Interesowała go Europa lądowa, a ściśle Europa Środkowo-Wschodnia, w której Wielka Brytania nie miała jakichś żywotnych interesów. Wszystko to zniechęcało Anglików do podjęcia realnych działań zbrojnych, choć mieli z nami zawarte dwa układy. Jeden z wiosny, a drugi z - pogłębiony - z sierpnia 1939 roku. Z tych zobowiązań się nie wywiązali.
Zapytam wprost: Zostaliśmy oszukani, zdradzeni przez sojuszników?
- Ja bym takiego sformułowania w polityce nie użył. Ale prawdą jest, że nie wywiązali się ze zobowiązań, które na siebie przyjęli. To brzmi łagodniej.
Przypomina się Jacek Kaczmarski, który w piosence o Jałcie pisał, iż „polityk przecież w ogóle nie zna słowa zdrada, a politycznych obyczajów trzeba strzec”.
- Nie użyłbym słów zdrada ani oszustwo, bo formalnie 3 września o 11.00 Brytyjczycy, o 17.00 - jeśli dobrze pamiętam - Francuzi do wojny przystąpili. Tyle tylko, że kiedy 12 września w Abbeville zawarli tajny układ, który mówił, że nie będą podejmowali realnych działań, to o tym już polskiemu dowództwu nie powiedzieli. To brzmi bardzo gorzko, ale im dłużej Niemcy wykrwawiali się, walcząc z polską armią, tym więcej czasu Anglia i Francja dostawały na przygotowanie do przyszłego konfliktu.
Wejście Sowietów 17 września...
- ...dostarczyło im dodatkowego argumentu. Oni z Polakami układu przeciw Sowietom nie zawierali, tylko przeciw Niemcom.
Mam takie paradoksalne przeświadczenie, że Polacy dziś wiedzą, że ich przodkowie bili się we wrześniu 1939 roku dzielnie, ale jednocześnie wielu z nas miałoby ogromny problem z wymienieniem choćby trzech ważnych bitew kampanii wrześniowej. Dlaczego tak się dzieje? Co dla własnej tożsamości powinniśmy o tym wrześniu wiedzieć?
- Problemem jest już terminologia. Obok pojęcia kampania wrześniowa wprowadzonego przez propagandę Goebbelsa pojawiają się takie określenia jak: wojna polska 1939 roku, wojna obronna Polski, kampania polska 1939 roku, a opolski historyk Aleksander Woźny zaproponował nazwę dwufrontowa wojna polska. Historycy idą na noże, którego z tych terminów używać. Pytanie, czego chcemy na ten temat nauczyć w szkole, czyli wprowadzić do możliwie powszechnej świadomości, jest kluczowe.
To spróbujmy na nie odpowiedzieć...
- Z perspektywy ogólnopolskiej na pewno kluczowe są daty wybuchu wojny, wkroczenia Sowietów do Polski, data upadku Warszawy, czyli 28 września, oraz data zakończenia walk w 1939 roku - 6 października. Gdyby przeciętny Polak te cztery daty kojarzył, byłbym jako historyk zadowolony.
Żadnej bitwy, żadnego bohaterstwa?
- Byłoby dobrze wiedzieć o obronie Westerplatte (przypomnijmy, żołnierze, którzy mieli się bronić przez 12 godzin, bili się przez 7 dni), ale także o Wieluniu, który ciągle zabiega o to, by pokazywać: My zostaliśmy napadnięci jako pierwsi. Tam dokonał się dramat ludności cywilnej, a agresor wykazał się wyjątkowo bezwzględnymi działaniami. W drugim szeregu tego, co należy pamiętać, umieściłbym dwie bitwy z jesieni 1939 - bitwę nad Bzurą i obronę Wizny.
Dlaczego akurat te bitwy pan profesor wybrał?
- Bitwa nad Bzurą była w tej kampanii jedną z nielicznych udanych prób nie tylko skutecznej obrony, ale także kontrofensywy poprowadzonej przez generała Tadeusza Kutrzebę. Na wojnę obronną Polski składały się również działania zaczepne. Ta bitwa o tym przypomina. Obrona Wizny, do której przylgnęło określenie „polskie Termopile”, przypomina o bohaterstwie polskiego żołnierza. 720 Polaków biło się przeciwko blisko 40 tysiącom Niemców. Kapitan Korpusu Obrony Pogranicza Władysław Raginis zachował się jak Samuraj. Bronił placówki do końca. Widząc, że żołnierze nie mają już amunicji ani dalszych możliwości obrony, zwolnił ich ze służby. A sam postąpił honorowo, odbierając sobie życie i w ten sposób ginąc za ojczyznę.
Pan profesor nie lubi pytań z cyklu: Co by było gdyby? Ale wyobraźmy sobie, że nie ma paktu Ribbentrop - Mołotow z jego tajnymi klauzulami ani sowieckiej agresji 17 września. Polska broniłaby się przynajmniej do listopada 1939? Wykrwawiona i osłabiona sprzętowo armia niemiecka nie zaatakowałaby Francji w 1940 roku?
- Gdyby nie było paktu i zamiaru sowieckiej agresji, nie wiadomo, czy Hitler zaatakowałby w ogóle Polskę. Ale odpowiedzieć na takie pytanie naprawdę niełatwo, bo mamy bardzo dużo, zbyt wiele niewiadomych. Nie wiemy, z jaką determinacją biłaby się armia polska, mając przeciw sobie tylko jednego wroga. Nie potrafimy powiedzieć, jak zachowaliby się - bez 17 września - Francuzi i Brytyjczycy. Możemy przypuszczać, że ich pomoc dla Polski byłaby o wiele bardziej realna. Oni układzie niemiecko-sowieckim wiedzieli, tylko nie poinformowali o nim strony polskiej. Nie wiemy, czy Polacy broniliby się do listopada czy np. do lutego 1940. Pytań i wątpliwości jest więcej niż odpowiedzi. Można sobie wyobrazić, że Stalin na propozycje Hitlera: Dzielimy się Europą Środkowo-Wschodnią, odpowiada: Nie. Bo przewiduje, że Hitler dziś chce się dzielić, żeby jutro go zaatakować.
Co wtedy zrobiliby zachodni sojusznicy?
- Mogliby powiedzieć: Wysyłamy do was pomoc i realnie atakujemy na granicy z Niemcami, ale wy zgódźcie się zawrzeć z Sowietami układ. Bo skoro waszym głównym przeciwnikiem są Niemcy, to każdy, kto pomaga wam go pokonać, jest waszym sojusznikiem. Ale nie wiemy, czy tak by naprawdę było.
Przywykło się mówić, że Sowieci 17 września wbili Polsce nóż w plecy. Jak bardzo ten nóż - mówiąc metaforycznie - uszkodził polskie serce? Po tym, co już wiemy: Katyń, wywózki cywilnej ludności na Syberię, za jakiś czas zbrodnia wołyńska...
- Serce ma dwie komory. Nie znam się na medycynie, ale myślę, że jak jedna jest uszkodzona, a druga sprawna, to serce jakoś jeszcze pracuje i pompuje krew do organizmu. Jak sztylet uszkadza obie komory serca, to krew nie krąży. Jak komuś nie podoba się porównanie z komorami serca, proponuję inne. Bokser może być liczony, paść na deski, a potem wstać i bić się dalej. Ale nie da się tego zrobić, walcząc samemu przeciwko dwom przeciwnikom. Sowiecka agresja miała kluczowe znaczenie dla dalszych losów państwa polskiego. Ona spowodowała, że straciliśmy szanse na skuteczną obronę. Jak wspomniałem to był ostateczny koniec marzeń o francuskiej i brytyjskiej pomocy. Bo jak mówiłem oni się z nami na pomoc przeciw Rosjanom nie umawiali. Atak 17 września był znaczącą pomocą dla Niemców. Wojna z Polską nie była dla III Rzeszy - wbrew pozorom - spacerkiem. Niemiecki bilans września to kilkanaście tysięcy zabitych, 40 tysięcy rannych. Nieprzypadkowo Goebbels zorganizował w Lipsku w 1940 roku wystawę sprzętu wojskowego. Nie tylko polskiego, zdobytego we wrześniu, także podziurawionej broni niemieckiej. Trzeba było jakoś matkom, które utraciły synów w kampanii polskiej, tę ich śmierć uzasadnić albo przynajmniej próbować ją wyjaśnić. To jest sytuacja podobna do dzisiejszej z Putinem. Ogłasza się ludziom specjalną operację, która w dodatku ma niewiele kosztować, a w rzeczywistości nie tylko trwa zacięta walka, ale do kolejnych domów przychodzą informacje o śmierci synów i urny z prochami, a czasem nawet to nie.
Mieszkamy i rozmawiamy na Śląsku Opolskim. Tu też miały miejsce we wrześniu 1939 zdarzenia kluczowe dla losów Polski. Myślę choćby o tzw. konferencji w Jełowej. To tam - w pociągu Hitlera - zapadła m.in. decyzja o podziale terytorium Polski między dwóch agresorów wzdłuż Wisły, Narwi i Sanu. Dzieci się o tym w szkole uczą?
- Mamy regionalny wątek wydarzeń 1939 roku. Dotyczy on nie tylko Jełowej, także Polskiej Nowej Wsi, skąd m.in. startowały niemieckie samoloty kierujące się na Wieluń. Niestety, w Polsce od 20 lat nie mamy prowadzonej w sposób zorganizowany i instytucjonalny edukacji regionalnej. W podstawie programowej nauczania historii nie ma o tym mowy. Także ze względu na ogólnopolski charakter egzaminów maturalnych. One mają swoje zalety, ale do 2004 roku włącznie piąte pytanie na maturze było regionalne. Gdyby nauczyciel - na przykład w bardzo dobrym liceum w Strzelcach Opolskich - miał tylko jedną godzinę tygodniowo przez cztery lata na edukację regionalną, to miałby na wątki związane z historią lokalną łącznie około 160 godzin.
Zdążyłby powiedzieć uczniom i o Jełowej, i o Polskiej Nowej Wsi?
- A my w Opolu na przykład także o rzeźbach Myrtka. Dzisiaj na to nie ma czasu. Godziny z historii regionalnej najlepiej byłoby jeszcze podzielić na pół. Część przeznaczyć na wydarzenia ogólnoregionalne, a połowę zostawić nauczycielowi na treści zupełnie lokalne - inne w Strzelcach, inne w Krapkowicach, inne w Cisku. Nauczyciel w Prudniku mógłby poświęcić parę lekcji zakładom włókienniczym, a ten w Nysie zabrałby uczniów do fortów, by im przybliżyć kampanię napoleońską. Dziś się od nas oczekuje, byśmy uczniom mówili o regionalnych elementach globalnej historii. Tylko że ja mam w liceum na całą dekadę lat 80. XX wieku - powstanie „Solidarności”, zabójstwo księdza Popiełuszki, dojście do obrad okrągłego stołu - jedną lekcję. Na wojnę obronną 1939 roku także jedną.
Czytaj wszystkie najważniejsze informacje z powiatu strzeleckiego. Kup aktualne e-wydanie "Strzelca Opolskiego"!
Komentarze